*Chloe*
Zapięłam trzy ostatnie guziki koszuli, nie spiesząc się z każdym pojedynczym. Ksiądz Bieber zerknął nerwowo na mój biust i niemal natychmiast odwrócił wzrok, jakby bał się, że jedno ukradkowe spojrzenie naniosło na niego grzech. Był naprawdę uroczy i słodki, zagubiony w własnym ciele i duchu, natomiast ja byłam tutaj tylko po to, aby pomóc mu dokonać zmian. Jako ksiądz prędzej czy później zmarnowałby się za murami kościoła. Był mężczyzną z krwi i kości, a ja chciałam mu to jedynie pokazać.
-Czy mi się zdaje, czy ksiądz się zawstydził? - zaćwierkałam radośnie, widząc na policzkach mężczyzny delikatnie różowawe smugi.
-Chloe, zapraszam cię do klasy, musimy poważnie porozmawiać - odkaszlnął nerwowo i bez uśmiechu na ustach wskazał dłonią drzwi łazienki.
Ruszyłam pierwsza, umyślnie kołysząc ponętnie biodrami. Nie wierzyłam, że ksiądz choćby na moment nie spuści wzroku i nie zatrzyma go na moich pośladkach. Nie wierzyłam w jego wewnętrzną siłę i samozaparcie. On jednak dość sprawnie wyminął mnie na korytarzu i ruszył przodem. Zamiast on na moim, to ja na jego tyłku zahaczyłam wzrok i, cholera, miał naprawdę niezłe pośladki.
Justin otworzył przede mną drzwi klasy i wpuścił mnie pierwszą. Posłałam mu wdzięczny, ciepły uśmiech i usiadłam na krześle najbliżej biurka, o które oparłam się obiema dłońmi, wystukując cichy rytm na blacie. Ksiądz opadł na krzesło z głośnym, rozległym westchnieniem, które natychmiast poszerzyło mój uśmiech w kącikach ust.
Chloe Montez nie znała smaku porażki.
-Niech ksiądz się rozluźni - wymruczałam, kładąc dłonie na jego rękach. - Nie warto przez całe życie być tak spiętym. To szkodzi zdrowiu.
-Chloe, byłbym naprawdę bardzo wdzięczny, gdybyś przestała mnie uwodzić - dość gwałtownie zabrał dłonie z blatu biurka, a moje niewyparzone usta ułożyły się w niewielką literkę o.
-Niech ksiądz się tak nie denerwuje. Złość piękności szkodzi - zaćwierkałam, po czym odsunęłam krzesło, wstałam i ustawiłam się za plecami mężczyzny, subtelnie opuszczając dłonie na jego spięte ramiona. Byłam pewna, że prędzej czy później ulegnie. Nie mógł sprawić mi zawodu. - A teraz zrobię księdzu odprężający masaż i od razu poczuje się ksiądz jak w niebie - zaczęłam delikatnie zaciskać palce na jego barkach, a także pogładziłam jego kark. Przebiegły go dreszcze, czułam to. Mógł zaprzeczać, a ja mimo to wiedziałam, że nie był w stanie kontrolować naturalnych odruchów, wynikających z kontaktu kobiecych dłoni z jego skórą.
-Chloe, dziecko - westchnął po raz kolejny z cichą nutą irytacji w głosie. Objął moje nadgarstki i kolejny raz posadził na drewnianym krześle po drugiej stronie biurka.
Sapnęłam obrażona i założyłam prawą nogę na lewą, natomiast ramiona skrzyżowałam na piersi. Był naprawdę silny. Przeliczyłam się, sądząc, że kilkoma prostymi gestami wydobędę z jego wnętrza diabła zamiast anioła, którego ukazywał przed wszystkimi. Musiałam postarać się znacznie bardziej, aby zadziałać na jego ciało i wyobraźnię.
-Chcę z tobą normalnie porozmawiać, jak dorośli ludzie, a ty zachowujesz się, jakbyś miała najwyżej pięć lat - nie zaprzeczę, poczułam się lekko urażona jego słowami. Jeszcze nikt w tak bezpośredni sposób nie nazwał mnie dzieckiem.
-O czym? - westchnęłam, odrzucając włosy na plecy.
-O sytuacji z toalety. Chloe, nie uważasz, że takim zachowaniem tracisz szacunek do samej siebie? Co ty chciałaś zrobić z tym chłopakiem? Jak chciałaś się zachować?
Zachichotałam pod nosem, rozluźniając mięśnie. Naprawdę chciałam utrzymać język za zębami, jednak jego niebywała niewinność prowokowała mnie do niegrzecznych gadek. Chciałam znów zobaczyć rumieńce na jego policzkach. Krępowanie go dawało mi ogromną satysfakcję.
-Naprawdę mam księdzu tłumaczyć, co chciałam zrobić z Mike'iem? Czy tego nie było widać? Ksiądz jest tak naiwny, czy chce po prostu usłyszeć o tym z moich ust? - uniosłam wysoko idealnie wyregulowaną brew i usiadłam wygodniej na krześle. - A więc dobrze, chciałam się z nim pieprzyć, nie pierwszy raz i nie ostatni - parsknęłam cichym śmiechem, przekładając nogę na drugą nogę.
-Dziecko, czy ty słyszysz swoje słowa? Nie masz do siebie szacunku. Powiedz mi, kochasz tego chłopaka? Czy może on cię do czegoś zmusza? Jestem przekonany, że wolałabyś dopuszczać do zbliżeń przy mężczyźnie, którego darzysz miłością - naprawdę wierzył, że uda mu się zmienić moje nastawienie do świata, do ludzi, jednak ja chciałam się bawić, korzystać z życia, dopóki jestem młoda i atrakcyjna. Nad swoimi czynami zacznę zastanawiać się dopiero za kilka lat, kiedy założę rodzinę i będę chciała się ustatkować.
-Lepiej żałować coś, co się zrobiło niż coś, na co nigdy nie starczyło nam odwagi. Chcę próbować wszystkiego, żeby za parę lat móc powiedzieć, że nie bałam się sięgać po to, o czym inni ludzie jedynie marzyli.
-Więc dlaczego nie nurkujesz, nie skaczesz ze spadochronem? Jeśli chcesz, bądź szalona, ale nie w taki sposób. Nie trać szacunku do samej siebie, Chloe. Będziesz tego żałować, uwierz mi.
Ksiądz Bieber z każdą chwilą stawał się coraz bardziej irytujący. Naprawdę sądził, że posłucham chociaż jednego z jego słów? Naprawdę łudził się, że jedna rozmowa z nim wypuści ze mnie w aniołka? Diabełek skryty wewnątrz zmienia mnie w osobę oryginalną, jedyną w swoim rodzaju, a nie smutną, szarą, podobną do wszystkich. Chciałam się wyróżniać, chciałam być popularna, chciałam, aby o mnie mówili. I nie dbałam o to, czy wypowiadali się w sposób dobry czy zły. Ważne, aby było o mnie głośno. Nie dam o sobie zapomnieć.
-Wie ksiądz, co ja myślę? - wstałam z krzesła z głośnym westchnieniem i podeszłam bliżej mężczyzny, przysiadając na skraju biurka. - Myślę, że jest ksiądz zdecydowanie przewrażliwiony. Kiedy ja jestem zbyt spięta, zazwyczaj rozładowuję negatywne napięcie poprzez seks. Może księdzu również by się to przydało? Ja chętnie pomogę - posłałam mu szeroki, wymuszony uśmiech i przysiadłam na prawym kolanie szatyna, zarzucając dłonie na jego kark.
Jeśli sądził, że zdoła odeprzeć od siebie moje zaloty, grubo się mylił. Ja nie odpuszczam. Nigdy.
Po raz pierwszy Justin nie westchnął z irytacją, nie zsunął mnie z kolan i nie wykazał jakichkolwiek oznak zniecierpliwienia. Spiął wszystkie mięśnie i odkaszlnął niezręcznie. Teraz miałam pewność, że mój śmiały ruch wpędził go w niemałe zakłopotanie. Miałam wrażenie, że Justin nie wiedział, jak ma się zachować względem mnie. Nie wiedział, co na jego miejscu zrobiłby prawdziwy, dorosły mężczyzna. Wpatrywał się jedynie ze strachem w moje tęczówki i nerwowo przełykał ślinę. Bał się mnie. Po prostu się mnie bał, jakby sądził, że delikatnym gładzeniem karku i posyłaniem zalotnych uśmieszków mogę wyrządzić mu krzywdę.
-Niech ksiądz nie udaje takiego niewiniątka. Jestem przekonana, że pod sutanną kryje ksiądz mięśnie jak ze stali i coś, czym z pewnością zadowoliłby ksiądz każdą kobietę -musnęłam nosem jego szyję, po czym krótko pocałowałam linię wyraźnie zaciśniętej szczęki.
Czułam, że jest już mój, dlatego chwyciłam między palce pierwszy guzik jego koszuli i zaczęłam rozpinać go powolutku. Wtedy jednak on zerwał się z krzesła jak oparzony i jednocześnie zsunął mnie ze swoich kolan. Zaskoczona chciałam otworzyć usta, odezwać się, przerwać niezręczną ciszę, lecz Justin nie pozwolił mi dojść do głosu. Nie obdarzył mnie ani jednym spojrzeniem, zanim poprawił ubranie, ruszył w kierunku korytarza i na sam koniec donośnie zamknął za sobą drzwi.
Czyżbym go w jakiś sposób uraziła?
***
Po raz pierwszy, kiedy tata przyszedł do mojego pokoju i oznajmił, że muszę pojechać z nim do kościoła, na moje usta wkradł się uśmiech. To niczym błogosławieństwo. Nie dość, że mogę widywać księdza Biebera w szkole, to również po lekcjach natknę się na niego pośród starych murów kościoła. Chciałam jednoznacznie dać mu do zrozumienia, że ze mną nie wygra, a ja odpuszczę dopiero wtedy, kiedy mi ulegnie. Stanowił dla mnie pewnego rodzaju wyzwanie. Był płotem, którego jeszcze nigdy nie udało mi się przeskoczyć. Nie byłam przyzwyczajona do myśli, że jakiś mężczyzna może mnie odtrącać, zwłaszcza gdy ten mężczyzna jest tak przystojny jak ksiądz Bieber i gdy ten mężczyzna rozpala moją wyobraźnię w równym stopniu co szatyn.
Tylko raz spotykałam się ze starszym mężczyzną. Miał dwadzieścia dwa lata, lecz mimo to przebijał się przez niego niedojrzały gówniarz. Ksiądz Bieber był inny od innych. Niewinny, dość mocno naiwny i nieśmiały, choć tego ostatniego nie zdarzało mu się ukazywać zbyt często. Dopiero kiedy zostawaliśmy sami, jego oddech lekko przyspieszał, a na policzkach pojawiały się ledwo zauważalne rumieńce.
-Chloe, pospiesz się, wychodzimy - ojciec krzyknął z dołu, więc ostatni raz musnęłam usta owocowym błyszczykiem, przełożyłam włosy na prawe ramię i zbiegłam po schodach na parter.
W przedpokoju z ogromnym uśmiechem wsuwałam stopy w czarne szpilki, a później raźnym krokiem ruszyłam do samochodu rodziców, siadając na fotelu pasażera. Przypięłam swoje ciało pasem i dałem tacie znać, że może ruszyć. Dopisywał mi naprawdę dobry humor, mimo że po ostatniej sytuacji z księdzem Bieberem w szkolnej klasie nie zamieniłam z nim ani jednego słowa.
-Wiesz, tato, o czym ostatnio myślałam? - zaczęłam, unosząc jedną brew i spoglądając na ojca.
-Słucham, Chloe.
-Chciałabym bardziej udzielać się w kościele i spędzać w nim więcej czasu jak ty i mama. Zrozumiałam, że znajomi i spotkania z nimi nie są tak ważne, jak wiara.
-Bardzo się cieszę, że w końcu to zrozumiałaś, Chloe. Jestem z ciebie dumny - posłał mi ciepły uśmiech. Widziałam w jego oczach, że był szczęśliwy. Tego pragnął od samego początku. Chciał rozbudzić we mnie silny przypływ wiary. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że moje nagłe uświęcenie wiąże się tylko i wyłącznie z osobą nowego, przystojnego i naprawdę seksownego księdza. Cholera, on nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jak działa na kobiety.
Tata zaparkował przed kościołem i zgasił silnik. Oboje wysiedliśmy z samochodu. Tym razem poczekałam na ojca i dopiero razem z nim ruszyłam w stronę wejścia do świątyni. Moje serce zabiło szybciej na samą myśl, że za parę minut ujrzę Justina. Z początku będę zmuszona do zachowania pozorów, jednak kiedy zostaniemy sami, zwolnię wszelkie hamulce i pokażę księdzu Bieberowi, do czego tak naprawdę dążę.
-Chloe, idź na plebanię i powiedz księdzu Bieberowi, że już jestem. Mam mu pomóc przy nagłośnieniu w kościele - wystarczyło, aby tata wspomniał o Justinie, a na moje usta wpłynął łobuzerski uśmiech.
-Z wielką chęcią - odparłam powoli, cicho, pod nosem. Ojciec nie musiał słyszeć mojego przebiegłego głosu.
Ruszyłam w kierunku plebanii, pewnie stawiając stopy w szpilkach na chodniku. Kilkukrotnie przeczesałam palcami włosy, aby nadać im większą objętość. Faceci lecą na długie, gęste włosy, to nie mit. Justin był mężczyzną, mimo że nosił sutannę. W sercu i w duszy był taki sam jak reszta. Wystarczyło odpowiednie podejście, aby zmiękczyć jego kolana i zdecydowanie usztywnić... coś pomiędzy nogami.
Zapukałam cicho w uchylone drzwi, po czym weszłam na plebanię. Ksiądz Bieber stał tyłem do mnie, opierając się ramieniem o regał i przeglądając strony Pisma Świętego. Słysząc kroki, spojrzał przez ramię. Widziałam wyraźnie, jak nerwowo przełknął ślinę, a po chwili poprawił koloratkę, uciskającą jego szyję. Czyżbym to ja działała na niego w ten sposób? Czy to właśnie przy mnie ponownie poczuł się skrępowany?
-Chloe - wymamrotał, nie odrywając ode mnie wzroku. - Naprawdę nachodzisz mnie nawet w domu?
-Niech ksiądz się tak nie wywyższa. Przyszłam tylko po to, aby powiedzieć, że mój ojciec czeka na księdza w kościele - parsknęłam cicho, odpychając się delikatnie do drzwi i wchodząc w głąb pomieszczenia.
Ksiądz niepewnie zatrzasnął okładkę księgi i odłożył ją na lekko zakurzony regał. Wpatrzony był w moje nogi, które zbliżały się do niego z każdym kolejnym krokiem. Był zdenerwowany, czułam to. Denerwował się moją obecnością. To cholernie słodkie.
-Jednakże, jeśli ksiądz chce, mogę nachodzić księdza w domu częściej, nie tylko w sprawach wiary. Wystarczy ładnie poprosić - musnęłam opuszką palca wskazującego jego podbródek i szybciej zatrzepotałam rzęsami.
Justin przewrócił oczyma i delikatnie odsunął moje ciało od swojego. Nie czekając na mnie, wyszedł na dwór i ruszył w stronę kościoła. Wykorzystując moment, w którym księdza nie było obok, chwyciłam jego telefon komórkowy leżący na stole i przepisałam jego numer do swojej książki telefonicznej, uśmiechając się łobuzersko. Mogę nękać go w pracy, w szkole, w domu, a dodatkowo wysyłać nieprzyzwoite wiadomości i zdjęcia. Jestem coraz bliżej sukcesu. Justin jest uległy. Musi jedynie otworzyć oczy i zrozumieć, że pochłonięty wiarą, zmarnuje życie na ziemi.
-Niech ksiądz zaczeka! - krzyknęłam, wybiegając z pomieszczenia. Dogoniłam Justina w przeciągu kilku sekund. Szedł wolno, jakby miał nadzieję, że dogonię go i zamienię z nim kolejne kilka słów. Miałam go w garści. Cholera, był mój, a przynajmniej tak chore myśli krążyły w mojej głowie. Chyba nie potrafiłam poradzić sobie ze smakiem porażki.
-Mam nadzieję, że chociaż teraz będziesz zachowywać się przyzwoicie, Chloe. Nie zamierzam czuć się niezręcznie przy twoim ojcu.
-Niech się ksiądz nie martwi. Dobrze wiem, kiedy atakować, a kiedy zachowywać pozory znudzonej i mało zainteresowanej. Jestem bardziej inteligentna, niż mógłby ksiądz przewidywać.
Inteligentna i zdecydowanie przebiegła.
-W to nie wątpię - westchnął głęboko i uciął rozmowę, kiedy wszedł do kościoła. Zostawił mnie samą przy wejściu, a sam podszedł do mojego ojca i przywitał się z nim silnym uściśnięciem dłoni.
Przysiadłam na krańcu jednej z drewnianych, odnowionych lakierem ławek, położyłam torebkę obok i założyłam prawą nogę na lewą. Z łagodnym uśmiechem przyglądałam się, jak tata i Justin przykręcają na jednym z filarów czarne głośniki, zakupione niedawno z pieniędzy parafian. Dopiero teraz dostrzegłam, jak piękny uśmiech zdobi usta księdza Biebera. Wcześniej nie zwróciłam tak dużej uwagi na niewielkie dołeczki w kącikach jego ust i radosne oczy. Muszę przyznać, że jego widok potrafił mnie rozczulić. Moje serce zabiło odrobinę szybciej. Przyłożyłam nawet dłoń do klatki piersiowej, aby uspokoić kołatanie. Wtedy jednak Justin spojrzał na mnie przez ramię. Posłałam mu szczery, delikatny, może nawet odrobinę nieśmiały uśmiech. Odwzajemnił go w takiej samej formie. Przez moment przestałam widzieć w nim obiekt, który musiałam, po prostu musiałam uwieść. Ujrzałam w Justinie zwykłego chłopaka, z którym mogłabym chodzić za rękę po parku i z którym siedziałabym na dachu domu, obserwując spadające gwiazdy i wypowiadając ciche życzenie na widok każdej.
Szybko potrząsnęłam głową, gdy zdałam sobie sprawę, że w zbyt odległą przyszłość wybiegam myślami. To zdecydowanie nie w moim stylu.
-Chloe, możesz tutaj podejść? - tata przywołał mnie gestem dłoni, więc wstałam z ławki i podbiegłam do obu mężczyzn.
-Muszę iść odebrać telefon, pomożesz przez chwilę księdzu? - spytał, wskazując na głośnik, który podtrzymywał jedną dłonią, w drugiej ściskając komórkę.
-Oczywiście - odparłam uprzejmie i weszłam na ławkę, na której stał Justin, przykręcając śrubokrętem głośnik. Z każdym obrotem narzędzia żyły na jego przedramieniu napinały się, a skupienie na twarzy rozpraszało mnie pod każdym względem.
Tata wyszedł z kościoła i odebrał połączenie, podczas kiedy ja stanęłam na jego wcześniejszym miejscu, uniosłam obie ręce w górę i przytrzymałam głośnik. Nie omieszkałam zerknąć na księdza ponownie. Był tak cholernie przystojny. Chyba nawet nie poczułam, kiedy z moich delikatnie rozchylonych ust uleciało ciche westchnienie.
-Coś się stało, Chloe? - na moment przerwał, aby unieść prawą brew i przyjrzeć mi się uważnie.
-Zupełnie nic - odparłam z uśmiechem. Miałam tylko nadzieję, że Justin nie odwzajemni gestu. Pod wpływem dołeczków w jego policzkach moje kolana mogłyby się ugiąć. - Nie przeszkadza ci, że jestem tak blisko?
-Dopóki zachowujesz się tak jak przystało na dziewczynkę w twoim wieku, nie przeszkadza mi to - odparł łagodnie, a ja natychmiast uniosłam brwi.
-Dziewczynka? - powtórzyłam z pewnego rodzaju niedowierzaniem w głosie. - Dlaczego traktujesz mnie jak dziecko? Tylko proszę, nie pieprz mi to tym, że wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi.
-Po pierwsze, nie przypominam sobie, abyśmy byli na ty, Chloe - upomniał mnie, dokładając do słów ostrzegawcze spojrzenie. - A poza tym, traktuję cię jak dziecko, ponieważ jesteś dzieckiem, Chloe. Masz dopiero siedemnaście lat. Chcesz przesadnio szybko stać się dorosłą.
-Dobra, dobra. Niech ksiądz lepiej przykręca ten głośnik, zamiast prawić mi morały - przewróciłam ze śmiechem oczami i nawet ksiądz Bieber nie potrafił wstrzymać w ustach cichego chichotu.
Nagle do kościoła wrócił tata, upychając w kieszeń komórkę. Czoło miał spięte, a brwi zmarszczone. Mimowolnie wykonałam pół małego kroku w bok, odsuwając się od Justina. Nie chciałam, aby ojciec nabrał jakichkolwiek podejrzeń.
-Chloe, zostaniesz z księdzem i pomożesz mu do końca? Muszę wracać do domu, mamy niezapowiedziane zebranie rady osiedla. Wiesz, że zawsze udzielaliśmy się w niej razem z matką.
-Dobrze, jak skończymy wrócę na piechotę, nie przyjeżdżaj po mnie - posłałam tacie skromny uśmiech, zanim wyszedł z kościoła i zostawił nas samych. Mnie i księdza Biebera samych.
Dziękuję ci, tatuśku, że popychasz go w moje rączki.
-Proszę księdza, chciałabym porozmawiać. Tak na poważnie, bez moich nieudanych żartów. O życiu, o moim życiu. Potrzebuję rady. Chyba rzeczywiście jestem zagubiona. Potrzebuję kogoś, kto pomógłby mi odnaleźć samą siebie. Cały czas udaję. Udaję kogoś, kim nie byłam, nie jestem i nigdy nie będę. Potrzebuję pomocy, a nie mam przy sobie osoby, której mogłabym się zwierzyć i od której otrzymałabym kilka pomocnych rad. Proszę, poświęci mi ksiądz kilka minut? Obiecuję, że nie odstawię kolejnego przedstawienia - spojrzałam na niego wzrokiem, jakiemu pod żadnym pozorem nie można odmówić, choć wewnątrz chciałam parsknąć śmiechem.
Naprawdę nabrał się na stek bzdur, które ode mnie usłyszał. Naprawdę sądził, że potrzebuję pomocy. Naprawdę wierzył, że wysłucham jego dobrych rad i zmienię swoje postępowanie idące w parze z nastawieniem do życia. Jedynie silną wolą powstrzymywałam się przed wybuchnięciem śmiechem prosto w jego twarz. Zachowywałam pozory, dopóki nie wplątałam go w zawiły rytm przebiegłej gry.
-Dobrze, Chloe. Chodź ze mną na plebanię. Tam będzie znacznie ciszej i spokojniej niż tutaj. Możesz być spokojna, nikt nie usłyszy twoich słów.
Nikt nie usłyszy moich słów, kiedy będę krzyczeć twoje imię, proszę księdza.
~*~
Uf, w końcu skończyłam ten rozdział. Miałam z nim lekkie problemy, dlatego tyle czekaliście, ale dzisiaj dostałam mnóstwo pozytywnej energii, co wiąże się również z pomysłem na kolejne rozdziały. COŚ zacznie się już w następnym i to z pewnością nie jest to COŚ o którym myślicie ;D
Jak widzicie, zmieniłam narracje. Chyb ta dużo lepiej pasuje do tego opowiadania, prawda?
Kurcze, tyle osób czekało na ten rozdział, że aż się boję, że go spieprzyłam i nie spełniłam Waszych oczekiwań ;D
Bardzo Was proszę, misie, skomentujcie rozdział, to daje mi ogromnego kopa i mnóstwo zapału do pracy <3
Polecam!