środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział 10 - Już cię potrzebuję, Chloe...

Justin

Podstawiłem pod automat z kawą kubek i czekałem, aż zmieszana ze zmielonymi ziarnami woda wypełni go po brzegi. Spojrzałem przelotnie na wskazówki zegara, płynące ku godzinie ósmej. Ziewnąłem po raz ostatni, przysłaniając usta dłonią, a gdy kawa wypełniła czerwony kubek z dużym uchem, wsypałem dwie łyżeczki cukru i dokładnie wymieszałem. Pierwszy łyk, który przepłynął przez przełyk, był niewielki. Nie chciałem poparzyć gardła. Dopiero gdy lekko podmuchałem parującą kawę, mogłem dzięki niej postawić się na nogi. Nie spałem nocą za dobrze. Przewracałem się z boku na bok i przytulałem policzek do poduszki, mając nadzieję, że delikatny zapach płynu do płukania tkanin uśpi zmęczone całym dniem ciało. Nie mogłem jednak odpocząć, gdy myśli wciąż zaprzątała drobna blondynka, zakręcająca na palcu kosmyk włosów. Jej uśmiech i błysk w oku rozbudzał mnie regularnie co pięć minut, a wspomnienie jej gładkiej skóry pod dłońmi wprawiała w zakłopotanie nawet nocą, w pustym pokoju. Chciałbym dotknąć jej jeszcze raz.
-Ma ksiądz jakiekolwiek problemy z nową klasą? Nie są najgrzeczniejsi w szkole i zdarzają im się momentami naprawdę infantylne pomysły - nauczyciel historii, który chwilę po mnie korzystał z ekspresu do kawy, zaczął rozmowę przy wspólnym stole w pokoju nauczycielskim. Miał koło czterdziestu lat i od pierwszych dni służył pomocą. Nie ukrywałem, że nie miałem najmniejszego doświadczenia w pracy z młodzieżą. Odbyłem jedynie krótki staż pedagogiczny w szkole podstawowej, gdzie dzieciakom wystarczyło przeczytać bajkę o Ani z Zielonego Wzgórza. Żeby uspokoić własną klasę musiałbym przynieść na lekcję 50 Twarzy Greya w postaci filmu. 
-Jak na razie nie sprawiają kłopotów. Planujemy kilkudniową wycieczkę integracyjną i mam nadzieję, że dzięki niej poznam każdego z osobna.
Podświadomie pomyślałem o Chloe.
-Nie ma co bawić się z nimi w kotka i myszkę. Trzeba postępować surowo. Jeśli zasługują na pochwałę, chwalić, a gdy należy im się nagana, karać. Niech ksiądz nie da sobie wejść na głowę.
Podziękowałem za szczerą radę skinieniem głowy i delikatnym uśmiechem, po czym z rozgrzanym kubkiem wyszedłem z pokoju nauczycielskiego. Brnąłem przez szkolny korytarz z trudem. Nastolatkowie nie zwracali najmniejszej uwagi na moją obecność i mało brakowało, aby umięśniony kapitan szkolnej drużyny piłkarskiej nie wytrącił z moich dłoni kubka z kawą, rozlewając kofeinę na czystej koszuli. Wszedłem do klasy równo z dzwonkiem i zamknąłem za sobą drzwi. Zanim spojrzałem na klasę, odstawiłem kubek na biurko i poprawiłem rozrzucone kartki z notatkami. Wykonałem pół obrotu na pięcie i niemal natychmiast przyłożyłem do piersi otwartą dłoń. Centymetry przede mną wyrosła drobna sylwetka Chloe z czarującym uśmiechem na ustach. Trzymała w dłoniach białą kartkę, kołysząc się na piętach. Dopiero po wykonaniu kroku w tył mogłem obejrzeć ją od palców u stóp po ostatni włos na głowie. Ubrana była w białą spódniczkę przed kolana, wysokie szpilki i czarną koszulę z rękawami zawiniętymi do łokci i odpiętymi pierwszymi trzema guzikami. Mogłem ujrzeć koronkę ciemnego stanika i zarys pełnych piersi.
-Chloe, uważam, że ten dekolt jest za duży do szkoły - mruknąłem cicho na powitanie, obdarzając dziewczynę znaczącym spojrzeniem.
-Rozprasza księdza, czy po prostu podnieca? - zagryzła między zębami dolną wargę, ale mimo wszystko chwyciła w palce guzik i zapięła jeden, zamykając dostęp wzroku do koronki biustonosza.
-Jest nieodpowiedni - powtórzyłem dosadniej, po czym spojrzałem na kartkę w jej dłoniach.
-Tata kazał oddać księdzu jakieś przeliczenia. Powiedział tylko, że mam to przekazać, a ksiądz będzie wiedział, w czym rzecz.
-Dziękuję, Chloe - odebrałem kartkę, kładąc ją na biurku. Wcześniej jednak udało mi się musnąć opuszką palca wierzch jej dłoni. Była nieprzyzwoicie gładka.
Gdy powoli wracała do ławki na przodzie klasy, jej sylwetka kołysała się delikatnie i ponętnie, nie mogłem zaprzeczyć. Skupiłem uwagę na nieznacznych falach na jej blond włosach tylko po to, by nie spojrzeć niżej. Szybko jednak odwróciłem się na pięcie i zacząłem obracać w palcach kredę. Na kilometr biło ode mnie zdenerwowanie, które starałem się ukryć za powagą wymalowaną na twarzy. Chloe samą obecnością wprawiała mnie w nieznany dotąd nastrój, w którym niepewność mieszała się z ekscytacją.
-Wczoraj wraz z jedną z waszych koleżanek wpadliśmy na pomysł kilkudniowej wycieczki integracyjnej - w klasie natychmiast rozbrzmiały podekscytowane szepty. - Chciałbym dzisiaj omówić z wami szczegóły. Wszyscy, którzy są za wycieczką, niech podniosą w górę... - nie zdążyłem dokończyć zdania. Las rąk mignął w powietrzu. Każdy, co do jednego ucznia, uniósł rękę z uśmiechem na ustach. - Dobrze. W takim razie dobierzcie się w pary i przedyskutujcie miejsce wycieczki. W połowie lekcji chciałbym usłyszeć od was szczegółowy plan miejsca, dojazdu, zakwaterowania i kosztów.
Wydałem ostatnie polecenie i usiadłem na krześle przy biurku nauczyciela. Po klasie rozniósł się dźwięk szurania krzesłami o podłogę i podekscytowanych rozmów między partnerami w ławkach. Otworzyłem biblię w połowie i zaplątałem palce wokół ucha kubka, by upić kilka nieznacznych łyków. Kiedy natomiast uniosłem wzrok, znów poraził mnie śnieżnobiały uśmiech Chloe i jej szybko opadające powieki. Wiedziała, że nie jest mi obojętna i wykorzystywała to najlepiej, jak potrafiła. Mogłem wielokrotnie przemawiać jej do rozsądku, a ona brnęła zawzięcie przed siebie i nie przyjmowała porażki na barki. Była niezwykle pewna siebie i wiedziała, że przebiegło mi przez myśl bycie uległym. Chloe nie była zwykłą, szarą nastolatką, jakich każdego dnia mijałem na ulicach setki. Była inna, wyjątkowa wśród wyjątkowych.
-Nie mam pary - wydęła dolną wargę jak mała dziewczynka, która nie odnalazła pod choinką wymarzonej lalki. Nie będę kłamać, wyglądała tak uroczo i niewinnie.
-I co ja mam na to poradzić? - uniosłem brwi ku niebu, chociaż znałem odpowiedź. Czy przypadkiem tego młodzież nie nazywa flirtem?
-Bądź ze mną w parze. Nie chcę przez całą lekcję siedzieć sama, a razem na pewno coś wymyślimy.
Radosna przysunęła krzesło po drugiej stronie biurka i usiadła, opierając na blacie łokcie. Była bardziej inteligentna, niż kiedykolwiek sądziłem. Manipulowała mną w sposób, którego nie byłem w stanie odeprzeć. Usiadłem więc z powrotem na krześle, rozłożyłem przed nami czysty arkusz papieru i zacząłem stukać końcówką długopisu w kartkę.
-Co więc proponujesz? W końcu wycieczka była przede wszystkim twoim pomysłem, Chloe.
-Myślę, że powinniśmy pojechać nad jezioro. Dostrzegam same korzyści. Chciałabym zobaczyć księdza w mokrych, dopasowanych kąpielówkach, a i ty nie pogardziłbyś moim ciałem w bikini, prawda? - uchyliłem usta, by odpowiedzieć, ale Chloe w międzyczasie przyłożyła do warg palec. - Nic nie mów, Justin. Nie lubię, gdy ciągle zaprzeczasz samemu sobie. Po prostu nie odpowiadaj, a własnych myśli i tak nie odeprzesz.
Mimowolnie ujrzałem smukłą sylwetkę Chloe w skąpym bikini. Kropelki wody spływały po jej skórze muśniętej słońcem, a mokre kosmyki włosów opadały na plecy i ramiona. Musiałem zamknąć oczy i otworzyć je ponownie po kilku sekundach, by wyzbyć się nieprzyzwoitych obrazów. Wystarczyło jednak, bym sięgnął w głąb umysłu, a półnaga Chloe powracała.
-To może być całkiem dobry pomysł - przytaknąłem nieśmiało, mając ogromną nadzieję, że Chloe nie ujrzy rumieńców na policzkach. - Wieczorem moglibyśmy urządzić integracyjne ognisko - dziewczyna ochoczo pokiwała głową.
-A powiedz mi, Justin. Wolisz kolor czerwony czy różowy? - Chloe zaplątała jasny kosmyk włosów wokół palca, mówiąc do mnie głosem wyjątkowo delikatnym.
-Czerwony. Skąd to pytanie?
-Chciałam po prostu wiedzieć, które bikini powinnam spakować, żeby wywołać u ciebie te słodkie rumieńce i nieśmiały uśmiech - podsumowała beznamiętnym wzruszeniem ramionami, po czym wstała z drewnianego krzesła i wróciła do ławki, gdzie wdała się w mało interesującą rozmowę z koleżanką. Co chwila ziewała, przysłaniając usta dłonią, a jej wzrok umykał w kierunku mojego, by skrzyżować się w połowie drogi do celu
Duszkiem dopiłem kawę do dna. Myśl o ciele Chloe powróciła i zagościła się w głowie na stałe. Blondynka miała rację po raz kolejny. Nie musiałem odpowiadać, ale nie mogłem wyprzeć się własnych myśli. Zgodziłem się na pomysł z jeziorem ze względu na nią i na te krople, które w moich fantazjach spływały od końcówek włosów, przez odznaczające się obojczyki, kości biodrowe, do samych kostek u stóp. Zadawałem sobie jedno pytanie. Czy po tym wszystkim będę w stanie dalej zaprzeczać samemu sobie i ludziom dookoła, że Chloe jest moją uczennicą i traktuję ją jak wszystkie inne? Czy będę mógł z czystym sercem pomodlić się do Boga i powiedzieć mu, że moje podejście do wiary nie zmieniło się pod wpływem wdzięków uroczej, pięknej nastolatki? Nie miałem takiej pewności. Straciłem ją już pierwszego dnia, gdy subtelnie opuściła dłonie na moje nagie plecy i dotykiem rozgrzała skórę.


***


Rzuciłem na wierzch czarnej, sportowej torby niebieski ręcznik kąpielowy i zasunąłem zamek błyskawiczny z głośnym westchnieniem. Dzień wyjazdu na klasową wycieczkę integracyjną nadszedł zaskakująco szybko. Razem z młodzieżą dopięliśmy wszystko na ostatni guzik w przeciągu kilku dni, a dwa tygodnie później trzymaliśmy w dłoniach bilety na poranny kurs pociągu w stronę oddalonego o pięćdziesiąt kilometrów ośrodka wypoczynkowego nad jeziorem. Patrząc w lustro, nie kryłem ekscytacji przed tygodniem spędzonym w towarzystwie Chloe. Każdy dzień w pewien sposób pchał mnie do niej zarówno psychicznie jak i fizycznie. Poznawałem ją, zbliżałem się i wciąż zapewniałem samego siebie, że nie wykraczam poza dozwolone normy i ściśle ustalone zachowania. Z czasem zaczęła mnie jednak gonić świadomość popełnionego grzechu. I było już zbyt późno, bym mógł wykonać krok w tył.


Niedzielna msza nie była dla mnie prosta. Odprawiałem ją razem z drugim księdzem, lecz myślami nie byłem przy Bogu. Kiedy tylko mogłem, zerkałem w kierunku trzeciej ławki po prawej, gdzie w miętowej, zwiewnej sukience do połowy ud siedziała Chloe, a po obu jej stronach rodzice. Jej gęste, blond włosy upięte były w gruby warkocz opadający na prawe ramię. Nie nałożyła mocnego makijażu. Jedynie podkreśliła rzęsy tuszem, a wargi błyszczykiem. Jej duże oczy nie zrywały kontaktu z moimi, a dziewczęcy uśmiech nie opuszczał ust. Kiedy zakładała za ucho niesforny kosmyk włosów, moje serce trzepotało odrobinę szybciej, niż powinno. Była piękna. Musiałem przyznać to nie jako ksiądz, a jako mężczyzna.
Zacząłem udzielać komunii i znów poczułem narastające, niezidentyfikowane uczucie w podbrzuszu, które rozprowadzało ciepło po całym organizmie. Chloe podeszła po opłatek do mnie. Uśmiechnęła się delikatnie i zawinęła włosy za ucho, jakby doskonale wiedziała, że dzięki temu przez moje plecy przebiega stado dreszczy. Odwzajemniłem uśmiech, a gdy delikatnie rozchyliła wargi, położyłem na jej języku opłatek. Gdyby tylko wiedziała, jak uroczo i niewinnie wyglądała niemal bez makijażu, w dziewczęcych ubraniach, gdy nie starała się całą sobą dotrzeć do mnie. Mógłbym przytulić ją i puścić dopiero po kilku minutach, nie kryjąc niechęci i rozczarowania.
Chloe wróciła do ławki i ja również usiadłem na wcześniejszym miejscu. Wciąż zadawałem sobie pytanie, dlaczego na widok Chloe reaguję inaczej niż na widok jakiejkolwiek innej, młodej dziewczyny. Czy była inna, ładniejsza, bardziej pewna siebie? Czy miała w sobie coś, co przyciągało mnie niebezpiecznie mocno? Znałem ją od miesiąca, a już teraz czułem się inaczej, jakbym oszukiwał samego siebie tylko po to, by zaznać szczęścia. Nigdy nie miałem przy sobie dziewczyny, młodej kobiety. Nie wiedziałem, jak to jest czuć jej ciepło, czuć bliskość. Chyba każdy, kto nie doświadczył w życiu prawdziwego uczucia, zastanawiał się nad podobnym. Co by było, gdybym poszedł inną drogą i zamiast miłości do Boga wybrał miłość do kobiety?


Zamknąłem drzwi na klucz, który następnie upchnąłem głęboko w dole kieszeni. Zacisnąłem dłoń na pasku torby i przełożyłem go na ukos przez ramię, by spakowaną do połowy torbę trzymać w dole pleców, przy pośladkach. Ruszyłem chodnikiem lekko w dół, utrzymując wzrok wbity w płyty chodnika. Znów naszły mnie myśli, które poznałem w przeciągu ostatniego tygodnia. Czy dobrze zrobiłem, stawiając w życiu służbę Bogu na pierwszym miejscu? Byłem tego pewien, dopóki nie poznałem wdzięków nastoletniej Chloe. Smętnie kopnąłem kamień czubkiem buta i zagryzłem między zębami wargę. Biłem się z myślami nieprzerwanie od kilku dni, podczas których unikałem Chloe jak ognia. Mimo to los zawsze znalazł sposób, abyśmy zamienili na szkolnym korytarzu choćby dwa zdania. 
Nagle poczułem na oczach parę małych dłoni. Zatrzymałem się i zaciągnąłem się mocno delikatnie słodkawym zapachem perfum.
-Zgadnij kto to - ciepły szept uderzył o skórę za moim uchem.
Te małe rączki poznałbym wszędzie, nawet przez sen.
Ostrożnie położyłem na nich dłonie, zsunąłem z oczu i odwróciłem się twarzą do dziewczyny, która złożyła na moim policzku szybkie, krótkie muśnięcie. Byłem zaskoczony jej gestem, lecz nawet nie posłałem jej karcącego spojrzenia. Przecież nie będę wciąż oszukiwał samego siebie. Jej usta na mojej skórze ponownie rozprowadziły ciepło.
Chloe ubrana była w krótkie, poszarpane na końcach nogawek spodenki, które odsłaniały jej delikatnie opalone uda i łydki, oraz koszulkę z krótkim rękawem z trójkątnym dekoltem. Na oba jej ramiona opadały dwa luźne warkocze, z których wydostało się kilka pojedynczych kosmyków opadających na policzki. Wyglądała jak aniołek bez skrzydeł, mierzący metr i sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu. Chciałbym ją przytulić, a mogłem jedynie odpowiedzieć uśmiechem. Zaprzeczałem samemu sobie tylko po to, by nie grzeszyć, choć grzeszyłem samą myślą.
-Gotowa do drogi? - spytałem, spoglądając jednoznacznie na niewielką walizkę, którą ciągnęła za sobą Chloe.
-Zdecydowanie tak - odparła, nie kryjąc ekscytacji wypływającej z ust z każdym słowem. Była niezwykle słodka, gdy uśmiech nie schodził z jej warg, a dłonie gestykulowały poza jej kontrolą.
Wspólnie ruszyliśmy na stację kolejową, zamieniając w drodze niewiele słów. Wymienialiśmy się jedynie ukradkowymi spojrzeniami, które po skrzyżowaniu wracały z powrotem na ciemny asfalt. Kilka razy upewniłem się, że walizka nie jest dla Chloe za ciężka, proponując jej pomoc. Zbywała mnie jednak krótkim machnięciem dłoni i zapewnieniami, że nie jest porcelanową laleczką, która rozsypie się podczas ciągnięcia walizki na kółkach. Mogłem więc jedynie wzruszyć ramionami i iść dalej, co jakiś czas poprawiając pasek torby. 
-Do twarzy księdzu w dresach. - Chloe puściła mi znaczące oczko, gdy przeszliśmy przez główne wejście dworca. 
-A tobie do twarzy w - zawahałem się w połowie zdania. Nie wypadało mi dokończyć. Jako ksiądz nie powinienem zwracać uwagi na jej ubiór, przede wszystkim na krótkie, opięte, jeansowe szorty. - We wszystkim - dokończyłem i natychmiast spuściłem wzrok. Niepożądane rumieńce dawały o sobie znać, niestety.
-To słodkie. Znamy się już miesiąc, a ty nadal potrafisz rumienić się w sytuacji, która nie jest nawet niezręczna. To normalne, że faceci patrzą ubiór, zwłaszcza kiedy dziewczyna ma na sobie krótkie spodenki - machnięciem ręki wskazała swój strój. - To nic wstydliwego, zaufaj mi.
Ciało podpowiadało mi, że Chloe miała rację, natomiast podświadomość zaprzeczała ciału. Komu miałem wierzyć? Temu, komu powinienem, czy temu, komu chciałem?
Nie odezwałem się więcej. Oddaliłem się od Chloe na peronie drugim, gdzie przy jednym z filarów zebrała się kilkunastoosobowa grupa młodych ludzi. Niestety nie każdy mógł dołączyć do integracyjnego wyjazdu. Patrząc z innej perspektywy, nad mniejszą grupą będzie mi zdecydowanie łatwiej zapanować. Nie byli już dziećmi. Mieli swoje potrzeby, ale również głupie pomysły, które moim obowiązkiem było tłumić u źródła. Na moich barkach spoczywała ogromna odpowiedzialność. Po miesiącu nauki w szkole rzuciłem się na głęboką wodę, w próbę sił, która pokaże mi, czy jestem gotów, by uczyć młodzież z ukształtowanymi poglądami i charakterami.
-Czy jesteśmy już wszyscy? - krzyknąłem, stojąc na lekkim wzniesieniu, by móc ujrzeć piętnaście podekscytowanych twarzy. Na każdej malowała się radość zmieszana z łobuzerskim błyskiem. Przeliczyłem ich jeszcze raz, a po upewnieniu się, że w grupie zebranych nie brakuje nikogo, dodałem: - Dobrze, niech więc wszyscy wsiądą do pociągu i zajmą jeden przedział. Nie chcę was później szukać w każdym wagonie. 
W pierwszych minutach nie miałem większych problemów z organizacją. Każdy uczeń wszedł pierwszymi drzwiami. Nasza szesnastka zajęła w sumie połowę przedziału. Poprosiłem ich jeszcze o zachowanie spokoju i usiadłem na jednym z wolnych foteli przy oknie, a torbę rzuciłem na barierkę nad głową. Dość szybko dosiadła się do mnie Chloe, która posadziła dwa małe pośladki na siedzeniu obok mnie, wraz z dwoma kolegami, siedzącymi na przeciwko. Oboje wsunęli torby pod fotel, natomiast walizkę Chloe uniosłem z łatwością i położyłem obok własnego bagażu.
-Cieszę się, że ksiądz jest naszym wychowawcą - zaczął jeden z chłopaków, Matt, wysoki blondyn z perlistym uśmiechem nieschodzącym z ust. - W końcu mamy kogoś normalnego, niewiele starszego od nas, kto nie będzie pouczał nas słowami kiedy ja byłem młody, lub za moich czasów tego nie było.
Zaśmiałem się krótko, posyłając uczniowi uśmiech. Pierwsze wrażenie znaczyło dla mnie naprawdę wiele, zwłaszcza w oczach młodych, choć dojrzałych już ludzi.
-Sam wychowywałem się na tych właśnie tekstach i wiem, jak potrafią zniszczyć humor. Chcę, żebyście traktowali mnie jak przyjaciela, nie wroga. Kogoś, komu możecie zaufać, ale również kogoś, kogo powinniście słuchać - rzuciłem ukradkowe spojrzenie Chloe. U niej ze słuchaniem moich słów i przestrzeganiem zasad było najgorzej. Gdybym nie uległ jej ten jeden raz, miałaby przede mną większy respekt.
Oparłem skroń o szybę w oknie i obserwowałem mijane drzewa, lasy, łąki i pola. Od strony Chloe płynęła muzyka ze słuchawek, która sprawiła, że zacząłem wybijać na kolanie rytm nieznanej melodii. Po kilku minutach poczułem lekkie szturchnięcie w bok. Blondynka z ciepłym uśmiechem wyciągała w moją stronę słuchawkę. Wziąłem ją i włożyłem do lewego ucha. Umysł wypełniła spokojna muzyka, przerywana męskimi głosami.
-Uwielbiam ten kawałem - stwierdziła Chloe, pokazując mi ekran dotykowego telefonu. 
Zespół nosił nazwę One Direction, a w tle leciała piosenka pod tytułem Summer Love. Uniosłem lekko brwi i wsłuchałem się w słowa, a w międzyczasie zerkałem na Chloe. Wczuła się w muzykę, z zamkniętymi oczyma kiwając głową i nucąc cicho melodię pod nosem. Znów musiałem stwierdzić, że wyglądała uroczo.
-Chciałabyś przeżyć taką wakacyjną miłość? - spytałem, nawiązując do tytułu, gdy piosenka dobiegła końca i zmieniła się na inną z repertuaru tego samego zespołu.
-Jeśli to nie byłoby nic poważnego, z chęcią. Jeśli jednak miałabym prawdziwie się zakochać, a później od końca wakacji do samych świąt dochodzić do siebie, wolałabym sobie tego oszczędzić. Myślę, że zakochanie jest dość trudnym uczuciem, zwłaszcza gdy płynie z jednej strony.
-A ty i Mike kochacie się? - spytałem, próbując ukryć ciekawość w głosie, który mimo wszystko zdradził emocje władające ciałem.
Chloe spojrzała na mnie z lekkim rozbawieniem i szybko pokręciła głową. Czy naprawdę powiedziałem coś śmiesznego? Skoro współżyła z nim, musiała go kochać. Jak można uprawiać seks bez miłości?
-Ja i Mike nie jesteśmy nawet razem - mruknęła, wzruszając ramionami. Moje zdziwienie dosięgnęło zenitu. - Można nas nazwać co najwyżej przyjaciółmi odnoszącymi korzyści, jeśli wiesz, co mam na myśli.
-Nie do końca. Mogłabyś wytłumaczyć? - Naprawdę nie wiedziałem, co wnosiły słowa Chloe.
-Po prostu uprawiamy niezobowiązujący seks, to wszystko. Ja czerpię przyjemność i on czerpie przyjemność, nic więcej. A prócz tego naprawdę mogę nazwać go przyjacielem. Czasem nawet żalę się w jego ramię, ale staram się nie robić tego za często, bo wiem, że tego nie lubi.
-Więc waszą znajomość można w zasadzie nazwać... romansem? - spytałem, unosząc brwi. - Nie sądzisz, że na tak poważne związki międzyludzkie przyjdzie jeszcze pora?
-Ale to ty nazwałeś nasze relacje romansem. W moich oczach jesteśmy po prostu przyjaciółmi, którzy czasem lubią zaszaleć w łóżku. - Nie wiem, czy zdawała sobie sprawę, jak bardzo zawstydzała mnie każdym mało przyzwoitym sformułowaniem, ale moje policzki prawdopodobnie przybrały już kolor dojrzałego w słońcu pomidora.
-Jak uważasz. Cokolwiek bym nie mówił, szczerze wątpię, że mnie posłuchasz. Po prostu uważam, że teraz masz czas na poznawanie miłości, na zakochiwanie się, na popełnianie tych sercowych błędów, których później nie musiałabyś żałować.
-O jakich błędach mówisz?
-Chloe, nie sądzę, że zapominacie z Mike'iem o zabezpieczeniach, ale pomyśl, co by się stało, gdybyś zaszła teraz w ciążę, mając siedemnaście lat, z człowiekiem, z którym nie łączy cię nic poza sympatią. Myślę, że to nie brzmi optymistycznie.
-Takie rozmowy prowadziłam już z mamą i nie chcę powtarzać ich z tobą. Wiem, do czego służą gumki i tabletki antykoncepcyjne, więc nie musisz się obawiać, że nieoczekiwanie urośnie mi brzuszek - zachichotała, gładząc dłonią podbrzusze, po czym nagle spoważniała. - A teraz słuchaj, bo ten kawałek to prawdziwy przebój. - Lekko pociągnęła kablem słuchawek i zmieniła piosenkę na Stockholm syndrome, rozprowadzającą w uszach mocne, basowe uderzenia.
Ponownie wbiłem wzrok w szybę i tym razem w mijane zabudowania w okolicznej wsi. Zrozumiałem, że chociaż Chloe była moją wychowanką, uczennicą jak każda inna, martwiłem się o nią znacznie mocniej. Skąd wynikało moje zaangażowanie? Znałem ją dłużej, lecz czy to było wystarczającym powodem, by obciążyć nieprzyzwoitą troską czas? Sam przestałem się już łudzić, że traktuję Chloe na równi z innymi. Chciałem mieć na nią oko przez cały czas, by nie popełniała więcej głupich, nastoletnich błędów. Miała czas na pierwsze zakochania, nie na niechcianą ciążę, która zmieniłaby kierunek jej życia. Wierzyłem, że Chloe jest na tyle dojrzała, by wiedzieć, co robi, lecz wciąż pozostawała siedemnastoletnim dzieckiem, potrzebującym w życiu wpływów osoby dorosłej. Jednakże, dlaczego to ja chciałem być tym, który nakieruje ją na dobrą drogę? Czy to nie była przypadkiem rola rodziców? Czy może droga, którą bym jej wskazał, nieubłaganie prowadziłaby do mnie?
Nagle poczułem na ramieniu delikatny ucisk. Gdy powoli odwróciłem głowę, na moim barku opierał się policzek Chloe. Oczy miała zamknięte, a spomiędzy warg uciekał spokojny, miarowy oddech. Po raz pierwszy ktokolwiek zasnął na moim ramieniu i chociaż powinienem obudzić Chloe, by nikt z reszty uczniów nie mógł zobaczyć, jak pogładziłem wierzchem dłoni czubek jej główki, nie potrafiłem przerwać jej snu. Spała tak słodko, dryfując w zupełnie innym wymiarze. Śniła, może o sobie, może o mnie. Przez pierwsze minuty nie oderwałem od niej wzroku. Była śliczna, a gdy spała, na jej łagodną twarzyczkę wpływała niewinność, której brakowało na jawie. Mój mały aniołek, który za często pokazywał różki i sprawiał, że również ja przestawałem być świętym.
Po godzinnej jeździe pociąg zaczął zwalniać, a Chloe przebudziła się równo z momentem wjechania na stację. Usłyszeliśmy głośny pisk hamulców na szynach i gwizdek konduktora, który otworzył drzwi wagonów. Blondynka przyłożyła do powiek piąstki i przetarła nimi zaspane oczy, które kleiły się i domagały kolejnych minut snu. Posłała mi ciepły, wdzięczny uśmiech za użyczenie ramienia jako poduszki, a później wyłączyła w dotykowym telefonie muzykę i owinęła komórkę słuchawkami, na sam koniec wrzucając wszystko do podręcznej, mniejszej niż zazwyczaj torebki.
-Chloe, zamierzasz z tym chodzić na jakiekolwiek wycieczki? Nie sądzisz, że będzie ci po prostu niewygodnie? - spytałem, wykonując skinienie głową w kierunku skórzanej torebki.
-Bez obaw, mam spakowany do walizki plecak. Po prostu musiałam wziąć torebkę. Bez niej nie wychodzę z domu. - Przewróciła ze śmiechem oczyma i podniosła te dwa małe pośladki z fotela. 
Nie patrz w dół. Po prostu zdejmij torby i nie patrz w dół.
Ściągnąłem z półki bagażowej najpierw swoją torbę, a później Chloe, która zacisnęła niedużą dłoń na rączce walizki. Wtedy u mojego boku pojawiła się inna uczennica, czarnowłosa Megan, z szerokim uśmiechem na ustach. Ubrana była w krótką, jeansową spódniczkę i koszulkę bez rękawów, a jej stopy zdobiły niewysokie koturny. Regularnie zakładała kosmyk prostych włosów za ucho, gdy niesfornie opadał na policzek. Uniosłem pytająco brwi, a wtedy ona postawiła przed sobą niedużą, sportową torbę.
-Zastanawiałam się, czy nie poniósłby ksiądz mojej torby. Ramiona księdza są takie silne i umięśnione. - Celowo zaakcentowała ostatnie słowa i zatrzepotała rzęsami.
Czy one wszystkie tutaj mają zamiar mnie uwieść?
-Wybacz, ale ksiądz jest już zajęty niesieniem mojej torby, słońce, więc obawiam się, że będziesz musiała poradzić sobie sama. - Chloe wepchnęła w moją dłoń rączkę walizki. Nie dała mi dojść do słowa. Wyglądała jak mała zazdrośnica, która nie dopuszcza do siebie myśli, że mógłbym być bliżej z jakąkolwiek inną uczennicą. Bliżej niż z nią. Czy to możliwe, aby poczuła zazdrość? Zazdrość o mnie?
Megan obrzuciła Chloe ostrym spojrzeniem i wypuściła spomiędzy warg szybkie, zirytowane westchnienie. Miałem pewne przypuszczenia co do niechęci pomiędzy Chloe i Megan, która zrodziła się na długo przed moim pojawieniem się w szkole. Obie chciały być liderkami, choć mogła być nią tylko jedna. Obie chciały rządzić, ale jedna mogła objąć pełną władzę w klasie. To Chloe była w moich oczach przywódczynią. Znacznie ładniejszą przywódczynią, jeśli to również miałbym brać pod uwagę. 
 Przed wyjściem z przedziału, Chloe posłała Megan przesłodzony, złośliwy uśmiech, a w zamian została pozdrowiona środkowym palcem brunetki. Postanowiłem nie reagować. Co mogłem zrobić w nienawiści dwóch nastolatek? Wolałem nie wnikać w ich infantylne spory i nieporozumienia. Przerzuciłem przez ramię pasek torby, a prawą ręką chwyciłem lekką walizkę blondynki. Całą gromadą ruszyliśmy wzdłuż peronu, a później przez opustoszały dworzec na równie pustą ulicę w jednej z okolicznych wsi. W oddali dostrzegłem ośrodek wypoczynkowy, w którym mieliśmy zamówione cztery pokoje - dwa pięcioosobowe dla chłopców, jeden pięcioosobowy dla dziewcząt, których było dwukrotnie mniej, i jeden dwuosobowy dla mnie, abym mógł być blisko młodzieży, jednocześnie dając im odrobinę swobody, na którą na pewno każdy z nich liczył.
-Nie daj się tej czarnej małpie, Megan. Nie jest ciebie warta - Chloe szepnęła do mojego ucha, gdy przeszła obok z torebką kołyszącą się na przedramieniu. Szybko dołączyła do jednego z kolegów i zaczęła chichotać przez próby nieudanego podrywu.
Wyzbyłem się złudzeń - Chloe czuła się nie tyle zazdrosna, co zagrożona.
Brama ośrodka wypoczynkowego w środku lasu sosnowego była otwarta na oścież, a z drogi na pobocze zostały odgarnięte stosy małych szyszek. Zaciągnąłem się głęboko świeżym, leśnym powietrzem. Uwielbiałem zapach sosen i żywicy, który przyjemnie pieścił nozdrza. Miałem nadzieję, że młodzież również doceni uroki natury i nie spędzi tygodnia w ekranach telefonów komórkowych. Cieszyłbym się, gdyby w ośrodku nie było zasięgu, nie mówiąc już nawet o dostępie do internetu. Integracja była podstawą wycieczki, a poznanie każdego ucznia z osobna podstawą integracji. W tło pragnąłem wkleić dobrą zabawę i rozmowy przy ognisku po szary świt. Dzieliło nas jedynie siedem lat i miałem nadzieję, że ta niewielka różnica wieku pozwoli mi być traktowanym jak rówieśnik, a nie typowy nauczyciel, którego zbywa się wyuczoną przez lata wymówką.
-Dopóki nie rozdzielimy pokojów, trzymajmy się wszyscy wspólnie - rzuciłem do dzieciaków, przepraszam, do młodzieży, gdy zaczęli rozchodzić się każdy w swoją stronę.
Weszliśmy do niewielkiej recepcji, gdzie za ladą stała kobieta w średnim wieku, w spodenkach przed kolana i luźnej koszulce z krótkim rękawem. Dzwoniła pękiem kluczy zawieszonym na palcu i wybijała na blacie nierówny rytm. Gdy nas ujrzała, uśmiechnęła się promiennie do Chloe, która szła ze mną ramię w ramię na przodzie gromady. Blondynka rzeczywiście wzbudzała sympatię już po pierwszym spojrzeniu, zarażała uśmiechem, a błysk w jej oczach dawał prawidłowe poczucie optymizmu.
-Witam, mieliśmy zarezerwowane cztery pokoiki - powiedziałem, zatrzymując na moment walizkę Chloe. Wtedy przejęła ją właścicielka.
-Tak jest, wszystko czeka przygotowane. Pokoje mają numer od jeden do cztery i znajdują się na parterze, korytarzem do końca i na lewo. Gdybyście czegokolwiek potrzebowali, recepcja czynna jest od dziesiątej do osiemnastej. Życzę miłego pobytu - wyśpiewała radośnie, wkładając w moją dłoń dwa klucze i w dłoń Chloe pozostałe dwa. Myślę, że wzięła mnie za jednego z uczniów i nie trudziła się, by sprawdzić, kto w grupie jest najstarszy.
Znów chwyciłem walizkę Chloe i razem ruszyliśmy na przodzie w wyznaczonym kierunku. Po dotarciu do prostopadłego korytarza, zatrzymałem się przed pierwszymi drzwiami i wsunąłem klucz z cyfrą 1 do zamka. Pokój okazał się dwuosobowy, a na środku stało jedynie duże, małżeńskie łóżko. Zrzuciłem więc bagaż w kąt i przekazałem pierwszemu z kolei chłopakowi klucz do drzwi. Zatrzymałem natomiast Chloe w pół kroku.
-Mam prośbę, dziewczynki - zwróciłem się do całej piątki nastolatek, których wzrok zatrzymał się na moich tęczówkach. - Zajmijcie, proszę, pokój z numerem 2, bliżej mojego. Mimo wszystko chciałbym mieć was na oku.
Dziewczyny równocześnie skinęły głowami. Wszystkie z wyjątkiem Chloe, która odczekała moment, aż rówieśniczki znikną za drzwiami pokoju, byśmy zostali na korytarzu sami. Odebrała swoją walizkę i zbliżyła usta do mojego ucha.
-Pamiętaj, że twój pokój jest dwuosobowy, nie jedno. Zawołaj mnie, gdybyś potrzebował towarzystwa - szepnęła i delikatnie trąciła płatek ucha nosem. Wspaniały dreszcz znów złapał całe ciało w sidła.
Będę cię potrzebował. Już cię potrzebuję, Chloe.



~*~


ask.fm/Paulaaa962

31 komentarzy:

  1. Geenialne <3 weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. najlepszy <3 uwielbiam chloe jeny ona jest taka super jejku <3 a pan bieber to wgl super <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko, nie mogę doczekać się kolejnego! Kocham to opowiadanie <3 Weny kochana ;*
    anonimowa.

    OdpowiedzUsuń
  4. aaaaaaaaaaa kochaam ich <3 cudne opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ranyy!! ja chcę już następny!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie czekałam na moment, kiedy Justin zacznie się zastanawiać czy droga, którą wybrał jest własciwa, czy dobrze zrobił wybierając życie z Bogiem podczas gdy nawet nie wie jak wygląda życie z kobietą. Chloe go uwiodła, zmieniła jego spojrzenie na świat i pomimo tego, że robiła to w niewłaściwy i według mnie nachalny sposób - osiągnęła swój cel. I nie uważam, że zrobiła coś złego. Dla niej to na początku była zabawa, nie mogła znieść tego, że nie może go zdobyć, ale teraz patrzy na Justina jak na mężczyznę, którego pragnie. Myslę, że dzięki temu, co zrobiła Chloe - uratowała Justina przed nieszczęśliwym życiem, bo on w końcu zrozumie, że wybrał złą drogę...
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, mam nadzieję, że szybko się pojawi :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten wyjazd to zajebisty pomysł, Chloe i nasz ksiądz assjbsxjdnak razem :D Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. jaki zajebisciw dlugi rozdzial aaaaa dziękuje! nie chcialam zeby wgl się kończył<3 świetny! i Justin jest taki uroczy hadfxhajaabsbxcj! czekam na nowy, luv<3

    OdpowiedzUsuń
  9. Już Cię potrzebuje Chloe! Kooooocham to *-* Jezu, to opowiadanie jest piękne i takie inne, super po prostu :D Jestem ciekawa co się wydarzy w nocy.... może hm hm? CHCE CHCE! Taki ksiądz to skarb ahahahah

    Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
  10. jezus maria....uwielbiam to !!!

    OdpowiedzUsuń
  11. aaaaah ten rozdział .... ciekawe co się wydarzy na tej wycieczce :D Kurcze już nie mogę się doczekać następnego :p

    OdpowiedzUsuń
  12. Genialny jak zawsze. Widać, że Justin ulega Chloe i to coraz bardziej. Jak dla mnie jest to najbardziej tajemnicze ff, ponieważ jest tu ksiądz i nie wiemy jak to wszystko się potoczy między nimi.
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/
    http://dark-sky-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. MEGA. kocham to ff. czekam na nastepny rozdzial <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Awww cudowny. Weny życzę :* Do następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  15. Niesamowity!!! <3
    Czekam na kolejny <333
    Kocham to ff ^^
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  16. Wspaniały rozdział! Mam nadzieję, że ksiądz Bieber szybko zawoła Chloe ^^ Czekam niecierpliwie na next i życzę duuużo weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny rozdział. Mam nadzieje że Justin polubi Chloe ale oby nic między nimi w tym pokoju nie doszło.

    OdpowiedzUsuń
  18. Czy tylko ja umieram wewnętrznie z podekscytowania, czytając to opowiadanie? XD kocham ich wspólną historię <3 Uwielbiam, gdy piszesz rozdziały z perspektywy Justina, są o wiele ciekawsze od tych niż z perspektywy Chole ;) z niecierpliwością czekam na następny i rozwinięcie akcji pomiędzy nimi oraz rozwinięcie akcji na wycieczce :) ❤

    OdpowiedzUsuń
  19. OMG *,* bombowy rozdział!!! Czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  20. W tym pokoju mogą sie stac rozne ciekawe rzeczy hmmm.....

    OdpowiedzUsuń
  21. Ten rozdzial jest genialny! Uwielbiam kiedy piszesz coś z perslektywy Justina<3 Hsdfgljiqarxv kocham to ff:')) Jestem ciekawa czy niedligo dojdzie miedzy księdzem Bieberem a Chloe do kolejnego zblizenia^^ Czekam na nowy<3

    OdpowiedzUsuń
  22. Dodasz dziś nowy? Plis plis plis plisss <3

    OdpowiedzUsuń
  23. jejku nie moge sie doczekac kolejnego
    weny zycze zebys dzis jeszcze zdazyla dodac ☻

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie moge sie doczeka nowego aaaaaa *-* Mam nadzieje ze wena jest i dodasz dziś:))) Kocham<3

    OdpowiedzUsuń
  25. Ubóstwiam to ff a rozdzial jest świetny!

    OdpowiedzUsuń