niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 12 - Chcesz wiedzieć, jak postawić namiot w trzydzieści sekund?

Justin

Książki miały to do siebie, że działały uzależniająco. Wystarczyła wielostronicowa powieść, by człowiek odrywał się od rzeczywistości i popadał w zawiły wir losów i intryg bohaterów. Jeden rozdział poruszał do łez, a kolejny wzbudzał odrazę i zdziwienie. Momentu kulminacyjnego wyczekuje się jak pierwszej gwiazdki w Wigilię, przy czym chwila zawiązania akcji jest dopiero początkiem rozwoju następujących po sobie wydarzeń. 
Taki też traf spotkał Davida w powieści "Kancelaria" autorstwa Johna Grishama. Biedaczysko trafił z deszczu pod rynnę. Ubolewałem nad jego marnym losem całe przedpołudnie. Z zapartym tchem przekładałem kolejne kartki i przebiegałem przez wąskie linijki druku wzrokiem. Podziwiałem pisarzy. Zawsze stanowili w moich oczach wyższą rangę, mimo że wielu nie posiadało nawet porządnego wykształcenia. Potrzeba przecież wiele skupienia, samozaparcia i cierpliwości, by pomimo gwaru aut na ulicach, rozmów współlokatorów i syren przejeżdżających karetek odnaleźć siłę ducha, pozwalającą stworzyć kilkaset stron drobnego tekstu, mającego sens i wciągającego czytelnika. To nie lada wyzwanie.
Bohater David przekroczył właśnie próg kancelarii Finleya i Figga, kiedy nagle błogie zagłębianie się w lekturze przerwały chude kostki uderzające rytmicznie o stare, dębowe drzwi. Westchnąłem głęboko, zatrzaskując książkę z rozmachem. Dalsze przygody trzech zupełnie różnych prawników będą musiały zejść na dalsze tory. 
-Proszę - powiedziałem głośno i wstałem z fotela przy niedużym stoliku do kawy.
Pokój w pensjonacie w leśnym zaciszu wyjątkowo przypadł mi do gustu. Łóżko otoczone drewnianymi deskami, wyłożone grubym materacem, pozwalało plecom wypocząć jak w wielogwiazdkowym hotelu. Pod ścianą stała szafa, a przy oknie dwa fotele i wspomniany wcześniej stolik ze szklanym blatem.
Zza drzwi wyłoniły się blond włosy ze złotym połyskiem, ułożone w nieznaczne fale. Obecność Chloe przestała wywoływać zaskoczenie. Doskonale nadawałaby się na dziennikarkę. Gdy wyrzuciłem ją drzwiami, najchętniej wróciłaby oknem i nie miałaby oporów, by wpaść nawet przez komin. Nie odpychałbym jej, gdyby nasza zażyła znajomość nie zaczynała wzbudzać podejrzeń. Nie chciałbym wyrobić sobie złej opinii na samym starcie.
-Mam nadzieję, że w niczym księdzu nie przeszkodziłam - powitała mnie radośnie, opierając łokieć na klamce. - Mogę wejść? 
-A czy już nie weszłaś, Chloe? - zaśmiałem się krótko.
Blondynka spojrzała na próg w drzwiach i na swoje stopy na dywanie w pokoju, po czym wzruszyła ramionami i kontynuowała przeplatanie zdań z niewinnym uśmiechem. Miała siedemnaście lat, wkraczała w dorosły etap życia, żegnając się z dzieciństwem, a jednak uśmiech krył za sobą bezbronnego dzieciaka, który w dalszym ciągu wymaga prowadzenia za rączkę.
Chloe zajęła miejsce na beżowym fotelu i upiła ostatni łyk z mojej filiżanki z kawą. Skrzywiła się nieznacznie. Brak cukru robił różnicę.
-A więc przychodzę do ciebie z pewną propozycją i tym razem nie jest to propozycja na tle seksualnym. Chociaż gdybyś zmienił zdanie i miał ochotę na eksperymenty, jestem do twojej dyspozycji.
Nieznaczny rumień zadomowił się na moich policzkach, ale słuchałem dalej. 
-Wpadliśmy na pomysł, żeby wybrać się na wycieczkę do pobliskiego wodospadu, a że w jedną stronę jest spory kawał drogi, spędzilibyśmy dwie noce w namiotach. 
-Skąd chcesz wziąć namioty?
-O to się nie martw. Załatwiliśmy wszystko w recepcji. Mamy do dyspozycji kilka namiotów, dokładne mapy terenu i prowiant na całe trzy dni. Do szczęścia brakuje nam jedynie twojej zgody. Oczywiście nie zamierzamy ruszyć się z miejsca bez opiekuna. Będziemy grzeczni jak owieczki.
-Nie wiem, Chloe, czy słowo grzeczna kiedykolwiek zacznie odzwierciedlać twój charakter - mruknąłem pod nosem, zanim zdążyłem ugryźć się w język. 
-Nigdy nie będę grzeczna w sposób, o jakim pomyślałeś.
Miała rację. Brudne myśli zawładnęły umysłem na kilka dłuższych chwil.
-Kontynuując, chcemy księdza namówić na trzydniową wycieczkę. Myślę, że każdemu wyjdzie na dobre. My nie będziemy nudzić się na plaży, a i ty zaczerpniesz świeżego powietrza. Czego chcieć więcej?
Zastanowiłem się nad tym przez moment. Nie miałem w planach wykraczania poza teren ośrodka, ale propozycja Chloe była rozsądna i dobrze przemyślana. Tydzień nad brzegiem jeziora może uprzykrzyć pobyt nad wodą i zniechęcić do kolejnego razu, a wyprawa wgłąb lasu, śpiewanie przy ognisku i długie rozmowy przy żarze skwierczącego drewna okażą się znacznym urozmaiceniem.
-Kiedy mielibyśmy wyruszyć? - spytałem po dłuższej chwili milczenia.
Usta Chloe rozłożył uśmiech. Dała radę mnie namówić.
-Teraz, zaraz, najlepiej od razu. - Klasnęła radośnie w dłonie, a potem uderzyła nimi o ramiona fotela. W powietrze zerwały się drobiny kurzu.
-W takim razie pakuj kosmetyki, kremy, czy co tam potrzebujesz, by przeżyć trzy dni - dogryzłem, oczekując zirytowanego prychnięcia.
-Wystarczy mi czysta para majtek, geniuszu. Lepiej ty spakuj żel, czy czego tam używasz, żeby ta twoja grzyweczka lśniła w górze. - Machnęła ręką i potrząsnęła pierwsze kosmyki włosów na czubku głowy. Zaraz po tym uśmiechnęła się zadziornie i z ramionami skrzyżowanymi na piersi oparła się o drzwi. - My jesteśmy już spakowani. W razie gdyby pierwszy plan nie wypalił, miałam namawiać cię łzami i litościwym spojrzeniem.
Chloe nacisnęła mosiężną klamkę, lecz zanim wyszła na przepełniony gwarem rozmów korytarz, zatrzymałem ją ostatnim pytaniem.
-Dlaczego przysłali akurat ciebie? Dlaczego nie przyszedł przekonywać mnie Alex czy Megan?
Chloe znów uniosła kącik ust i zawinęła falowany kosmyk włosów za prawe ucho, po czym dodała:
-To proste. Wiedzieli, że mi najszybciej ulegniesz. Najwyraźniej nie patrzysz na mnie tak, jak na innych. Oczy zawsze powiedzą prawdę o człowieku, a w twoich ciekawość miesza się ze strachem, Justin. Zrób pierwszy krok w przód, a ja pokażę ci prawdziwą drogę do nieba.

***

Plecak znacznie ciążył na ramionach, kiedy słońce zaczęło kryć się za horyzontem. Przez korony drzew przebijały się nieliczne promienie. Jesienny chłód owiał okolicę. Potarłem dłonią łokieć, by pozbyć się gęsiej skórki. Zapowiadała się zimna noc i jedynie ciepłe koce uchronią nas przed przeziębieniem.
-Dzieciaki, zatrzymajcie się! - krzyknąłem, by przód wycieczki usłyszał i zareagował. - Jest już późno, powinniśmy poszukać odpowiedniego miejsca na nocleg, co wiąże się z godzinnym przekładaniem szyszek. Wierzcie mi, spanie na nich nie należy do rzeczy przyjemnych. - Skrzywiłem się na samą myśl o drewnie wbijającym się w plecy. - Rozłóżcie namioty blisko siebie, żebym mógł mieć każdego z osobna na oku.
Skrzyżowałem spojrzenie z Chloe, która zachichotała. Dobrze wiedziała, że to ją pragnę mieć pod stałą kontrolą. Sprawiała wrażenie najbardziej niesubordynowanej i taka też była. Mało która siedemnastolatka rozebrałaby się przed księdzem. Ona nie czuła skrępowania, nie znała znaczenia tego słowa. Obierając sobie jeden konkretny cel, nie spocznie, póki go nie osiągnie. Powoli pozbywałem się złudzeń. Celem Chloe byłem ja.
Zsunąłem plecak z ramion i rzuciłem go na kępę wysuszonej trawy pomiędzy dwoma sosnami. Rozejrzałem się po okolicy. Chłopaki dość sprawnie wzięli się za rozkładanie płacht materiału, a dziewczyny jak księżniczki stały z grymasami na twarzach. W moim kierunku szła Megan. Szeroki uśmiech przyklejony był do jej ust, a kosmyk czarnych jak atrament włosów zakręcała wokół wskazującego palca. 
-Jest ksiądz mocno zajęty? - zaćwierkała wysokim głosem. - Jeśli nie, byłabym wdzięczna, gdyby pomógł mi ksiądz rozstawić namiot. Ksiądz jest taki silny, a ja taka słaba. - Megan prawdopodobnie zapomniała o zachowaniu dystansu. Stała pięć centymetrów przede mną. Wyraźnie czułem jej miętowy oddech i słodkie perfumy.
-Nie ma problemu - odparłem radośnie.
Porzuciłem swój namiot i ruszyłem za Megan. Swobodnie poruszała ciałem, na które, ku jej wyraźnemu niezadowoleniu, nie zwracałem większej uwagi. Razem z dwoma koleżankami zajęła namiot trzyosobowy. Podała mi paczkę śledzi i płachtę materiału. Namiot niewielkich rozmiarów udało mi się rozłożyć w ciągu kilku minut przy akompaniamencie westchnień trójki nastoletnich uczennic. Rozmawiały na temat moich mięśni i siły, chociaż zwykły namiot rozstawiłby mały dzieciak. Czułem się nieswojo. Ich rozmowa była wyraźną próbą flirtu. Skończyłem pospiesznie wbijać w ziemię szpilki i odszedłem, byleby tylko nie włączyły mnie w pogadankę. Język plątałby mi się przy każdym słowie. Wolałem więc milczeć.
-Ksiądz jest taki silny, a ja taka słaba. Och, co za mięśnie. I ta siła. Gdybym tylko miała takiego mężczyznę. - Z prędkością światła przeszła obok mnie Chloe. Nie omieszkała potrącić mnie ramieniem. - Przecież ksiądz jest taki cudowny, wspaniały i męski - ironizowała dalej, przedrzeźniając słowa Megan.
Zaśmiałam się pod nosem. Czyżbym wyczuł nutę zazdrości?
Chloe ruszyła wgłąb lasu z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Normalnym krokiem trudno było ją dogonić. Musiałem podbiec. Złapałem ją za ramię dopiero kilkadziesiąt metrów od pierwszych dwóch rozstawionych namiotów. Spojrzała na mnie jak osa na atakującego rodzinne gniazdo. Poznawałem jej kapryśną stronę.
-Nie wiem, skąd się bierze, ale wyczuwam w tobie cień zazdrości - rzekłem tajemniczo, idąc z blondynką ramię w ramię. 
Odrobinę zwolniła, lecz nie opuściła skrzyżowanych ramion, nie spojrzała na mnie i nie odpowiedziała. Odnalazła obiekt zainteresowania w szyszkach.
-Czyżbym się mylił? - Ponowiłem próbę nawiązania kontaktu. Tym razem skutecznie.
-Tak, mylisz się - mruknęła od niechcenia. Wciąż nie podniosła głowy. Szkoda. Chciałbym właśnie teraz spojrzeć jej w oczy.
-Jak uważasz. Więc podejrzewam, że nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli wrócę do Megan i reszty dziewczyn, żeby postawić im namiot.
-Chyba żeby one postawiły namiot tobie - żachnęła pod nosem.
-Wybacz, umiem robić to sam, skoro pomagam twoim koleżankom - odparłem ostrożnie, nie wiedząc, w jakim kierunku zmierza rozmowa.
-Boże, serio, Justin? Jesteś gorszy niż dzieciak z podstawówki. - Zmarszczyłem brwi. Powiedziałem coś nie tak? - Chcesz poznać sposób, jak postawić namiot w trzydzieści sekund? - nagle wyraz jej twarzy zmienił się gwałtownie. Uniosła głowę i posłała mi zadziorny uśmiech, a ja nie podejrzewając podstępu, skinąłem głową.
Chloe z miną zakonnicy zrobiła krok w przód. Patrząc w jej piękne oczy nie zauważyłem ważnego ruchu. Dziewczyna wyjęła bowiem rękę z kieszeni bluzy. Byłem spokojny, dopóki nie musnęła opuszkami palców mojego krocza. Odskoczyłem jak oparzony, a z ust wypuściłem kobiecy, wysoki pisk, który przekształcił się w delikatne zaczerwienienie na policzkach.
-Chloe, czyś ty oszalała? - zaatakowałem ją, zanim zdążyła zmyć z ust grymas.
-Przecież sam tego chciałeś. To najprostszy sposób na postawienie namiotu. - Parsknęła głośnym śmiechem. Nie wiem, czy bawiła ją moja reakcja, czy naiwność. Mogłem uderzyć się z otwartej dłoni w czoło. Byłem tak głupi, dając wciągnąć się w jej sztuczki.
-Chloe, czy z tobą da się porozmawiać o czymś normalnym? Podkreślam, normalnym.
-Przecież sam zacząłeś rozmowę o namiotach? Ja jedynie podłapałam temat. Jestem niewinna.
-Niewinna - powtórzyłem, prychając cicho. Użyłbym tego słowa jako ostatniego w określaniu charakteru Chloe.
-Wracając do tematu, idź do Megan, biegnij do niej. Z pewnością się ucieszy.
-Jesteś hipokrytką, Chloe - zauważyłem, z resztą bardzo słusznie.
-Ja bynajmniej nie liżę ci dupy tymi gównianymi tekstami na podryw - oburzyła się, wyrzucając obie ręce w powietrze. Im dłużej wariowała w niej irytacja, tym większą zyskiwałem pewność, że jednak ta zazdrość tli się gdzieś głęboko w niej. - A teraz posłuchaj mnie uważnie. Megan to dziwka w każdym znaczeniu tego słowa i jeśli nie chcesz złapać jakiegoś syfa, trzymaj się od niej z daleka. Poza tym, jej pizda z pewnością jest szeroka jak studnia.
-Chloe! - Z trudem słuchałem wcześniejszych obelg, ale ostatnim słowem znacznie przesadziła. - To twoja koleżanka, miej do niej szacunek.
- Jak mam mieć szacunek do kogoś, kto sam o niego nie dba? Jeśli Megan nie da się zaliczyć nikomu przez ten tydzień, odszczekam wszystko na kolanach. A tymczasem możesz wrócić do dziewczyn i ich namiotów. Może w czwórkę zdołają postawić twój w krótszym czasie niż ja, choć nie liczyłabym na to. Do tego trzeba mieć talent. A teraz przepraszam, ale muszę zrobić siusiu - rzekła, po czym powtórzyła wszystkie czynności sprzed kilku minut: skrzyżowała ramiona na piersi, zacisnęła usta w cienką linię , spuściła wzrok i przyspieszyła.
Jeśli każda kobieta była tak trudna jak Chloe, całym sercem dziękowałem Bogu za powołanie.

***

Potarł dłonią jej policzek, a ona wydała z siebie błogie westchnienie, jakby jeden dotyk ukoił cały ból. Kolejny przyniósł jeszcze więcej przyjemności. Zasnuty mgłą wzrok rozróżniał tylko wyraźne kształty jego oczu i ust, w których zatopiła zęby jak wampir polujący na ofiarę. Ssała dolną wargę i delektowała się smakiem miętowej pasty do zębów, dopóki mężczyzna nie przerwał jej poczynań namiętnym pocałunkiem. Szybko zdołał oderwać ją od poprzedniej czynności i ukierunkować na nową, przyjemniejszą. Sądził, że język złotowłosej jest wręcz stworzony do pieszczenia jego podniebienia. Spełniał się w tej roli zadziwiająco dobrze. Potęgował apetyt w miarę pieszczot, a gdy przestawał, rozprowadzał po ciele znaczny niedosyt.
-Jeszcze nigdy tak bardzo cię nie pragnąłem - wychrypiał półgłosem. Na więcej nie było go stać. Podniecenie łamało głos, wiązało go w gardle.
-Dzisiaj będziesz miał okazję spełnić najskrytsze fantazje, Justin - szepnęła ponętnie. Intonowała głos tak, by wzniecić w nim pożądanie. I robiła to nad podziw skutecznie.
Oparł złotowłosą na ścianie, zamykając jej drogę ucieczki. Nie miała zamiaru uciekać. Trzymała go blisko i nie pozwalała oddalić się na krok. Wiatr hulał w okiennicach, a szyszki bezwładnie opadały na dach drewnianego domku na skraju lasu. Justin pomyślał, że mógłby tu zostać na stałe. Z nią. Tylko z nią. Dotykałby jej pięknego ciała od świtu do zmierzchu, a konsekwencje nie zaprzątałyby mu dnia.
-Czy jesteś na to gotowa, Chloe? Czy jesteś gotowa na mnie? - spytał z nutą grozy, jakby pragnął zaznaczyć, że to on jest mężczyzną i to on w tym związku sprawuje władzę.
-Jak nigdy dotąd - odparła pewnie, bez zawahania.
Polecił jej, by uklęknęła na kaszmirowym dywanie, a sam usiadł ciężko na łóżku. Materac ugiął się pod ciężarem wysportowanego ciała. Dziewczyna dotknęła dłonią nagiego kolana, potem uda i koniec końców ujęła w dłoń męskość. Mężczyzna jęknął nieznacznie. Nigdy nie pomyślałaby, że płynne ruchy małolaty przysporzą mu tak wiele przyjemności. Oddychał łapczywie, chwytał powietrze gwałtownie jak ostatnią deskę ratunku z tonącego statku. Spojrzał w niewinne oczy złotowłosej i uśmiechnął się do niej życzliwie. Klęczała przed nim taka bezbronna, taka maleńka, taka delikatna. Była na każde jego wezwanie, na każde żądanie. Wystarczyło, aby skinął palcem, a ona uczyła się sztuczek, dzięki którym umierał z nadmiaru przyjemności.
-Zamknij oczy i pozwól mi sprawić, byś poczuł się dobrze - szepnęła i uderzyła gorącym oddechem w główkę penisa, gdzie na samym szczycie połyskiwała maleńka kropla spermy.
Podążył za jej głosem. Powieki mu opadły i nagle stały się nad wyraz ciężkie. Przez moment bawiła się jego jądrami, muskając je opuszkami palców, aż w końcu poczuł to, co pragnął czuć od początku. Ciepły język zwilżył nasadę członka i rozprowadził wąską ścieżkę śliny po całej długości. Wsunęła go do ust powoli, choć łapczywie, potęgując napięcie seksualne. Każdy ruch wyrażał doświadczenie, a każdy płytki oddech zadowalanego napawał dziewczynę dumą. Nie oszczędził sobie widoku połykającej jego członka nastolatki i otworzył oczy przy pierwszej okazji. Wyglądała jak bogini. Twarz wyrażała skupienie, a opuszczone powieki przyjemność. Spuścił się w jej usta równie szybko. Chloe ostatni raz z westchnieniem oblizała główkę penisa i obdarzyła mężczyznę tak samo niewinnym spojrzeniem jak przed grą wstępną.
-Teraz oczekuję czegoś w zamian - mruknęła ponętnie, a w następnej sekundzie Justin leżał już na plecach w objęciach miękkiego materaca i z szaleństwem w oczach patrzył, jak jego miłość wykrzywia usta w grymasie rozkoszy, przyjmując go całego.

***

Uderzające w pierś serce rozbudziło mnie w mgnieniu oka. Usiadłem wyprostowany na materacu i odetchnąłem głęboko. Tak głęboko, na ile pozwolił mi kolejny płytki oddech wycedzony przez zęby. Nigdy nie doznałem czegoś podobnego. Nigdy w wizji sennej nie pojawił się obraz tak realistyczny i... brudny. Odruchowo dotknąłem dłonią męskości. Jakież było moje zdziwienie, gdy pod skórą wyczułem stwardnienie. Przestraszyłem się, jak Boga kocham. Sen zadziałał na wyobraźnię i efekty przeniósł na ciało, które rękoma i nogami zapierało się przed podnieceniem. Teraz nie miałem złudzeń. Byłem podniecony i czułem się z tym fatalnie.
Wiatr uderzał o ściany namiotu i byłem niemal pewien, że zacinał pojedynczymi kroplami jesiennego, nocnego deszczu. Bladą poświatę w namiocie rzucał jedynie księżyc, wyłaniający się zza koron drzew. Las żył własnym życiem. Nie potrafiłem ponownie zasnąć. Bałem się zasnąć. Bałem się pięknego, nagiego ciała Chloe w kolejnym erotycznym śnie, bałem się własnej reakcji po przebudzeniu. Wolałem wyjść na polanę i posiedzieć do świtu nad strumieniem, mocząc nogi w lodowatej wodzie, wyczekując pierwszego śpiewu ptaków o poranku. Wszystko, byleby tylko nie zasnąć.
Zamek szczęknął, gdy zacząłem go powoli rozpinać. Uderzyło we mnie leśne powietrze i zapach żywicy. Mieszkając w mieście, dobrze było czasem odpocząć od smrodu samochodowych spalin. Stanąłem bosą stopą na mokrej od rosy trawie. Otuliłem dłońmi nagie ramiona, gdy owiał je chłód nocy. Rześkie powietrze było czymś niezaprzeczalnie wspaniałym.
Przy brzegu strumienia, na grubym konarze pochylonego drzewa, siedziała Chloe. Księżyc oświetlał jej jasne włosy i rzucał nikłą poświatę na lewy profil. Gładki policzek ozdabiał pojedynczy pieprzyk, a mały nos zadarty był nieznacznie ku zachmurzonemu niebu. Poruszyła się, gdy dobiegł do niej dźwięk łamanych gałęzi i szyszek. Swoją drogą drewno wbijające się w stopy nie należało do uczuć przyjemnych.
-Coś podobnego - zaćwierkała radośnie pod nosem. - Czyżby ksiądz zaliczył pierwszy erotyczny sen?
Wykonałem niepewny krok w przód, nie spuszczając wzroku z blondynki.
-Skąd takie przypuszczenia? - spytałem niewzruszony, choć w głębi ducha dotknął mnie cień niepewności.
-Jeśli nosiłbyś w spodniach takiego potwora na co dzień, stanowiłbyś wyzwanie dla producentów bielizny, a ja współczułabym każdej babce, którą kiedyś pukniesz.
Cała Chloe i jej niewyparzony język.
-Dzieciaku, nie szkoda ci życia na takie słownictwo? - rzuciłem niedbale, siadając obok Chloe na konarze. Nieudolnie próbowałem ukryć erekcję.
-A tobie nie szkoda życia na chodzenie w sukience?
-To jest sutanna, Chloe - wtrąciłem z przekąsem.
-Dla mnie to zwykła sukienka, która ogranicza ci tego potwora. - Od niechcenia wskazała palcem krocze. - A teraz opowiadaj, kto cię tak w tym śnie podniecił? Spodobała ci się bardziej niż ja?
Podrapałem się z zakłopotaniem po karku i niezręcznie odkaszlnąłem. Głos uwiązł mi w gardle, które natychmiast wyschło.
-Była zadziwiająco do ciebie podobna - rzekłem pół głosem i jeszcze przez moment łudziłem się, że zamyślona Chloe pominęła to jedno zdanie. 
-Och, to urocze. Więc fantazjowałeś o mnie, tak? - zachichotała, przykrywając usta dłonią. - Jednak dałeś radę mnie przelecieć. Było tak strasznie, czy wycierpiałeś te katusze?
-Daj spokój, Chloe.
-Przyznaj się, zmoczyłeś majtki, czy obyło się bez nieprzewidzianych...
-Chloe, przestań! - podniosłem głos, nim zdążyła zaatakować mnie lawiną brudnych, nieprzyzwoitych słów.
-Nie denerwuj się, bo ci ciśnienie podskoczy. A z tego co widzę, już teraz jest w całkiem niezłej kondycji. - Ponownie parsknęła dźwięcznym śmiechem.
Przewróciłem oczyma i lekko trąciłem jej ramię. Była wygadana i zdecydowanie zboczona. Pierwsza tak bezpośrednia osoba, z jaką miałem do czynienia.
-Przyjmij do wiadomości, że ta sytuacja jest dla mnie wybitnie niezręczna i twój chichot wcale mi nie pomaga - żachnąłem, kopiąc stopą mokry kamień. Zaraz po tym jęknąłem. Zupełnie zapomniałem o braku obuwia.
-Wiesz, co najlepiej zrobić w tym przypadku? - Jej głos brzmiał naturalnie. Nie wyczułem podstępu.
-Zamieniam się w słuch, Chloe.
-Pójdziesz teraz za drzewo, zatkasz usta liściem i wykonasz ręczną robótkę. - Spojrzałem na nią, jakby miała trzy głowy. Mówiła niezrozumiałym dla mnie językiem. - Mój Boże, po prostu sobie zwalisz, to takie trudne?
Na moje policzki ponownie wkroczył nieśmiały rumień. Rozmowa z Chloe sprowadzała się na tematy czysto seksualne. Czułem się przy niej jak przy starszym, doświadczonym koledze.
-Chloe, ja nie... - Ugryzłem się w język zdecydowanie zbyt mocno. - Ja nigdy nie...
Nie wiedziałem, jak dokończyć pozornie proste zdanie. Biłem się z myślami, czy jednak nie zejść z tematu i zręcznie ominąć rozpoczętą myśl. Z drugiej strony chciałem się komuś wygadać. Potrzebowałem szczerej rozmowy, a przy Chloe czułem się całkiem swobodnie.
-Błagam cię, Justin. Jeśli powiesz, że nigdy nie zrobiłeś sobie dobrze, chyba cię wyśmieję.
Spuściłem z zażenowaniem głowę, a rumieniec zajął większą część policzków i oblał również kark. Bawiłem się płaskim kamieniem, dopóki Chloe nie objęła dłońmi mojej twarzy. Spojrzała mi w oczy jak matka synowi.
-Justin, ty naprawdę nigdy nic? - spytała łagodnie, choć z szokiem w głosie.
-To naprawdę takie dziwne? - odetchnąłem w jej czoło. Siedziała bowiem znacznie niżej.
-Jestem po prostu zaskoczona, że wytrzymałeś - odparła z chichotem. 
-To, o czym mówimy, jest grzechem, Chloe. Pragnę wystrzegać się grzechów tak długo, jak tylko mogę. Przede wszystkim grzechów o podłożu fizycznym.
-Jesteś tak cholernie przystojny, a tak idiotycznie niewinny - rzekła na jednym tchu. - Chciałabym pomóc ci pozbyć się nieśmiałości. Ona cię ogranicza, Justin.
-Możesz mi pomóc - tchnąłem w czubek jej nosa. - Opowiedz mi o swoim pierwszym razie, Chloe.



~*~


A więc powróciłam do Was po największej w mojej "karierze" przerwie, za którą Was przepraszam, ale czuję, że wyszła mi na dobre. Z początku sądziłam, że rozdział wyszedł kiepski, ale teraz jak go czytam to całkiem mi się podoba :)
Dorobiłam się twittera, na którego ponownie Was zapraszam :)
Ps. Myślę, że nie jestem jedyną osobą, która nie może się oderwać od What do you mean *.*
Teledysk już za 14 godzin. To będzie Danger na ekranie *.*

19 komentarzy:

  1. No w końcu powróciła moja najlepsza pisareczka <3 Tęskniłam bardzo maleńka :* Rozdział super !! Czekam na dalszy ciąg

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaa chce już następny! :D chcę szybko następny! Uwielbiam Chloe... śmiałam się jak idiotka gdy Justin powiedział jej ze nigdy hm ahahahan .. życie księdza XD

    Buzi

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko fajnie , ale jak mogłaś skończyć w takim momencie, no jak. Mam nadzieję, że niedługo dodasz kolejny - jestem ogromnie ciekawa czy Chloe odpowie i co powie, narazie życzę weny :-*

    OdpowiedzUsuń
  4. O kur** na taki rozdział czekalam adoxjskxjdkdjdjcjd :D Czekam na kolejne rozdzialy <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wierzę! To jest niesamowite!
    Tak bardzo chce następny rozdział...
    Justin robi się coraz bardziej niegrzeczny, I like it :d hhaha

    OdpowiedzUsuń
  6. TO JEST NIESAMOWITE JEJU <333 MOJE ULUBIONE FF :*** <3 <333
    Dodaj kolejny rozdział <3
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  7. GENIALNY wręcz rozdział *,* What Do You Mean wraz z teledyskiem to mistrzostwo <3 czekam na next ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. jeju
    tak dlugo czxekalam
    i sie doczekalam
    CHECHE

    OdpowiedzUsuń
  9. Już po przeczytaniu tytułu rozdziału wiedziałam, że będzie zabawnie :')
    No Paula, tak bardzo mnie tym wszystkim rozbawiłaś, że przysłoniło to nawet mój zły nastrój, spowodowany jutrzejszym pójściem do nowej szkoły, hahahahaha.
    Końcówka to... Zaskoczyłaś mnie. Justin zaczyna ulegać, hihihi. I nie ukrywam, bardzo się z tego cieszę.
    + Teledysk do WDYM jest kgvjnkdjkfjbfkj, a Xenia taka piękna *o*
    school-loser-and-love-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak to możliwe, że Justin nigdy tego nie robił? Lol :D. Ale dobra xd. Rozdział świetny, jak zawsze ;p. Czekam na następny Misia! <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Jejku, uwielbiam to opowiadanie! Uwielbiam to, że ciągle trzymasz nas w napięciu, bo akcja rozgrywa się powoli, z rozdziału na rozdział Chloe stara się zbliżyc do Justina, a on zaczyna jej ulegac. Tekst z rozkładaniem namiotu w trzydzieści sekund przebił wszystko! Uwielbiam ten moment. No i w końcu Justin przestaje byc grzecznym księdzem, a staje się grzesznym mężczyzną i zaczynają mu przychodzic do głowy nieprzyzwoite myśli o czym świadczy jego sen. Już się nie mogę doczekac kolejnego rozdziału, w którym Chloe opowie Justinowi o swoim pierwszym razie! Dodaj jak najszybciej!
    Jezu i w ogóle jak sobie pomyślę o tych niemiłych komentarzach na temat tego opowiadania, kiedy je zaczynałaś to aż mnie ściska na myśl o tym, że mogłaś się załamac i go nie pisac. Cieszę się, że jesteś taką twardzielką, bo jak się tak zastanowie to jest to zdecydowanie jedno z moich ulubionych opowiadań.
    Pisz dużo! Zyczę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Czekam na następny! <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Już nie mogę się doczekać kiedy nastęlny? *,*

    OdpowiedzUsuń
  14. DODAJ WRESZCIE KOLEJNY!!!!!!! TO JEST ŚWIETNE

    OdpowiedzUsuń
  15. Aaaa uwielbiam! Powdzieiam cie za wytrwałość wyobraźnie i talent!💕

    OdpowiedzUsuń
  16. Aaa uwielbiam ten rozdział i wyszczekany charakter Chloe, jeżeli można go tak nazwać. Ciekawe, kiedy Justin przestanie być już do końca świętoszkiem. Czekam na następny <3
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/
    http://dark-sky-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń