czwartek, 3 grudnia 2015

Rozdział 27 - Dwadzieścia dolarów...

Rozdział dedykowany Ani z okazji urodzin <3

Chloe

Wzbudzał we mnie jeszcze większy respekt niż za starych, złych czasów, gdy chodziłam z nim do łóżka (ewentualnie na biurko). Był jakby większy, bardziej umięśniony i te muskuły przedzierały się nawet przez garnitur. Zarost, to spojrzenie i jednoznaczna mowa ciała. Wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie.
Tak nieprzyzwoicie przystojny.
A taki zły człowiek z sadystycznymi zapędami.
-Czyżby zabrakło ci słów, Chloe? Kiedyś moje imię przychodziło ci z większą łatwością. Wystarczyło cię dotknąć, a traciłaś zdrowy rozsądek. Sprawdźmy, może to działa nadal?
Zrobił krok w przód, uniósł dłoń, zawędrował jej wierzchem od nadgarstka po bark. Dreszcz i zapach perfum. Kolana zatrzęsły się. Ale krzyk, którego oczekiwał, przywodził na myśl grobową ciszę. Jego dłonie straciły część magii.
Ale tylko część.
-Dawno cię nie widziałam - odezwałam się pewnie, może nawet zalotnie. Głos mi nie zadrżał. Kim byłam, by płaszczyć się przed nim? Kim on był, bym ja na nowo traciła do siebie szacunek?
-Ja ciebie też, Chloe. - Za każdym razem, gdy przychodziło mu wypowiedzieć moje imię, głos miał niższy i bardziej zachrypnięty.
Papierosy robią swoje. Również teraz palił jednego. Smuga dymu przeplatała się między pasmami włosów.
-Z każdym dniem zmieniasz się w coraz piękniejszą kobietę.
-I nie sądzę, bym potrzebowała twoich komplementów, by czuć się jak pełnowartościowa kobieta.
Wypuścił głośne westchnienie. 
-Wyszczekana - skomentował. - Nic się nie zmieniło.
-Zmieniło się bardzo wiele i nie uwierzyłbyś, jak twoje odejście pomogło mi stanąć na nogi.
-Mówisz o zmianach. - Zbliżył się. - Powiedz więc konkretnie, co uległo zmianie?
-Noszę majtki z Kubusiem Puchatkiem.
Christian zaśmiał się głośno. Ostatni raz pozwolił płucom posmakować dymu i wyrzucił niedopałek na MOJĄ trawę przed MOIM domem. Śmieciarz.
-Chętnie zapoznałbym się z tym Kubusiem Puchatkiem.
Punkt dla niego za niebezpośrednią bezpośredniość.
-Wal się - burknęłam oschle.
-Kiedyś byłaś milsza, wiesz, Chloe? - Zagrodził mi drogę umięśnioną łapą. - Milsza dla mnie. Więc może wpuścisz mnie do środka i porozmawiamy jak cywilizowani ludzie?
-Wiesz w ogóle, co to oznacza? - żachnęłam się, ale już parę sekund później otwierałam przed nim drzwi.
I były otwarte.
-Zayn? - zawołałam.
Parter bez życia. Z góry dobiegł mnie szmer i zachrypnięty głos bruneta:
-Śpię!
I niech śpi dalej.
Christian usiadł na kanapie w lekkim rozkroku. Prowokował sam z siebie, czy wyćwiczył mowę ciała? Usiadłam obok niego, założyłam nogę na nogę, spódniczka podwinęła się do połowy ud. Christian nie omieszkał opuścić dłoni na moje kolano. Patrzył na mnie jak wygłodniałe zwierzę. Patrzył tak jak dawniej. On pierwszy spojrzał na mnie jak na kobietę.
-Kiedy wróciłeś do miasta? - spytałam, choć nie bardzo mnie to interesowało. Cisza w jego otoczeniu była krępująca.
-Niedawno. Naprawdę cię to obchodzi? 
-Oczywiście, że nie. Ale po coś tu jednak przyszedłeś.
-Stęskniłem się, Chloe - wysyczał z jadem. - Chciałem znów zobaczyć swoją ulubioną uczennicę, która obciąga lepiej niż zawodowa dziwka.
-Urodziłeś się taki wulgarny, czy po prostu matka cię nie kochała?
-Nie musiała kochać. - Jego klatka piersiowa zadrżała w salwie śmiechu. - A ty nie udawaj takiej niedostępnej. Jak nikt znam twoje możliwości.
-Teraz możesz co najwyżej zazdrościć innemu - nie omieszkałam o tym wspomnieć.
-Masz chłopaka? - podchwycił. - Nie sądzę, żeby powstrzymywało cię to przed skokiem w bok, ślicznotko. - Pogładził mój policzek, później udo. Kolejny dreszcz i wzbierająca na sile wściekłość.
-Nawet nie wiesz, jak się mylisz. I zabierz te łapy. Po co tu przyszedłeś? Nie wierzę, że się za mną stęskniłeś.
-Nie ja - uśmiechnął się kpiąco - ale mój kutas owszem.
-Wynoś się stąd. - Wstałam i wskazałam drzwi, w razie gdyby pomylił drogi.
-Nie unoś się, maleńka - szepnął.
Również on wstał, chwycił moje biodra i stanowczo do siebie przyciągnął. Poczułam jego męskość na podbrzuszu i przyspieszony oddech na szyi. Prawą dłonią ścisnął pośladek. Wyrwałam się w chwili jego nieuwagi.
-Hej, co tu się dzieje? - zainterweniował Zayn, który w bokserkach zszedł z piętra.
Trzy, dwa, jeden - umysł Zayna zapełnił się erotyczną myślą o Christianie.
-Zdradzasz swojego królika? - rzucił krótko.
-Nikogo nie zdradzam. Ten pan właśnie wychodzi.
Wbiłam paznokcie w umięśnione ramię Christiana. Pod naciskiem mojej siły ani drgnął. Sam ruszył i zatrzymał się niespodziewanie w przedpokoju.
-Byłbym zapomniał. - Uderzył dłonią o udo. - Będę miał dla ciebie niespodziankę, ale o tym przekonasz się jutro. - Złapał klamkę i już wychodził, lecz odwrócił się w ostatniej chwili, by z perfidnym uśmiechem obłapiać mnie wzrokiem. - Twoje seksowne nogi nie raz śniły mi się po nocach.
Wyszedł. Drzwi trzasnęły. A ja bezsilnie opadłam na kanapę.
Ten facet. Kiedyś błogosławieństwo, dziś przekleństwo.
-Chloe, kto to był? I przede wszystkim, woli panienki czy młodych, wysportowanych kawalerów?
-Zdecydowanie kobiety - westchnęłam, przykładając wierzch dłoni do czoła. - To mój były nauczyciel, wychowawca. Mieliśmy krótkotrwały, choć bardzo intensywny romans jakiś czas temu.
-Romans? Czyli upojne noce w drogich hotelach?
-Raczej seks na biurku w klasie literatury. Bardziej ekstremalnie, sam rozumiesz. Słabo mi się robi, gdy o tym myślę. Boże, jaką ja byłam dziwką.
-A coś się zmieniło? - zachichotał.
Zayn bez wątpienia nie umiał pocieszać.
-Niech Bóg pobłogosławi twoją szczerość.
-Chodzi mi o to, że teraz też spotykasz się z nauczycielem, też z wychowawcą i nade wszystko z księdzem.
-Nie porównuj mojego królika do tego gnoja. To zupełnie inna sytuacja. W Justinie jestem po uszy zakochana, a z Christianem łączył mnie tylko seks. - Zayn patrzył na mnie nieprzytomnie. Jego pomoc na niewiele się zda. - Muszę zadzwonić do Justina, a ty śpij dalej.
Posłuchał. Przytulił policzek do podłokietnika kanapy i już go nie było.
Przeskakiwałam po dwa stopnie, odpychałam się od poręczy i wskoczyłam do pokoju przez otwarte drzwi. Uchylone okno wyziębiło ściany, pościel nadal pachniała Justinem. Zatopiłam się w niej na ulotną chwilkę. Odpływałam, coraz dalej i dalej. Powróciłam po paru minutach.
Wybrałam numer Justina i czekałam. Czekałam jeden sygnał, drugi, trzeci. 
Cisza.
Odebrał dopiero po piątym.
-Słońce, mam lekcję. - szepnął nerwowo. 
Gdyby mnie to jeszcze interesowało.
-A ja mam ważną sprawę, która nie może czekać do przerwy. On wrócił, Justin. Był u mnie. I jest jeszcze bardziej pewny siebie.
-O kim mówisz, Chloe?
-Jak to o kim? - sapnęłam. - Christian. Christian Grey. Mój poprzedni wychowawca. No wiesz, seks, biurko, te sprawy.
-I to naprawdę nie może poczekać, aż skończę lekcję?
-Nie może! - pisnęłam, kopiąc róg kołdry. Mała, obrażona księżniczka. - On patrzył na mnie tak, jakby chciał przeruchać mnie na drzwiach! Poza tym, prawie wepchnął mi łapy pod spódniczkę. Nadal twierdzisz, że taka sprawa może poczekać? Halo, jestem roztrzęsiona jak owocowa galaretka. Gwałcił mnie wzrokiem i dłońmi!
-Ale żyjesz?
-To nie jest śmieszne! - zaskomlałam, ale sama zachichotałam krótko po tym.
-Więc czemu się śmiejesz? 
-Przez ciebie! Powinieneś być poważny!
-Przecież jestem poważny - powstrzymał chichot.
-Ehm, a ja jestem dziewicą. - Przewróciłam oczyma, lecz zobaczyć to mogła jedynie moja własna fotografia w ramce na ścianie.
-Z tym bym się kłócił.
-Taki jesteś dzisiaj wyszczekany? - spytałam podejrzliwie. - Dobrze więc, zobaczymy, co powiesz na to, że właśnie powolutku ściągam spódniczkę i jestem rozgrzana i bardzo, bardzo napalona. A obok mnie nie ma nikogo, kto pomógłby mi uporać się z problemem. 
Po drugiej stronie głośny oddech, po mojej chichot. Bo to ja jestem niezwyciężona i mojego języka nie da się wyparzyć.
-Chloe, proszę cię - szepnął.
Prawdopodobnie nadal był w klasie i kulił się gdzieś w kącie, przysłaniając usta dłonią. 
-O co mnie prosisz? Chcesz, żebym mówiła dalej? - Uniosłam brwi. Tego też nie mógł zobaczyć. - Więc teraz powolutku unoszę bluzeczkę. Już widać mój słodki brzuszek, który uwielbiasz całować, i koronkę stanika. Czerwoną, twoją ulubioną. 
-Chloe, dosyć - odsapnął ciężko.
-Coś ty, dopiero się rozkręcam. Zdjęłam już bluzeczkę, jestem w samej bieliźnie, wiesz? - W rzeczywistości byłam, bo musiałam przebrać się w luźne dresy i zwykły T-shirt. - Wspominałam wcześniej, że leżę na łóżku i zachłannie wącham poduszkę, na której wciąż unosi się twój zapach? Wyobrażam sobie, że leżysz obok, że mnie dotykasz i pieścisz tak jak w nocy. Ale że leżę w tej miękkiej pościeli bez swojego księcia z bajki, muszę zaradzić temu problemowi sama. Myślisz, że mogłabym wsunąć rączkę w majteczki? Tak na marginesie, dzisiaj nie mam Kubusia Puchatka, tylko koronkę do kompletu.
-Chloe, do cholery - przerwał mi stanowczo. - Chcesz wywołać katastroficzną eksplozję w moich bokserkach?
-Och, misiu. Zawsze możesz wyjść z klasy, iść do łazienki, rozpiąć rozporek i zrobić sobie dobrze razem ze mną - zachichotałam.
Usłyszałam, jak ucisza klasę. Później parę donośnych kroków, skrzypnięcie drzwi i zatrzaśnięcie ich. Wyszedł z klasy.
-Jesteś stuknięta, Chloe, ale za to cię kocham. 
-Więc gdzie teraz idziesz? - spytałam z nadzieją. - Do łazienki, czy do mojej sypialni?
-Nigdzie, słońce. Mam jeszcze jedną lekcję, a wyszedłem tylko po to, by ochłonąć po twoich brudnych gadkach. 
-Więc mam radzić sobie sama? - sapnęłam niezadowolona. 
-To grzech, malutka.
-Ty grzeszysz bardziej.
-Ja? - zdziwił się i chyba na moment odsunął telefon od ucha, bo po szkolnym korytarzu rozpłynął się stukot szpilek. - W jaki sposób?
-Wyobrażając sobie, co właśnie robię - stwierdziłam. - Czy mój misiu znalazłby dla mnie czasem dzisiaj wieczorkiem?
-Dla ciebie zawsze.
Na to czekałam. Komórka zapiszczała dźwiękiem zakończonej rozmowy. Opadłam na materac pośród miękkiej pościeli. W powietrze wzbił się jego zapach. Od dziś należałam do grona psychicznie zakochanych nastolatek.
Ale nie pogardziłabym, gdyby przybiegł tu w podskokach i pomógł mi zagłuszyć krzyk moich dzikich fantazji.

***

Pięknie wyglądasz, księżniczko.
Twój uśmiech jest jeszcze bardziej radosny, księżniczko.
Ślicznie ci w bieli, księżniczko. Dodaje ci niewinności.
I tak nieustannie. Justin opowiadał sama nie wiem co, bo słyszałam jedynie te cztery zdania, które wypowiedział, gdy przekroczyłam próg. Zasypał mnie lawiną komplementów, czułym muśnięciem i spojrzeniem dojrzałym, odczuwającym pragnienie.
Szliśmy w mroku wieczoru wzdłuż mało ruchliwej ulicy. Trzymaliśmy się za ręce. Byliśmy blisko, a nasze ramiona przy każdym zbliżeniu szeptały sobie kilka czułych słów. Księżyc przyświecał nam drogę. Z jednej strony romantycznie, z drugiej z konieczności. Nasz zwyczajny spacer był  walką w ukrytym związku. To nie było proste, zwłaszcza że miałam ochotę wykrzyczeć światu wierszem o swojej miłości. 
Bo oto ja, Chloe Montez, tkwię w uczuciach po uszy. A może już po sam czubek głowy. Miłość zalała mi swym pięknem nawet mózg.
-Chcę iść z tobą do parku - mruknęłam, wieszając się na jego ramieniu. - To romantyczne, a nawet tani romantyzm potrafi być czasem piękny. 
-Co jest złego w tanim romantyzmie?
-Właśnie to, że jest tani. Nie materialnie. Tani w kreatywność. Gdybyś miał mi się oświadczyć, jak byś to zrobił?
Justin zagryzł wargę i zastanowił się chwilę.
-Pewnie zabrałbym cię na kolację do drogiej restauracji, na stole paliłyby się dwie czerwone świece, a w pewnym momencie wstałbym, później uklęknął, wyjął pierścionek i spytał.
-Tak myślałam - sapnęłam zawiedziona. - Zero w tym oryginalności. Równe i okrągłe zero. Tak oświadczało się miliony facetów milionom kobiet. A ja nie jestem taka jak miliony. Jestem wyjątkowa.
-Temu nie zaprzeczyłem. - Przytulił mnie ramieniem.
-Ale też nie wysiliłeś się na choćby gram kreatywności. Oczekiwałam od ciebie własnego pomysłu, a nie tego, co stosuje się na pęczki. Więc teraz zadam ci to pytanie raz jeszcze. Gdybyś miał mi się oświadczyć, jak być to zrobił?
Justin zatrzymał się pomiędzy jednym, a drugim krawężnikiem, w koleinie na ulicy. Przyjrzał mi się uważnie. Czytał z mojego uśmiechu, z oczu i ciała i każda z tych cząstek posługiwała się innym językiem. Każda pragnęła czegoś innego.
Każda pragnęła dowodu miłości.
-Gdybym miał ci się oświadczyć - ruszył ponownie - zrobiłbym to pod prysznicem, po obfitym w rozkosz seksie, podając ci kieliszek czerwonego wina, w którym zatopiony byłby pierścionek. Zdałem test?
-Na szóstkę - zachichotałam.
Nagle zapragnęłam, by mi się oświadczył.
Weszliśmy do parku na uboczu. Nie dziwił mnie brak żywego ducha. Równo przystrzyżoną trawę i proste alejki w parku w centrum ludzie odwiedzali w gorliwością. O tym zapominali. Chciałam, by tajemne przejście pomiędzy krzaczastym płotem, a betonowymi pozostałościami baraku, na świeżej i wiecznie zielonej trawie, należało do nas.
Miejsce, w którym moglibyśmy się kochać, rozmawiać i być sobą.
-Jesteś pewna, że wiesz, gdzie idziemy? - spytał i mocniej ścisnął moją dłoń.
-Znam drogę na pamięć. A przynajmniej znałam ją na pamięć za dnia, w pełnym słońcu. Ale fakt, że teraz nie widzę nawet swoich butów, niewiele zmienia, prawda?
Zaufał mi i razem przedarliśmy się przez kłujące krzaki. Justin odchylił dla mnie gałęzie. Przeszłam i nie zahaczyłam nawet jednym włosem. Jemu nie poszło już tak sprawnie. Rozdarł koszulę na rękawie i chyba rozciął też ramię. Królewskie poświęcenie dla wartej życia księżniczki.  
-Zastanawia mnie, ile dzieciaków uprawiało tu seks - stwierdziłam.
Usiadłam na trawie, wyciągnęłam nogi i oparłam się za plecami na łokciach. Chciałam opalić się księżycowym blaskiem i lśnić jak on.
-Mam niepokojące przeczucie, że już rozumiem, po co tu przyszliśmy.
-I teraz pytanie, kto tu ma brudne myśli?
-Ostatnio mam wrażenie, jakby znajomość z tobą moje dotychczas śnieżnobiałe myśli zmieszała z czarnym błotem. I teraz biel przebija się tylko gdzieniegdzie. Albo wróć, tam już w ogóle nie ma bieli.
-Gdyby jej nie było, wyszedłbyś dziś w trakcie lekcji do toalety i...
Poruszyłam dłonią w okolicach krocza, a usta rozchyliłam, by dodać sobie wiarygodności. Justin pchnął moje ramię, zawstydzony, i również usiadł na trawie. Po chwili położył się na niej, ręce przeniósł za głowę i poklepał pierś. Obszar nad jego sercem był doskonałą kryjówką dla mojego policzka, a dłoń przylegała zwykle do miejsca nad paskiem w szlufkach spodni.
-Zawsze tak szybko bije ci serce? - spytałam. Doliczyłam się dwukrotnie większej liczby uderzeń, niż ta prawidłowa.
-Zawsze, kiedy jestem z tobą. I zawsze, kiedy się z tobą kocham, ale na dobrą sprawę jedno włącza drugie. I jeszcze zawsze przed doświadczeniem czegoś nowego.
-Idąc tym tropem, przed naszą pierwszą wspólną nocą mogłeś dostać zawału, bo wszystkie trzy rzeczy, które powodują przyspieszone bicie twojego serduszka, zebrały się w jednym miejscu i czasie.
-I wierz mi, omal nie dostałem.
Skradłam krótki, ciepły pocałunek z jego ust. Poczułam jego uśmiech. Rozciągając kąciki ust, rozciągnął też moje. Oparłam się na jego piersi i spojrzałam w oczy temu, który rozkochał mnie jak czekolada dziecięce buzie. 
Mój własny, przystojny świat.
Powód mojej radości.
I rozkoszna przyjemność w ludzkim ciele.
-Wiesz, że nie uprawialiśmy seksu od ponad 48 godzin? Zaniedbujesz moje potrzeby.
Pierwszy guzik jego koszuli opuścił wąsko wyciętą dziurkę. Drugi dołączył do niego niespełna trzy sekundy później. Trzeci odpięty został jeszcze szybciej. A czwarty zaplątał się w materiale. Uparty indywidualista.
-Kocham cię, moja nimfomanko.
-Tu się z tobą zgodzę. - Polizałam krzyż na jego piersi. Zamruczał z przyjemności. - Jestem nimfomanką. I to wyłącznie twoja wina. Kocham cię.
-Jak mocno?
-Jak stąd na księżyc i z powrotem. 
-Ja też cię kocham.
-Jak mocno?
-Tak, że odważę się uprawiać z tobą seks w miejskim parku.
Wygrałeś.
Trawa przygniotła się pod naciskiem moich pleców. Włosy rozbiegły się wokół głowy, a złoty kolor utworzył z nich aureolę. Jeśli ja byłabym święta, ten świat nie posiadałby grzeszników. Justin uporał się z piątym, szóstym i tak do dziesiątego guzika w koszuli. Jego słuchały, mnie nie. Uklęknął okrakiem po boku moich ud. Kiedy całował moje wargi, uwalniałam z pojedynczych dziurek guziki w swojej koszuli. Białej - kolor niewinności. Skoro mogę nosić majtki chronione Kubusiem Puchatkiem, mogę też przybierać barwy  dziewicy orleańskiej.
-Ale jeśli pogryzą mnie przez to mrówki, i mówiąc pogryzą mam na myśli konkretny element ciała, nie wybaczę ci tego.
-I tak wiem, że wybaczysz. Wybaczysz mi wszystko, misiu. Taki już jesteś. I taka jestem ja. 
-Poza tym założę się, że ktoś nas tu nakryje. Boże, upadłem na głowę.
-Zakład, że nie zostaniemy przyłapani?
-O co?
-Dwadzieścia dolców.
Justin parsknął i wyciągnął na przód rękę. Ścisnęłam jego dłoń.
-Stoi.
I zaraz tę samą dłoń i każdą linię na niej otuliłam zmysłowymi muśnięciami.
-Wiesz, tak sobie myślę i dochodzę do wniosku, że dopuściłam się ogromnego zaniedbania - stwierdziłam, unosząc się, by zrobić Justinowi malinkę na szyi. I zrobiłam, piękną i kształtną.
-Jakiego zaniedbania?
-Nie obciągnęłam ci.
Justin zachłysnął się powietrzem. Typowe dla takich momentów rozmów. Opadłam z powrotem na trawę i odczekałam, aż dojdzie do siebie.
-Jakby ci to powiedzieć, Chloe - zaczął niezręcznie. - Myślę, że będziesz miała jeszcze okazję.
-Och, Boże, jak ja cię kocham.
Stał się tak perwersyjny. Obsesyjnie zakochany. Albo go zmieniłam, albo podniosłam niewinną przykrywkę i odkryłam jego prawdziwe oblicze. W każdym z tych przypadków ja i on to dwie połówki tego samego jabłka.
Pogładził wierzch moich piersi. Polizał szlak utworzony przez skąpo wyciętą koronkę stanika. Mój mężczyzna znał się na rzeczy. Potrzebował tylko pierwszego impulsu elektromagnetycznego i potem działał sam. Włożyłam rękę w jego spodnie. Pogładziłam go delikatnie, nic na siłę, stopień po stopniu. Westchnął z rozkoszy. Przytrzymał moją dłoń w sąsiedztwie przyrodzenia i odetchnął jeszcze kilkukrotnie.
Największą przyjemność sprawiała mi przyjemność oblewająca twarz ukochanego.
Naraz przez krzaki przebił się snop światła latarki, zatoczył kółko i połączył się w tańcu z drugim. Justin spojrzał na mnie z przerażeniem. Odwzajemniłam jego obawy w postaci rozbawienia. A światło było coraz bliżej. I trzask łamanych gałęzi. I szelest kroków na suchych liściach. I chrypa w głosie mężczyzny, który odkaszlnął.
-Halo, czy ktoś tam jest? - zawołał zza ochronnego muru ciernistych, wysokich na dwa metry krzewów.
Uderzyłam Justina w ramię. Zsunął się ze mnie i niedbale zapiął dwa środkowe guziki koszuli. Teraz nawet z nim nie chciały współpracować. 
-Schowaj się tam - szepnęłam przez śmiech.
Dziura w ścianie rudery nie zachęcała, ale sytuacja nie pozostawiała wyboru. Szczury, karaluchy i wilgoć na ścianach musiały pójść w zapomnienie.
-A co z tobą?
-Ja sobie poradzę, nie martw się.
I popchnęłam go w samą porę, bo oto zza gęstego zawirowania gałęzi wyłoniło się dwóch policjantów w mundurach. Świecili mi latarką po oczach. Jeden z nich po oczach między czołem a nosem, a drugi po oczach między obojczykami a ostatnim żebrem. Justin utworzył mi na piersi malinkę. Dopiero teraz spostrzegłam jak wyrazista i piękna była. 
-Witam panów policjantów - przywitałam się radośnie.
Koszula stopniowo łączyła guziki z dziurką w materiale, więc i drugi snop światła wylądował na tych mniejszych oczach.
-Co panienka tutaj robi? Słyszeliśmy jakieś odgłosy.
-Panowie wiedzą, jak to jest. - Podeszłam bliżej i oparłam się na ramieniu niższego (choć i tak przewyższał mnie o głowę). - Jak czasem najdzie człowieka ochota, nie sposób jej poskromić. Mnie właśnie taka naszła. Krajobraz czystej, nieskazitelnej natury działa na wyobraźnię i wzmaga podniecenie.
Obaj spojrzeli po sobie. I obaj mieli na palcach obrączki. A jak to w małżeństwie, zero otwartej seksualności, wszystko pod kołdrą, po cichu i najlepiej przy zgaszonym świetle.  A przecież gdy się kogoś kocha, nie powinna przeszkadzać ta fałdka na brzuchu czy piersi nie tak jędrne jak za czasów liceum.
-A panienka nie jest za młoda?
-Teraz młodzież dojrzewa znacznie szybciej. Niech panowie przymkną na to oko. - Uśmiechnęłam się wdzięcznie. Postanowiłam jednak odpiąć pierwszy guzik koszuli. Nie muszę być przecież zakryta pod samą szyję.
-Proszę nam wybaczyć, ale prawo jasno zakazuje...
Nie usłyszałam ani słowa więcej. Nagle silne ramię poderwało mnie z ziemi. Ten zapach mówił wszystko. Napastnik wbiegł do rudery i niespodziewanie wypadł z niej po drugiej stronie. Przebiegł jeszcze kilkanaście metrów i przedarł się przez kolejne, tym razem rzadsze krzaki. Dopiero tam upuścił moje stopy na miękką trawę w okolicy starego dębu z obwodem tak wielkim, że nawet gdyby podwoić mnie i Justina, we czwórkę nie objęlibyśmy pnia. Przyparł mnie do drzewa, usta zaatakował i czule szepnął:
-Wygrałem. Wisisz mi dwadzieścia dolców.
I tak pozbawił mnie tygodniowego kieszonkowego. A za wygraną kupił mi białego, puszystego pluszaka, z którym spałam każdej nocy, gdy jego zabrakło obok.








~*~


Ksiądz Bieber pokazuje różki, a nauczyciel włącza się do gry. Katastrofa czy sekretny trójkącik? :)

17 komentarzy:

  1. z jednej strony chce żeby wszsytko było jak jest,ale z drugiej kusi mnie ten sekretny trojkącić,ale wiem że pewnie zrobić jakas katastrofe z tego....genialne jak zawsze

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny *.* Chce więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedno z moich dwóch ulubionych opowiadań to Twoje, wiesz? ;D
    Taki ksiądz Justin jest boski!
    Rozdział jest genialny, czekam na kolejny i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Niech ten nauczyciel turla bąka xD Ksiądz i tylko ksiądz ^^rozdział supi dupi, czekam na next ♡ xo

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział . Czekam nn ❤️

    OdpowiedzUsuń
  6. cudny <3 niech grey spieprza i ciekawe co to za niespodzianka :(

    OdpowiedzUsuń
  7. nie moge sie doczekac nastepnego aaaaaa
    kocham to czaisz

    OdpowiedzUsuń
  8. Chloe to zwykła, tania dziwka której w głowie tylko pieprzenie. Serio, która normalna dziewczyna uprawia seks wszędzie i z każdym jeżeli najdzie ją na to ochota? Justin nie jest lepszy, który szanujący się mężczyzna jest z kobietą o tak lekkich obyczajach? Ja na jego miejscu bałabym się czy nie złapię jakiejś choroby wenerycznej, fuj.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hahahah justin rozwala!!

    Tez chce takiego księdza ♡♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow, Juss robi się niegrzeczny. Życzę weny :-*

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,masz super bloga ja dopiero zaczynam i zapraszam do siebie
    miłosczakazanq.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Żadne trójkąciki nie wchodzą w grę! Ja czekam na następny i liczę, że nauczyciel bardziej się wykaże:)
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. O kurna!:D Justin pokazuję rogi ^^! Świetny rozdział, czekam na następny!!
    Zapraszam! http://time-for-us-to-become-one-jbff.blogspot.com/#_=_ i http://the-dark-soul-jbff.blogspot.com/#_=_

    OdpowiedzUsuń
  14. No nieźle! *-* Ciekawe jaką niespodziankę szykuje Grey :o

    Buzi

    OdpowiedzUsuń
  15. Czytając tego bloga nasuwają mi sie tylko takie słowa "O żesz kurwa ja pierdole" Nie wiem jak ty to robisz,ale rób tak dalej ;')

    OdpowiedzUsuń