środa, 9 grudnia 2015

Rozdział 28 - Sztuka życia...

Chloe

Po tym, jak Justin odprowadził mnie pod same drzwi i pożegnał czułym muśnięciem, nie odbierał telefonu.
Następnego ranka również nie było z nim kontaktu. Co więcej, nie tylko nie odbierał, ale odrzucał połączenia.
Dlatego wyszłam z domu pięć minut przed codziennym czasem i dotarłam do szkoły na chwilę przed dzwonkiem. Przeszukałam szkolne korytarze. Nie było go. Czekałam przed pokojem nauczycielskim. Wyszedł chwilę po dzwonku i odwrócił się ku schodom. Nie mógł mi uciec. Nie po to w pośpiechu układałam włosy i kończyłam soczyste jabłko z miękką skórką w drodze, by teraz przeszedł obojętnie. Ruszyłam za nim biegiem na szpilkach i wciągnęłam do pomieszczenia woźnego.
-Wydaje mi się, czy mnie unikasz, misiu? - Skubnęłam jego usta. Smakowały kawą z kleksem mleka i łyżeczką cukru. Oblizałam je krańcem języka i raz jeszcze przygryzłam.
-Chloe, wczoraj przekroczyliśmy wszelkie normy. Byłem głupi, zgadzając się na to. 
-Przecież do niczego nie doszło. 
-Ale mogło dojść. I mogli nas przyłapać w trakcie. 
-Ale nie przyłapali. Kurde, Justin, co cię dzisiaj ugryzło? Wczoraj byłeś bardziej towarzyski. I przede wszystkim nie zachowywałeś się tak, jakby twój popęd seksualny był wyłącznie moją winą. 
Przeszedł dwa kroki wgłąb klitki, na więcej nie pozwalało mu ograniczenie ze ścian. Potargał włosy. Robił to za każdym razem, gdy wprowadzałam go w zmieszanie.
-Musimy zmniejszyć tempo - odetchnął w końcu.
-Zmniejszyć tempo czego? Przecież nigdzie się nie spieszymy. Przynajmniej ja tego nie zauważyłam.
-Najwyraźniej źle patrzyłaś.
Jego głos zawierał zarzuty. Ale dlaczego? Nie zrobiłam niczego, czego by nie chciał.
-O co ci chodzi, do cholery? Jednego dnia jest wszystko w najlepszym porządku, a drugiego na mnie warczysz. To mi zbliża się okres, nie tobie. 
-Po prostu - zawiesił się, już drugi raz. - Nie jestem tylko twoim królikiem, misiem czy kimkolwiek. Jestem księdzem i mam wrażenie, że momentami o tym zapominasz.
-A ty pamiętasz? - zaatakowałam go. - Do niczego cię nie zmuszam. Nie wiem więc, skąd w tobie tyle pretensji. Wiesz w ogóle, czego chcesz?
-Nie wiem - warknął. - Właśnie w tym sęk, że nie wiem.
-Szybko to sobie uświadomiłeś - parsknęłam, choć wcale nie było mi do śmiechu. 
Poniżył mnie, bez wątpienia.
-Chloe, kocham cię, ale...
-Ale nadal jestem dzieciakiem, który nie potrafi się określić, rozumiem.
Ominęłam go w przejściu i po upewnieniu się, że korytarz świecił pustkami, wyszłam ze skrytki spragnionych seksu nastolatków. Gdybym nie miała makijażu, uroniłabym kilka łez. Miałam powód do płaczu. Ale nienagannie nałożony tusz odpędził łzy. I znów byłam tą silną, którą nie złamie ból w sercu i poza sercem. Tą silną, która każdego dnia udawała, by być postrzeganą jako niepokonana. 
Nie byłam taka.
Słaba, krucha, pragnąca miłości - to prawdziwa ja.
Justin mnie skrzywdził, niewątpliwie. Było między nami tak pięknie, tak kolorowo. Zbyt wspaniale, bym uwierzyła, że to wszystko dzieje się naprawdę. Może to sen, a ja obudziłam się na środku szkolnego korytarza? Nieprzyjemna pobudka. Wolałam słodki pocałunek od księcia z bajki, którego imię rozpoczynało się na J, a kończyło na N.
Drzwi klasy literatury zbliżały się, by zaraz połknąć mnie w całości, przeżuwać przez okrągłe czterdzieści pięć minut (nie licząc drobnego spóźnienia), a na koniec wypluć, mentalnie wycieńczoną. Włosy przygładzone, spódniczka nieco podciągnięta, bo uda miałam ładne i nie czułam potrzeby ich zakrywania. Dłoń już na klamce i jeszcze ostatni podmuch wiatru przetoczył się przez korytarz, nim skryłam się za progiem.
-Dzień dobry, przepraszam za...
Nie dokończyłam wyuczonej na pamięć śpiewki, którą co drugi ranek w tygodniu obdarzałam posiwiałą nauczycielkę przeżartą zębem czasu (jej zmarszczki tworzyły prawdziwy labirynt, nie żartuję). Za biurkiem, w pewnej siebie pozie, z nogami rozstawionymi w rozkroku, w spodniach garnituru i granatowej koszuli z odpiętym guzikiem przy kołnierzyku, siedział on. Christian Grey w swej pełnej okazałości. Nieznacznie zaspane, ale wciąż przenikliwe spojrzenie i bałagan pośród kruczoczarnych włosów. Jak po wyjściu z łóżka (w którym bynajmniej nie tylko spał). Taki sam, może nawet bardziej męski. I zdecydowanie mściwy.
-Widzisz, kto do nas wrócił, Chloe? - usłyszałam z końca klasy. - Twój bez wątpienia ulubiony nauczyciel.
Ulubiony to nie tylko niefortunne, ale i niewłaściwe określenie. Dla jasności, nie rozstaliśmy się w zgodzie, bo gdy już sprawa z romansem ujrzała światło dzienne, nie przyznałam, że to ja uwodziłam Christiana, a zeznałam rzecz całkiem przeciwną.
Jeśli wrócił, to by spełnić obietnicę.
Obietnicę o zemście.
Jego zemsta może być słodsza niż czekoladowy miód przyprószony cukrem pudrem.
-Czy pani nie wie, panno Montez, że lekcja zaczęła się przed pięcioma minutami?
-Przepraszam, ja - onieśmielał mnie - byłam w toalecie.
-Poprawić makijaż, nieprawdaż? - zakpił z pogardą. - Poza tym, co to jest za ubiór? Panienka przyszła do szkoły czy pod latarnię?
Szczęka mi opadła, a w sercu wezbrała wściekłość.
-A pan przyszedł tutaj uczyć, czy oceniać długość spódniczek i rozmiary biustów uczennic? - odpyskowałam, wyprowadzona z równowagi. I to przez kogo. Przez takiego śmiecia.
Przez klasę przebiegło echo podekscytowanych szeptów, odbiło się od szyb w oknach i wpadło mi do prawego ucha.
Christian powoli wstał od biurka. Z nim nigdy nie było dyskusji. Co postanowił, było święte. Król, Bóg i największy kobieciarz w jednym przystojnym ciele. Swego czasu przemierzanie opuszkami palców w górę jego mięśni i otaczanie koniuszkiem języka jego sutków stanowiło lepszą rozrywkę niż zakupy na wyprzedaży.
Nie mogę zaprzeczyć, że seks z nim był spełnieniem marzeń kobiet w każdym wieku.
-Radzę ci usiąść na miejsce, słonko, zanim wyprowadzisz mnie z równowagi. 
A słonecznego zdrobnienia używał wyłącznie w przypływach złości i zwykle nie wróżyło szczęśliwego zakończenia. Byłam z nim na tyle blisko, by poznać nie tylko jego fizyczność, ale też skomplikowany układ myśli w zawiłej psychice.
Więc usiadłam w pierwszej ławce - jedyne wolne miejsce - i ogrodziłam się niewysokim murkiem z piórnika, tomiku poezji i podręcznika, a za ogrodzeniem skryłam telefon. Zamierzałam napisać  do Justina, wyżalić się w sms'ie zawierającym objętość trzech wiadomości. W porę wspomniałam naszą kłótnię i jego szczeniackie zachowanie i zablokowałam telefon. Ale komuś, do cholery, powiedzieć musiałam. Mike nie wchodził w grę. Został Zayn, dożywotnio lekkomyślny, ale po mojej stronie. 
Płaczliwym krzykiem z mnóstwem wykrzykników wystukałam przepełnioną rozpaczą skargę zawierającą więcej przekleństw, niż Christian sapał mi do ucha podczas seksu.

Ten chuj znów uczy literatury. Porównał mnie do dziwki, a potem nazwał słonkiem. To nie wróży nic dobrego. Ratuj!!!

A że Zayn nie rozstawał się z telefonem nawet pod prysznicem, odpisał natychmiast.

Ten chuj, którego chciałbym przeruchać?

Tak, ten sam.

Przecież było ci z nim dobrze, marudzisz.

Było, czas przeszły. Naucz się go rozróżniać.

Ale lubiłaś jego fiuta.

A teraz lubię fiuta kogoś innego. Poza tym miałeś mi pomóc, a nie mnie dobijać. Jego kutas i moja księżniczka to już przeszłość.

-Nie przeszkadzam pani? - Niespodziewanie wyrósł przede mną Christian. - Mogę mówić ciszej, jeśli zakłócam pani spokój.
Pojawił się znienacka jak tornado i siał nie mniejsze zniszczenia. Jednym ruchem przewrócił na blat ławki obie książki i walcowaty piórnik. Komórka z białą obudową nie miała już osłony i natychmiast przylgnęła do dłoni Christiana.
-Tę zabaweczkę konfiskuję.
-Nie ma pan prawa - postawiłam się.
-Jesteś tego pewna? 
Rzecz jasna, nie byłam. I nie mogłam zrobić nic, prócz zamaszystego powrotu na krzesło.
-Zobaczymy, co tak zajęło twoje myśli, że odciągnęło cię od pięknej literatury szesnastowiecznej.
Usiadł za biurkiem w pozie tak perwersyjnej, jakby krzyczał chodź, Chloe, i possij mi jak kiedyś; przecież wiem, że to uwielbiasz. Jego nienawiść do mnie pociągnęła za sobą moją nienawiść do niego. Oboje byliśmy silni, patrząc po pozorach. Ale bez dodających pewności ciuszków to on wysuwał się na prowadzenie. Przekonałam się jak nikt, że dominować potrafi. Dominować, zdobywać przewagę, przejmować kontrolę.
-Sms'y pisała panienka na lekcji, tak? - Już odblokował moją komórkę i już zmarszczył brwi. Jak zawsze, gdy skupiał na czymś pełną uwagę. - Ten chuj znów uczy literatury. Porównał mnie do dziwki, a potem nazwał słonkiem. To nie wróży nic dobrego. Ratuj - przeczytał na głos. 
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię i gdyby kafle podłogowe nie zostały położone tak solidnie, zrobiłabym to. 
-Ten chuj, którego chciałbym przeruchać? - Christian zaśmiał się bez humoru, razem z nim cała klasa. Uniósł wzrok znad ekranu, by uchwycić mój. - Powiedz swojemu koledze, że nie jestem do wyruchania. 
I powrócił do sms'owej lektury w telefonie, rozciągając po swoich słowach pogardliwy obłok, który skomentowała każda osoba w klasie. Z wyjątkiem mnie. 
-Przecież było ci z nim dobrze - podążał za słowami Zayna. 
Mogę się mylić, ale poczułam na policzkach rumieńce. Christian był tak bezwstydny. Czerpał cholerną satysfakcję, upokarzając mnie. 
-Lubiłaś jego fiuta - kontynuował. Uśmiechał się szeroko i co zdanie spoglądał na mnie z tajemniczym błyskiem. - A teraz lubię fiuta kogoś innego. Jego kutas i moja księżniczka to już przeszłość. 
Będę szkolnym pośmiewiskiem, jeśli on zostanie tu choć chwilę dłużej. Jeśli na mojej ławce leżałaby broń, strzeliłabym bez zawahania. A przynajmniej tak mi się wydawało.
-Pozdrów swoją księżniczkę, Chloe. Jestem pewien, że za mną tęskni.
Nie bał się konsekwencji swoich słów. Nie bał się niczego. Był panem swojego życia i to jedno zawsze podziwiałam w nim bardziej niż doskonale wyrzeźbioną klatę. 
Poderwałam się z krzesła. Uderzyłam dłońmi o blat ławki. On tylko na to czekał.
-Sprawia ci przyjemność robienie ze mnie idiotki? - zaatakowałam.
-Powiedziałem coś nie tak? Jedynie zacytowałem twoje sms'y, Chloe. Nie rozumiem, o co masz pretensje. A teraz usiądź na swoich pięknych czterech literach, zanim każę ci zostać w kozie.
-Oddaj mi telefon - zażądałam.
-Nie tym tonem. - Również wstał.
Prowadziliśmy otwartą wojnę na oczach całej armii. Każdy uczeń jako żołnierz bez uzbrojenia przysłuchiwał się każdemu słowu. Bo w rzeczywistości to banda osłów, szukająca zanęty do zasiania na terenie całej szkoły plotki, która wyrośnie jak chwast, zaczepi w piwnicach korzenie i nie da się wyplenić, dopóki jej miejsca nie zajmie silniejszy chwast, czyli nowa, bardziej ekscytująca plotka.
-Oddaj mi komórkę - powtórzyłam.
-Dostaniesz ją na przerwie - odparł lekceważąco. - Czyżbyś miała coś do ukrycia? Może przejrzę galerię zdjęć i sam się przekonam?
Jakby wiedział, gdzie szukać. Opadł na fotel, kostkę prawej nogi oparł na lewym kolanie i zagłębił się w dziełach sztuki w folderze. Miałam tam nie tylko zdjęcia Harry'ego Stylesa bez koszulki, ale również swoje, w bieliźnie. Albo i bez niej. Zdjęcia wyłącznie dla Justina, które sam mi zrobił. Nie dla pieprzonego Christiana Greya, który oglądał je z płomieniem w oczach i dłonią niebezpiecznie blisko męskości. Mowę jego ciała mogłam zobaczyć wyłącznie ja. Siedziałam najbliżej, z prawej strony klasy. I to w tę skierowany był fotel Christiana.
-Rodzice wiedząc, jakie zdjęcia robi ich córka? Może reszta klasy chciałaby obejrzeć? 
Uniósł telefon ponad głowę, na razie obudową w kierunku środka. Ale wystarczył delikatny ruch nadgarstka, by odblokowany ekran zobaczył każdy, kto wytężyłby wzrok. To nie tak, że wstydzę się zdjęć. Podobają mi się, bardzo, są perwersyjne, ale i na swój sposób piękne. Rzecz w tym, że chyba nikt nie chciałby świecić nagim ciałem przed bandą kretynów, których nie darzy nawet przesadną sympatią.
Moja cierpliwość też ma granice. Granice, które właśnie zerwał. Ruszyłam w stronę biurka, a pokojowe nastawienie było ostatnim, o czym myślałam. Świadectwem tego było siarczyste uderzenie w policzek Christiana. Aż odrzuciło jego głowę na prawo, a mój telefon wypadł mu z ręki i szybko schronił się w mojej dłoni.
-Jesteś skończonym skurwysynem - warknęłam.
-Dość tego! - podniósł głos i uderzył dłonią w blat biurka.
Jedyny raz, w którym podniósł na mnie głos, był parę miesięcy temu, kiedy to obarczyłam go całą winą za nasz romans. Na ogół był pogardliwą oazą spokoju.
-Zostajesz po lekcjach. A teraz wracaj na miejsce i nie odzywaj się do końca lekcji.
Nie musiał prosić drugi raz. Kolejne trzydzieści minut przesiedziałam w ciszy i jedynym odgłosem, który dochodził z promienia pół metra ode mnie, był rysik ołówka pieszczący okładkę zeszytu. Starałam się nawet ciszej oddychać. Spojrzałam na niego może raz, może dwa razy i to tylko po to, by przekonać się, czy jego policzek zachodzi czerwienią po uderzeniu. Zachodził. Uśmiechnęłam się bezczelnie. Niech chociaż mordę ma o jeden odcień brzydszą.
Zbawienny dzwonek rozbiegł się po korytarzach i byłam pierwszą, która zerwała się z krzesła jak poparzona. Parzyło przez okrągłe czterdzieści minut, powietrze w klasie dusiło, a wzrok Christiana palił. Wszystko z ogniem. I to wszystko rozpaliło ogień we mnie. Ogień niezaprzeczalnej wściekłości.
-Widzimy się po lekcjach, panno Montez - jego głos ubiegł mnie w progu. - Radzę ci przyjść. W przeciwnym razie mogę ci zagwarantować ogromne problemy.
W tym jednym musiałam przyznać mu rację. Mógł uziemić mnie w tej budzie na wszystkie możliwe sposoby. A było ich wiele. I każdy bardziej mściwy od poprzedniego.
Lekcja matematyki nie zapowiadała się lepiej, ale przynajmniej nie prowadzi jej Christian Pieprzony Grey. Na drugie powinien mieć Chuj. Imię doskonale odzwierciedlałoby jego charakter, stosunek do życia i sposób myślenia. Bo on nawet myślał kutasem. A każda poezja na jego lekcjach sprowadzała się do erotyki.
-Nie cieszysz się, Chloe? - Megan i dwóch klasowych kretynów, takich, co to mózg mają wielkości uschniętego orzeszka laskowego, otoczyli mnie z trzech stron. Za sobą miałam ścianę, pod pośladkami podłogowe kafle. - Twój ukochany nauczyciel do nas wrócił.
-I długo nie zagrzeje tu miejsca - mruknęłam. - Już ja się o to postaram.
-I co zrobisz? - Niespodziewanie głos zmienił się na męski, zachrypnięty, ale też nie dorosły. Głos, który do niedawna przywodził na myśl przyjaźń. Mike. - Oskarżysz go o gwałt jak księdza? Czy zarzucisz, że za mocno ci wsadził?
A że większa część klasy oblegała okolice gabinetu matematycznego, słowa dotarły do każdego ucha z osobna i sprowokowały falę podekscytowanych szeptów.
-Chloe oskarżyła księdza o gwałt? 
-I to w jakim stylu.
-Może wściekła się, że nie patrzy na jej cycki tak, jakby tego chciała?
Zdziwiłbyś się, kurwa. Zdziwiłbyś się.
Moje zbawienie nadeszło kilka zdań później. Ponad głowami zafarbowana na siwy czupryna i nerwowy kaszel rozsuwający natrętnych nastolatków. Bo Zayn jak nikt wiedział, kiedy potrzeba mi go najbardziej. Może to czuł, może czytał mi w myślach, nie wiem. W każdym razie miał już kilka wejść w oczekiwanym momencie. Jestem skora wybaczyć toaletową scysję w klubie. 
-Wstań z ziemi młoda, bo wilka dostaniesz i nie zobaczę w przyszłości małych królików. Chodźmy stąd. Te dziwki nie zasłużyły, by mnie oglądać i wąchać.
Cały Zayn. Gdy przychodzi co do czego, największa suka, jaką poznał świat. Trochę z tej suki po nim odziedziczyłam. Ale tylko trochę. I w wyjątkowych sytuacjach.
Wspięliśmy się po betonowych schodach na piętro, gdzie korytarz zionął pustką. Miejsce chwilowej ciszy, okazja do zebrania myśli do jednego worka. Weszliśmy do łazienki i tu, niespodzianka, również brak żywego ducha. Tylko odbicia w dawno niepolerowanych lustrach. Oparłam się o umywalkę. Odetchnęłam głęboko raz, drugi, trzeci, aż Zayn odwrócił mnie przodem i poklepał po obu policzkach.
-Bierz się w garść, laska. Spinaj pośladki i zaciśnij zęby.
To mówiąc, przylgnął dłońmi do moich pośladków.
-Kobiece pupy to powód, dla którego czasem nachodzą mnie myśli o zmianie orientacji.
-Nie chcę, żebyś się zmieniał. Wolę rozmawiać z tobą o facetach.
-Dobrze, dla ciebie pozostanę gejem. A wracając na ziemię, ten koleś, wiesz, od literatury, to naprawdę taki niewypał, czy grubo przesadzasz?
-Czytał na głos nasze sms'y, przeglądał galerię zdjęć w moim telefonie, a pozwolę sobie wspomnieć, że mam tam zdjęcia tylko i wyłącznie dla Justina. Ponad to kazał mi zostać po lekcjach. Cholera, Zayn, zaczynam się go bać. Nie wiesz, do czego jest zdolny. Ja wiem.
-A ma powód do niszczenia ci życia? - spytał.
-Skądże - zaprzeczyłam natychmiast. Za szybko. - No dobrze, może ma. Rozumiesz, nie rozstaliśmy się w zgodzie, bo tak jakby zarzuciłam przy dyrektorze i wszystkich, że mnie uwiódł i zmuszał do seksu, a w rzeczywistości...
-A w rzeczywistości, jak napisałem, lubiłaś jego fiuta, wszystko jasne.
-Zrozum mnie, Zayn - sapnęłam. - To on z dziewczynki zmienił mnie w kobietę. Dobrze mi z nim było. Było i nie chcę, żeby cokolwiek się powtórzyło. Było, minęło, skończyło się, amen.
-Amen - powtórzył. - Idziemy na lody.
Pokręciłam głową.
-Czekoladowe.
Zawahałam się.
-Z kawałkami czekolady.
Zagryzłam wargę.
-I z polewą.
Uległam.
-Idźmy, Zayn - postanowiłam. - Ale ty płacisz.

***

Ależ były pyszne! Mleczna czekolada połączona z kawałkami gorzkiej. Polewa ciepła i nie mniej słodka. Jeśli tak miałoby smakować niebo, od zaraz zrezygnowałabym z większych grzechów i małych grzeszków, by tylko trafić tam i osiedlić się na stałe. Miałam jeszcze odrobinę na języku i w kąciku ust. Rozpływałam się jak te lody pod naciskiem gorącego sosu wychylającego swój ogon poza granice wafelka kruchego jak serce nastolatki po trzykrotnym zerwaniu.
Dziwnym trafem, po przekroczeniu szkolnego progu niebiański smak ulotnił się, nim zdążyłam koniuszkiem języka otrzeć wargę. Powrócił za to gwar rozmów i świadomość rozpoczętej bitwy na otwartym polu. Mój karabin nie był naładowany. Tylko naostrzone paznokcie i wciąż cięty język. Przeszkodą była liczba przeciwników. Ja byłam jedna, ich - niezliczona ilość.
Sprawdzian z geografii poszedł jak z płatka. Lekcja wychowawcza - z tym już większy problem. Usiadłam w pierwszej ławce i na tym skończyła się moja duchowa obecność na lekcji. Nie miałam ochoty na żarty czy dwuznaczne wtrącenia. A Justin mówił i mówił, zerkał na mnie co któreś z kolei zdanie. Wtedy odwracałam wzrok. Niech wie, że wciąż jestem na niego obrażona. To fakt, nie opinia czy przypuszczenie.
-Chloe, mogłabyś zetrzeć tablicę? - poprosił w środku lekcji.
Zignorowałam go.
-Poprosiłem, żebyś starła tablicę - powtórzył.
Ale mnie nie obeszła jego prośba. Sam więc starł tablicę i podrażnił go pył z kredy wirujący w powietrzu. Kaszlnął raz, kichnął i przetarł załzawione oczy. 
-Czy ktoś byłby tak miły i powiedział mi, co się stało Chloe, że postanowiła się nie odzywać? To do niej niepodobne i nie wiem, czy powinienem się martwić, czy to przeczekać.
-Ja księdzu wyjaśnię, w czym rzecz. - Megan wysunęła się na środek klasy, a Justin, jak Boga kocham, spojrzał na jej nogi. - Otóż do szkoły wrócił nasz były wychowawca, ukochany nauczyciel naszej Chloe. A że ma przyjść do niego po lekcjach, teraz pewnie zastanawia się, czy zrobić mu dobrze na biurku, na fotelu, pod tablicą czy może ekstremalnie, na podłodze. No, pochwal się, Chloe, co planujesz.
Jestem spokojna. Oaza spokoju. 
Na ogół.
Dziś wszyscy sprzysięgli się przeciwko mnie i wyprowadzili mnie z równowagi już po raz trzeci. A nawet moja cierpliwość ma granice. Grube i rzadko zrywane, ale ma. A kiedy upadają, otwierają prostą drogę do gromadzonego od rana gniewu.
-Wypchaj sobie te cholerne usta czyimś kutasem, bo tylko do tego się nadają, a w moje życie się nie wpieprzaj, chora idiotko.
Już stałam na przeciw Megan i już zaciskałam pięści. A gdy prychnęła śmiechem w moją twarz, prawą dłonią chwyciłam kosmyki jej farbowanych kudłów i pociągnęłam tak, że aż zawyła.
-Dziewczyny, dość! - zareagował Justin. - Kolejny raz skaczecie sobie do gardeł! Po ile wy macie lat, do cholery!? 
Wściekł się nie na żarty. Złapał mnie w pasie i odciągnął, a Megan potraktował tylko karcącym spojrzeniem. Wydrapałabym oczy tej wymalowanej lali, gdybyśmy były tu same. A później kupiłabym popcorn i nadziewaną czekoladę i oglądała z satysfakcją, jak powolnie zdycha. 
-Megan, wróć na miejsce. A ty, Chloe - spojrzał na mnie pobłażliwie - zaczekaj na mnie na korytarzu.
Byłam jak burzowa chmura. Pełna elektrycznych wyładowań, które w każdej chwili mogły zostać sprowokowane. Wyszłam z klasy i trzasnęłam drzwiami. Zsunęłam się po ścianie na podłogę. Drżałam. Drżałam cała. Dłonie, wargi i serce. Drżałam, bo się bałam. Bałam się każdego kolejnego dnia, dopóki Christian będzie w pobliżu. Bałam się zemsty i obiecanych gróźb. Bałam się... jego.
Klamka opadła, a z klasy wyszedł Justin. Był zdenerwowany, ale też przygnębiony. Zamknął drzwi, rozejrzał się po korytarzu. Z obu stron pustki. Podpierając się dłońmi ściany, stanęłam na prostych nogach, ale w oczy mu nie spojrzałam. W ogóle nie chciałam patrzeć na kogokolwiek. Z wyjątkiem Zayna i kawałków gorzkiej czekolady w gałce loda. 
-Chloe, co się dzieje?
-Nic - warknęłam. - Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
-Przecież widzę, że cała się trzęsiesz. A ponad to uciekłaś z lekcji. 
-To tylko wagary, nie pierwsze i nie ostatnie, nic ci do tego.
-A właśnie, że to jest moja sprawa. Po pierwsze, jestem twoim wychowawcą, a po drugie...
-Właśnie w tym rzecz! - podniosłam głos, choć nie powinnam była tego robić. Nie tutaj. - Na pierwszym miejscu stawiasz swoją rolę w moim życiu, która gówno mnie obchodzi. Chcę, żebyś był przede wszystkim moim chłopakiem, a dopiero później nauczycielem, księdzem czy kimkolwiek.
Zamilkł na krótką chwilę. Otwierał usta, by odpowiedzieć, a zaraz zamykał je i tępo podziwiał smugi farby na ścianie.
-Więc o to chodzi?
-Powiedzmy - mruknęłam cicho.
O to chodziło przy okazji. Sęk tkwił w strachu.
-Co znaczy powiedzmy? Chloe, przestań mnie oszukiwać. Drżysz, calusieńka. Dzieciaku, co się stało? Przecież jestem tu, żeby ci pomóc, czy jako chłopak, czy wychowawca, zrobię wszystko, co w mojej mocy, ale najpierw musisz mi zaufać. Boisz się czegoś?
-Tak - wyszeptałam.
-Czego?
Spojrzałam mu w oczy. Troska większa niż ta, która przebiega przez spojrzenie rodziców raz na ludzki rok. Pod powieką zakłuła mnie łza. Łudziłam się, że gdy mrugnę, ona ucieknie, albo zabiję ją ciężarem opadającej powieki. Ale ona wyślizgnęła się, przeturlała przez rzęsy pod okiem i zawiesiła na kości policzkowej.
-Chloe, ty płaczesz?
-Nie płaczę - postawiłam się dumnie. Dzisiaj nie potrzebowałam litości i jak nigdy podkreślałam swoją siłę. 
-Powiedz mi, czego się boisz.
Nastała cisza. Tylko ja, on, ale nasze oddechy zamilkły, jakby bały się, że jeden głośniejszy świst zniszczy magię.
-Niczego - skłamałam. 
-I tak ci nie wierzę. - Pokręcił głową. - Porozmawiamy w domu.
-W jakim domu? Przecież sam powiedziałeś, że powinniśmy zwolnić tempo. Nie zamierzam się kłócić.
Odepchnęłam jego ramię, które próbowało zagrodzić mi drogę przed wejściem do klasy. Kolejny raz uratował mnie dzwonek, bo gdy pod osłoną czujnych spojrzeń trzydziestu idiotów (z drobnymi wyjątkami) doszłam do ławki, oficjalnie zakończyła się ostatnia lekcja. Ostatnia dla większości. Ja czułam, jakby dzień się dopiero rozpoczął, bo oto teraz czeka mnie prawdziwa walka o przetrwanie. Nie w przenośni, a dosłownie. Zagrożenie życia wywołuje strach i to samo czułam przed perspektywą spędzenia karnej godziny z Christianem.
Wyszłam z klasy z torebką na przedramieniu, zanim Justin wrócił z korytarza. Przemknęłam obok niego jak huraganowy wiatr. Końcówki blond włosów musnęły jego szczękę. Szkoda, że nie chlasnęły go w policzek. Nie zasłużył, ale poczułabym się lepiej.
Kafle zlewały się w jedność. Uczniowie wybiegający w pośpiechu ze szkoły zlewali się w jedność. Nawet cholerna podłoga i sufit zlewały się w jedno. Minęłam rząd metalowych szafek po lewej, potrąciłam dwóch pierwszaków, a ponad to zignorowałam parę nauczycieli. I to nawet nie ze względu na potwornie zbezczeszczony humor. Nie zauważałam ich. Widziałam wyłącznie przeciwległą ścianę korytarza i czyhające za zakrętem drzwi klasy literatury. Na uboczu, odsunięte od innych, w zaciszu szkolnych murów. Obleciał mnie strach, a kręgosłup popieścił nieprzyjemny dreszcz. Chloe Montez prawdziwie się bała. A jej zdarza się to niezwykle rzadko. Ostatnim razem bałam się reakcji rodziców na pierwszą jedynkę. Pierwszą jedynkę w podstawówce. Jakieś dziesięć lat temu. Od tej pory nawet jak się bałam, byłam tak przekonująca, że samą siebie udawało mi się oszukać. 
Dzisiaj było inaczej.
Dzisiaj kroki w szpilkach nie były tak pewne.
Dzisiaj nogi drżały.
Dzisiaj kołatało serce. 
Dzisiaj pękła we mnie jedna z nitek, na której zawieszona była pewność siebie.
Osłabił ją. Ten skurwysyn osłabił ją jednym bezczelnym uśmiechem.
Czekałam do ostatniej milisekundy przerwy na korytarzu, chodź szpara w drzwiach nieubłaganie przypominała mi o perspektywie spędzenia kolejnej godziny z Christianem. Odrobię matematykę, może wtedy zachowa dystans. Albo przeczytam książkę, z której nie zapamiętam nawet zdania treści, bo co słowo będę odrywać wzrok od drobnego maczku na papierze, by przekonać się, czy na mnie patrzy, a jeśli patrzy, to w jaki sposób. 
Ale dzwonek zadzwonił i musiałam zmierzyć się z klamką, później progiem i powietrzem w wywietrzonej klasie, w której jednak niezaprzeczalnie pozostał zapach jego perfum. Ładne, temu nie zaprzeczę. I męskie. Ale on był bestią, nie mężczyzną. Mężczyzna to określenie człowieka z szacunkiem do kobiet. Justin był mężczyzną. Christian co najwyżej niewyżytym przystojniakiem.
Siedział za biurkiem, odchylał się na krześle i czytał "50 twarzy Grey'a". To książka o nim, jak Boga kocham. A ja odkryłam koło czterdziestu twarzy. Dziesięć nadal pozostaje tajemnicą, której mam nadzieję nigdy nie poznać.
-Okropnie pisana. - Uniósł lekturę nad głowę, gdy dostrzegł mnie za progiem. - Czytałaś?
-Tak - mruknęłam. - O czymś mi przypomina.
-Może o nas? - Uśmiechnął się zza okładki, którą zaraz zatrzasnął. Kurz osadzający się na pojedynczych stronach zerwał się w powietrze, zatoczył koło i opadł na grzbiet książki.
-Nigdy nie było czegoś takiego jak my. Zawsze byliśmy oddzielni. Ja i ty. 
-W takim razie, moja indywidualistko, Anastasia - popieścił okładkę - przypomina mi ciebie na początku naszej relacji z serii "ja i ty", broń Boże "my". A ty co sądzisz?
-Podcięłabym sobie żyły, gdybym poznała każdą z twoich pięćdziesięciu twarzy.
-Ty również masz ich sporo, wiesz? I wbrew pozorom poznałem niemal wszystkie. Nie pamiętasz już, jak było nam dobrze? To nie był tylko seks, Chloe. 
-Co ty pieprzysz - uniosłam się. - To był tylko seks, którego teraz żałuje.
Kłamstwo. 
-A gdy śmiałaś się przy mnie? Gdy płakałaś w moje ramię i pozwoliłaś mi zobaczyć tę słabiutką Chloe, która potrzebowała głaskania po główce i czułych słówek? Nic już nie pamiętasz? A może nie chcesz pamiętać?
Obrał więc taką strategię. Póki mu na to pozwalałam, przywoływał te kolorowe chwile. A było ich kilka. Nikt nie jest przez całe życie potworem i nawet jemu zdarzało się okazywać człowieczeństwo. To prawda. Śmiałam się przy nim jak przy nikim innym. I płakałam w jego ramię, gdy nikogo nie było obok. I nie tylko pieprzyłam się z nim na biurku w klasie, ale również namiętnie kochałam pośród miękkiej pościeli w jego sypialni, w jego mieszkaniu. 
Skłamałam również w pierwszej kwestii. To nie był tylko seks.
-Po co tu wróciłeś? - spytałam ostro. Nie dałam po sobie poznać, że powrót do wspomnień rozpalił we mnie maleńką iskrę.
-Na zastępstwo za poprzednią nauczycielkę. Wyjaśniłem sobie wszystko z dyrektorem. Odniosłem wrażenie, że za tobą nie przepada. Chyba niewiele osób darzy cię sympatią.
-Moje życie prywatne nie jest twoim problemem.
-Owszem, nie jest. Ale interesuje mnie bardziej, niż przyszłe losy książkowego Grey'a.
Wstał zza biurka, zszedł z niewysokiego podestu. Odeszłam na koniec klasy, a on krok w krok za mną. Byłam głupia, zamykając drzwi wejściowe. Ale nie ucieknę z krzykiem. Nie dam mu tej satysfakcji. Był tu, by nie tylko mnie rozbić i złamać, ale też zastraszyć. I chociaż tę jedną z nitek, na której zawieszona była moja pewność siebie, przeciął ostrą jak brzytwa linią szczęki, reszta trzymała moją głowę uniesioną. Księżniczki nie chylą głowy przed męskimi szmatami.
-Nie uciekaj ode mnie, śliczna. Kiedyś byłaś bardziej rozmowna. I preferowałaś moją bliskość. Pomyślałbym, że nie podobają ci się moje perfumy. Ale wciąż używam tych samych. Co mam zrobić, żebyś chociaż spojrzała mi w oczy?
-Przekonaj swoją byłą żonę, żeby przestała wstawiać mi pały za każde gówno, bo inaczej będę powtarzać rok. Wtedy pogadamy.
-Porozmawiam z nią. - I zbliżył się o krok, kiedy ja czułam już za plecami blat ostatniej ławki w klasie. - A teraz udowodnij mi, że została w tobie chociaż odrobina dawnej Chloe. Tej, która samo spojrzenie ma perwersyjne i która pieprzy się jak zwierzę.
-Zmieniłam się. - Z trudem przełknęłam ślinę. Za wszelką cenę pragnęła zatrzymać słowa w głębi gardła.
-Ludzie się zmieniają, to fakt. - Już dotykał udami moich ud. Już pieścił szorstką dłonią mój policzek. - Ale nie uwierzę, że aż tak.
-Więc lepiej uwierz. - Przekręciłam głowę. Jego oczy stały się oczami Bazyliszka. Bałam się w nie spojrzeć, jakby niosły śmierć. - Jestem inną osobą.
-Nie przekonałaś mnie, Chloe. Za dobrze cię znam. Udajesz dorosłą, a w rzeczywistości siedzi w tobie mała, niedopieszczona dziewczynka, która gdyby nie była tak dumna, rozłożyłaby przede mną nóżki, zanim bym ją o to poprosił.
Był coraz bardziej nachalny. Moje ostrzeżenia puszczał mimo uszu. Dłońmi wędrował do zakamarków ciała, do których klucz ma teraz wyłącznie Justin. Dotknął moich piersi i nagich pośladków pod spódniczką i to był dla mnie znak, że nie zważając na karną godzinę do odrobienia, muszę wydostać się stąd jak najszybciej. 
-Przestań mnie, do cholery, dotykać! - krzyknęłam.
Ale było już za późno. Zamknął mnie w klatce umięśnionych ramion. Przybyło mu w bicepsie od ostatniego spotkania. Szarpnął moją koszulą i urwał kilka pierwszych guzików. 
-Chloe Montez nosi białą bieliznę. Coś podobnego. Chyba naprawdę zmieniłaś się w grzeczną dziewczynkę. Tym uwiodłabyś wyłącznie księdza - parsknął.
Cóż za niefortunny dobór słów.
Żarty się skończyły. Rozerwał mi koszulę i równocześnie przeciął wszystkie nitki, podtrzymujące pewność siebie. Zapłakałam, bo byłam bez szans. Byłam bez szans, bo ważyłam i mierzyłam sporo mniej od niego. 
-Zostaw mnie!
-Nie uwierzę, że przestałaś gustować w szybkich numerkach na szkolnej ławce. 
Pozbawił mnie złudzeń. Mój upór traktował jak wąską smugę przeźroczystego powietrza, a słowa jak milczący obłok. Chciał mnie zgwałcić.
I zrobiłby to, gdyby drzwi nie otworzyły się w chwili, w której moje plecy wyginały się na ławce pod naporem jego torsu. Justin, wielki wybawca, dochodził do siebie w progu, ale nie odzywał się słowem. Jest mi szczerze obojętne, o czym myślał. Miałam jeden cel - własny pokój, ciepła kołdra i poduszka, która pochłonie łzy zmieszane z tuszem. Bo ryczeć będę bez wątpienia, skoro już teraz policzki miałam mokre, a perfekcyjny makijaż głęboko w dupie. 
-Co tu się dzieje? - wymamrotał Justin.
Zignorował go Christian, zignorowałam ja. Zanim uciekłam, szepnął mi jeszcze na ucho, że policzy się ze mną bez względu na konsekwencje, a ja wiem, że jest do tego zdolny. Jest zdolny do wszystkiego, co niesie za sobą ból. Był sadystą, niezaprzeczalnie. 
Trzymając rozdartą koszulę, zasłoniłam twarz włosami. Przechodząc obok Justina pociągnęłam tylko nosem. 
Nie spojrzę mu w twarz. 
Nie spojrzę w twarz nikomu, bo poczułam się tak, jakby Christian scyzorykiem wyrył mi na obu policzkach określenie oddające całą mnie - dziwka.
Korytarze puste. Czas płynął. A ja biegłam, na bosaka, trzymałam szpilki w dłoniach. Dławiłam się łzami, jakby ktoś topił mnie w oceanie. Ilekroć wychylałam głowę na powierzchnię, by tlen popieścił moje wargi, topiła mnie fala łez.
Dzisiaj coś we mnie pękło. 
Razem ze łzami spłynęła maska odważnej.
Zerwane nici odkryły prawdziwą Chloe, której nie poznał nawet Justin - małą, kruchą, lękliwą dziewczynkę, która tuli się nocą do poduszki, która pociąga nosem, gdy nikt nie patrzy.
Która jest aktorką w teatrze własnego życia. 
Która wystawia sztukę przeciw bojaźni względem mężczyzn.
Wszystkich. Bez wyjątku.
Zagram dziwkę, zanim któryś przydzieli mi jej rolę.







~*~


Miałam napisać tu mądrą notkę, ale...
JUSTIN PIEPRZONY BIEBER PRZYJEŻDŻA DO POLSKI, SŁYSZYCIE MÓJ KRZYK?

20 komentarzy:

  1. Nie moge sie doczekać koncertu !
    A rozdział jak zwykle świetny !:D

    OdpowiedzUsuń
  2. KONCERT JUSTINA PIEPRZONEGO BIEBERA JEST DWA DNI PRZED 1 ROCZNICĄ PŁYTY! Mam wrażenie, że tylko ja to zauważyłam. ;-;
    Ps. Rozdział niesamowity, mam nadzieję, że Justin ją pocieszy i ten Christian zniknie!
    Komentarz byłby bardziej mądry gdyby nie ten Justin. XD <33!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny <333
    Nie mogę się doczekać aż zobaczd naszego misia <33333

    OdpowiedzUsuń
  4. nie wierze co ty wymyslilas boze :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak mój humor dzisiaj- chaotyczny. Jeżeli Ty krzyczysz,to robimy to razem *,*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział megaa zajebisty !
    Mam pytanie , piszesz jeszcze jakieś blogi ? Jak tak to możesz podać linka ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie moje blogi - i aktualne i zakończone - są w tej zakładce :)
      http://priest-jbff.blogspot.com/p/moje-opowiadania.html

      Usuń
  7. Krzyczmy razem z radości ❤️ Ale się wszystko skąplikowało , ale mam nadzieję , że wszystko będzie z nimi tak jak na początku . Niech Chloe ożeni się z Justin tylko na to czekam . Czekam nn❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  8. Widzimy się na koncercie pewnie!! Oczywiście rozdział fajny, ale co tu się dzieje no eeeeej :D czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Justin zrób cos ! └(^o^)┘└(^o^)┘└(^o^)┘

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow, biedna Chloe. Justin ratuj ją !!! Życzę weny :-*

    OdpowiedzUsuń
  11. Aaa ! Niech Chloe wymysli jakis plan na tego Christiana XD bo mnie wkuuurza ! Tak samo jak Justin na poczatku rozdzialu! Co on sobie myslii pff wszyscy przeciwko Chloe :c nic dziwnego ze pękła ;/ czekam na nn !;* kocham!

    OdpowiedzUsuń
  12. Nadgoniłam wszystko. Przez najbliższy tydzień nawet nie wiesz, jak bardzo twój blog i ta historia poprawiała mi humor. Niesamowicie piszesz i dbasz o szczegóły, bardzo mi się to podoba. Każdy dialog jest pełen emocji... no i najlepsze te nieoczekiwane zwroty akcji. Jestem pewna, że zostanę tu do końca. ,,Niech chociaż mordę ma o jeden cień brzydszą.'' - popłakałam się ze śmiechu przy tym. Nie lubię zbytniej pewności siebie Chloe i jej wyszczekania, ale mimo to jest mi jej żal. Niektóre momenty przekonują mnie do niej. Justinowi się dziwie z tym ciągłym zmienianiem zdania, ale mam nadzieję, że ta dwójka będzie razem i nie będzie musiała się ukrywać! Trzymaj się, czekam na następny! Weny, no i módlmy się o to, by znależć się na koncercie. <3 Mam do Ciebie prośbę, zrobisz jak chcesz, nie chce psuć twojego pomysłu na fabułę. Jestem w klasie maturalnej i bardzo bym chciała zobaczyć studniówkę ( albo zwykły bal) Chloe, na którym zatańczy z miłością swojego życia w obecności wszystkich uczniów, wrednego, obleśnego dyrektora ( mógłby odciągać Justina od Chloe, byłoby zabawnie, z resztą i tak zdaje sie bardziej na twoją kreatywność). Jest mi smutno, bo teraz musze czekać na rozdział tak jak inni.
    Jestem ciekawa twojej opinii, wpadnij na bieber-touch-angel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. O mój pieprzony Boże! Co tu się właśnie wydarzyło? Heloł, chyba śnie! Jezu co za rozdział! Boże czekam na nstępny z niecierpliwością! /L

    OdpowiedzUsuń
  14. O Boże. Chloe coś kombinuje, jestem tego pewna. Weny <3
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. O ŻESZ CHOLERA, boję się, co Chloe może wykombinować. I martwię się tym, że zrobi jakąś głupotę przez to. Justin mógłby w końcu się ogarnąć i zrobić coś, czego naprawdę potrzebuje a nie... Wkurza mnie.
    Co do koncertu Justina to się naprawdę bardzo cieszę! Robię co mogę, by jakoś wysłać tam moją siostrę.

    OdpowiedzUsuń
  16. Proszę niech Justin podbije oko Grey'owi!!!!! I niech razem z Chloe i Zayn'em wymyślą jakiś genialny plan np.: niech Zayn zgwałci Christiana za to że chciał zgwałcić Chloe!!!! Pozdrawiam 😜

    OdpowiedzUsuń
  17. Genialny rozdział! Oby Justin wziął się w garść bo boję się, że cały ten powrót Grey'a nie skończy się dobrze :/

    OdpowiedzUsuń
  18. Genialny rozdział!!!!
    No to laski widzimy sie na koncercie;!!!

    OdpowiedzUsuń