środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 30 - Po trupach do celu

Wesołych świąt i tego wszystkiego, czego życzy się w święta :))

Chloe


-Znalazłam jednoznaczny dowód na to, że cię kocham - mruknęłam z samego rana, zanim w ogóle otworzyłam oczy i wypłynęłam z krainy sennych marzeń. Nie wiedziałam, czy Justin zdążył z niej powrócić.

Wzmocnił uścisk wokół mojego pasa. Jego ramię pasowało do wcięcia w talii wprost doskonale. Dłoń zawsze kończyła wędrówkę na biodrze.

-Zamieniam się w słuch.

-Spaliśmy w jednym łóżku, pod jedną kołdrą, na jednej poduszce. I tylko spaliśmy. To godne podziwu. Naprawdę cię pokochałam. Mogłabym tak leżeć przy tobie, myśleć o nas i wąchać twój bezbłędny zapach. - Podparłam się na łokciu. - Naprawdę, Justin. Pachniesz wspaniale.

-Pachniałbym lepiej, gdybyś wczoraj pozwoliła mi wziąć prysznic.

-Czy ja ci czegokolwiek zabraniałam?

-Po części tak - zaśmiał się. - Obraziłaś się zawodowo, więc nie mogłem spuścić cię z oka.

-Nie byłam obrażona, tylko zwyczajnie zmęczona. To dwie inne sprawy. A ty nie mógłbyś pachnieć lepiej. Zemdlałabym i musiałbyś zbierać mnie z podłogi.

Taka przyjemna cisza wypełniła każdy kąt. Przeskakiwałam wzrokiem tam, gdzie Justin. Raz z oddali oglądał zdjęcia na przeciwległej ścianie. Na trzech miałam kolejno 10, 12 i 15 lat i na każdym zmieniałam się nie do poznania w stosunku do poprzedniego. Później odwrócił głowę i przyglądał się plakatom na tyle drzwi. Przyznaję, Harry Styles bez koszulki często dekoncentrował przy pisaniu referatu na biologię czy historię. Pewnego razu aż zakryłam go ręcznikiem. Wstydziłby się tak wisieć półnago. A na koniec przemierzył jeszcze rząd sukienek w otwartej szafie. Nagle nie potrzebowałam już żadnej. Nie chcę prowokować. Pragnę lśnić.

-No dobrze, ten koleś na drzwiach wyjątkowo nie przypadł mi do gustu - mruknął w końcu. Zazdrość marszczyła jego brwi i kształtny nos, w który nie oberwał jeszcze nigdy.

-To na niego nie patrz. Nikt ci przecież nie każe. Ja tam lubię go czasem pooglądać. Nie wierzę, że ty nigdy nie miałeś plakatu z nagą panienką.

-Nie miałem - odparł stanowczo.

Przycisnęłam go ostrym spojrzeniem. Kręcił.

-Ja nie miałem. A fakt, że przez jakiś czas musiałem  dzielić pokój z bratem, który miał tego aż po sufit, nie ma w tym przypadku znaczenia.

-Kupię ci na święta cały kalendarz z najlepszymi cyckami - postanowiłam.

-To zrób sobie dwanaście zdjęć przed lustrem, wydrukuj je i sklej. Wyjdzie na to samo.

-Okay, ten komplement ci się udał.

I znów było cicho, i znów tak przyjemnie. Przytulił mnie, bo do tej pory jedynie masował wcięcie w talii okrężnymi ruchami kciuka. A gdy mogłam wtulić twarz w jego szyję, zapominałam o dniu tygodnia, miesiącu, a nawet roku. Bo jakie miał znaczenie, kiedy miłość była cząstką wieczną i nierozerwalną? Czasem skłóconą i bolesną, ale ostatecznie nic nie rozdzieli jedności. Nic nie rozdzieli, nie pozostawiając trwałych uszczerbków.

-Fajnie jest się zakochać, tak do szaleństwa - powiedziałam.

Wtedy oboje patrzyliśmy w sufit. Małe, fluorescencyjne gwiazdki uśmiechały się do nas. Miałam ochotę do nich pomachać, ale w oczach Justina wyglądałabym przynajmniej dziwnie. Jednak on zdawał się mieć to samo małe marzenie. Gdybyśmy jeszcze te duże marzenia mieli wspólne. Bo ja chciałam ukraść go, zabrać, wyjechać z nim i nie puścić. Po dziś dzień nie wiem, czego on tak naprawdę chce.

-A ty jesteś zakochana do szaleństwa? - spytał z szeptem we włosach.

-Jestem zakochana do utraty tchu, bo czasem jak o tobie myślę, nie mogę oddychać. A do szaleństwa? Już niebawem, Justin. Szaleję za tobą. Szaleję z miłości do ciebie. Pierwszy raz jestem poważnie zakochana. A ten pierwszy raz jest najczęściej najsilniejszy. - Biło od niego przyjemne ciepło. Jego tors to mały grzejnik, który nawet na Antarktydzie byłby rozżarzonym kawałkiem węgla.
- A ty? Jak ty mnie kochasz?

-Wyobraź sobie sielankowe życie. Masz rodzinę, masz wspaniałych znajomych, osiągnęłaś cel, do którego przez całe życie dążyłaś. I nagle pojawia się jakaś dziewuszka, która wywraca wszystko do góry nogami. Nagle rezygnuję dla niej z rodziny, znajomych i zmieniam położenie celu. Jak myślisz, jak bardzo cię kocham?

Rozczulił mnie swoim krótkim, choć konkretnym wywodem.

-Kochasz mnie tak bardzo, że bez marudzenia zrobisz mi śniadanie.

-Nie umiem gotować.

-Nie każę ci gotować. Możesz mi zrobić pyszne kanapki z nutellą i ciepłym mleczkiem do popicia. To nie przerasta twoich możliwości.

Justin potarł moje ramię ostatni raz, cmoknął w czoło i odkrył kołdrę. Podczas kiedy ja położyłam się wczorajszego wieczoru w piżamie z długim rękawem i nogawkami po kostki, on spał w samych bokserkach. Ale nawet w pełnej piżamie z kołnierzykiem pod szyją wyglądałby męsko i gorąco. Zrzucił z ud kołdrę i wstał. Ziewnął nieprzytomnie. Poprawił włosy, a dłoń już wędrowała mu do klamki.

Naraz niespodziewanie trzasnęły drzwi wejściowe na parterze. Miałam minimalną nadzieję, że Zayn wrócił z nocnych łowów dopiero nad ranem. Ale kroki Zayna nie zostawiłyby po sobie odgłosu wysokich na kilkanaście centymetrów szpilek. A głos Zayna zdecydowanie nie brzmiał jak gardłowy pomruk mojego ojca.

-Zayn, do jasnej cholery! - krzyknął. Pozostało mi się modlić. Zayn z obcym facetem byłby dla rodziców zbyt wielkim obciążeniem psychicznym. - Dlaczego śpisz na dywanie z bokserkami zsuniętymi do kolan!

Spojrzeliśmy na siebie z Justinem. Trzy, dwa, jeden i oboje parsknęliśmy śmiechem. Ale nagle rozbawienie rozwiało przerażenie. Justin wpadł w panikę, ja byłam w nie mniejszej. Od przyłapania półnagiego księdza w moim pokoju dzieliło rodziców raptem wspięcie po schodach i skręcenie do drugich drzwi przy końcu korytarza.

-Schowaj się! - krzyknęłam szeptem. - Szybko!

Justin wpadł za drzwi łazienki. Wyciągnęłam go za ramię.

-Nie do łazienki, do cholery! Właź pod łóżko!

W biegu zebrał jeszcze ubrania. Rodzice wchodzili po schodach i robili to tak sprawnie, jakby ścigali się w drodze po puchar. Już słyszałam, jak ciężka dłoń ojca ulokowała się na klamce. I właśnie wtedy Justin opadł na podłogę za łóżkiem. Opadł, ale nie zdążył się pod nie wturlać. Stanęło mi serce, bo rodzice właśnie weszli do pokoju.

-Cześć, mamo. Cześć, tato - powiedziałam, cała spięta.

Kątem oka dostrzegłam, że Justin próbuje powolutku wsunąć się pod zarzuconą niedbale narzutę i pod metalowy stelaż łóżka.

-Cześć, Chloe. Możesz nam łaskawie powiedzieć, dlaczego Zayn wygląda tak, jakby przez ostatnie trzy dni nieustannie pił? I prawdę mówiąc, nie chcę myśleć, co jeszcze. - Głos ojca jak zwykle oficjalny. Ten sam ton w rozmowie z pracownikami w biurze, ten sam ton w rozmowie z córką. Przywykłam.

-Zayn - powtórzyłam rozproszona. Wciąż obserwowałam połowę owłosionej łydki, która do tej pory nie zniknęła pod łóżkiem. - Zayn miał po prostu gorsze dni.

-Co znaczy gorsze dni? On wygląda, jakby przejechał go tramwaj, przeżuł pies i wyprała pralka. I dlaczego on praktycznie nie miał na sobie majtek!? - krzyknął.

-Nie podnoś na mnie głosu - burknęłam. - To nie ja miałam opiekować się Zaynem, tylko on mną. Nie jestem za niego odpowiedzialna.

-Dzięki Bogu ty nie wyglądasz jak dziesięć nieszczęść.

Ulżyło mi, gdy po rutynowej, niezbyt dokładnej kontroli odwrócili się na pięcie. Tata już znikał za progiem, a mama podążała w jego ślady. Naraz kobieta odwróciła głowę na ulotny ułamek sekundy, a gdy czerwień materiału rzuciła jej się w oczy, stanęła jak wryta.

-Chloe - powiedziała zbyt spokojnie. To ten ton głosu, który zwiastował nieszczęście.

Pochyliła się i spod szafki podniosła czerwone bokserki Justina. Jedne miał na tyłku. Te więc musiały zostać po poprzedniej wizycie. Ale, do cholery, jak mógł zostawić majtki? W czym więc wyszedł z domu?

-Czy możesz mi, do cholery, wyjaśnić, co to jest!? - Wolałam, gdy krzyczała, niż gdyby miała zmienić się w bliską wybuchu oazę spokoju. Grałyśmy w otwarte karty.

-To nie moje - odparłam pierwszym, co przyszło mi do głowy.

-Przecież widzę, że to nie twoje! To męskie bokserki! - Poczerwieniała na twarzy. Ojciec szybko do niej dołączył.

-Czy u ciebie jest jakiś mężczyzna?

-W dodatku nagi!?

Tata był opanowany, choć groźny. Mama z opanowaniem miała spore problemy.

-Nie, skądże - wymamrotałam. Utraciłam odwieczną pewność siebie.

Ale oni uważali inaczej. I mieli rację. W pierwszej kolejności mama przejrzała łazienkę. Gdybym w porę nie wyciągnęła z niej Justina, wpadłby jak śliwka w kompot. A ja razem z nim. Przeszedł mnie dreszcz, gdy pomyślałam o tej wpadce. To byłby koniec końców.

Dzięki Bogu nie wpadli na pomysł, by przejrzeć każdy kąt w pokoju. Może pod tym łóżkiem Justin odmówił jakąś szybką modlitwę. Zadziałała. Rodzice natomiast wypadli z sypialni i przeszukali resztę pokojów. W tym czasie Justin wypłynął spod łóżka. Z prędkością uderzającej błyskawicy ubrał koszulę i spodnie. Jednego i drugiego nie zdążył zapiąć.

-Ciśnienie podskoczyło mi chyba do dwustu! - zapiszczał. - Twoi rodzice to konserwatyści jakich mało.

Wyskoczył przez okno. Wychyliłam się za jękiem, który po sobie rozniósł. Źle stanął na stopie i utykał do samego ogrodzenia. Później przedarł się przez płot równie nieudolnie i zniknął za zakrętem. Tyle go widziałam. Zatrzasnęłam okno z impetem. A nieszczęsne bokserki? Je ukryłam na dnie szuflady, tak na pamiątkę.

-Gdzie jest ten facet? - usłyszałam z sąsiedniego pokoju.

-Ciociu, spokojnie - włączył się Zayn.

Wyszłam na korytarz, już spokojna, by zobaczyć, czy rzeczywiście wygląda jak brzydki kawałek gówna. Oczy miał zamglone, twarz poszarzałą, a włosy w nieładzie. Ale wyglądał zupełnie zwyczajnie. W każdym razie nie przejechał go żaden tramwaj.

-Jak mam być spokojna?

-To moje bokserki.

-Co twoje bokserki robiły w pokoju Chloe?

Tego już wyjaśnić nie potrafił. Ale że rodzice w żadnym z pokojów gościnnych nie znaleźli rzeczywistego właściciela bokserek, odpuścili i tylko mamrotali pod nosem, wyciągając z bagażnika przepełnione walizki.

Zayn pchnął mnie przez próg i tak wpadliśmy do mojego pokoju. Dopiero teraz tak naprawdę mogłam głęboko odetchnąć. Rozczochrałam włosy, część z nich opadło mi na twarz. Nie miewam w swoim życiu stresujących momentów. Ten był wyjątkowy, bo serce stanęło mi przynajmniej dwukrotnie.

-Był u ciebie Justin? - spytał natychmiast po zamknięciu drzwi.

-Był - potwierdziłam, teraz już z chichotem. Było nerwowo, ale nerwy zamieniły się w śmiech. - Wyszedł przez okno. Mało brakowało.

-Posrał się ze strachu, co?

-Zachował zimną krew - parsknęłam. - A jak wyskakiwał przez okno, skręcił sobie kostkę. Jeszcze kilka nocy pod czujnym okiem i uchem moich rodziców, a nabierze wprawy.

Tata niespodziewanie wparował do pokoju.

-Kto nabierze wprawy? - sapnął w pośpiechu.

-Nikt! - zawołaliśmy jednocześnie.

Przyjrzał nam się jeszcze, fuknął i wyszedł. A mnie od wstrzymywania śmiechu bolało podbrzusze. Jeśli pewnego dnia dorobię się wnuków, ta historia będzie pierwszą, jaką opowiem przy wigilijnej kolacji.


***


Dłonie pociły mi się na schodach przed szkołą, a w progu zgrzany miałam nawet kark. Drzwi były wyjątkowo ciężkie, albo moja niechęć do otwarcia ich dodała kilogramów. Pewność siebie została w domu pod kołdrą. Do szkoły przywlekłam może jeden procent z jej pozostałości. Chloe Montez się boi, a gdy Chloe Montez opanowuje strach... W zasadzie jeszcze nie przekonałam się, jak reaguję na poczucie zagrożenia. Bo tak naprawdę jeszcze nigdy się nie bałam.

Ogólne poruszenie przebiegało przez korytarze. Śmiechy, podekscytowane szepty, ale też głośne rozmowy, które jednak nie wnosiły nic nowego do mojej nie wiedzy. Jak przy wejściu nie miałam pojęcia, skąd zamieszanie, tak przy końcu korytarza wiedziałam tyle samo. Jedno wielkie nic.

Ale gdy przeszłam nieopodal grupy trojga pierwszorocznych, ci unieśli wzrok znad ekranu telefonu jednego z nich i zachichotali po babsku. Rozumiecie, wysoki ton głosu i opuszki palców przysłaniające wargi. Litości, nawet ja nie śmiałam się tak żałośnie.

Odniosłam jednak wrażenie, że śmieją się ze mnie, nie do mnie.

Przeszłam obok nich obojętnie. Nie zawracam sobie głowy dziećmi, które ledwo wyrosły z pieluch (pomińmy fakt, że sama jestem raptem rok starsza).

Ale na końcu korytarza, przed salą matematyczną, to samo. Cała moja klasa pogrążona w telefonach, nikt nie spisywał nawet zadania domowego. Chodzę do tej szkoły już od niemal dwóch lat i nie było jeszcze dnia, by klasowa elita nie płaszczyła się przed kujonami, którzy bez rozwiązanych przykładów to jak bez ręki czy nogi.

-Skąd to całe zamieszanie? - spytałam podniesionym głosem. - Coś mnie ominęło?

-Myślę, że nie musisz tego oglądać, bo dobrze znasz każdy szczegół - parsknął jeden z chłopaków. Parsknął wybitnie chamsko. A dotychczas sądziłam, że brał moją stronę.

-O czym ty, do cholery, mówisz?

Wzburzona, przebiłam się przez tłum gapiów przy jednym z telefonów. Bez szpilek na stopach czułam się jak krasnal, bo żeby zajrzeć mu przez ramię, musiałam stanąć na palcach. Ale kiedy już się wspięłam, wolałabym w ogóle nie przekraczać progu szkoły.

Odtwarzali na telefonie filmik. Intymny filmik z moim udziałem. Filmik, na którym pieprzę się z Mike'iem. Oglądali mój seks z Mike'iem. Scena po scenie, sekunda po sekundzie, jęk po jęku. Oglądali coś, o obecności czego nie miałam do dziś bladego pojęcia.

-Skąd to, do cholery, masz? - warknęłam. Wyciągnęłam dłoń, by wyrwać mu telefon, ale z moim karłowatym wzrostem mogłam najwyżej potargać mu kruczoczarną czuprynę.

-Cała szkoła to obejrzała, Chloe. A może powinniśmy wymyślić dla ciebie porno ksywkę? Jedno jest pewne, zostaniesz gwiazdą i zarobisz fortunę.

-Co prawda całych cycków nie było widać, ale dam sobie głowę uciąć, że są boskie!

Policzki paliły mnie ze złości, a może ze wstydu. Już sama nie wiem. Ale na dobrą sprawę każdemu z nich dałabym dupy, by następnego dnia móc obudzić się ze świadomością, że to jedynie czarna, mało śmieszna komedia z urwanym zakończeniem.

-Usuń to, kretynie!

-Mogę usunąć. Ale ten filmik mają już wszyscy. Niektórzy nawet w kilku kopiach.

Nie płacz, Chloe. Nie pozwól, by zobaczyli twoje łzy. Powtarzałam to w myślach jak mantrę, a łzy i tak nieubłaganie cisnęły się do oczu. Z bezsilności.

-Kto to wrzucił? - spytałam. Jeszcze udawało mi się zachować zimną krew. Z każdą mijającą sekundą zaczynała wrzeć.

-A jak sądzisz? Główny zainteresowany. Ależ mu zazdroszczę. Mike to cholerny szczęściarz. Gdybym ja miał taką dupę, nie wypuściłbym jej z łóżka nawet na sekundę.

Jeden z cholernych, bezdusznych idiotów dostał w twarz. Ale nie mocno. Silniejsze uderzenie czekało na Mike'a. Jakby cała złość na każdego człowieka, który w ciągu siedemnastu lat wyprowadził mnie z równowagi, nagle spłynęła do jednego worka i przepełniła czarę goryczy.

Już rwałam się do ucieczki od pozbawionych wrażliwości śmiechów, gdy drogę zastąpił mi nauczyciel matematyki. Odbiłam się od jego torsu. Wspominałam, że to on był moim pierwszym celem i to jego upatrzyłam sobie na początku zeszłego roku jako ofiarę? W ostateczności matematyka szła mi nie najgorzej, a Christian Grey okazał się tym przystojniejszym. I jego żona nie pracowała z moją matką, tak na marginesie.

Jestem dziwką. Jestem nią, do cholery. Jakkolwiek by nie patrzeć, za każdym razem dochodzę do tego samego wniosku.

-Gdzie się pani wybiera, panno Montez? Lekcja zaczęła się przed pięcioma minutami. Podczas przerwy miała pani wystarczająco wiele czasu na załatwienie prywatnych spraw.

Podczas przerwy nie wiedziałam jeszcze, że zostałam okrzyknięta mianem gwiazdy porno całego liceum.

Z wymiarem sprawiedliwości musiałam więc zaczekać do kolejnej przerwy.

Zajęłam w klasie miejsce pod ścianą, a na krześle obok postawiłam torebkę. Niech wszyscy dookoła wiedzą, że chcę siedzieć sama i nie potrzebuję towarzystwa. Nauczyciel zaczął codzienną gadkę, sprawdzanie obecności, wywołanie dwóch losowych osób do tablicy. Mnie się upiekło. Jednakże zarówno za mną jak i przede mną usiadła banda tych pewnych siebie, zarozumiałych pawianów. Stałam się ich celem, a gdy obierają sobie słaby punkt klasy, nie osiadają na laurach. Ze starcia z nimi nikt jeszcze nie wyszedł bez łez. I czułam, że ja również przegram tę walkę.

-Ssałaś mu kutasa, Chloe? Czy po prostu lubisz, jak robi ci dobrze?

Autentycznie mnie zemdliło.

-Masz piękny głosik, gdy dochodzisz. Twoje jęki są słodsze niż moja pięcioletnia siostra.

-Zamknij się - warknęłam, próbując w spokoju spisać z tablicy temat i pierwszy przykład. Z funkcji kwadratowych niewiele zostanie mi w głowie. - Przestań pieprzyć.

-Do Mike'a mówiłaś co innego. Jak to szło? - spytał kolegi z ławki.

-Mocniej, pieprz mnie mocniej.

I wszyscy parsknęli śmiechem.

Bolało.

Bolało bardzo.

Ale załóżmy, że wszystko jest w najlepszym porządku. Przecież udawanie jest takie fajne.

-Zawsze wiedziałem, że cnotka z ciebie taka, jak z naszego księdza ogier - to jedyny moment, w którym miałam ochotę szczerze się zaśmiać - ale nie podejrzewałem, że jesteś tak ostrą zawodniczką.

Jeden z nich pod ławką dotknął mojego kolana. Dziękowałam Bogu, że wybrał dzisiaj dla mnie spodnie po kostki, zamiast spódniczki z odsłoniętymi udami.

Ale to i tak było za wiele. Zsunęłam zeszyt do torby i poderwałam ją z krzesła. Bieg od ławki do drzwi był wyścigiem z czasem. Łzy w mojej głowie odliczały ostatnie sekundy i gdy zatrzasnęłam za sobą drzwi sali matematycznej, odliczanie dobiegło końca. Rozpłakałam się.

Nie znałam w szkole dobrego miejsca do płaczu, bo nigdy nie było mi potrzebne. Ale słyszałam kiedyś, że dzieciaki z problemami chodziły na ostatnie piętro. Nie było tam żadnej klasy i nawet sprzątaczki rzadko wspinały się po stromych schodach. A mi przyszło spędzić tam większą część lekcji. Płakałam w kącie pod ścianą cichutko, by nikt mnie nie usłyszał. Ale w sercu miałam ochotę wykrzyczeć wszystkim w twarz, jak bardzo ich nienawidzę. Bo nienawidziłam. Każdego z osobna.

Naraz usłyszałam podniesione szepty za winklem, gdzie korytarz zakręcał. Brzmiały znajomo. Otarłam łzy, wstałam i na palcach ruszyłam przed siebie. Coraz bliżej, a głosy brzmiały wyraźniej. Przed zakrętem nie miałam już wątpliwości. Mike i Christian Grey.

-Musiała panu nieźle zaleźć za skórę - powiedział chłopak. - Nawet bardziej niż mnie.

-Ta mała dziwka musi się nauczyć, że z niektórymi nie warto zadzierać. A ty, młody człowieku, dobrze się spisałeś. Ten filmik widziała już cała szkoła.

Nim wyłoniłam się zza rogu, podsumowałam wszystko w głowie. Klasowa elita obrała sobie mnie jako cel. Były przez wielkie B przyjaciel wrzucił filmik z naszego seksu do internetu. Były przez wielkie B kochanek jest w zmowie z Byłym przez wielkie B przyjacielem. Chloe Montez nie ma życia w tej szkole.

-Jak mogliście, do cholery, to zrobić!? - krzyknęłam. Łzy udawało mi się podtrzymać, więc ton głosu uciekł spod moich władz.

-Kogo moje oczy widzą - ucieszył się Christian. Jego uśmiech był tak irytujący, jak koperta pod choinką. Powiedzmy sobie szczerze, magia świąt polega na otrzymywaniu podarków, których byśmy się nie spodziewali. - Widziałaś już piękny filmik ze swoim udziałem, maleńka? - Pogładził mnie po policzku.

-Nie dotykaj mnie.

-Kiedyś ci to nie przeszkadzało.

-Ale teraz przeszkadza, do cholery. Co ja wam takiego zrobiłam, że oboje chcecie mnie zniszczyć?

-Błąd, Chloe. Nie chcemy cię zniszczyć, a po prostu zniszczymy. Z niektórymi ludźmi nie powinnaś nigdy zadzierać. To będzie nauczka na przyszłość.

-Jestem silniejsza, niż sądzisz. - Kłamstwo. - Pośmieją się z tego przez kilka dni, może tygodni. Później o wszystkim zapomną.

Uśmiech Christiana zagiął mnie, jeszcze zanim skończyłam mówić. Miał na mnie haka, którego nie spodziewałam się tak jak nokautu ze strony Mike'a.

-Ja również mam parę ciekawych filmików, Chloe. Obawiam się, że nawet ciekawszych. Mój fiut w twoich ustach wyglądał wyjątkowo pamiętliwie.

To dopiero byłby koniec. Wielki i spektakularny. Film z Christianem wspominałyby do usranej śmierci kolejne pokolenia tej szkoły.

-Czego chcesz? - warknęłam, ale on doskonale wiedział, że jestem kruchą, porcelanową laleczką skrytą głęboko w środku.

-Ciebie, piękna. Pociągasz mnie jeszcze bardziej, niż przed miesiącami.

Musiałam spuścić głowę, gdy ponownie dotknął mojego policzka i zawędrował dłonią na kark. Dlaczego musiałam? Bo prędzej przyznałabym się do łez dziwce Megan, niż pokazała je Christianowi po raz kolejny.

-Zapomnij - wymamrotałam.

W następnej sekundzie biegłam już przed siebie, gubiąc po drodze dwa długopisy. Do samych schodów odprowadził mnie jego żabi śmiech. A śmiał się autentycznie jak wielka ropucha z bagien. I ta ropucha chciała pociągnąć mnie w swoje bagno za sobą.

Dzwonek na przerwę jeszcze nie rozbrzmiał, więc korytarz na pierwszym piętrze również zionął pustką. Skręciłam w niego, by dotrzeć do łazienki przed tłumem hien poprawiającym makijaż. Że też wszystkie zbiegały się przed lustra na pierwszej przerwie. Zaryczana, trzymałam torebkę blisko biodra. Taki nawyk, bo gdy przechadzam się korytarzem podczas przerwy muszę pilnować torebkę, by nie zahaczać nią uczniów.

Niespodziewanie wpadłam na kogoś ciepłego, wyższego, pachnącego jak kawałek nieba. Zerknęłam na twarz spod rzęs z kropelkami łez na końcach włosków. Justin miał to do siebie, że zawsze pojawiał się na czas. Do przerwy została minuta, może dwie, a ja wtuliłam się w niego bez uwagi na możliwe konsekwencje. Jego dłonie w dole moich pleców były wszystkim, czego w tej chwili potrzebowałam. A pocałunek na czole znów przepełnił szalę i polały się łzy.

-Księżniczko, cichutko - szepnął w moje włosy. Tak jak o świcie. Wtedy było jeszcze wszystko dobrze. Teraz nic nie jest dobrze.

-Widziałeś już? - wychlipałam. Nie musiałam wspominać o filmie, by wiedział, w czym rzecz.

-Widziałem - przytaknął smutno. - Zabrałem telefony czterem chłopakom z najstarszej klasy.

-Zajebiście - zapłakałam. - Więc już naprawdę cała szkoła widzi we mnie dziwkę.

-Chloe, nie płacz. - Pogłaskał czule moje plecy. - Duże dziewczynki nie płaczą.

-Płaczą, kiedy ich małe serduszka są złamane.

-Spójrz na mnie. - Objął moją twarz. Zniknęła we wnętrzu jego dużych dłoni, momentami szorstkich, momentami gładkich. Zmieniały się jak mój nastrój. - Jestem z tobą, pamiętaj. Będę z tobą zawsze.

-To chora intryga Mike'a i przede wszystkim tego skurwiela, Christiana Greya. Chce mnie zniszczyć, słyszysz? O tym wszyscy zapomną, a później pojawi się kolejna afera. Zdepczą mnie jak małego, zagubionego szczeniaka.

-Słoneczko, idź do domu, prześpij się. Usprawiedliwię twoją nieobecność na lekcjach. I nie płacz dłużej. Nie są warci twoich łez.

-Spotkamy się później?

-Tak, kochanie. - Pocałował mnie ostatni raz.

Nie wiem, gdzie poszedł dalej, bo i ja zniknęłam. Nie udało mi się wymknąć ze szkoły przed dzwonkiem, dlatego na parterze przedzierałam się przez śmiechy, wyzwiska i napastliwe komentarze. Czułam się coraz gorzej, było mi słabo i zbierało się na wymioty. Najchętniej wyrzygałabym wszystko na wypastowane buty Christiana Greya. W końcu dopadłam klamki w drzwiach i im bardziej oddalałam się od szkolnego dziedzińca, śmiechy zanikały. Robiłam się spokojniejsza.

Zawsze wydawało mi się, że jestem silna. Teraz dotarło do mnie, w jak wielkim kłamstwie żyłam. Tak było łatwiej. Udawałam, że nic mnie nie rusza, bo kiedy w końcu poruszyło, żałowałam, że nie jestem taka bezduszna i bezuczuciowa, jaką zawsze chciałam być.

Dotarłam do miejskiego parku koło godziny dziesiątej. Nie poszłam do domu. I tak bym nie zasnęła, a siedzenie w jednym miejscu z ramionami założonymi na piersi nic nie da. Trzeba zapomnieć, albo się pogodzić.

Nie wiem, co strzeliło mi do głowy, ale gdy ujrzałam na jednej z ławek dwóch zaniedbanych chłopaków po dwudziestce, postanowiłam dosiąść się do nich. Pili tanie wino ze szklanych butelek, śmiali się wniebogłosy i odpalali papierosa od papierosa, jeden za drugim.

-Mogę się dosiąść? - spytałam słodko. Rzęsy opadały mi dwa razy szybciej niż zwykle.

-To ławka dla tych, którym posypało się życie. Pasujesz? - spytał wyższy.

-Pasuję. - Opadłam pomiędzy nich.

-Opowiedz nam więc swoją historię.

-Cała szkoła zobaczyła filmik, na którym pieprzę się z jednym frajerem. Jestem skończona. - Wyszarpałam z dłoni chłopaka po prawej butelkę wina i upiłam kilka łyków.

Łzy nie.

Alkohol tak.

-W takich chwilach żałuję, że nie chodzę już do szkoły.

-A ja tam spojrzałbym na to inaczej. - Drugi z naturą filozofa objął mnie ramieniem. - Jesteś ładna, ciałko pewnie też masz fajne. Czego ty się wstydzisz? Laski będą ci zazdrościć, faceci ślinić się na twój widok. To nie koniec świata.

-Wiem, że nie koniec. - Wyjęłam z ust młodego mężczyzny papierosa. Lepiej pasował pomiędzy moimi wargami. - Gdyby to był koniec, zrobiłabym coś bardziej szalonego, niż picie wina z dwoma nieznajomymi w parku.

-Na przykład seks z księdzem.

Obaj parsknęli głośno.

Ale to wcale nie było śmieszne.







~*~


Jak sądzicie, co wyniknie z tego dalej? Grey odpuści czy dostanie to, czego chce? 

11 komentarzy:

  1. jebane kutasy!!!! ja bym na policje poszła, bo w końcu bez jej zgody taki filmik upublicznił a greya bym oskarzyla o molestowanie ! niech sie nie zgodzi, bo to zalamie nas !

    OdpowiedzUsuń
  2. Oby się nie zgodziła na ten chory plan Graya !!


    Justin kochany, daj tym gnojkom popalić!! ♥(*¯︶¯*)

    OdpowiedzUsuń
  3. O wow ostro grają 😮
    Justin jak zwykle nie zawodzi 😍
    Liczę że Cloe coś wymyśli,może Bieber coś wydumać i da popalić obu, że się odwalą. A o tym że pójdzie na układ Greya nie ma mowy! Nie ma szans!
    Kuźwa chce takiego Justina 😄😄 ale bez takich komplikacji jak bycie księdzem ahhahahahha

    Uwielbiam to! świetnie pisane! Świetne pomysły! Genialnie się czyta, jest stresujące,zabawnie,smutno etc wszystko jak ma być! Oby na końcu happy end 😃 już się nie mogę doczekać kolejnego, liczę że będzie szybko to to co kable nawet kilka dni to masakra xd za dobry ff 😃😄

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże kocham cię. To jest po prostu super. I takie zwroty akcji. No po prostu cudo

    OdpowiedzUsuń
  5. uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam ♥ ♥ ♥ Chce więcej , czekam na więcej ! Kocham to opowiadanie , jest po prostu najlepsze i nic tego nie zmieni :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Boze, nie! Co to ma znaczyc??!! Co te chuje odpierdalaja?? Chloe ma sie na to nie godzic, on jest nienormalnu! Razem z jistinem maja cos wymyslec jakies dobre rozwiaAnie ale zeby ona sie z grayem nie przespala! Szybciutko następny!💝 wesolych swiat💝🎄

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda mi Chloe, ale wierzę, że sobie poradzi. Jest silna:) A z Mike'a to skończony dupek, jeżeli tak postępuje tylko, dlatego, że dziewczyna go odtrąciła. Czekam na następny :*
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetnyy! Ale mam nadzieje ze Chloe szybko sie pozbiera i wpadnie na pomysl jak sie zemscic bo szkoda mi jej kiedy płacze !;CC kocham! Jesteś Wielka!

    OdpowiedzUsuń
  9. No nieźle, rozdział superaśny, oby Chloe jakoś się pozbierała. Życze weny :-*

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny !!!
    Zapraszam http://wolfs-night-jbff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziewczyno! Zaczęłam czytać final justice i myślałam że nie ma lepszego opowiadania kiedy się skończyło czułam niedosyt przejrzałam resztę Twoich opowiadań i wybrałam priest podeszlam do niego sceptycznie i z lekką niechęcią myśląc ze będzie nudne. Mam nadzieję że dodasz jak najszybciej Nowy rozdział bo jestem zakochana w tym opowiadaniu i bez 2 zdań przebilo final justice, postać Justina w tym opowiadaniu jest ideałem ni chodzi o to kim jest w tym opowiadaniu ale to że jest takim spokojnym mężczyzną w porównaniu do reszty opowiadań gdzie zawsze jest bad boyem i co stało się uniwersalne a tutaj jest mężczyzną z priorytetami i to wyroznia to opowiadanie. Nie wiem skąd to bierzesz ale idealnie opisujesz nawet robienie przez niego herbaty. Mam nadzieję ze nie skończysz tego opowoadania na 50 rozdziałach tylko przemyslisz to i napiszesz dużo więcej. Gratuluję, świetne opowiadanie czekam na kolejne rozdziały i pewnie nie tylko ja :)

    OdpowiedzUsuń