środa, 29 lipca 2015

Rozdział 9 - Lubię czuć w żyłach adrenalinę, wiesz?

Chloe 

Postawiłam jedną stopę na wysokim krawężniku i szybko dołączyłam do niej drugą. Wysunęłam ręce w obie strony, by złapać równowagę, lecz przez jedno przedramię przewieszona była ciężka torebka, która mimowolnie przechylała moje ciało na prawo. Zatrzepotałam słodko rzęsami i spojrzałam na księdza Biebera, który ze schowanymi w kieszeniach eleganckich spodni dłońmi przyglądał się moim poczynaniom. Marszczył brwi, lecz uśmiechał się szeroko, a w jego policzkach utworzyły się niewielkie dołeczki. 
-Poniósłbyś mi torebkę? - spytałam ciepło, gładząc delikatnie jego ramię. - W końcu bardzo mnie lubisz, sam to przyznałeś.
-Będziesz to teraz wykorzystywać, prawda? - wypuścił z ust rozległe westchnienie, lecz mimo to wziął ode mnie torebkę i zacisnął palce na skórzanym pasku.
-Do twarzy ci, Justin. Brakuje tylko sukienki w kwiatki, szpilek i ewentualnie cycków. W końcu co to za kobieta, która nie ma czym oddychać.
-Najważniejsze, żeby miała czym myśleć, Chloe. To złudne myślenie, że mężczyźni zwracają uwagę jedynie na atuty kobiet. Co facetowi po pięknej dziewczynie przy boku, jeśli nie miałby z nią nawet o czym porozmawiać?
-Ale mógłby się z nią kochać - spojrzałam na Justina znacząco. Lubiłam prowadzić z nim rozmowy, które pomimo swej niewinności miały w sobie coś nieprzyzwoitego.
-Związek to nie tylko seks, Chloe. Mam nadzieję, że o tym wiesz. 
-To słowo brzmi w twoich ustach tak... tak niegrzecznie - zachichotałam, posyłając księdzu kolejny słodki uśmiech. Uwielbiałam go zawstydzać, choć ostatnimi czasy uodpornił się na moje brudne gadki.
-W twoich również. Po prostu to słowo jest niegrzeczne i proszę, nie nadużywaj go.
Zagryzłam wargę i zachichotałam. Chociaż wiedziała, że zmieniam się w niedojrzałego dzieciaka, bawiło mnie zawstydzenie księdza.
-Seks - mruknęłam i ponownie parsknęłam, gdy ksiądz przewrócił oczyma jak zawodowy aktor teatralny. - Nie odpowiedział ksiądz na moje pytanie - zbliżyłam usta do jego ucha i wypuściłam spomiędzy warg gorący oddech. - Jesteś prawiczkiem, czy jakaś kobieta zdołała dobrać się do twoich spodni?
-Czy ta informacja zmieni twoje życie, Chloe? - odpowiedziałam ochoczym skinieniem głowy, a moje oczy rozbłysły jak małemu dziecku na gwiazdkę. - Więc dobrze, jestem prawiczkiem i byłbym wdzięczny, gdybyś zrezygnowała z pytań, naruszających moją prywatność.
-O Boże, nie wierzę - z cichym piskiem przyłożyłam dłoń do ust, przystanęłam gwałtownie na krawężniku i przez własną nieuwagę zsunęłam się z niego na chodnik. W ostatniej chwili przed upadkiem uratowały mnie silne ramiona księdza. Nie omieszkałam dotknąć jego mięśni. - Nie wierzę, że nie przeleciałeś żadnej panienki. Przecież mógłbyś mieć każdą, gdybyś tylko nauczył się wykorzystywać to, jak cholernie przystojny jesteś.
Przez kilka kolejnych chwil panowała między nami dość komfortowa i swobodna cisza. Wróciłam na spacer po krawężniku, a Justin lekko machał skórzaną torebką, przytulając ją do boku za każdym razem, gdy mijał nas przechodzień. Chciałam poznać jego myśli. Skupiony wzrok utrzymywał na czubkach butów, a zmarszczone brwi dodawały mu seksapilu. Był najbardziej intrygującą postacią, jaką miałam okazję spotkać. Oczy przeważnie zdradzały prawdę o człowieku, natomiast jego nie mówiły nic.
-Naprawdę uważasz, że jestem przystojny? - zaskoczył mnie nagłym pytaniem, dlatego po raz kolejny zsunęłam się z wysokiego krawężnika i oparłam na jego torsie.
-Przystojny to mało powiedziane - odparłam z delikatną nieśmiałością. Byliśmy naprawdę blisko fizycznie. Czekałam tylko, aż jedna z jego dłoni dotknie mojego biodra. On jednak powstrzymał się i szybko odwrócił wzrok, a ręce ukrył w głębokich kieszeniach.
-A co ci się we mnie podoba? - wymamrotał, unikając mojego wzroku.
-Lubię twoje oczy. Są duże i hipnotyzujące, a twoje tęczówki mają piękny kolor. Podobają mi się twoje usta. Są pełne, malinowe i cholernie słodkie. Lubię napiętą linię twojej szczęki i lubię twój delikatny zarost. Lubię twoje gęste włosy i mam wrażenie, że pokochałabym przeczesywanie je palcami - jak na zawołanie uniosłam dłoń i wplątałam smukłe palce w miękkie, pachnące kosmyki. - I bardzo lubię twoje umięśnione ciało. Zastanawiam się, jak wyglądałoby na mnie. Chciałabym, żebyś przytulił mnie tymi silnymi ramionami, w których czułabym się bezpiecznie. Jesteś naprawdę świetnym facetem. Wiem to, mimo że nie miałam jeszcze okazji poznać cię bliżej.
-Jeszcze? - uniósł prawą brew, przewieszając moją torebkę z lewego przedramienia na prawe. Krawężnik skończył się jednak parę metrów dalej i mogłam odebrać torbę od księdza. Podziękowałam mu ciepłym, wdzięcznym uśmiechem.
-Mimo wszystko mam nadzieję, że nie pozostaniesz dla mnie do końca życia zagadką bez wyjaśnienia.
Ruszyliśmy w dół ulicy, ramię w ramię, w zupełnej ciszy, którą przerywał jedynie dźwięk kroków i równomierny oddech Justina. Słońce świeciło w pełni nad głowami, więc wystawiłam w niebo twarz, by złapać kilka promieni słonecznych. Czułam na sobie wzrok Justina, ale nie uchyliłam powiek, by odwdzięczyć się tym samym. Uniosłam jedynie kącik ust ku niebu. Zwykły spacer z nim u boku był w pewnym sensie magiczny. Justin stanowił zakazany owoc. Z początku rozbudzał we mnie pożądanie, a teraz chciałam poznać jego nawyki, przyzwyczajenia, upodobania. Chciałam poznać jego jako człowieka, a nie księdza i nauczyciela, który na każdym kroku prawił umoralniające kazania. Nagle zamiast pieprzenia chciałam tylko, aby mnie przytulił. Jego ramiona zdawały się stworzone właśnie do tego. Gdy ponownie opuściłam powieki, ujrzałam księdza Biebera leżącego obok mnie na łóżko. Jego naga pierś wtulona była w moje plecy, a ramiona zaplątane wokół wąskiej talii. Szeptał do mojego ucha słowa, których nie rozumiałam, ale ciepły oddech uderzający o skórę wyrażał więcej niż jakiekolwiek słowa.
-O czym myślisz? - spytał nagle, trącając łokciem mój bok. 
Zachichotałam przez jego niespodziewany gest, uchyliłam powieki i przejechałam krańcem języka po wardze.
-Nie chcesz wiedzieć - odparłam z zadziornym uśmiechem.
-Wyczuwam dwuznaczny podtekst, po raz kolejny.
-Sądzisz, że myślę  tobie? 
Justin był do tego stopnia naiwny, że nie zdawał sobie nawet sprawy, że zaczynał ze mną flirtować. Zmieniał się pod moim wpływem, czy może ukazywał prawdziwą twarz?
-Tak, tak właśnie sądzę. Uśmiechasz się chytrze, a w twoich policzkach tworzą się małe, urocze dołeczki. Oczy natomiast mrużysz słodko, a nosek marszczysz.
Spojrzałam na niego zaskoczona. W ciągu kilku sekund dostrzegł tak wiele nieznaczących szczegółów. Musiał wpatrywać się we mnie przez cały czas. Nie będę ukrywać, że to niesamowicie urocze. Mike nigdy nie zwracał uwagi na drobne gesty i ruchy, a Justin, chociaż praktycznie nic nas nie łączyło, widział wszystko. To o czymś świadczy, mam rację?
-Chloe, to nie daje mi spokoju. Muszę cię o coś spytać - dłoń Justina wystrzeliła ku górze, by z zakłopotaniem podrapać kark. - Dostałem rano twoje zdjęcie.
-Dobrze ci było? - zażartowałam, trącając go z uśmiechem w żebra. Justin zamrugał nieprzytomnie oczyma i spojrzał na mnie w szoku. - No wiesz, kiedy sobie zwaliłeś.
Ksiądz Bieber zaczął kaszleć, a gdyby pił w tej chwili wodę z butelki, zachłysnąłby się, bez dwóch zdań. Zakręciłam na palcu kosmyk blond włosów i zaczęłam wygwizdywać przykładową melodię w powietrze. Udało mi się go zawstydzić i czerpałam z tego ogromną satysfakcję. Wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczyma i przełknął głośno ślinę. Nawet przystanął na moment na środku chodnika, a przypadkowy przechodzień z grymasem odbił się od jego pleców i wyminął nas z wyraźnym wyrzutem.
-Wyglądasz tak, jakbyś nie wiedział, o czym mówię. Jeśli chcesz, wyjaśnię ci, na czym polega...
-Dobrze, rozumiem, Chloe. Nie musisz mi niczego tłumaczyć - przerwał mi gwałtownie, pocierając prawą dłonią czoło, a później palcami tej samej ręki mierzwiąc włosy.
-Dzięki Bogu - westchnęłam, unosząc złożone jak do modlitwy dłonie w stronę nieba.
Dziesięć minut później staliśmy pod drzwiami mojego domu, kiedy ja szukałam w najgłębszej kieszeni torebki kluczy. Jęknęłam sfrustrowana, gdy co chwila w moją dłoń wpadał telefon lub paczka chusteczek zamiast metalowego klucza. W końcu z irytacją zaczęłam po kolei odkładać wnętrze torebki na otwarte dłonie mężczyzny. Na pierwszy ogień poszedł telefon z lekko zarysowaną szybką. Spadł z szafki nocnej, kiedy strąciłam go przez irytujący budzik o świcie. Następnie wyciągnęłam z przestronnej przegrody chusteczki higieniczne oraz opakowanie tamponów. Nie przyjrzałam się reakcji księdza. Byłam zbyt zirytowana brakiem kluczy. Kiedy w końcu wymacałam palcami okrągły brelok, ktoś przekręcił zamek w drzwiach od wewnątrz. Jasne, po pięciu minutach poszukiwań, po prostu świetnie.
-Mamo - wydałam z siebie zniecierpliwione warknięcie. - Nie mogłaś wcześniej?
Matka jednakże nie zwróciła na mnie większej uwagi. Zsunęłam przedmioty z rąk Justina z powrotem do torebki i wyminęłam kobietę o długich, prostych, jasnych włosach w drzwiach. Zsunęłam ze stóp trampki, a torebkę postawiłam na niewysokiej komodzie na buty. Dopiero kiedy przeczesałam palcami lekko potargane włosy i upewniłam się, że nie wyglądam jak strach na wróble, ponownie spojrzałam na księdza w progu domu i pokazałam mu rządek prostych, białych zębów w uśmiechu. Niestety, ksiądz Bieber nie przyszedł tu za mną. Został poproszony o spotkanie przez mojego ojca. Mieli razem dokończyć rozmowę na temat nagłośnienia w kościele. Justin wszedł do domu i przywitał się z moją matką uściśnięciem dłoni. Byłam pewna, że podczas naszego spaceru w jego oczach migał dwuznaczny błysk, który teraz został zastąpiony perfekcyjną powagą. 
-Proszę usiąść - mama wskazała Justinowi kanapę w salonie, a on podziękował za wskazówkę ciepłym uśmiechem. Mogłam przysiąc, że do mnie uśmiechał się zupełnie inaczej. Bardziej... niegrzecznie. - Czego się ksiądz napije?
-Herbaty, jeśli można - odparł skromnie, układając dłonie na kolanach. Wyglądał jak nastolatek na pierwszym spotkaniu z rodzicami szkolnej miłości. 
Do salonu wszedł tata i przywitał księdza podobnym gestem co mama. Uścisnął jego silną, męską dłoń. Widziałam, jak żyły na jego przedramieniu spięły się nieznacznie. Przysiadłam na jednym z foteli i wystukiwałam na oparciu cichy rytm. Udawałam, że przebiegam wzrokiem po ramkach ze zdjęciami, ale nie umknął mi żaden gest Justina. Dostrzegłam również każde ukradkowe spojrzenie, które rzucił w moją stronę. Był słodki, gdy próbował odwracać speszony wzrok i koncentrować go na mdłym kolorze ściany.
-Chloe, przeprosiłaś księdza? - ojciec posłał mi surowe spojrzenie.
Pospiesznie pokiwałam głową i przewróciłam oczyma, mając jedynie nadzieję, że tata nie ujrzał lekceważącego gestu. 
-Przeprosiłam księdza dzisiaj w szkole. Nie ma do mnie pretensji - wzruszyłam beznamiętnie ramionami, machając nogą, założoną na drugą nogę. - Stwierdził, że po prostu źle odczytałam jego słowa. Nie ma mi tego za złe, prawda? - zwróciłam głos w stronę Justina, który pod wpływem mojego wzroku przełknął głośno ślinę i wytarł lekko spoconą dłoń w materiał spodni. Miałam go w garści.
-Prawda - przytaknął krótko, poprawiając się na kanapie.
Mama wróciła z kuchni, stawiając na stoliku cztery kubki. Dwa z herbatą dla niej i dla księdza, jeden z kawą dla ojca i jeden po brzegi wypełniony sokiem pomarańczowym dla mnie. Upiłam kilka sporych łyków i odstawiłam szklankę z powrotem na szklany stolik z lekkim hukiem. Karcące spojrzenie ojca nie próżnowało. Natychmiast dał mi do zrozumienia, że zachowałam się niewłaściwie. Był tak cholernie irytujący, a ja mogłam jedynie świecić oczyma i trzepotać rzęsami, by go urobić. Nigdy nie gniewał się długo. Zazwyczaj odpuszczał po kilku, ewentualnie kilkunastu minutach.
-Przepraszamy księdza za zachowanie córki. Dojrzewa i momentami odbija się to na jej zachowaniu - mama przygładziła dłonią odstający kosmyk moich włosów. Traktowała mnie jak małą dziewczynkę, która nie potrafi usprawiedliwić się sama. Poza tym, ksiądz Bieber również nie był święty. Z pewnością pamięta smak moich warg i ucisk, jaki wywierało moje krocze tak blisko jego. Ależ ja chciałam powiedzieć o tym wszystkim dookoła.
-To naprawdę nic wielkiego. Ciszę się, że sprawa została wyjaśniona tak szybko.
Tata wdał się w mało interesującą rozmowę z księdzem, a ja przyglądałam się każdemu grymasowi na jego idealnej twarzy. Gdy mówił, marszczył brwi i zaciskał szczękę, a kiedy słuchał, przytakiwał głową i pocierał dłonią kolano. Mówią, że ideałów na świecie nie ma, ale Justin był najbliżej niezaprzeczalnej perfekcji. Jeszcze nigdy nie spotkałam mężczyzny tak przystojnego jak Justin. Żaden nie dorównywał mu urodą. Również jego głos był niski, zachrypnięty i nieświadomie ponętny. Podniecał mnie, gdy przesuwał językiem wzdłuż dolnej wargi oraz gdy przygryzał wnętrze policzka. Każdy gest odbierałam jako znak kierowany bezpośrednio do mnie, do mojego ciała i dopiero po kilku minutach uświadamiałam sobie, że Justin wciąż jest księdzem, któremu brudne myśli przebiegały przez głowę znacznie rzadziej niż mi. Jestem jednak ciekawa, o czym pomyślał, gdy zobaczył moje zdjęcie w samym staniku dzisiejszego ranka.
-Pojadę z żoną do kościoła, żeby zabrać wszystkie papiery. Byłby ksiądz tak miły i zaczekał do naszego powrotu?
Ożywiłam się nagle. Wyjazd rodziców oznaczać będzie kolejne minuty, które spędzę z Justinem sam na sam. Posłałam księdzu ciepły uśmiech, który odwzajemnił niepewnie. Przy ojcu i matce zachowywał się zupełnie inaczej. Był mniej śmiały i zdecydowanie krył swoją prawdziwą twarz.
-Oczywiście, poczekam.
-Zajmę się księdzem, nie bójcie się - wtrąciłam, przekładając lewą nogę na prawą.
Rodzice nie wychwycili z moich słów żadnego podtekstu, natomiast Justin doskonale wiedział, że w moich słowach ukryte było podwójne dno. Spiął rozbudowane mięśnie ramion i poprawił się na kanapie, posyłając mi nieznacznie przestraszone spojrzenie. Kiedy tylko rodzice wyszli, zamknęli za sobą drzwi, a na podjeździe rozbrzmiał dźwięk silnika samochodowego, wstałam z gracją z fotela i usiadłam blisko Justina, by dotknąć ramieniem jego ramienia. 
-Więc, Justin - zaczęłam, pocierając dłonią jego kolano. - Znów zostaliśmy sami.
-Naprawdę przeszliśmy na ty, Chloe? 
-Wpychałeś mi język do gardła. Sądzisz, że po tym wszystkim będę zwracać się do ciebie jak do obcego człowieka? Nie żartuj, Justin.
Szatyn speszył się przez dobór słów i ze zdenerwowaniem zwilżył wargę językiem. Kiedy popadał w zakłopotanie, był jeszcze słodszy, a jednocześnie podniecający. Momentami zastanawiałam się, czy aby na pewno nie zdaje sobie sprawy, że każdy jego gest wywołuje ucisk w moim żołądku. Nie mógł być aż tak nieświadomy swojej atrakcyjności. Nie mógł, prawda? W każdym bądź razie, zamierzałam pokazać mu, że nie jest przeciętnym facetem, za którym nie oglądają się kobiety. Bez sutanny przyciągał wzrok uczennic, studentek, panien i mężatek, a także rozwódek i starszych pań, które nie mogę już liczyć w życiu na rozkosze.
-Chciałbym coś sprostować, Chloe. To, co wydarzyło się między nami, nie powinno mieć miejsca i myślę, że doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, ponieważ...
-Czegoś tu nie rozumiem. Dajesz mi do zrozumienia, że powinniśmy o tym zapomnieć, a jeszcze przed godziną przyznałeś, że bardzo mnie lubisz i nie wydaje mi się, że takie słowa powinny paść z ust nauczyciela, tym bardziej księdza. Zdecyduj się, o co ci tak naprawdę chodzi, Justin. Co chwila zmieniasz zdanie. Nie chcę od ciebie wiele, powiedziałam ci to już w szkole. Proszę tylko, abyś przestał zmieniać zdanie co pięć minut. To irytujące.
Justin przebiegł palcami po włosach, a jego wzrok spoczął na moich wargach, delikatnie rozchylonych i wilgotnych. Przez moment miałam wrażenie, jakby pochylił się delikatnie i pragnął złączyć usta z moimi, a potem koniuszkiem języka pieścić wrażliwe podniebienie. Podobał  mu się nasz pocałunek, nie miałam co do tego wątpliwości. Chciałam, aby Justin przyznał się do tego przed samym sobą, zamiast dłużej kłamać, patrząc w odbicie w lustrze.
-Więc co sądzisz o naszej klasie? Dajemy popalić, czy na razie nie masz większych problemów? Wiesz, jeszcze trochę się z nami pomęczysz - zaczęła nowy, wygodniejszy temat, który pozwoliłby mi słyszeć zachrypnięty głos Justina.
-Na razie jest w porządku, nie dajecie powodu do nerwów. Ale chciałbym w jakiś sposób zbliżyć się do klasy, może lepiej was poznać, abyście mogli mi ufać i wiedzieli, że wychowawca to nie tylko osoba, która czepia się każdego przekleństwa i krzywego spojrzenia, ale również wspiera i zawsze służy pomocą.
Nie brakowało mi pomysłów. Gdy tylko skończył mówić, moje usta natychmiast rozświetliły się w uśmiechu, a serce zabiło mocniej.
-Co powiesz na kilkudniową wycieczkę klasową, integracyjną. Wiesz, zarówno ty będziesz mógł nas lepiej poznać, ale również my zyskamy okazję do poznania ciebie.
Justin zaplątał palce wokół ucha białego kubka i uniósł go do ust, by upić parę łyków gorącej herbaty. Nie odmówił, więc myślał o mojej propozycji. Ja również wyobrażałam sobie klasową wycieczkę z Justinem jako wychowawcą. Nie pozwoliłabym mu się nudzić i Justin doskonale o tym wiedział. Jeśli odmówi, rzeczywiście nie chce, bym zbliżyła się do niego. Jednakże, jeśli się zgodzi, zaakceptuje również moją bliskość. Decyzja była dla mnie niezwykle ważna. Dawała mi jasną odpowiedź na wiele pytań.
-Myślę, że to nie jest zły pomysł - przytaknął powoli głową i odstawił kubek na szklany stolik do kawy. - Jutro na lekcji przedyskutujemy to z klasą i ustalimy miejsce.
Nie mogłam przestać się uśmiechać. Miałam go w garści. Justin patrzył prosto w moje oczy i nie odezwał się więcej, dopóki nie uniosłam powoli nóg i nie położyłam ich ostrożnie na kolanach mężczyzny. Sądziłam, że speszy się i zepnie mięśnie, a on przyłożył duże, męskie dłonie do moich łydek i zaczął je gładzić przez dopasowane jeansy. Zaskoczył mnie. Cholernie zaskoczył. Był całkiem odważny. Myliłam się, mówiąc, że jest najbardziej niewinnym człowiekiem, jakiego znam. Potrzebował jedynie zachęty i w końcu pokazał, że drzemie w nim normalny człowiek, który kocha, który czuje, który ma potrzeby.
-A jednak ci zależy - mruknęłam z uśmiechem, przebiegając palcami w górę ramienia mężczyzny.
-Co masz na myśli?
-Odmówiłbyś, jeśli nie chciałbyś się do mnie zbliżyć. Przecież wiesz, że nie będę grzeczna. Po tym pocałunku i dzisiejszych słowach w klasie zrobiłeś mi nadzieję. Nie poddam się tak łatwo. Będę jedynie bardziej ostrożna.
Justin zamknął swoje piękne usta i wbił wzrok w ścianę. Spojrzał na jedno ze zdjęć w ramce, na którym miałam koło dziesięciu lat i stałam na plaży z łopatką w ręce. Później zerknął na aktualne zdjęcie sprzed paru miesięcy, a ja mogłam przysiąc, że na jego ustach zagrał cień uśmiechu. Tak bardzo chciałam wpić się w jego wargi i drapać paznokciami jego głowę. To byłoby piękne. Chciałam sprawić, aby Justin czuł się podniecony, aby mnie pożądał i aby mnie... pokochał? Zaczynałam bać się własnych, niedorzecznych pragnień. Z początku marzyłam o seksie z księdzem, a teraz o bliższych relacjach. Co będzie za tydzień, za dwa, za miesiąc?
-O czym myślisz? - spytałam cicho, dotykając opuszkami palców linii jego szczęki.
-O tym, że wciąż mnie prowokujesz, a ja nie mogę się skupić na oglądaniu zdjęć.
-A więc przyznajesz, że cię rozpraszam? - na ustach rozciągnął się uśmiech, a rzęsy zaczęły nienaturalnie szybko trzepotać.
Justin spojrzał na mnie z zaciśniętą szczęką i płomieniami w oczach. Mógł albo siedzieć niewzruszony, albo rzucić się na mnie i pieprzyć. Był nie do odczytania. Jego oczy płonęły, ale twarz zachowywała spokój. Nienaturalny spokój, którego dość szybko zaczęłam się obawiać. Dreszcze przebiegł po moim kręgosłupie. Jeśli nie przejęłabym inicjatywy, znowu, siedzielibyśmy w podobnej pozycji przez godzinę i żadne z nas nie miałoby odwagi odezwać się choćby słowem. Justin był pierwszym facetem, w którego towarzystwie czułam się onieśmielona.
Zsunęłam łydki z jego kolan, odepchnęłam się dłonią od oparcia kanapy i w ostateczności usiadłam okrakiem na udach Justina. Dłonie subtelnie opuściłam na jego ramiona, które pod wpływem kobiecego dotyku spięły się wyraziście. Długo patrzyłam w jego oczy, zanim potarłam wierzchem dłoni policzek i nachyliłam się, by musnąć wargą płatek ucha. Nie bał się mojego dotyku jak pierwszego dnia. W zasadzie nie wyczułam żadnej reakcji z wyjątkiem nikłego dreszczu przebiegającego po skórze. Ponowiłam więc muśnięcie i dopiero wtedy poczułam, jak przywarł dłońmi do wcięcia w talii i przesunął po nim kciukami.
-Pachniesz tak cholernie dobrze - mruknęłam, wtulając policzek w zagłębienie szyi, a palce wplątując w krótkie choć gęste włosy z tyłu głowy. - A jeszcze lepiej smakujesz - dodałam i wtedy wyraźnie w oczach Justina mignął strach. Nie był tak odważny, jak sądziłam.
Nagle na podjeździe rozbrzmiał silnik samochodu rodziców, w oknach mignęły światła, a po chwili dźwięk ucichł. Ojciec przekręcił w stacyjce kluczyk, schował go do kieszeni i oboje z matką szarpnęli klamkami po obu stronach samochodu. Brakowało tak niewiele, by któreś z nich przyłapało mnie na kolanach księdza. To podniecające.
-Chloe - szepnął Justin, uderzając delikatnie bok mojego uda. Nie poruszyłam się. - Chloe, złaź ze mnie - jęknął ze strachem, a ja parsknęłam dźwięcznym śmiechem, ponieważ brzmiał tak cholernie uroczo.
-Lubię czuć w żyłach adrenalinę, wiesz? - mruknęłam, bawiąc się płatkiem jego ucha.
Na podjeździe odbiły się echem kroki stawiane w wysokich szpilkach, a drzwi wejściowe nie były zamknięte na klucz. Nie chciałam, aby nas przyłapali. Pragnęłam jedynie wprowadzić Justina w jak największe zakłopotanie.
I nagle wydarzyło się coś, czego nie byłam w stanie przewidzieć. Justin nie próbował już ściągnąć mnie ze swoich kolan, kiedy zrozumiał, że nie poruszę się nawet o milimetr. Przyłożył jednak dużą, męską dłoń do mojej szyi i zaczął sunąć opuszkami po skórze od ucha po obojczyk i z powrotem. Moje powieki opadły, a usta delikatnie rozchyliły się. Druga z jego dłoni podciągnęła ostrożnie materiał bluzki i musnęła skrawek nagiej skóry na talii. Jęknęłam cichutko w powietrze. Jego dłonie potrafiły zdziałać cuda. Dotykał z niezwykłą delikatnością mojej nagiej talii, obojczyków, szyi , dekoltu i wierzchu piersi odkrytych spod stanika, a ja niemal wiłam się przy nim i jęczałam. Kiedy otworzyłam oczy po krótkiej chwili, Justina nie było już pode mną. Stał w przedpokoju, ponownie witając się z moimi rodzicami.
Jak? Jak on to, do kurwy, zrobił, że nawet nie zorientowałam się, kiedy posadził mnie na kanapie i odszedł? Czy to nie on miał tracić przy mnie kontrolę? Teraz jest zupełnie na odwrót. Cholerny prowokator posunął się dalej niż sądziłam. Odnalazł tę pieprzoną odwagę i dotykał mnie w sposób, od którego traciłam zmysły. Ksiądz Bieber pokazał różki. Nie pozwolę mu ich w kolejnych dniach schować. Nie teraz, kiedy czułam się przez niego... podniecona.


~*~


Właśnie skończyłam czytać najlepsze ff wszechczasów i chce mi się płakać, bo nie mam co zrobić ze swoim życiem, lol

środa, 22 lipca 2015

Rozdział 8 - I really like you..

Chloe 

Chociaż kalendarz jednoznacznie wskazywał pierwszy dzień tygodnia, z ogromną lekkością wstałam z łóżka i przeciągnąłem się. Wykonałam kilka przysiadów i skłonów. Rozgrzałam mięśnie ramion, wyginając je na zewnątrz. Mój humor już dawno nie był tak wspaniały. Serce biło jakby szybciej, a usta same układały się w szerokim uśmiechu. Oparłam się przedramionami o parapet i wyjrzałam przez otwarte na całą szerokość okno. Nawet trawa w ogrodzie wydawała się być bardziej zielona, a słońce na bezchmurnym niebie paliło chłodną skórę mocniej niż zwykle. W takim nastroju mogłabym budzić się każdego ranka i każdego mogłaby towarzyszyć mi świadomość, że ubiegłego wieczoru przeżyłam jeden z najbardziej namiętnych i zdecydowanie najbardziej podniecający pocałunek w życiu.
Ściągnęłam przez głowę koszulkę i nago podeszłam do szafy. Wyjęłam dopasowane jeansy lekko poszarpane na kolanach oraz białą bluzkę z krótkim rękawem w czarne, poprzeczne paski. Optymalnie powiększały biust. Chwyciłam w dłoń również bieliznę i zniknęłam za drzwiami łazienki. Weszłam pod strumień gorącej wody pod prysznicem i oblałam owocowym żelem pod prysznic ramiona, talię i biodra. Wcierałam płyn okrężnymi, delikatnymi ruchami, jednocześnie masując ciało. Wyobraziłam sobie duże dłonie księdza na swoich biodrach, ale szybko potrząsnęłam głową. Niektóre fantazje wędrowały zdecydowanie zbyt daleko i nawet ja zaczynałam się ich powoli krępować.
-Taki niewinny, a tak podniecający - mruknęłam pod nosem, wcierając w piersi żel pod prysznic. 
Musiałam jak najprędzej spłukać ciało chłodną wodą i wyjść na podłogę wyłożoną kafelkami. Prysznic niebezpiecznie rozbudzał moje zmysły, nawet te, których nie znałam dotychczas. Dlatego kiedy wsunęłam na ramiona ramiączka stanika, wpadł mi do głowy kolejny nieprzyzwoity pomysł. Skoro Justin uległ mi raz, może zrobić to po raz drugi, a potem trzeci i czwarty. Sięgnęłam po komórkę, którą zostawiłam na szafce nocnej przy łóżku, i wróciłam do łazienki. Położyłam jedną dłoń na piersi, a do lustrzanego odbicia wygięłam usta w słodkim uśmiechu i zrobiłam jedno urocze, rozbudzające wyobraźnię zdjęcie. Wysłałam do Justina, podpisując dwoma niewinnymi słowami - dzień dobry.
-Jesteś idiotką, Chloe - parsknęłam cichym śmiechem, kręcąc z dezaprobatą głową. - I w dodatku mówisz sama do siebie. A wszystko przez faceta.
Wciągnęłam na pośladki dopasowane jeansy i wsunęłam w środek bluzkę z półokrągłym dekoltem. Zawiesiłam na szyi cienki, srebrny łańcuszek  zawieszką w kształcie serduszka, który dostałam w prezencie od Mike'a. Co więcej, dał mi zawieszkę w komplecie z łańcuszkiem na walentynki. Nie byłam pewna, czy gest ten pasował do roli przyjaciół, a ja nie chciałam niczego więcej. Lewy nadgarstek ozdobiłam zegarkiem, a włosy kilka razy pogładziłam szczotką, rozplątując niewielkie supły. Podkreśliłam rzęsy tuszem, a gdy ostatni raz przejechałam owocowym błyszczykiem po wargach, wyszłam z łazienki, chwyciłam torebkę i zamierzałam wyjść z pokoju. Wtedy jednak przypomniałam sobie, że moje podbite oko zasługuje na odrobinę podkładu, dlatego wróciłam do łazienki i chcąc, nie chcąc musiałam wykonać pełen makijaż. 
Czekała mnie ciężka i dość trudna rozmowa z rodzicami. Zamierzałam wszystkie oskarżenia obrócić w nieudany żart, lecz nie wiedziałam nawet, jak zacząć. Zdałam sobie sprawę, że mogłam zniszczyć Justinowi życie. Nie zasługiwał na to. Był naprawdę dobrym człowiekiem i zaczął rozumieć, że należą mu się przyjemności fizyczne.
Zeszłam powoli po schodach do salonu, a torebkę położyłam przy szafce na buty. Uniosłam wzrok i napotkałam zatroskane spojrzenia rodziców. Martwili się o mnie, a ja doceniałam ich zaangażowanie. Tym ciężej było mi przyznać się do tak perfidnych kłamstw. Usiadłam na krześle przy stole i posłałam im nieśmiały, choć szczery uśmiech, uchylając usta, by pierwsze słowo pociągnęło za sobą kolejne.
Myśl, Chloe, myśl.
-Muszę z wami porozmawiać i wszystko wam wyjaśnić - westchnęłam rozlegle, wspierając się łokciem na drewnianym stole. - Opacznie zrozumieliście moje słowa. Ksiądz Bieber nie wyrządził mi żadnej krzywdy - powiedziałam wprost i gwałtownie zakryłam dłońmi uszy, gdy mama w osłupieniu upuściła na ciemne panele porcelanową filiżankę.
-Co znaczy, że nie skrzywdził cię w żaden sposób? Wczoraj mówiłaś zupełnie co innego. Chloe, do cholery, wczoraj oskarżyłaś tego człowieka o gwałt - zanim zdążyłam cokolwiek wytłumaczyć, ojciec zacisnął palce na kubku z gorącą kawą. Miałam wrażenie, że zaraz stłucze również swój ulubiony kubek, mimo że nasza stołowa zastawa już uległa zmniejszeniu, gdy mama rozbiła filiżankę na podłodze.
-Po prostu - zaczęłam, odrzucając na plecy włosy. Miałam szansę wykazać się talentem aktorskim. Znowu. - Kiedy wróciłeś wczoraj z kościoła i zostawiłeś mnie samą z księdzem Bieberem, poszłam do spowiedzi. Opowiedziałam mu o wszystkim, co mnie martwiło, dręczyło. Jako pokutę kazał mi w dowolny dla mnie sposób rozładować złość. Czy to w sporcie, czy to w książkach. Powiedział nawet, że mogę iść do lasu i wykrzyczeć się do woli. Ja jednak postanowiłam rozładować emocje na człowieku, niewinnym człowieku. Najbliżej był właśnie ksiądz Bieber i dlatego oskarżyłam jego. Przepraszam, wiem, że źle postąpiłam. Dzisiaj pójdę do niego i przeproszę za wszystko, obiecuję. Tylko nie zawiadamiajcie policji. Justin, to znaczy ksiądz Bieber - poprawiłam szybko, by nie wzbudzić podejrzeń. - Na pewno nie będzie miał do mnie żalu. Po prostu błędnie odczytałam jego pokutę. Naprawdę nie miałam na celu nikomu zaszkodzić.
Rodzice spojrzeli na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Byli źli, wiedziałam o tym, ale miałam jednocześnie nadzieję, że szybko wybaczą mi niewinne kłamstewka. W końcu nikomu nie stała się krzywda. Nikt nie ucierpiał. Wręcz przeciwnie, Justin dużo na tym zyskał. Nie każdy posiada prawo do moich słodkich, cennych ust, a on przywłaszczył je sobie po kilku dniach znajomości.
-Chloe, dziecko, co ty najlepszego zrobiłaś? - mama złożyła dłonie jak do modlitwy i przyłożyła do ust koniuszki palców. Była mną szczerze rozczarowana. - Przez ciebie niewinny człowiek mógł pójść do więzienia.
Spuściłam głowę. Sama byłam sobą zawiedziona. Rozumiem zemstę, lecz ta była zdecydowanie zbyt słodka i wręcz nie na miejscu. Uczyłam się na błędach jak każdy młody człowiek. Z niedorzecznych oskarżeń wyciągnęłam ważną lekcję - ksiądz Bieber nie był nie do zdarcia i wystarczyło odrobinę delikatności, aby jego kolana zmiękły.
-Skoro ksiądz nie zrobił ci krzywdy, skąd pod twoim okiem znalazł się ten wielki siniak, którego teraz skutecznie ukryłaś? - tata nadal spoglądał na mnie podejrzliwie. Musiałam przekonać go, że to jedynie niewinne kłamstewko wywołało tak wielką falę nienawiści.
-Och, tato - mruknęłam i machnęłam lekceważąco ręką. - Uderzyłam się przypadkowo w szafkę. Niezdara ze mnie.
Wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu i miałam nadzieję, że jako córeczka tatusia udobrucham jego miękkie serce. Zaczął łamać się razem z chwilą, w której jego złączone brwi znów utworzyły dwa oddzielne łuki ponad oczyma. Zaczął kręcić z dezaprobatą głową. Znów poczułam ukłucie w sercu. Było mi tak potwornie wstyd. Posunęłam się za daleko i mogłam skrzywdzić tym nie tylko Justina, ale również siebie. Przecież chciałam go zdobyć za murami kościoła, nie więzienia. Miałam jeden cel - zrobić wszystko, by Justin zdobył do mnie zaufanie. I tym razem nie chciałam tego zaprzepaścić.
-Masz koniecznie iść do księdza i przeprosić go za każde oszczerstwo. Nie wiem, co strzeliło ci do głowy, żeby tak perfidnie oskarżać niewinnego człowieka. Mam nadzieję, że nauczyłaś się czegoś, Chloe. Nie tak cię wychowaliśmy, dziecko, i mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy tobą zawiedzeni.
Kolejny już raz spuściłam głowę, bawiąc się pod stołem palcami. Naprawdę czułam się źle, wiedząc, jak wielką krzywdę mogłam wyrządzić Justinowi jednym oskarżeniem. Do czasu namiętnego pocałunku nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo zależy mi na księdzu. Dopiero jego wargi otworzyły mi umysł. Czułam się przy nim inaczej niż przy jakimkolwiek innym mężczyźnie, chłopaku. Jego ostrożne dłonie przyniosły mi więcej przyjemności, niż seks z Mike'iem. Justin rozbudził we mnie coś, czego wcześniej nie znałam i czego wcześniej nie potrafiłam zrozumieć. Byłam zdolna do silniejszych, głęboko skrywanych uczuć. Bez wątpienia to Justin dał mi do zrozumienia, że jestem piękną, młodą kobietą, która ponad wszystko inne powinna stawiać szacunek do samej siebie.
Z bladym uśmiechem wstałam od stołu i przysunęłam do niego drewniane krzesło. Założyłam w przedpokoju trampki - o dziwo nie miałam ochoty na buty na wysokim obcasie. Zrozumiałam, że aby być piękną, nie muszę prowokować. Zarzuciłam na ramiona skórzaną kurtkę i przewiesiłam przez przedramię torebkę. Na podjeździe jak każdego dnia czekał na mnie Mike, zaciągając się papierosowym dymem. Uśmiechnęłam się ciepło do chłopaka, a gdy wskoczyłam na przednie siedzenie, musnęłam jego ciepły policzek. Chciałam wygadać się komuś, że zdołałam uwieść księdza Biebera, jednak Mike nie był odpowiednią osobą. Poczułby się zwyczajnie zazdrosny. On traktował mnie jak swoją dziewczynę i z pewnością nie przypadłby mu do gustu mój pocałunek z innym mężczyzną. Potraktowałby to jak zdradę.
-Czuję, że masz dzisiaj bardzo dobry humor. Opowiadaj, jak rozwinęła się sytuacja z księdzem?
-Zapomnij o tym, Mike. To już nieaktualne. Nie było żadnych oskarżeń, nie było problemów. Porozmawiajmy o czymś innym - rzuciłam krótko. Nie chciałam zagłębiać się w szczegóły.
-Zlitowałaś się nad księżulkiem? To urocze, Chloe. Bóg weźmie to pod uwagę podczas sądu ostatecznego - parsknął głośno, odjeżdżając z podjazdu z piskiem opon.
Tak cholernie chciałam opowiedzieć mu o wszystkim, co podczas jednego wieczoru połączyło mnie i Justina. Tak cholernie chciałam, by o tym wiedział. By wiedział, że potrafię dosięgnąć niemożliwego. Nie byłam pierwszą lepszą dziwką ze szkoły, która musi zabiegać o uwagę faceta, ale dla księdza Biebera zrobiłam cholerny wyjątek. Potrzebował kobiecych dłoni rozpalających jego ciało i wyobraźnię. Potrzebował osoby, która pokazałaby mu, że jest nieprzyzwoicie przystojny i może mieć wszystko, czego zapragnie już po pierwszym skinieniu palcem. Nie miał tej świadomości. Nie zdawał sobie sprawy, że gdy przesuwał językiem po wardze, majtki co drugiej dziewczyny robiły się niebezpiecznie mokre. Och, ile ja bym dała, by poczuć na rozpalonej skórze kraniec tego języka. Nigdy nie myślałam w ten sposób o żadnym facecie. Nawet moje fantazje o Zaynie Maliku nie wykraczały poza bariery przyzwoitości.
Przekręciłam pokrętło w samochodowym radiu, by znacznie lepiej słyszeć jedną z piosenek One Direction. O dziwo, Zayn nadal nie wyparł myśli o Justinie. Po raz pierwszy z tak wielką chęcią brnęłam do szkoły. Rozpierała mnie świadomość, że już niebawem spojrzę Justinowi w oczy. W te duże, tajemnicze, piękne oczy. I na usta, malinowe, pełne i takie słodkie. Nuciłam pod nosem melodię i wystukiwałam rytm na klamce w drzwiach. Kołysałam głową raz w prawą, raz w lewą stronę przy wolniejszych nutach, a przy szybszych poruszałam w przód i w tył, pozwalając włosom przykryć policzki. Otrzymywałam oklaski od przejeżdżających kierowców, którzy wystawiali głowy za samochodowe okna. Upał dawał się we znaki, dlatego dziękowałam Bogu, że w samochodzie Mike'a był wieczny przewiew. Uwielbiałam, gdy wiatr rozwiewał gęste włosy i rozrzucał je na każdą z czterech stron świata. Nieprzyjemnie było tylko przejeżdżać po nich szczotką. Bolało bardziej, niż gorzkie kłamstwa księdza Biebera, które dzięki Bogu zrekompensował wspaniałym pocałunkiem.
-Nie wiem, jak możesz słuchać takiego gówna - stwierdził Mike, krzywiąc nos i wargi.
Nigdy nie zaczynałam z nim dyskusji na temat muzyki, ponieważ mieliśmy zupełnie odmienny gust, ale nie miał prawa obrażać moich pięciu brytyjskich dupeczek.
-Nazywasz to gównem dlatego, że co drugim słowem nie są cycki i dziwki jak w tym twoim cholernym rapie? - przewróciłam oczami z niesmakiem. Nigdy nie słyszał, że o gustach się nie dyskutuje? - Przyznaj, jesteś zazdrosny, że ich kocha co druga nastolatka na świecie, a ciebie nadal mamusia głaszcze po główce na dobranoc.
Punkt dla mnie. Mike nie odezwał się już do końca drogi. Strzelił focha jak obrażona księżniczka, której paznokieć uległ złamaniu w niewyjaśnionych okolicznościach. Na szkolnym parkingu przyciszyłam radio i uwolniłam się z plątaniny pasa bezpieczeństwa. Nie czekałam na Mike'a. Z torebką przewieszoną przez przedramię ruszyłam w kierunku szkoły, uśmiechając się szeroko do znajomych i do nieznajomych. Jeden z chłopaków z równoległej klasy otworzył przede mną główne drzwi. W końcu nauczyli się szacunku do kobiet, niezależnie w jakim byłyby wieku. Szkolne korytarze zatłoczone były nawet bardziej niż metro w godzinach szczytu. Zapach męskich perfum mieszał się z damskimi, tworząc typową, szkolną mieszankę. Pierwszy raz nie skrzywiłam nosa, a jedynie uśmiechnęłam się szerzej. Ksiądz Bieber był tak blisko, mimo że jeszcze nie miałam okazji go dostrzec. Moje ciało już go czuło.
Oparłam się dłonią o metalową szafkę, a palcem wskazującym drugiej wpisałam czterocyfrowy kod. Szarpnęłam drzwiczkami i otworzyłam szafkę na całą szerokość, o mały włos nie uderzając skrzypiącym metalem w ramię chłopaka ze starszej klasy. Wrzuciłam do torby podręcznik do matematyki i ponownie zatrzasnęłam drzwiczki, gdy nagle na obu ramionach poczułam dłonie, a powietrze w najbliższym otoczeniu wypełniła woń kilku różnych odmian perfum. Otoczył mnie wianuszek szkolnych koleżanek, które mylnie twierdziły, że są moimi przyjaciółkami. Posłałam im uśmiech, nie do końca szczery, i oparłam się ramieniem o szafki. Po środku stała Alison, a po obu jej stronach Kate i Amanda. Oglądając filmy dla młodzieży o amerykańskich liceach, wysportowanych członkach drużyny piłkarskiej i gronie skąpo ubranych, wymalowanych panienek, za każdym razem myślę o nich. Przypadek? Mogłam wydawać się taka sama jak one, lecz powtarzam, mnie głębsze relacje łączą i łączyły jedynie z Mike'iem, a one musiały dwoić się i troić, by uzyskać choćby spojrzenie jednego z chłopaków z najstarszych klas. Oczywiście zżerała je zazdrość z powodu Mike'a, w którym skrycie podkochiwała się przynajmniej połowa żeńskiej części szkoły. O dziwo, wiedziałam, że Mike nie przespałby się z inną. Zaczynałam wierzyć w plotki, które jednoznacznie skręcały w kierunku głębszych uczuć, jakimi Mike obdarzał mnie od kilku miesięcy.
-Pięknie wyglądasz, Chloe - zaćwierkała Amanda, marszcząc mały, wypudrowany nos. 
-Tak, wiem - odparłam ironicznie. Nie twierdzę, że każdego dnia wyglądałam jak miss stanu, ale jeszcze nie zdarzyło mi się wyglądać jak kawałek gówna. Dbałam o wygląd, był dla mnie ważny, wyróżniał mnie z tłumu szarych postaci.
-Ale masz dzisiaj chyba odrobinę mocniejszy makijaż, mam rację? - Kate nachyliła się i dokładnie obejrzała moją twarz. - Czyżbyś próbowała zakryć jakieś niedoskonałości?
Miałam ochotę parsknąć suchym śmiechem prosto w jej sztuczną twarz i nierówno wyregulowane brwi. Była żałosna. Natychmiast potrzebowałam ciętej riposty.
-Bez obaw, moja cera ma się dobrze - wysiliłam się na przesłodzony uśmiech. - Po prostu podczas eksperymentów z nowym księdzem nabawiłam się siniaka pod okiem.
Ich niewyparzone gęby pełne były dalszych pytań, lecz ja zerwałam kontakt wzrokowy i zaczęłam przebiegać wzrokiem po korytarzu, dopóki ponownie nie poczułam na ramieniu uścisku.
-Chloe, on na ciebie patrzy - szepnęła jedna z dziewczyn, jakby bała się, że w tym tłumie ktokolwiek usłyszy jej słowa.
-Kto? - mruknęłam bez cienia entuzjazmu. Sądziłam, że kolejny raz miała na myśli Mike'a, który ukradł jej serce już na początku pierwszej klasy.
-Ksiądz Bieber.
Natychmiast zaczerpnęłam powietrza i wyplułam do plastikowej butelki łyk wody, który nie był w stanie przepłynąć przez moje gardło. Nieśmiało uniosłam wzrok i rozejrzałam się po korytarzu. Justin stał przed jedną z klas, trzymając w silnych ramionach dziennik lekcyjny. Wpatrywał się we mnie bez mrugnięcia, a i ja miałam ogromną ochotę z przyspieszonym oddechem obserwować każdy jego ruch i każdą zmarszczkę tworzącą się na czole. Moje serce biło niebezpiecznie szybko. Nigdy nie reagowałam w podobny sposób na widok żadnego faceta i towarzyszące mi uczucie było zupełnie obce. Mimo to nie kontrolowałam koniuszka języka, którym odruchowo przesuwałam po dolnej wardze. Z osłupienia wyrwała mnie dopiero dłoń jednej z dziewczyn, która z zawrotną prędkością przeleciała przed moimi oczami. Zamrugałam kilka razy i odkaszlnęłam. Co prawda ponownie wbiłam wzrok w fałszywe przyjaciółki, lecz kątem oka obserwowałam księdza. Widziałam, jak uniósł kąciki ust i mimowolnie podążyłam jego śladami. Mój uśmiech został posłany jednak w stronę betonu. Nie patrzyłam na księdza, a moje serce  mimo to wykonywało w klatce piersiowej fikołki. Trzepotało jak otumaniona ryba, której ktoś odebrał dostęp do wody. Aż parsknęłam cicho na dźwięk porównania. Byłam idiotką, niezaprzeczalnie.
Dźwięk szkolnego dzwonka rozbrzmiał w uszach każdego ucznia. Niektórzy zatykali je obiema dłońmi i wykrzywiali twarz w grymasie. Zgarnęłam do torby pozostałe podręczniki i ruszyłam w kierunku klasy od matematyki, gdzie spędzę kolejne dwie godziny, mnożąc przez siebie liczby niewymierne i ułamki dziesiętne, na zmianę ze słuchaniem usypiającego głosu nauczyciela. Siedziałam przy ławce na niewygodnym krześle z uśmiechem tylko dlatego, że na ostatniej, szóstej lekcji będę mogła wpatrywać się w przystojnego księdza Biebera i jego nieśmiałe gesty. Byłam ciekawa, jak będzie zachowywał się w moim towarzystwie i czy będzie w stanie spojrzeć mi w oczy. Ja byłam pewna jednego. Teraz, kiedy odsłonił przede mną drugą twarz i uległ choćby nieznacznie, pozwolił mi rozwinąć skrzydła.

***

Zajęłam miejsce w jednej z pierwszych ławek, kładąc skórzaną torebkę na blat i zakładając nogę na nogę. Co prawda zajęłam miejsce jednego ze szkolnych kujonów, lecz jako przeprosiny wystarczył nikły uśmiech. Westchnęłam głęboko i wbiłam wzrok w tablicę pokrytą smugami. Gąbka leżała spokojnie na półce, a spod niej wystawały dwa kawałki kredy. Znów westchnęłam, odliczając sekundy do wejścia księdza do klasy. Zawsze przychodził równo z dzwonkiem, nie spóźniał się nawet minutkę. I dobrze. Dzięki temu miałam pełne 45 minut na dokładne badanie każdego gestu mężczyzny i każdego grymasu na jego przystojnej twarzy. Każda nastolatka znajdzie chłopaka bądź mężczyznę, na którego widok wzdycha jak opętana. Takim obiektem westchnień w moich oczach był oczywiście ksiądz Bieber. Gdyby tylko wiedział, jak nieprzyzwoite myśli kłębiły się w mojej głowie. Obiecałam sobie, że kiedyś pozwolę mu je poznać.
-Dzień dobry, klaso - na sam dźwięk zachrypniętego głosu Justina mój żołądek zacisnął się przyjemnie, oczy pokryły się mgłą, a wargi delikatnie rozchyliły. 
Był ideałem.
Przez ciało przebiegł niesamowity dreszcz, gdy Justin przesunął palcami wśród włosów i położył kilka książek na blacie biurka. Oparłam się wygodniej na łokciach o ławkę i z delikatnym uśmiechem śledziłam każdy jego ruch. Podszedł do tablicy i suchą gąbką przetarł każde jej skrzydło, po czym lekko odkaszlnął przez pył unoszący się w powietrzu. Jego szczęka zaciskała się, a po chwili rozluźniała tylko po to, by mógł zwilżyć usta językiem. Zaczęłam zadawać sobie pytanie, czy Justin aby na pewno zdawał sobie sprawę, jak cholernie przystojny był i że kilkoma niewinnymi gestami prowokował moje myśli do grzechu. Uwielbiałam po prostu na niego patrzeć. Był jak najdroższy obraz, którego obserwacja stanowiła prawdziwy zaszczyt dla znawców. Nigdy nie byłam tak cholernie zauroczona w żadnym mężczyźnie i żadnego tak bardzo nie pragnęłam. Nawet wspominanego już wcześniej Zayna Malika.
-Mamy dzisiaj pierwszą lekcję wychowawczą, dlatego chciałbym, abyśmy lepiej się poznali. Może macie do mnie jakieś pytania?
Usta ułożyły się w chytrym uśmiechu, ukazując rządek prostych, białych zębów. Miałabym nie wykorzystać tak znakomitej okazji? 
-Miał ksiądz kiedyś dziewczynę? - spytałam słodko, trzepocząc rzęsami jak motyl skrzydłami. 
Trzydzieści par oczu wbiło się w postać księdza, lecz on zawiesił wzrok jedynie na mnie. Na mnie i na moich ustach, które ubiegłego wieczora całował z tak wielką pasją.
-Nie, nie miałem. Od dziecka chciałem poświęcić swoje życie Bogu - odparł bez wahania. Miałam wrażenie, że odkąd spojrzał na mnie, nie mrugnął ani razu. 
-Więc... Jest ksiądz prawiczkiem, prawda?
Musiałam. Po prostu musiałam. Nie mogłam powstrzymać niewyparzonego języka, a pytanie jakby samo uleciało spomiędzy uchylonych warg. Ciekawość wypełniała każdą cząstkę mnie i choćbym nie wiem, jak się starała, nie zmienię się w grzeczną, poukładaną dziewczynkę, która rozmawia o pogodzie i szkolnych ocenach.
Ksiądz Bieber spojrzał na mnie wnikliwie i potarł dłońmi twarz. Po klasie przebiegł szmer rozmów i tłumiony chichot, a ja wciąż oczekiwałam upragnionej odpowiedzi. Walczyliśmy z księdzem na spojrzenia. Ja dawałam mu do zrozumienia, że nie odpuszczę, natomiast on wszelkimi siłami próbował zmienić tor moich domysłów. Uniosłam jeden kącik ust, lecz zaraz za nim ruszył i drugi. Justin zdawał się być tak uroczo zawstydzony. Miałam wręcz ochotę chwycić jego policzki jak babcia grubiutkiego wnuczka.
-Chloe, jeśli masz jakiś problem ze swoją seksualnością, zapraszam cię po lekcji. Może szczera rozmowa pomoże ci w jakiś sposób.
Jeśli moje serce wariowało wcześniej, teraz autentycznie próbowało wyrwać się z piersi. Jeszcze do niedawna ksiądz odpowiedziałby zdawkowo, byleby tylko pozbyć się problemu i niechcianego zagrożenia. Wczorajszy pocałunek zmienił wszystko. Otworzył Justinowi oczy. Już nie unikał kontaktów ze mną. Wręcz przeciwnie, sam je proponował. Mógł przecież stwierdzić, że moje pytanie wykroczyło poza granice dobrego smaku i zwyczajnie zmienić temat. On jednak zaproponował rozmowę po lekcji i wiedział, że nie będę w stanie mu odmówić. Położyłam się więc na ławce i przez kolejne czterdzieści minut podążałam wzrokiem za wskazówką zegarka na lewym nadgarstku. Jak na złość zwalniała z każdą upływającą minutą, podnosząc poziom mojego zniecierpliwienia. Aż w końcu, gdy do dzwonka zostało już tylko pięć cholernych minut, zaczęłam nerwowo uderzać opuszkami palców o blat ławki. Miałam wrażenie, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. Potrzebowałam jedynie cholernego dzwonka na przerwę i dopiero gdy w uszach rozbrzmiał upragniony dźwięk, doznałam wspaniałego błogosławieństwa.
Dziękuję ci, Boże, że pozwalasz mi zająć się twoim sługą.
Machałam obiema nogami w powietrzu, siedząc wygodnie na blacie ławki. Wzrokiem pospieszałam każdego ucznia, by jak najszybciej wyszli z klasy i pozwolili mi na osobności porozmawiać z księdzem. Należało mi się to. Po wczorajszych przeżyciach zasłużyłam na kilka słów wyjaśnienia. Zakręciłam wokół palca kosmyk włosów i delikatnie upuściłam go na obojczyk. Podążyłam wzrokiem za ostatnim uczniem wychodzącym z sali i za Justinem, który zamknął drewniane, lekko skrzypiące drzwi. Teraz nikt nie mógł nam przeszkodzić. O dziwo, nie chciałam od Justina niczego poza rozmową. Miał spojrzeć mi w oczy i wprost, bez spuszczania wzroku i dziecinnych wymówek przyznać, że pocałunek wywarł na nim wielkie wrażenie. Gdy odsunął się ode mnie ubiegłego wieczoru, położyłam dłoń na jego piersi. Wyraźnie czułam przyspieszone bicie serca. Nie wmówi mi, że tak namiętne muskanie warg było dla niego obojętne. To nie były moje domysły. Serce Justina naprawdę szalało, a ja dałabym sobie głowę uciąć, że przeżył coś podobnego pierwszy raz w życiu. Był uroczo zawstydzony i nie wiedział, jak zareagować na moją dłoń błądzącą po jego torsie. Taki niewinny, a tak podniecająco tajemniczy.
-Więc jest ksiądz prawiczkiem, prawda? - ponowiłam pytanie, choć odpowiedź była wprost oczywista. Urocza nieśmiałość nie brała się przecież znikąd.
-Chloe, doskonale wiem, że jesteś dociekliwa, ale to pytanie mimo wszystko wykracza poza bariery przyzwoitości, nie sądzisz?
-Powiedział ksiądz, że możemy zadawać pytania, by dowiedzieć się czegoś więcej o nowym wychowawcy. Zadałam przecież naturalne pytanie - wzruszyłam ramionami i subtelnie zeskoczyłam z blatu ławki, by podejść do księdza i opuścić dłonie na jego spięte, umięśnione ramiona. - Nie musisz się tego wstydzić, wszystkiego cię nauczę. Ze swoim wyglądem i wspaniałym ciałem - umyślnie przesunęłam dłonią wzdłuż wytatuowanego na piersi krzyża do pępka, a później z powrotem. - Staniesz się Bogiem seksu w przeciągu kilku godzin.
-Chloe, jesteś naprawdę trudnym człowiekiem. Owszem, całowaliśmy się wczoraj, ale oboje wiemy, że nic podobnego nie powinno mieć miejsca. Najlepiej będzie, jeśli po prostu o tym zapomnimy i przez resztę życia będziemy udawać, że niczego pomiędzy nami nie było.
-I sądzisz, że ma to jakikolwiek sens? - spytałam smutno, wykonując niewielki krok w tył. Liczyłam na coś innego. Na ciepły uśmiech i powrót do wspomnień sprzed kilkunastu godzin. Nie powiem, że Justin mnie nie zawiódł. Zabolało mnie coś w okolicy serca. Znów zabolało.
-Tak, ma sens, ponieważ jestem księdzem, a ty w dalszym ciągu jesteś dzieckiem i...
-Powtarzałeś mi to cholernie wiele razy i co? Jaki widzisz efekt? Przychodzisz w środku nocy pod mój dom, włamujesz się do pokoju przez balkon, a wszystko po to, by przyznać przede mną i przed samym sobą, że ci się podobam, a całą niezapowiedzianą wizytą zwieńczyłeś namiętnym pocałunkiem. Wiesz, co ci powiem? Był najpiękniejszym w całym moim życiu, ponieważ zaangażowałeś się w niego całym sercem. To nie była jedynie wymiana śliny. Ty to czułeś, a ja dzięki temu czułam razem z tobą. Boli mnie, że cały czas próbujesz oszukiwać mnie i samego siebie. Nie chcę, żebyś zdejmował dla mnie sutannę i przestał być księdzem. Nie chcę, żebyś mnie pokochał, bo jeszcze nie dojrzałam do miłości. Nie chcę, żebyś przyznawał przed całym światem, że jako ksiądz dopuściłeś się zdrady kościoła. Nie, Justin. Chcę po prostu, abyś przestał kłamać. Nic więcej. Potrafisz to dla mnie zrobić? Jeśli tak, powiedz wprost, co czujesz. 
Zostawiłam go bez możliwości przemyślenia moich słów, bez szansy na odpowiedź. Westchnęłam cicho, przebiegając opuszkami palców po lewym policzku mężczyzny. Nie udawałam. Chciałam tylko, aby przestał zaprzeczać samemu sobie, bo własnym niezdecydowaniem ranił już nie tylko siebie, ale również mnie. Powoli odwróciłam się na pięcie i ospale ruszyłam w stronę klasowych drzwi, ciągnąc stopę za stopą. Nie liczyłam na to, że zanim wyjdę z pomieszczenia, poczuję na ramieniu zatrzymującą mnie dłoń Justina. Możecie więc wyobrazić sobie moje zdziwienie, kiedy w sekundę przed ułożeniem dłoni na metalowej klamce jego palce delikatnie chwyciły mój nadgarstek i okręciły ciało. Ponownie stanęłam z nim twarzą w twarz. Pochłonęła mnie głębia jego spojrzenia i brąz smutnych tęczówek. Doszukiwałam się przebłysku emocji, które zapowiedziałyby słowa Justina, lecz powietrze wypełniał jedynie cichy, szeleszczący oddech, wypuszczany spomiędzy warg.
-Lubię cię, Chloe - stwierdził wprost, nie pozwalając powiekom opaść choćby w krótkim mrugnięciu. - Bardzo cię lubię.


~*~


Powiem szczerze, że nie mam zielonego pojęcia, co będzie dalej, tak więc zaczynamy czysty spontan :)
Widzę, że opowiadanie cieszy się naprawdę dużym zainteresowaniem (komentarze), za co bardzo dziękuję <3
ask.fm/Paulaaa962

czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział 7 - Indecent behavior...

Justin

Sam nie wiem, co podkusiło mnie do tego, by w środku nocy włamać się do pokoju Chloe przez otwarte drzwi balkonowe. Gdyby ktoś zobaczył choćby zarys mojej postaci, byłbym skończony, zwłaszcza teraz, zwłaszcza z ciążącymi na mnie oskarżeniami. Musiałem z nią porozmawiać, musiałem prosić ją, aby odwołała zarzuty, aby oczyściła mnie z oszczerstw. Byłem gotów ją nawet przeprosić, byleby odwołała wszystko, co powiedziała na mój temat. Czy byłem na nią zły? Sam nie wiem. Nie potrafiłem budzić w sobie złości, nie potrafiłem wchodzić z ludźmi w spory. Teraz również pragnąłem wyjaśnić wszystko z pokojowym nastawieniem.
-Co ksiądz, do cholery, robi w moim pokoju, w środku nocy? - niemal pisnęła, lecz w porę ponownie przykryłem jej usta dłonią.
-Błagam cię, mów ciszej, Chloe.
-W takim razie co ksiądz tutaj robi? - wyszeptała, wyrzucając w powietrze obie ręce.
-Przyszedłem z tobą porozmawiać - odparłem ze spokojem w głosie.
Kiedy zyskałem pewność, że Chloe nie zacznie krzyczeć, aby dodatkowo mnie skompromitować, oddaliłem dłoń od jej ust i przeczesałem nią gęste włosy, z których kilka kosmyków opadało niedbale na czoło.
Usta dziewczyny ułożyły się w delikatnym uśmiechu. Chciałem zaprzeczać, lecz nie mogłem. Kiedy unosiła kąciki ust ku niebu, była jeszcze piękniejsza. Na jej policzkach tworzyły się małe dołeczki, a i oczy przybierały lekko zmieniony kształt.
-Niech się ksiądz rozgości - wskazała dłonią duże łóżko, przykryte jasną narzutą, lecz ja wybrałem fotel przy biurku. 
Usiadłem na nim w lekkim rozkroku i spoglądałem na blondynkę, kiedy ta zamykała drzwi pokoju na klucz. Co prawda znów mogłem wpaść w jej pułapkę, lecz teraz wolałem być zamknięty razem z nią w jednym niewielkim pomieszczeniu, niż narazić się na niezapowiedzianą wizytę jednego z jej rodziców. Nie potrafiłbym znaleźć żadnej wiarygodnej wymówki, usprawiedliwiającej moje zachowanie, moje intencje.
-Nadal się mnie boisz? - zachichotała, usiadła na łóżku i założyła prawą nogę na lewą.
-Nie boję się ciebie, dzieciaku. Próbuję jedynie przemówić ci do rozsądku.
Chloe wydęła uroczo obie wargi i zaczęła z każdej strony oglądać pomalowane paznokcie. Czekała, aż zacznę, natomiast ja nie zamierzałem odezwać się ani słowem, dopóki dziewczyna nie spojrzy mi w oczy. Nie mam zamiaru mówić jak do ściany, od której wszystko się odbija. Ja mówię raz i oczekuję, że nie będę musiał powtarzać. 
Z westchnieniem wstałem z krzesła, gdy Chloe przenosiła wzrok to na swoje stopy, to znów na ścianę w kolorze pudrowego różu. Była naprawdę piękna, choć momentami nie doceniała samej siebie. Dziewczyna jej pokroju powinna chodzić z wysoko uniesioną głową i nie schylać jej dla pierwszego lepszego faceta.
-Spójrz na mnie - mruknąłem, kucając przy nogach blondynki. - Powiedziałem, spójrz na mnie - powtórzyłem i uniosłem dwoma palcami jej brodę, kiedy za pierwszym razem nie otrzymałem żadnej reakcji. Nie lubiłem być ignorowany.
-O czym chcesz znowu ze mną rozmawiać? Masz zamiar pouczać mnie, że powinnam zachowywać się jak dziecko, ponieważ nadal nim jestem? - prychnęła lekceważąco, odrzucając kosmyki włosów na plecy. - Daruj sobie, ale powtarzasz się. Nie chce mi się kolejny raz tego słuchać.
-Chloe, przyszedłem tutaj po to, by prosić cię, a właściwie kazać ci odwołać wszystkie oskarżenia. To niedorzeczne oszczerstwa. Przecież doskonale wiesz, że nie dotknąłem cię nawet małym palcem.
-Tak, przypominam sobie. Wykrzyczałeś mi prosto w twarz, że nigdy nie zwróciłbyś na mnie uwagi i...
-Kłamałem - wyszeptałem pod nosem, tępo wpatrując się w delikatnie powiewającą na wietrze firankę. Nawet ona błyszczała delikatnym różem. 
-I że nawet bez sutanny nie byłbyś mną w najmniejszym stopniu zain... Co ty powiedziałeś? - przerwała nagle i spojrzała na mnie znacznie rozszerzonymi, brązowymi oczyma. Nie dowierzała.
-Że kłamałem - powtórzyłem, tym razem głośniej i wyraźniej, ze zmieszaniem pocierając kark. - Chciałem, żebyś odpuściła, żebyś przestała mnie uwodzić. Co innego mogłem zrobić? Nie reagowałaś na żadne moje słowa i nie przeszkadzała ci nawet sutanna, którą zasłaniam się przez cały czas. Powiedziałem więc, że nigdy bym się tobą nie zainteresował, żeby cię zniechęcić. Nie miałem pojęcia, że zaczniesz wygadywać takie głupoty na mój temat. Jesteś mściwa, Chloe. Bardzo mściwa.
Dziewczyna usilnie przypatrywała się każdemu skrawkowi mojej twarzy. Miałem wrażenie, że lada moment wyciągnie dłoń i muśnie opuszką palca mój policzek lub linię szczęki. Ale czy mi by to przeszkadzało?
-Czyli ci się podobam? - spytała, a grymas na jej ustach natychmiast przekształcił się w zadziorny uśmiech. Cholera, lubiłem go.
-Tego nie powiedziałem - mruknąłem z zakłopotaniem. Przecież nie chodziło mi o to, by w środku nocy włamywać się do pokoju Chloe i na nowo rozpoczynać wszystko od początku.
-Ale to zasugerowałeś - uradowana wstała z wielkiego, miękkiego łóżka, na którym materac uniósł się lekko, gdy blondynka podniosła dwa krągłe pośladki. - A może księdza trzeba podejść inaczej? Może ksiądz nie lubi wyzywających prowokatorek, tylko delikatne, grzeczne, nieśmiałe dziewczyny? 
Czułem, po prostu czułem, że w jej pełnej pomysłów głowie tlił się kolejny plan. Gdy ja również stanąłem na prostych nogach, dziewczyna delikatnie położyła dłonie na mojej klatce piersiowej i zaczęła bawić się guzikiem koszuli. Tym razem nawet nie próbowała go odpiąć. Jedynie obracała w palcach i wprawiała mnie w coraz większe zakłopotanie. 
-Chloe, znów zaczynasz? - westchnąłem głęboko, obejmując jej małe rączki. Przestała posyłać mi zalotne spojrzenia, za to teraz wydęła dolną wargę i wyglądała naprawdę uroczo. Dodatkowo jasne kosmyki jej włosków opadały po obu stronach twarz, a duże oczka wpatrywały się we mnie bez wytchnienia.
-Przecież niczego nie zaczynam - mruknęła słodko. Jej głos przypominał głosik małej, pięcioletniej dziewczynki, a moje serce rozczuliło się na ten dźwięk. 
Chloe wyciągnęła przed siebie rękę i przyłożyła niedużą dłoń do mojego policzka. Zaczęła bawić się płatkiem ucha, przygryzając przy tym dolną wargę. Nie byłem w stanie podtrzymać powiek, które mimowolnie opadły na oczy, gdy błoga przyjemność rozlała się po ciele. Ruchy jej palców były powolne i spokojne, a mimo to wprowadzały mnie w stan, jakiego nie doświadczyłem nigdy przedtem. Słodki Jezu, nie wiem, co robiła Chloe, ale miałem pewność, że to silnie uzależniało. Muskała opuszkami mój policzek i ucho, a momentami również szczękę i podbródek. Drażniła paznokciami nawet kark i szyję. A ja nadal nie potrafiłem otworzyć oczu i powiedzieć jej, by przestała. Przecież nie chciałem, aby przestawała. Nie umiałem kłamać.
-Jesteś tak niesamowicie wrażliwy - zachichotała, zakładając kosmyk jasnych włosów za ucho. Gdy uśmiechała się w tak delikatny i łagodny sposób, nadal przypominała dziewczynkę. Piękną dziewczynkę.
Z zażenowaniem spuściłem wzrok na czubki czarnych butów. Zacząłem błądzić spojrzeniem wzdłuż jasnych paneli, byleby tylko ponownie nie spojrzeć na uśmiech nastolatki. Przyprawiał mnie o nieprzyzwoite dreszcze. Jeszcze nigdy nikt nie działał na mnie w takim stopniu.
-Hej, nie musisz się tego wstydzić - uśmiechnęła się słodko, obejmując rączkami moją twarz. 
-Niczego się nie wstydzę - mruknąłem, zaprzeczając samemu sobie. Miałem rację, nie umiałem kłamać.
-Przecież widzę - zachichotała i subtelnie opuściła dłonie na moje spięte ramiona. Rozluźniała je samym dotykiem. - Posłuchaj mnie, Justin. Przy mnie nie musisz się niczego wstydzić. Jestem tutaj, tak blisko - mówiąc to, zrobiła krok w przód. - Aby pokazać ci, że jesteś facetem. Przecież o tym wiesz.
-To nie zmienia faktu, że jestem księdzem, Chloe, i nie mam pojęcia, który już raz ci to mówię. Spodobałem ci się, w porządku, schlebia mi to, ale powinnaś zwyczajnie zaakceptować fakt, że nie jestem do wzięcia.
-Tylko że to nie na mnie ciążą oskarżenia o gwałt, wiesz o tym, prawda? Doskonale potrafię grać ofiarę, mam talent aktorski. 
Z głośnym westchnieniem zacząłem przechadzać się po pokoju, pocierając ze zmieszaniem kark. Powinienem na nią nakrzyczeć, przywrócić w jej nastoletniej głowie porządek, czego najwyraźniej nie potrafili dokonać rodzice. Ja jednak nadal próbowałem z nią rozmawiać, na spokojnie, bez podnoszenia głosu i niepotrzebnych nerwów. Powinienem dostać za to pokojowego nobla, bez wątpienia.
-Chloe, odwołaj to wszystko - mruknąłem w końcu, przesuwając przycisk przy nocnej lampce. 
Sypialnia rozświetliła się nikłą smugą, a Chloe gwałtownie spuściła głowę i przysłoniła twarz blond włosami. Teraz to ona odwracała wzrok, mimo że za wszelką cenę próbowałem uchwycić jej spojrzenie. Na razie wygrywała, dopóki nie złapałem kciukiem i palcem wskazującym jej brody i nie uniosłem jej drobnej twarzy. Serce zacisnęło się boleśnie, jakby ktoś obwiązał je ciasnym paskiem. Policzek Chloe przykrywał sporych rozmiarów siniak, rozciągający się od kości policzkowej aż pod oko. Nie wmówi mi, że uderzyła się sama. Potrafiłem jeszcze rozpoznać ślad po uderzeniu.
-Dziecko, kto ci to zrobił? - spytałem z przejęciem i delikatnie pogłaskałem siny policzek.
-Tak jakby ty - wymamrotała i skrzywiła się lekko, patrząc na mnie z wyrzutem. Chyba zaczynała rozumieć, w jak wielkie tarapaty mnie wplątała.
-Słucham? - znacznie rozszerzyłem oczy i odsunąłem się na pół kroku, wspierając się na jej biurku. Czy dobrze usłyszałem?
-Miało to wyglądać tak, jakbyś to ty mnie uderzył. Chciałam być po prostu bardziej wiarygodna - wzruszyła ramionami, lecz w głębi duszy żałowała. Żałowała teraz, lecz nie miała skrupułów, by oczerniać mnie jeszcze parę godzin temu.
-Do czego byś się jeszcze posunęła, żeby wszyscy ci uwierzyli? Pozwoliłabyś jakiemuś facetowi, żeby naprawdę cię zgwałcił?
Chloe odkaszlnęła niezręcznie i podrapała się po karku. Chyba nie chciałem słyszeć jej odpowiedzi. Mógłbym zupełnie stracić wiarę w młode pokolenie, do którego sam należałem.
-Tak jakby już to zrobiłam - posłała mi słodki uśmiech. - Tyle że nie dałam się zgwałcić, a uprawiałam po prostu... ostry seks.
Przyłożyłem obie dłonie do twarzy i przetarłem nimi policzki. Ta dziewczyna zrobiłaby wszystko, byleby tylko ściągnąć na mnie prawdziwe kłopoty.Dowiedziałem się też jednego - Chloe nie była dziewicą.
-Aż tak mnie nienawidzisz? - spojrzałem na nią łagodnie. Nie potrafiłem się denerwować, kiedy widziałem ją tak zakłopotaną.
-Nie potrafiłam zaakceptować tego, że tak po prostu mnie odepchnąłeś. Nie jestem do tego przyzwyczajona.
-I dlatego byłaś gotowa zamknąć mnie w więzieniu na kilka kolejnych lat? Dziecko, skąd w tobie tyle nienawiści?
-Nakrzyczałeś na mnie. Wrzasnąłeś mi prosto w twarz, że nigdy byś się mną nie zainteresował. Wiesz, jak się poczułam? - zbliżyła się do mnie i kilka razy uderzyła w klatkę piersiową małą piąstką. Nie poczułem bólu. - Jeszcze nikt mnie tak nie potraktował. Nikt - dokończyła i po prostu wybuchnęła płaczem, wtulając się w moją klatkę piersiową. 
Nie wiem, czy byłem bardziej zaskoczony czy skrępowany. O dziwo, czułem, że jej łzy są szczere, a smutek w oczach prawdziwy. Nie byłem w stanie jej odepchnąć, dlatego owinąłem ramiona wokół jej kruchego ciała i kilka razy pogłaskałem plecy. Czy to rzeczywiście moje kłamstwa doprowadziły Chloe do takiego stanu? Płakała przeze mnie? Płakała, bo czuła się niedowartościowana, chociaż doskonale wiedziała, że jest piękną dziewczyną? Nie rozumiałem jej zmian nastroju. Nie nadążałem za nimi.
-Chloe - szepnąłem jej do ucha, odgarniając za nie kosmyk włosów. - Chloe, proszę, nie płacz.
-A zrobisz coś dla mnie? - wychlipała, spoglądając na mnie spod rzęs. Łzy wciąż wypływały spod jej powiek i chociaż dziewczyna rzuciła w moim kierunku tyle oszczerstw, było mi jej żal.
-Zrobię - odparłem bez wahania. Nie sądziłem, że nawet w chwilach płaczu ona snuje podstępne pomysły. W przeciwnym wypadku nigdy bym nie przytaknął.
-Pocałuj mnie.
Nagle przestała płakać, a pozostałe ścieżki łez spływające po policzkach otarła poszarpanym rękawem. Uśmiechnęła się do mnie zalotnie i zatrzepotała rzęsami. Nie robiła niczego na siłę. Jedynie mrugała słodko i głaskała mój tors. Cholera, chciałem ją pocałować. Naprawdę chciałem i jedynie silną wolą powstrzymywałem wargi, które niebezpiecznie zbliżyły się do ust Chloe. Nie mogłem jej ulec. Zgrzeszyłbym.
-Chloe, o czym ty znowu mówisz? - westchnąłem ze zdenerwowaniem. Nie wiedziałem już, jak mam bronić się przed czymś, czego w rzeczywistości nie chciałem od siebie odpychać.
-Jeśli mnie pocałujesz, z miejsca odwołam wszystkie zarzuty - stwierdziła bez ogródek, obchodząc moje ciało dookoła, a potem raz jeszcze. Potarła przy tym moje ramię i cmoknęła plecy.
-A jeśli tego nie zrobię? - przełknąłem głośno ślinę, kiedy Chloe zarzuciła od tyłu ramiona na moją szyję i przytuliła policzek do koszuli na wysokości spiętych łopatek. Gdy jej stóp nie zdobiły szpilki, była znacznie niższa ode mnie. Cholera, podobało mi się, że mogłem górować nad tą drobną, prowokacyjną blondyneczką.
-Wtedy nie odwołam oskarżeń, a, wierz mi, każdy mi uwierzy. Wystarczy obdukcja lekarska, a będziesz skończony.
-Przecież nie chcesz tego robić - mruknąłem niemrawo i odwróciłem się na pięcie.
Nie sądziłem, że Chloe jest tak blisko mnie. Mimowolnie przyparłem jej ciałko do biurka i wywołałem zadziorny uśmiech na ustach dziewczyny. Wykorzystując okazję, przylgnęła dłońmi do mojej szyi i drażniła skórę paznokciami Doskonale wiedziała, jak powinna się zachowywać, aby prowokować mężczyzn, a dodatkowo była po prostu słodka. Naprawdę walczyłem z samym sobą, by nie ulec pokusie, której w głębi duszy chciałem ulec.
-Nie chcę - przyznała mi rację. - Ale chcę poczuć twoje słodkie usta na swoich. To chyba nie tak wiele. Umówmy się tak, że pozwolisz mi na jeden pocałunek, a ja dam ci spokój, przysięgam - przyłożyła jedną dłoń do serca, a drugą uniosła w powietrze i spojrzała na mnie z powagą.
-Pocałuję cię w czółko, pasuje? - spytałem z lekkim uśmiechem, zanim założyłem kosmyk jej włosów za ucho. Nie mam pojęcia, dlaczego w dalszym ciągu nie odsunąłem się od dziewczyny. Chyba przyciągał mnie zapach jej perfum.
-To na początek, ale później się rozkręcisz, dobrze?
Potrząsnąłem szybko głową, by odgonić chociaż część nieprzyzwoitych myśli. Dlaczego w ogóle wdawałem się w podobną dyskusję? Dlaczego nie odepchnąłem Chloe i dlaczego pozwalałem, by w dalszym ciągu mnie uwodziła. Przecież byłem księdzem i przed momentem sam wpajałem to blondynce, a teraz jakbym zapomniał, że z dumą reprezentuję kościół i służę Bogu. 
-Chloe, to niedorzeczność - przewróciłem w ostateczności oczyma. Próbowałem odpierać od siebie atak, który w rzeczywistości chciałem na siebie przyjąć. To było dopiero niedorzeczne.
-Jezu, Justin, nikt się o tym nie dowie. Przysięgam, nikt. Spróbujesz raz, a jak ci się nie spodoba, po prostu mnie odepchniesz. To nie będzie grzech, tylko... zwykła, ludzka ciekawość - zaczęła obracać w dłoniach długopis, który podniosła z biurka. - Więc jak będzie?
-I odwołasz wszystkie oskarżenia? - upewniłem się, dając Chloe kolejny powód do radości.
Uległem.
-Wszystko obrócę w żart i nikt, przysięgam nikt nie będzie miał do ciebie żadnych pretensji - przesunęła opuszką palca po mojej brodzie, a potem dłonią objęła ostrożnie kark.
-Więc dobrze - poddałem się i ostatecznie pozwoliłem blondynce odnieść sukces.
Pozwoliłem, by objęła rączkami moje dłonie i jedną z nich delikatnie przyłożyła do swojego policzka. Głos uwiązł w mojej krtani, więc nawet gdybym chciał, nie potrafiłbym zareagować słownie. Instynktownie zacząłem gładzić jej gładki policzek i głęboko wpatrywałem się w oczy blondynki. Była piękna, delikatna, wydawała się również niezwykle wrażliwa, choć kreowała się na osobę zimną i momentami pozbawioną emocji. Teraz była ciepła i wydawała mi się tak bliska. Chloe stanęła na palcach i przybliżyła twarz do mojej, a później delikatnie, z uczuciem przykryła moje wargi swoimi. Z początku tylko ona muskała je z pasją, lecz szybko odnalazłem wspólne tempo i dostosowałem się do ruchów dziewczyny. Kąciki jej ust uniosły się ku niebu, gdy do prawej dłoni przy jej policzku dołożyłem drugą, a końcówki palców wplątałem w jej włosy. Były jedwabiście miękkie, zupełnie jak jej pełne wargi. I w momencie, w którym oboje powinniśmy przerwać, dopiero rozpoczęliśmy prawdziwy pocałunek.
Położyłem dłonie na biodrach nastolatki, a językiem zacząłem delikatnie pocierać jej wrażliwe podniebienie. Smakowała nieprzyzwoicie dobrze. Ilekroć ciągnęła za końcówki moich włosów, bądź drapała skórę głowy, musiałem zatrzymywać w sobie jęk. Oboje zaczęliśmy się cofać. Tym razem to nawet nie Chloe przejęła nade mną kontrolę. Oboje ją utraciliśmy. Całowaliśmy się z coraz większą gorliwością. Wyglądaliśmy wręcz nieprzyzwoicie, a ja nawet w najmniejszym stopniu nie przypominałem księdza, w którego roli chciałem spełniać się do końca swoich dni.
Opadłem na świeżą pościel blondynki, kiedy ona usadowiła się na moich udach okrakiem. Nawet na moment nie pozwoliłem jej, by oderwała wargi od moich. Trzymałem stanowczo jej biodra i poddawałem się urokowi prowokacyjnej małolaty. Byłem oczarowany uczuciem, jakie rozbudzał we mnie dotyk i pocałunki Chloe. Zdecydowanie brakowało mi ciepła kobiecego ciała i dotyku. Nie chciałem się do tego przyznać, ale byłem blondynką głęboko zauroczony. Ona jako jedyna nie bała się przebić bariery, dzielącej księdza i wiernych. Rozbudzała we mnie ciekawość świata, ciekawość ludzkich przyjemności, do których od lat nie miałem dostępu.
Oderwała usta od moich dopiero wtedy, kiedy płuca zaczęły domagać się powietrza. Przerzuciła gęste włosy na prawe ramię i, opierając się na rękach po obu stronach mojej głowy, spojrzała mi głęboko w oczy. Jej spojrzenie paraliżowało, a jednocześnie wywoływało przebiegające przez ciało stado nad wyraz przyjemnych dreszczy. Oblizała koniuszkiem języka dolną wargę i posłała najpiękniejszy uśmiech, jaki w życiu widziałem.
-To było podniecające - wyszeptała, przebiegając palcami wśród moich włosów.  - I cholernie gorące - dodała z cichym chichotem i musnęła czubkiem nosa moją szyję.
-Boże - wymamrotałem, gdy zaczęła docierać do mnie świadomość popełnionego grzechu. - Chloe, muszę już iść.
-Pamiętaj, to zostanie między nami, nie musisz się niczego obawiać - z wdziękiem zsunęła się z moich ud i pozwoliła, bym wstał z miękkiego, przyjemnie pieszczącego plecy materaca. Nie starała się mnie zatrzymać. I tak osiągnęła sukces.
Zanim wyszedłem przez otwarte drzwi balkonowe, odwróciłem się przodem do dziewczyny i przyłożyłem prawą dłoń do lewego policzka. Blondynka przymknęła powieki i przytuliła twarz do wnętrza mojej dłoni. Gest był szczery. Ona również zdawała się być oczarowana moją delikatnością. Przybliżyłem usta do jej czoła i złożyłem na nim spokojny, wilgotny pocałunek, a po tym natychmiast wyszedłem na balkon i zeskoczyłem na oblaną blaskiem księżyca trawę w ogrodzie. Nie chciałem odwracać się w stronę domu, lecz nie powstrzymałem ostatniej dzisiejszego dnia pokusy. Obejrzałem się przez ramię i ujrzałem na balkonie Chloe. Opierała się o barierkę, a jej jasne włosy i biała koszula dawała złudne poczucie najprawdziwszego anioła. Z daleka wyglądała na delikatną, poukładaną, grzeczną, natomiast gdy stałem pół kroku przed nią, w jej oczach migały zadziorne iskierki.
Szybko odwróciłem wzrok i ruszyłem przed siebie z dłońmi skrytymi w kieszeniach. Co ja najlepszego zrobiłem?


~*~


Mam nadzieję, że satysfakcjonuje Was postawa księdza Biebera ;D
Dziękuję bardzo za tylu czytelników i komentarzy, nie spodziewałam się! :)

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 6 - Unexpected visit...

Justin

Kłamałem. Kłamałem w każdym geście, kłamałem w każdym słowie, kłamałem w każdym spojrzeniu. Jeszcze nigdy nie popełniłem tylu grzechów w przeciągu kilku krótkich godzin i jeszcze nigdy nie było mi tak wstyd za własne zachowanie. Udawałem, broniłem się, lecz nie wiem, na ile zdały się moje starania. Oczy zdradzały wszystko. Oczy, które z trudem urywały kontakt z jej ciałem.
Podobała mi się, nie mogłem zaprzeczyć. Byłem księdzem, owszem, lecz Chloe miała rację, mówiąc, że jestem również mężczyzną. Wbrew pozorom podobał mi się również jej pewny siebie charakterek i momentami niewyparzony język. Nie powinienem na nią nawet spoglądać, a tym bardziej myśleć o niej w dwuznaczny sposób. Jednakże, nie miałem kontroli nad myślami i grzeszyłem nimi mimowolnie.
Kłamałem, mówiąc, że nie zwróciłbym na nią uwagi, kiedy w rzeczywistości mój wzrok silnie potrzebował widoku jej delikatnych rysów twarzy. Kiedy przechadzała się nerwowo przy drzwiach, stukając szpilkami o podłogę, uśmiechnąłem się łagodnie, wiedząc, że nie ujrzy grymasu na moich ustach. Miała jasne włosy, opadające w delikatnych falach na jej szczupłe plecy. Wyglądała słodko i uroczo, gdy układała w grymasie pełne, malinowe wargi lub kiedy marszczyła czoło. Starałem się nie zwracać uwagi na jej ciało, lecz nie mogłem udawać przed samym sobą, że nie zawiesiłem na nim wzroku nawet przez moment. Była... piękna.
Nie zatrzymywałem jej, kiedy wybiegła z plebanii. Poczuła się urażona, rozumiałem to i żałowałem, że użyłem względem niej tak dosadnych słów. Tylko tak mogłem ją zniechęcić. Tyko tak mogłem oddalić ją od siebie i uspokoić. Była niezwykle odważna. Zbyt odważna jak dla mnie. Nie wiedziałem, jak zachowywać się w jej towarzystwie. Jeszcze nigdy tak urocza, młoda dziewczyna nie starała się o moje względy w taki sposób.
Słyszałem z dworu dochodzące krzyki Chloe, jednak wtedy nie zwróciłem na nie najmniejszej uwagi. Blondynka była osobą dość wybuchową i prawdopodobnie zaczęła warczeć na pierwszego napotkanego człowieka. Taka już była. Nieumiejętnie kryła emocje wewnątrz. Wolała wylać je poza serce w wykrzyczanych słowach.
Nagle na plebanię wbiegli rodzice Chloe i paru innych parafian. Stanąłem jak wryty, widząc zdenerwowanie i szok na ich twarzach. Jako ksiądz wszystkie spory pragnąłem rozwiązywać pokojowo. Również teraz wskazałem wiernym krzesła przy stole, aby usiedli i na spokojnie wyjaśnili powód wzburzenia. Ojciec Chloe był jednak zbyt zdenerwowany, aby wykonać chociaż jeden krok.
-Chloe zarzuciła księdzu gwałt - powiedział wprost, prosto z mostu, bez zbędnego owijania w bawełnę. Co chwila zaciskał szczękę i pięści, następnie rozluźniając je i powtarzając gesty.
A ja? Ja otworzyłem w zdumieniu usta i mimo że w moich płucach brakowało powietrza, nie byłem w stanie go zaczerpnąć. Z początku wierzyłem, że źle zrozumiałem jego słowa, lub że ojciec Chloe przejęzyczył się w okropny sposób. Kiedy jednak rozejrzałem się po twarzach parafian, zrozumiałem jedno. Nie żartował.
-Słucham? - wymamrotałem w szoku, przykładając dłoń do serca. Bałem się. Cholernie.
-Dobrze ksiądz słyszał. Chloe oskarżyła księdza o gwałt. Może nam to ksiądz jakoś wytłumaczyć? - warknął, głośno wystukując stopą rytm o podłogę.
-Nawet Chloe nie dotknąłem. Nie rozumiem, dlaczego powiedziała coś tak strasznego.
-W takim razie dlaczego byliście tutaj razem zamknięci?
Nie wierzył mi. Nikt mi nie wierzył. Czułem to.
-Chloe chciała porozmawiać ze mną na osobności, dlatego zaproponowałem, abyśmy udali się na plebanię. Kiedy wchodziła, zatrzasnęły się drzwi. Naprawdę jestem niewinny. Nigdy nie posunąłbym się do takiej zbrodni.
-W takim razie dlaczego moja córka wybiegła stąd z płaczem? - mężczyzna zaciskał pięści i oddychał nierówno, jakby chciał rzucić się na mnie i przemówić do rozsądku.
-Nie wiem, naprawdę nie wiem - wymamrotałem.
W jaki sposób miałem odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia, skoro tłum parafian nie wierzył w ani jedno moje słowo? Rozumiałem ich. Rozumiałem własne położenie w ich oczach. Sam bym sobie nie uwierzył, gdybym ujrzał śliczną, zapłakaną nastolatkę wybiegającą z zatrzaśniętej parafii. Zadawałem sobie tylko jedno pytanie. Czy Chloe oskarżyła mnie o gwałt przez kilka kłamstw, które rzuciłem w jej kierunku? Czy moja uwaga naprawdę miała dla niej tak istotne znaczenie?
-Przed rozmową z córką wstrzymamy się od zawiadomienia policji. Jeśli jednak potwierdzi się, że choćby dotknąłeś Chloe w nieodpowiedni sposób, możesz być pewien, że słono za to zapłacisz - warknął po raz ostatni i, łapiąc ramię roztrzęsionej żony, wyszedł z plebani, a zaraz za nimi reszta parafian.
Co mogłem zrobić? Usiadłem na krześle i ukryłem twarz w dłoniach. Może lepiej byłoby dla mnie, abym minimalnie uległ urokowi Chloe? Może wtedy nie rzucałaby względem mnie tak poważnych oskarżeń? Teraz mogłem jedynie czekać i, modląc się, prosić Boga, aby serce Chloe nie było dłużej tak mściwe


Chloe

Zapukałam kilka razy w drzwi domu Mike'a i z niecierpliwością czekałam, aż otworzy. Kilka sekund dłużyło mi się niczym godziny. Zdążyłam zbadać opuszką palca całą metalową klamkę. Również kroki po drugiej stronie drzwi wydały mi się niezwykle powolne. W końcu jednak Mike przekręcił w zamku klucz i otworzył drzwi na całą szerokość. Ujrzał mnie w progu, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, i uniósł wysoko brwi. Rzadko wpadałam bez zapowiedzi. Dzisiaj miałam jednak wyjątkową okazję.
-Jesteś sam? - spytałam szybko.
-Tak, rodzice wyjechali i wrócą dopiero jutro.
Mimowolnie odetchnęłam głęboko. Nieobecność rodziców chłopaka była mi bardzo na rękę.
Przeszłam prze próg domu i rozsiadłam się na dużej, skórzanej kanapie. Za każdym razem, gdy byłam u Mike'a w domu, oglądałam jego zdjęcia z młodszą siostrą, zawieszone na ścianie. Miała na imię Maggie, była piętnastolatką i często działała na nerwy zarówno Mike'owi jak i mnie, lecz zazwyczaj udawało mi się ją ignorować.
-A młoda jest w domu? - upewniłam się, zerkając na chłopaka.
Ponownie pokręcił głową, a na jego ustach błysnął nikły, zadziorny uśmieszek. Wiedziałam, o czym myślał. Myślałam o tym samym, jednakże w innym kontekście.
-Mamy cały dom dla siebie. Możemy bzykać się na kanapie, na blacie w kuchni lub u mnie w sypialni. Wybór należy do ciebie, ślicznotko.
-Mike, przestań żartować chociaż przez chwilę. Musimy porozmawiać - zaczerpnęłam głęboko powietrza i odrzuciłam gęste, jasne włosy na plecy. - Oskarżyłam nowego księdza o gwałt. 
-Co zrobiłaś? - parsknął głośnym śmiechem, opadając obok mnie na kanapę. 
Chociaż byłam lekko zdenerwowana, teraz również zapragnęłam zachichotać. To brzmiało naprawdę irracjonalnie.
-Oskarżyłam go o gwałt, bo mnie naprawdę mocno wkurzył. A ty musisz mi pomóc to udowodnić. Musisz, Mike. Musisz.
Chłopak parsknął pod nosem, obejmując dłońmi moje dłonie. Kiedy chciał, potrafił być delikatny i troskliwy. Jednakże bardzo rzadko chciał. Wolał być dupkiem. Nie zmierzałam go zmieniań, nie zależało mi na tym. Był wolnym człowiekiem jak ja. Nigdy nie myślałam o nim na poważnie, ale mimo wszystko mogłam nazwać go przyjacielem. Nie tym najlepszym, za którego oddałabym własne życie, lecz przyjacielem.
-Czuję, że masz jakiś genialny plan w zapasie. Zamieniam się w słuch.
-Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, musisz mnie dzisiaj po prostu pieprzyć, brutalnie pieprzyć. Musisz mnie też uderzyć, ale nie mocno. Nie chcę mieć później zmasakrowanej twarzy. Wiesz, o co chodzi. Masz mnie urządzić tak, że wszyscy uwierzą, że zostałam zgwałcona.
-Chloe, masz świadomość, o co oskarżasz tego naiwnego księżulka? Przecież on nie dotknąłby cię nawet małym palcem, a co dopiero zgwałcił. Wyobraźnia cię ponosi, ale wiesz, że niczego ci nie odmówię. Jesteś dla mnie ważna.
-Przyznaj się lepiej, że nie chcesz stracić dupy do pieprzenia - uderzyłam go z rozbawieniem w policzek, kiedy muskał i łaskotał moją szyję.
-A czy to nie oznacza tego samego? - wymruczał w mój dekolt.
Wplątałam palce w jego gęste włosy i z rozbawieniem pokręciłam głową. Powinnam się obrazić, a zamiast tego wciąż chichotałam.
-Jesteś idiotą, ale i tak cię uwielbiam.
Dotknął wargami moich ust i zaczął całować mnie z pasją i namiętnością. Zawsze czułam się przy nim po prostu dobrze. Nie robiłam z siebie dziwki. Mike był jedynym chłopakiem, jedynym facetem z którym spałam. Byłam odważna i nie krępowałam się innych, ale żadnemu nie oddałam swojego ciała. Nie chciałam, bo przy brunecie czułam się spełniona. Dopiero ksiądz Bieber zawrócił mi w głowie. Pociągał mnie nie tylko fizycznie. Chciałam go poznać, chciałam jak najczęściej z nim rozmawiać, a zamiast tego wplątałam go w jedno wielkie gówno. Nie minęło dużo czasu, aż zaczęłam żałować swoich oskarżeń.
Całował na swój sposób delikatnie. Głaskał mój policzek, linię żeber i podbrzusze, a z każdą chwilą było mi coraz przyjemniej. On wiedział, jak mnie zadowolić. Wiedział, co lubię, czego pragnę, co wywołuje na moich ustach uśmiech. Lubiłam jego wargi, słodkie i miękkie. Lubiłam jego oczy, wiecznie szczęśliwe. Lubiłam gdy rankiem nie golił się, tylko zostawiał na twarzy delikatny zarost. I chociaż Mike był bardzo przystojnym, powiedziałbym nawet najprzystojniejszym facetem w szkole, nie mógł równać się z księdzem Bieberem. Cholera, ten naiwny facecik w sukience naprawdę zawrócił mi w głowie.
-Jezu, przestań. Mieliśmy się pieprzyć, a nie kochać jak mąż z żoną - przewróciłam oczami, odpychając od siebie Mike'a. Było mi przyjemnie, nawet bardzo, ale musiałam przerwać te kilka pięknych chwil.
-Żartujesz? W małżeństwie nie ma już seksu. Jest tylko praca, obiadki, a potem pieluchy.
-Jak rozumiem, nigdy mi się nie oświadczysz - wybuchnęłam śmiechem, wchodząc po schodach.
 Mike nie odstępował mnie na krok. Trzymał dłonie zaciśnięte na moich biodrach i wciąż ślinił pocałunkami moją szyję. Łaskotał każdym muśnięciem. Wiłam się przed nim, lecz nie potrafiłam uciec od jego pocałunków. Trzymał mnie naprawdę silnie. 
-Jeszcze zobaczymy, może w międzyczasie mi się zmieni. Ale jak na razie się na to nie zapowiada. 
Na górnym korytarzu panowała zupełna cisza. Nawet pies siostry Mike'a nie drapał w drzwi jej pokoju. Słyszałam jedynie przyspieszony oddech bruneta. Zastanawiałam się, dlaczego sapał tak głośno już teraz. Przecież nawet go nie dotknęłam. Nie chciałam, aby dostał zawału, kiedy już dojdzie między nami do zbliżenia. Był bardzo wrażliwy fizycznie. Wystarczyło pozwolić mu obrzucić pocałunkami moją szyję, a od razu oddychał spazmatycznie.
Zamknął za nami drzwi sypialni i gwałtownie rzucił moje ciało na łóżko. Skończyła się niebywała delikatność. Powrócił prawdziwy Mike, dodatkowo pobudzany moimi słowami.

*

-Ale mi przypierdoliłeś - jęknęłam, oglądając w lustrzanym odbiciu zaczerwieniony policzek. Dotykałam go palcami i rozciągałam skórę, ale zaraz szybko puszczałam, czując uciążliwe szczypanie.
-Chloe, kochanie, nie chciałem - mruknął ze skruchą, obejmując mnie od tyłu w talii i przybliżając twarz do mojej szyi. - Przepraszam, nie mam wyczucia, a wiesz, jeszcze nigdy żadna laska nie prosiła mnie o to, abym jej przypierdolił. Wybacz, że nie mam w tym wprawy.
Naprawdę czuł się podle, natomiast moje idiotyczne serduszko podskakiwało ze szczęścia. Uwierzą mi. Uwierzy mi każdy, kto tylko na mnie spojrzy.
-Przestań, Mike. Wyszło genialnie. Chwilę poboli i przestanie, mną się nie przejmuj. Rozciągnij jeszcze lekko moją bluzkę i będzie wspaniale - podałam chłopakowi koszulę, a on lekko rozerwał ją w dłoniach, posyłając mi przy tym sceptyczne spojrzenie.
Może i przesadziłam, ale wciąż byłam głupią nastolatką. Co mogłam na to poradzić? 
-Może cię odwiozę? Jeśli będziesz o tej porze chodzić po ulicach, naprawdę ktoś cię bzyknie.
Na moich ustach pojawił się cień uśmiechu. Mike naprawdę martwił się o mnie. Chciał sprawiać wrażenie niewzruszonego, ale ja znałam go lepiej, niż on samego siebie. Zdradzało go zakłopotanie w oczach i wzrok, który cały czas spuszczał na bose stopy.
-Daj spokój, poradzę sobie sama. Nie pierwszy raz chodzę wieczorami po ulicach, a ty nie jesteś moim ojcem, żeby pilnować mnie na każdym kroku.
Mike przyznał mi rację krótkim skinieniem głowy. Ubrałam się w spódniczkę i lekko podartą koszulę, a później wyszłam z sypialni bruneta. Teraz, gdy wyglądałam bynajmniej wiarygodnie, mogłam ze spokojem wrócić do domu i brnąć dalej w burzę kłamstw. To, co robiłam, było kompletnie bez sensu, ale byłam zbyt niedojrzała, aby to zrozumieć.
-Daj znać, jak dojdziesz do domu, młoda - musnął moją skroń, gdy ze szpilkami na stopach trzymałam metalową klamkę.
-Tsa - mruknęłam od niechcenia, choć to krótkie muśnięcie było w pewnym stopniu... urocze. - Dziękuję za pomoc - posłałam mu ciepły uśmiech, zbliżając usta do jego ucha. - I za zajebisty seks.
Wyszłam z domu Mike'a i natychmiast otuliłam ciało ramionami. Chłód wieczoru nieprzyjemnie ocierał się o moją skórę, ale mimo to brnęłam przed siebie. Wiatr rozwiewał moje włosy w każdym kierunku świata, a szpilki głośno uderzały o płyty chodnika. Niegdyś uwielbiałam chodzić wieczorami na długie spacery w blasku księżyca, dopóki rodzice nie zaczęli kontrolować mnie na każdym kroku. Rzadko kiedy pozwalali mi w ogóle wychodzić po zmroku, nie mówiąc już o przechadzce po parku czy jednej z opuszczonych dzielnic miasteczka. Niepokoili się nawet wtedy, kiedy godzinę po zakończeniu lekcji nie zjawiałam się w progu domu. To męczące. Cholernie męczące. Z czasem nauczyłam się wymykać przez okno i kłamać prosto w oczy. Z początku przychodziło mi to z trudem. Dopiero po wielu miesiącach nabrałam wprawy.
Przez pół drogi zastanawiałam się, czy wejść do domu przez okno, czy zwyczajnie drzwiami, by pokazać rodzicom siny ślad na policzku i poszarpaną koszulę. Po wielu argumentach za i przeciw chwyciłam klamkę i otworzyłam drzwi, które wydały z siebie lekkie skrzypnięcie. Pomachałam kilka razy rękoma przed oczami, aby napędzić pod powieki wymuszone łzy. Aktorką również byłam wspaniałą i już po kilku sekundach wyglądałam tak, jakbym przepłakała kilka ostatnich godzin. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie zrobiłabym ogromnej kariery w Hollywood, jednak szybko powróciłam do roli, którą musiałam odegrać teraz, na żywo.
-Boże, dziecko, tak bardzo się o ciebie martwiliśmy - mama natychmiast wyłoniła się zza kuchennych drzwi na dźwięk moich kroków. - Matko kochana, Chloe, jak ty wyglądasz?
Umyślnie spuściłam wzrok i pozwoliłam łzie spłynąć w dół policzka, do samej szyi. Bawiłam się palcami, przepuszczając przez nie materiał rozdartej koszuli. W tamtym momencie zrobiłabym wszystko, byleby tylko rodzice uwierzyli w moje słowa, w moją niewinność i jednocześnie w winę księdza Biebera.
-Mamo, przytul mnie, proszę - wyszeptałam przez łzy i zarzuciłam ramiona na szyję rodzicielki.
Upewniwszy się, że nikt nie obserwuje moich gestów, przewróciłam oczami z zadziornym uśmiechem na ustach. Była tak potwornie naiwna.
-Chloe, opowiedz mi dokładnie, co się stało? - nawet od ojca, który wyłonił się zza drzwi pokoju, biła niepewność zmieszana z niepokojem o mnie, o moje dobro, o bezpieczeństwo. Martwił się. Po raz pierwszy martwił się o mnie i ukazał troskę w głosie.
-Ja nie chcę do tego wracać. Chcę zapomnieć - wydukałam, pociągając nosem.
Brzmiałam naprawdę wiarygodnie. Sama bym sobie uwierzyła.
-Chloe, musimy przejść przez to razem. Pomożemy ci razem z tatą, obiecuję. Nie musisz się bać, kochanie. Złożymy zawiadomienie na policji. Ten zboczeniec pójdzie siedzieć i już nigdy więcej cię nie skrzywdzi.
Gwałtownie odsunęłam się od mamy i spojrzałam na nią z przerażeniem w oczach. To nie miało zajść tak daleko. Nie to pragnęłam osiągnąć. Nie tego chciałam.
-Na policję? - pisnęłam cicho, ocierając oczy z wymuszonych łez.
-Tak, skarbie. Nie pozwolimy temu człowiekowi, by skrzywdził kolejną dziewczynę - tata opiekuńczo pogładził moje potargane włosy, a moje serce ścisnęło się boleśnie.
Kurwa mać, to za dużo. Nie chciałam, aby przeze mnie niewinny człowiek poszedł do więzienia. Moim zamiarem było jedynie skompromitowanie go w oczach ludzi.
-Ja... Ja chcę się położyć, przepraszam - wymamrotałam i puściłam się biegiem po schodach, aby jak najprędzej dotrzeć do swojej sypialni i zatrzasnąć drzwi. 
Rzuciłam się na łóżko, twarzą prosto w poduszkę. Wydałam z siebie niekontrolowany pisk. Sądziłam, że uleci ze mnie chociaż część negatywnej energii, a tymczasem czułam się jeszcze gorzej. To nie miało być tak skomplikowane.
-Kurwa, kurwa, kurwa - warknęłam wściekle, wstałam z łóżka i zaczęłam przechadzać się po pokoju.
Wtem na moim biodrze zacisnęła się duża, męska dłoń, a drugą zakryte zostały usta. Na moment zamarłam. Uścisk nie był jednak na tyle silny, abym nie mogła odwrócić się i spojrzeć włamywaczowi prosto w oczy. Chociaż w pokoju nie paliła się żadna lampa, a przez okienne szyby wpadała jedynie smuga księżycowego światła, wyraźnie ujrzałam brąz tęczówek, kilkudniowy zarost i mocno zaciśniętą szczękę. W tym słabym, księżycowym świetle Justin wyglądał jeszcze seksowniej.
Wróć. Co ksiądz Bieber robi w środku nocy w mojej sypialni, zaciskając palce na moim biodrze i przykrywając dłonią usta?


~*~ 


Myślę, że końcówka mogła przypaść Wam do gustu, mam rację? ^^