czwartek, 1 października 2015

Rozdział 17 - Bezbłędny kochanek...

Justin

Kolejny dzień. Taki sam jak poprzedni. Taki sam jak kolejny. Monotonia wkradła się do mojego życia. Do tej pory monotonię przerywała myśl o Chloe. Teraz tej myśli nie było. Postawiłem sprawę jasno. Dałem jej do zrozumienia, że nie ma co liczy na więcej. To nie zmienia faktu, że czułem się jak śmieć. Chyba rzeczywiście Choe mogła poczuć się wykorzystana. Ale czy to moja wina, że Chloe nabawiła się niedorzecznych nadziei? Była łatwowierna. A zdawała się tak niedostępna. Tymczasem potrafi mówić o złamanym sercu po kilku wymienionych zdaniach. Dobrze, po kilkudziesięciu zdaniach. Po kilkuset. Chyba zrobiłem jej nadzieję na zalążek prawdziwego uczucia.
Schody przed szkołą były dziś wyjątkowo strome. Wbiegając po nich, nabawiłem się lekkiej zadyszki. Moja kondycja nie grzeszyła siłą. Sportów nie uprawiałem, również nie ruszałem się za wiele. Z plebanii do szkoły, na mszę do kościoła i z powrotem na plebanię, przeplatając codzienną, stałą trasę cotygodniowym spacerem. Przywitałem się z kilkorgiem uczniów przed wejściem. Pchnąłem ciężkie, drewniane drzwi. Kolejne trzy schody i stanąłem na korytarzu. Gwar rozmów, podekscytowane szepty i głośne chichoty. Poczułem się jak w prawdziwym amerykańskim filmie o nastoletnich licealistach. Było identycznie jak na hoolywoodzkich produkcjach. Ruszyłem wgłąb budynku. Przytakiwałem na powitania wychowanków i uczniów pozostałych klas. Nie nadążyłbym z wypowiadaniem formuły "dzień dobry" każdemu napotkanemu. Minąłem ciąg metalowych szafek i nastolatek, które oparte o nie dzieliły się najnowszymi plotkami po weekendzie. Wdarłem się po kolejnych schodach, tym razem aż dziesięciu. Na górnym korytarzu uczniów było mniej. I rozmawiali znacznie ciszej. Zacząłem słyszeć własne myśli dzięki mniejszemu natężeniu pisków, ochrypłych krzyków i westchnień. Szkoła średnia to miejsce tętniące życiem. Rozgrywają się w niej nastoletnie tragedie, szkolne miłości i pełne obojętności relacje z dotychczasowego życia. Dopiero teraz widzę, jak wiele historii umyka nam, nauczycielom. Prawdziwe telenowele bez zakończeń. Po minucie dotarłem pod pokój nauczycielski. Ustabilizowałem oddech, nacisnąłem klamkę i pchnąłem drzwi wgłąb pomieszczenia.
-Dzień dobry - przywitałem się z ogółem nauczycieli. Nie ze wszystkimi przeszedłem dotychczas na "ty", dlatego uważałem, że najodpowiedniejszym zwrotem jest neutralne "dzień dobry"" lub "witam".
Dało się wyczuć nerwową atmosferę. Byłem chyba jedynym niezorientowanym w sytuacji. Nie odzywałem się. Zostawiłem cienką kurtkę na wieszaku. Wrzuciłem do plecaka książkę oraz notatnik z uwagami i ocenami z szafki w pokoju nauczycielskim. Zarzuciłem pasek na ramię i wyszedłem, ponownie wtapiając się w tłum uczniów. Zanim jednak dotarłem do schodów, zatrzymała mnie dłoń nauczycielki geografii. Anna Grey złapała skrawek mojej koszuli na ramieniu. Stanąłem w pół kroku i obróciłem się twarzą do kobiety. Odwzajemniłem życzliwy, dystyngowany uśmiech.
-Co słychać, Anno? - Grey była jedną z tych nauczycielek, z którą wdałem się w luźniejszą pogawędkę już pierwszego dnia. 
-Dyrektor prawdopodobnie wezwie cię na rozmowę w ciągu pierwszej lekcji. Był dość spięty, kiedy przed paroma minutami zajrzał do pokoju nauczycielskiego. - I odeszła, a stukot jej szpilek zagłuszył nawet gwar rozmów.
Z przepełniającym serce niepokojem zszedłem po schodach i otworzyłem lśniącym kluczem klasę na końcu korytarza równo z dzwonkiem oznajmiającym pierwszą lekcję. Usiadłem przy biurku i powoli rozpakowałem plecak, gdy klasa zaczęła zapełniać się rozchichotanymi pierwszakami. Widoczny był wyraźny podział na tych popularnych i trzymających się na uboczu. Uczniowie schodzili się do klasy jeszcze przez następne pięć minut, niektórzy spóźnili się na pierwszą lekcję nawet dziesięć czy piętnaście minut. A że moja cierpliwość nie została jeszcze naderwana, usprawiedliwiałem wszystkim spóźnionych, kazałem usiąść w ławce i nie przeszkadzać w kontynuowaniu lekcji.
Zacząłem właśnie mówić o roli niedzielnej mszy w życiu każdego chrześcijanina, kiedy drzwi klasy otworzyły się na oścież, a w progu zamiast kolejnego zaspanego pierwszaka stanął dyrektor Mario Brown z wąsem nienagannie podkręconym przy końcówkach i okularach połówkach zsuniętych na czubek nosa. Buty lśniły, wypastowane specjalną pastą do czarnej skóry. Spodnie zaprasowane w kant, a pasek podtrzymywał wylewający się spod koszuli brzuch. On również wyglądał jak dyrektor rodem z amerykańskiej komedii. To jednak nie stereotyp. Ale był moim przełożonym. Nie wypadało mi podśmiewać się na jego widok. Wystarczy, że robił to każdy z uczniów, nawet ci odosobnieni, spędzający przerwy w kątach, ze słuchawkami w uszach. Dyrektor Brown wzbudzał powszechną sympatię kaczym sposobem poruszania się i marszczeniem sumiastego wąsa.
-Panie Bieber, mogę pana prosić do gabinetu na parę chwil? To bardzo ważne. - Chciałem zwrócić mu uwagę, że jestem księdzem i powinien zwracać się do mnie "proszę księdza", ale mężczyzna zdążył wyjść z klasy, trzaskając drzwiami. Przeciąg spotęgował huk, zawiasy zadrżały. 
-Macie chwilę dla siebie, dopóki nie wrócę od dyrektora. Proszę was tylko, zachowujcie się w miarę cicho.
Wyszedłem z klasy i przemierzyłem szkolny korytarz pełen rozlanych napojów, okruchów bułek i zgniecionych ściąg. Stanąłem przed drzwiami gabinetu dyrektora, zapukałem dwukrotnie i nie czekając na odzew, wszedłem do środka. Profesor Brown siedział już za biurkiem, ale na mój widok poderwał się z fotela i wskazał mi krzesło na przeciw niego. Było niezręcznie i sztywno. Dyrektor splótł palce na blacie i odkaszlnął głośno. Jego wąs drgnął zabawnie. Gdyby nie napięta atmosfera mógłbym mieć problem z powstrzymaniem chichotu.
-Wie pan, dlaczego wezwałem pana do gabinetu? - spytał poważnie. 
Pokręciłem przecząco głową, próbując znaleźć wygodną na krześle pozycję. Każda jednak wydawała mi się albo zbyt lekceważąca, albo zbyt oficjalna. W ostateczności położyłem ręce a kolanach, a stopy złączyłem. Wyglądałem śmiesznie, ale nie nieodpowiednio.
-Był pan przed weekendem na wycieczce klasowej z młodzieżą, mam rację? - kontynuował. Nagle poczułem ucisk w żołądku. A jeśli wie o czymś, co powinno pozostać wśród ścian pokoju w ośrodku wczasowym? - Doszły mnie słuchy, że ostatniej nocy, podczas imprezy pożegnalnej, pobiły się dwie nastolatki - ciągnął dalej, obracając w pulchnych palcach, na których ledwo mieściła się złota obrączka, żelowy długopis. - I w ostateczności, by odseparować je od siebie, jedna z nich spędziła noc w pokoju księdza.
-Owszem - przytaknąłem niezwykle ostrożnie. Nie miałem czystego sumienia. Uważałem na każde słowo. Jak wiele wiedział Brown? - Gdybym ich nie rozdzielił, pozabijałyby się na moich oczach. Musiałem interweniować.
-Doszły mnie również słuchy - zaczął w ten sam sztywny sposób. Wstrzymałem oddech. - Że tańczył ksiądz z jedną z tych dziewcząt na dyskotece pożegnalnej ostatniego wieczoru. Czy to było powodem kłótni nastolatek?
-Nie wiem, dlaczego się pobiły, nie wnikam w ich prywatne sprawy. Rozdzieliłem je i odseparowałem. To należało do moich obowiązków. Nie mogłem przecież pozwolić, by którakolwiek z dziewczyn poszła na noc do pokoju chłopców. Taki mamy regulamin. To pan go sporządził.
-Doskonale wiem, co zawarte jest w szkolnym regulaminie. Nie musi mi pan o tym przypominać. - Jego głos był coraz bardziej wzburzony. Odchylił się na fotelu i sięgnął jedną z cienkich, papierowych teczek związanych białą tasiemką. - Chloe Montez. Nasze małe, szkolne ziółko. Piękna z niej dziewczyna, prawda?
Próbował mnie podejść. Marszczył wąsa, przyglądał mi się podejrzliwie. Uderzał tłustymi opuszkami palców w blat stołu. Szkła okularów powiększały jego oczy. Przełknąłem z trudem ślinę zalegającą w dole gardła.
-Nie rozumiem, do czego pan zmierza - zawiesiłem głos. Patrzyłem w okno ze wstrzymanym oddechem. Przygryzłem wnętrze policzka. Powinienem dalej brnąć w zaparte?
-Został pan poinformowany o sytuacji, która miała miejsce pod koniec zeszłego roku szkolnego w klasie, w której przejął pan wychowawstwo? - Wyczułem wyraźną powagę problemu.
-Obiło mi się jedynie o uszy, że zwolniono ówczesnego nauczyciela.
Dyrektor klasnął z entuzjazmem w dłonie, potarł je o siebie. Ale tak samo szybko wróciła jego powaga. Zupełnie jakby zwęszył niesamowitą plotkę, ale nie chciał dać po sobie poznać, że jest nią do tego stopnia podekscytowany.
-Powiem prosto z mostu, nazywając rzeczy po imieniu. Panna Chloe Montez uwiodła wychowawcę, nauczyciela literatury, Christiana Grey'a. Jak się później okazało, ich romans zaczął się wiele tygodni przed szkolną wycieczką  i również trwał długo po powrocie. Christian miał żonę. Uczy w naszej szkole geografii. Z pewnością zdążyłeś ją poznać. Sympatyczna i ciepła osoba. - Rzeczywiście, z Anną  zamieniłem kilka słów na schodach. Uprzedziła mnie o wizycie u dyrektora. - Chloe zniszczyła wiele lat ich małżeństwa.
Tego się nie spodziewałem. Jakby dyrektor uderzył mnie pulchną dłonią w twarz i nadal nie zdołał wybudzić. Oczy szeroko otwarte, usta podążające krok w krok za nimi. Wierzyć mi się nie chciało. Oczyma wyobraźni ujrzałem Chloe u boku dorosłego, dojrzałego mężczyzny. Jego pocałunki, jego pieszczoty i przede wszystkim seks z nim. Pokręciłem szybko głową. Zebrało mi się na wymioty. I znów jego pieszczoty, i znów mokre pocałunki. I ona. Drobna Chloe pod ciałem znacznie starszego mężczyzny.
-Skąd pewność, że to wina Chloe? - wychrypiałem, a za moment odkaszlnąłem głośno i powtórzyłem. - Skąd ma pan pewność, że to Chloe zawiniła?
-Broń Boże nie usprawiedliwiam nauczyciela. To niedorzeczne. Poniósł za to surowe konsekwencje. Został z miejsca wydalony ze szkoły.
-Ale skąd pewność, że Chloe była inicjatorką? A jeśli ten mężczyzna ją molestował? Ma przecież... - Spojrzałem na dyrektora pytająco.
-Trzydzieści siedem.
-Ma trzydzieści siedem lat - powtórzyłem. - A jeśli Chloe była przez niego napastowana, nie daj Boże gwałcona? - Zdenerwowanie wzbierało we mnie z każdym słowem. Teraz wyobraźnia pokazała mi zapłakaną, zrozpaczoną Chloe. Ścisnęło mnie w sercu.
-Mamy pewność - odparł ze stoickim spokojem i ponownie splótł palce na biurku. - Chloe sama przyznała się do wszystkiego i wyraźnie czerpała z tego ogromną satysfakcję. Miała nawet czelność zdradzić przy mnie i przy jego żonie pikantne szczegóły ich romansu, szczegóły dotyczące ich łóżkowych przygód. Myślę, że nie ma mowy o molestowaniu czy wykorzystywaniu. - Dyrektor wszelkimi siłami starał się powstrzymać pełen satysfakcji uśmiech. Mimo to prawa połowa wąsa uniosła się wyżej niż lewa. - Nie mówię tego panu bez powodu.
-Nie rozumiem tych insynuacji - wtrąciłem szybko. Odsunąłem krzesło od biurka. Stanąłem na prostych nogach i oparłem się dłońmi o blat. Przypadkowo zgniotłem górny róg jakiegoś podania. - Nie pełnię jedynie roli nauczyciela. Jestem również księdzem. Mam wrażenie, że pan o tym zapomina.
Nie wiedziałem, co mógłbym jeszcze dodać, dlatego też odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z gabinetu dyrektora. Chciałem trzasnąć drzwiami, ale powstrzymałem się w porę. Przyznajmy sobie szczerze, gdybym nie miał na sumieniu grzechu, nie reagowałbym tak impulsywnie. Przetarłem dłońmi twarz, ale nie zdołałem pozbyć się szoku. Wciąż szeroko otwarte oczy, wciąż uchylone usta. Dlaczego tak bardzo mnie to zabolało? Jakbym poczuł się urażony. Jakbym został wykorzystany przez Chloe. 
Dzwonek kończący pierwszą lekcję rozbrzmiał na korytarzu. Już po kilku sekundach podłoga została zalana tłumem uczniów. Niektórzy potrącili mnie ramionami. Stałem w tym samym miejscu, zdezorientowany, poniżony, tak sądzę. Aż ujrzałem jej słoneczne włosy w tłumie. Szła z koleżankami, śmiała się, taka radosna, taka piękna. Ruszyłem za nią na dziedziniec przed szkołą. Przepychałem się pomiędzy nastolatkami, by nie stracić Chloe z oczu. Ale jej nie dało się nie zauważyć. Lśniła jak najjaśniejsza z gwiazd. Swoim blaskiem przyćmiła wszystkich wokół. Jej piękne przyjaciółki nabrały miano szarych myszek w otoczeniu Chloe. Nie miała sobie równych. Delikatnie zginała kolana podczas stawiania pewnych kroków. Stopy nie zachwiały jej się ani razu, a obcasy w butach były niebywale wysokie. Piękne, smukłe nogi dopiero w połowie ud opinała spódniczka. Jej pośladki, takie krągłe. Marzenie. I przede wszystkim te włosy rozwiane w każdą stronę. Część spływała po plecach, część podskakiwała do rytmu jej kroków. Razem ze znajomymi wyszła ze szkoły i usiadła na murku na szkolnym dziedzińcu, zakładając nogę na nogę. Zatrzymałem się na pierwszym stopnu schodów. Obserwowałem ją, jak wyciąga ze skórzanej, krótkiej kurteczki papierosa. Poprosiła kolegę, by podpalił kraniec. Zaciągnęła się mocno, a potem powolutku wypuszczała z płuc dym. Obłok na moment rozmył jej twarz. Po lekkim powiewie wiatru smuga zniknęła, a ja znów ujrzałem wyraźne rysy twarzy podkreślone cienką warstwą podkładu dobranego do cery.
Ona również mnie ujrzała. Posłała mi przelotne spojrzenie. Zaraz znów wróciła do rozmowy z przyjaciółmi. Ale cóż to! Chloe poderwała się z murka, pomachała znajomym i kołysząc na lewym przedramieniu torebkę, ruszyła przez dziedziniec. Przed schodami skręciła, podeszła do muru szkoły i kroczyła pewnie wzdłuż niego. Nim zniknęła za rogiem, odwróciła się przez ramię. Tym razem jej spojrzenie nie było przelotne. Jednoznaczne, zdecydowane. I zniknęła za szkolnym budynkiem. Puściłem się biegiem za nią. Po drodze rozpiąłem pierwszy guzik czarnej koszuli przy kołnierzyku. Lekka przebieżka i już traciłem oddech. Zalała mnie fala gorąca. Spojrzałem za siebie, by upewnić się, że żaden natrętny uczeń bądź , co gorsza, nauczyciel nie odprowadza mnie wzrokiem. Teren czysty. Zniknąłem za rogiem budynku i przeszedłem już wolniej na tył szkoły. Boisko było puste. Pole równo skoszonej trawy za nim również. Chloe siedziała w cieniu potężnego drzewa, wystawiając na słońce jedynie smukłe nogi. Podpierała się dłońmi zielonej trawy za plecami. Ale zaraz zmieniła zdanie i przesiadła się metr dalej, gdzie słońce rzucało promienie na jej twarz.
Wciąż rozglądając się w obawie na boki, ruszyłem w stronę nastolatki. Ręce schowałem w kieszeniach, głowę lekko spuściłem. Czubki adidasów kopały źdźbła trawy, a spod podeszwy uciekały rozpędzone wiatrem kamienie. Nie podnosiłem głowy przez całą drogę, aż nagle przy moich stopach błysnęły wysokie obcasy Chloe. Siedziała w tej samej pozycji. Zadzierała głowę ku niebu, by móc spojrzeć mi w oczy. Dłonią utworzyła na wysokości brwi daszek osłaniający ją przed słońcem. W kącikach oczu miała maleńkie zmarszczki, powieki nieznacznie uchylały kolor tęczówek. I na moment przeniosłem się do nocy spędzonej we wspólnym łóżku, pod wspólną pościelą, ze wspólnymi namiętnościami i wspólnymi wspomnieniami. A po chwili powrócił obraz dojrzałego mężczyzny pod krawatem i jej nagiej. Prawy profil miała niewinny, tryskający dziecinną radością. Drugi należący do diablicy, chytrej, podstępnej i seksownej. Odkryłem po odrobinie z każdego.
-Szukałeś mnie - stwierdziła sucho, przepuszczając przez palce dłoni promienne kosmyki włosów. - Dobrze ci w czerni - skomplementowała czarną koszulę i spodnie w tym samym kolorze. Chciałem podziękować, ale uznałem, że byłoby to nie na miejscu. - Masz zamiar się odezwać? Nie przyszłam tutaj na marne. - I zaciągnęła się zapalonym wcześniej papierosem, który w pogoni na tyły szkoły umknął mojej uwadze. Patrzyłem, jak paliła i podziwiałem widok jej skupionych oczu i skoncentrowanych na wąskiej fajce ust.
-Rozmawiałem z dyrektorem. Dowiedział się, że ostatnią noc wycieczki spędziłaś w moim pokoju. Mogę mieć przez to problemy - odkaszlnąłem i zacząłem nieśmiało. Usiadłem na skrawku soczystej trawy w odległości metra od Chloe. Dystans najważniejszy.
-A mówisz mi o tym ponieważ...? - Wypuściła dym prosto w moją twarz, zaciągnęła się ponownie. Obdarzyła mnie lekceważącym spojrzeniem. - Jak sam słusznie stwierdziłeś, to twoje problemy, nie moje. Nie wiem więc, dlaczego mnie o tym informujesz. Może liczyłeś na łezkę współczucia? - Przyłożyła do uchylonych ust dłoń w ostentacyjnym geście, a zaraz parsknęła suchym śmiechem. - Przeliczyłeś się.
-Miałaś romans z nauczycielem literatury. - Przestałem owijać w bawełnę. Zaatakowałem ją wprost. Tak, jak w gabinecie dyrektor zaatakował mnie. Bez zbędnych ceregieli.
-Mówią, że poeci to świetni kochankowie. - Z bezczelnym uśmiechem na ustach zdjęła skórzaną kurtkę. Odsłoniła białą, niemal prześwitującą koszulę bez rękawów, wsuniętą pod spódniczkę. - I wiesz co? To czysta prawda. - Nagle wybuchnęła dźwięcznym śmiechem. - A on był wyjątkowo spragniony. I napalony. Bardzo. Stawał mu na samą myśl o mnie.



Dzwonek kończący lekcję literatury zaległ w uszach. Nauczyciel, Christian Grey, zdążył jedynie krzyknąć, by klasa na przyszłą lekcję powtórzyła motywy z Romeo i Julia. Tłum w pośpiechu opuścił salę i dołączył do szkolnego harmidru przed zbliżającymi się rozgrywkami koszykówki. Przy swojej ławce pozostała jedynie Chloe. Powolnie, leniwie wręcz pakowała książki do torebki. Skończyła, gdy drzwi klasy zatrzasnęły się z hukiem za ostatnim uczniem, a Christian Grey opadł na fotel za biurkiem. Spojrzał na wychowankę w sposób wulgarny, ociekający podnieceniem. Pogładził się po kroczu, kiedy Chloe zasunęła zamek błyskawiczny w torebce i z wdziękiem wstała z drewnianego krzesła. Krótka spódnica w pierwotnym stanie miała odsłaniać połowę ud, kolana i łydki. Teraz odkrywała już całe uda. Szesnastolatka chwyciła dolną wargę śnieżnobiałymi jedynkami. W drodze do biurka, kiedy odgłos szpilek roznosił się echem po klasie, uśmiechnęła się do niego niewinnie, a palce zahaczyła na paskach bielizny. Powoli, ponętnie przeciągnęła ją przez długość nóg, by na sam koniec rzucić majtki nauczycielowi, który złapał je w locie i skrył w tylnej kieszeni eleganckich spodni.
-Na wieczną pamiątkę po swojej najmłodszej kochance - zachichotała, wdrapując się zwinnie na biurko. Usiadła na skraju, przed fotelem Christiana. - Twój kolega potrzebował mnie przez połowę lekcji. - Dotknęła czubkiem buta nabrzmiewającego przyrodzenia.
-Uwielbiam, kiedy jesteś taka perwersyjna, skarbie - mruknął gardłowo. Powoli podniósł się z fotela. Dotknął udami wiszących w powietrzu nóg Chloe. Przesunął dłonią w górę nagiego, chłodnego uda. Zaraz je rozpali.
-A ja uwielbiam, gdy w trakcie trwania lekcji z całych sił próbujesz omijać mnie wzrokiem, żebym przesadnie nie podsycała twojego głodu. Głodu na mnie. 
Musnęła opuszką palca linię jego mocno zarysowanej szczęki, skąd przebiegła do kołnierzyka i zabrała się za powolne rozpinanie guzików białej jak kartka papieru koszuli. Wyprasowana, z zawiniętymi mankietami, dodawała mu męskiego uroku. Szybko uporała się z dziesięcioma guzikami. Nie pozostawiła zapiętego nawet jednego. Długie, czerwone paznokcie zahaczyły o jego sutki i mięśnie. Dotarły do paska spodni. Sprawne dłonie Chloe mogłyby rozpiąć go w trzy sekundy. Lecz nastolatka postanowiła zabawić się cierpliwością nauczyciela i rozpinała metalowe zapięcie, a później rozporek niezwykle leniwie, ospale. Kiedy w końcu klamra puściła, a spod spodni wyłonił się materiał czarnych, wypełnionych bokserek, blondynka zanurzyła w nich dłoń. Mężczyzna sam zsunął spodnie przed kolana. Koszula uwolniona spod paska zakryła w większej części jego pośladki. Powędrował z materiałem bokserek na wysokość spodni. Chloe uśmiechnęła się pod nosem. Czuła jego podniecenie. Rozbudzała zmysły, niewinnie bawiąc się męskością, ściskając ją w palcach, a zaraz po tym czule pieszcząc.
-Nie znoszę, kiedy tak się ze mną bawisz, dziecinko - warknął przez przyspieszony oddech, odsłaniając spod koszuli piersi nastolatki. Krwistoczerwony stanik. Jego ulubiony.
-Kogo próbujesz oszukać? Uwielbiasz to, Christian, uwielbiasz.
Nagły popęd pobudził trzydziestosześcioletniego mężczyznę do działania. Jednym ruchem rozsunął nogi nastolatki. Prawą dłonią złapał jej pierś, lewą pośladek. Przyciągnął do swojego ciała i wykonał pół kroku w przód, by Chloe w dalszym ciągu mogła siedzieć na skraju biurka. Wbił się w nią gwałtownie, szybko, za jednym ruchem bioder, może nawet brutalnie. Chloe drgnęła, dreszcz przebiegł przez jej ciało. Poczuła ból, ale nie dała tego po sobie poznać. Przecież była jego kochanką. A kochanki nie narzekają na ukłucia bólu. Chwyciła go za kark, przycisnęła usta do szyi. Grey pospiesznie uniósł jej podbródek. Zaatakował wargi niechlujnym pocałunkiem, wykonując powolne wycofanie i kolejny zdecydowany ruch bioder w przód. Chloe wydrapała paznokciami czerwony ślad w okolicach wyrzeźbionej linii V. Przy każdym pchnięciu unosiła się lekko i tłumiła jęk w powietrzu. Pchnięcie. Westchnienie. Mokry, nachalny pocałunek. Później kolejne pchnięcie. I jęk. I przekleństwo. I jeszcze nieudane próby zatrzymania rozkoszy w ciszy. 
Koniec dziesięciominutowej przerwy zasygnalizował dzwonek. Chloe zeskoczyła z biurka i wyjęła z kieszeni Christiana swoją bieliznę. Oboje uspokajali oddechy po dosięgniętym szczycie. Blondynka zapięła koszulę, wygładziła spódniczkę na udach i pośladkach, które jeszcze odczuwały silny uścisk palców Christiana. Ostatni raz musnęła jego policzek i jak gdyby nigdy nic, pewnym krokiem, wybiegła z klasy na pusty już korytarz. A Christian Grey uśmiechnął się pod nosem, do samego końca wpatrując się w pośladki i falujące z każdym krokiem biodra. Zniknęła za drzwiami. Mężczyzna dokładnie zapiął spodnie, nie zapominając ani o klamrze, ani o rozporku. Rozłożył teczkę leżącą na biurku i wyciągnął z niej sprawdzian Chloe oddany dzisiaj. Jedynka. Jeszcze raz spojrzał na drzwi i westchnął głośno. Podarł kartkę w kratkę i ukrył w głębi kieszeni. Manipulowała nim z pełnym profesjonalizmem. Mimo wszystko nie umiał oprzeć się pokusie. Otworzył dziennik, wpisał w odpowiedniej rubryce okrągłą piątkę. Zasłużyła.[*]



Otworzyłem z niedowierzaniem usta. Nie mogła tego zrobić. Nie Chloe, która uśmiechem przypominała dziecko kończące przedszkole. Jednocześnie była tą samą Chloe, która rozbierała się przede mną na plebanii po dwóch dniach znajomości i prowokowała słownie do czynów, jakich nie dopuściłbym się za żadne skarby przed jej poznaniem. Była wulgarna, wyuzdana, a przy tym tak szczera, tak otwarta i sympatyczna. Może miała siostrę bliźniaczkę? Jedna z twarzą anielicy, druga przyodziała maskę diablicy. Sam nie wiem, co o tym sądzić.
-Dlaczego to robiłaś, Chloe? - pisnąłem zdecydowanie zbyt wysokim głosem. Przywykłem do ośmieszania się przed nią.
-Seks. Po prostu seks. - Wzruszyła beznamiętnie ramionami, a wypalonego po samą końcówkę papierosa zgasiła na trawie. Przysypała wilgotną ziemią niedopałek. - A poza tym zależało mi na dobrych ocenach z angielskiego.
-I dlatego chodziłaś z tym facetem do łóżka? - Byłem nią coraz bardziej rozczarowany. 
-Posłuchaj, to nie moja wina, że żona mu nie dawała i szukał młodych dup na boku. Gdyby wystarczyło kupowanie mu czekoladek, dostawałby ode mnie bombonierki choćby codziennie. Ale on nie lubił czekolady, dasz wiarę? - Wyrzuciła w powietrze ręce.
-I jego niechęć do czekolady usprawiedliwia twoje postępowanie? Przecież ten mężczyzna mógłby być twoim ojcem! Nie przeszkadzało ci to, gdy rozkładałaś przed nim nogi? - W chwilach wzburzenia traciłem panowanie nad własnym językiem, a z moich ust uciekały wyrażenia coraz bardziej pretensjonalne.
-Lubię starszych i doświadczonych. Wiedział, jak mnie dotykać, bym w kilka sekund robiła się mokra.
-Chloe! - podniosłem na nią głos.
-No co? Mówię ci przecież, jak było. To po to tutaj przyszedłeś. Chciałeś usłyszeć, jak mi z nim było, więc dzielę się z tobą pełną relacją. Zaspokajał każdą moją potrzebę. Był bezbłędnym kochankiem. A jego fiut również nie pozostawiał wiele do życzenia. I nie chowaj teraz zazdrości, Justin. Gdybyś chciał, mógłbyś mieć to wszystko. - Wykonała ostentacyjny ruch dłonią, wskazując swoje ciało. - Gdybyś nie był egoistą - poprawiła pospiesznie. - A wiesz, co wywołuje u mnie największą satysfakcję? - Uniosła brwi, przebiegając opuszką palca po mojej brodzie. Zupełnie tak, jak Christianowi Grey'owi. - Biurko, przy którym zwykle siedzisz, o które opierasz się przez długie godziny każdego dnia, to to samo biurko, na którym pieprzył mnie bez opamiętania, a ja wiłam się przed nim i krzyczałam jak najlepsza aktorka porno. I teraz za każdym razem, gdy usiądziesz na fotelu w klasie, wspomnisz moje słowa. I oblejesz się rumieńcem. I wyobrazisz sobie samego siebie na miejscu Christiana. I pomyślisz, jak wspaniale byłoby we mnie włożyć. A potem gwałtownie odsuniesz się od biurka, gdy zdasz sobie sprawę, co na nim robiliśmy. Wspomnisz moje słowa, wieczny prawiczku.
Chloe najpierw uklęknęła na kolanach, a po chwili wstała. Otrzepała obcasy z mokrej ziemi, pośladki z piachu. Ostatni raz chuchnęła dymem papierosowym prosto w moją twarz, po czym ruszyła z powrotem do szkoły. Zatrzymałem ją desperackim jękiem.
-Wykorzystałaś mnie, do cholery. Może ze mną chciałaś postąpić tak samo? Uwieść mnie, pobawić, może w sobie rozkochać, później rzucić, złamać serce, pozbawić pracy i zrujnować reputację. 
Chloe parsknęła śmiechem, obracając się na pięcie. Zarzuciła włosami jak zawodowa modelka na wybiegu. Była taka piękna. I taka zakazana. Jak ten owoc w raju, przed którym Bóg nie zdołał uchronić Ewy. Chloe była moim owocem. Tym najsłodszym, który kusił wzrok, serce i ciało.
-Na czym miałoby mi zależeć? Na ocenach z religii? Wybacz, Justin, nie chciałabym cię urazić, ale nie zależało mi na ocenach z religii. Zależało mi na tobie. - Szybko przemierzyła dystans od drzewa do linii boiska, ale po pierwszym kroku na betonowej nawierzchni odwróciła się przez ramię, dodając - I nadal mi zależy, Justin.






[*] Karolinko, to są te wskazówki dla Ciebie, jak obiecałam ^^



~*~



No, podoba mi się ten rozdział i napisałam go całkiem szybko. Cały następny tydzień mam niemal wolny, więc mam nadzieję, że mogę Wam obiecać troszkę szybciej kolejny rozdział :)


Polecam:

25 komentarzy:

  1. cudny <3 nareszcie wiem o co kaman ^^ niech justin zrozumie ze to nie ta sama sytuacja co z Greyem, ona naprawde sie zakochala i on tez i musi to zrosumiec!!! BOG wybaczy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejku super rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny! Dużo się ostatnio dzieje w tym ff <3 czekam na next i udanego weekend'u xo

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! A jednak romans z tym nauczycielem to prawda... cóż, to Chloe można się po niej wszystkiego spodziewać, dosłownie. Justin zazdrosny ? Coś nowego :D Ale to słodkie jak mówił jej ze go wykorzystała... czyli zależy mu na Chloe *-* Chociaż troszeczkę... bardzo :)

    Buzi

    OdpowiedzUsuń
  5. Ehh ona sypiała z nauczycielem dla ocen a na Justinie po postu jej zależy na nim a nie na czymś tylko na jego uczuciach . Niech on wreszcie ogarnie dupke i jej powie , że jemu na niej też zależy bo tak jest . Czekam nn ❤️

    OdpowiedzUsuń
  6. No no nieźle (⊙o⊙)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super, super, super!!! Po prostu brak mi słów. Nie mogę się doczekać następnego.

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze powiem, że nie wiem jak skomentować. Idealny, nic wiecej tutaj nie dodam.

    Zapraszam do siebie nicetomeetyoubabyy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. boze ja nie lubie tak bardzo chloe, ona jest taka beznadziejna ! a rozdzial swietny

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział super! Jeden z lepszych, zdecydowanie :) Dobrze, że Justin zachował spokój przy dyrku :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Jesteś pojebana Paulino... Na pewno tak zrobie wiesz :')

    OdpowiedzUsuń
  12. Omg super!!!!!!!!
    Czrkam na kolejny jak nic :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  14. YYY to ona spala tylko z Markiem i tym nauczycielem, czy jeszcze z jakimś innym? Na początku mówiła, że ma poszanowanie do własnego ciała i nie jest dziwką.Potem powiedziała, że w wieku 15 lat straciła dziewictwo z Markiem a teraz jeszcze sypianie z nauczycielem za oceny ??? No przepraszam bardzo, ale to nie jest poszanowanie do siebie ... Jeszcze chce uchodzić za nie wiadomo jaką cnotke niewydymke i dame dworu. Ta Megan przynajmniej przyznaje się do tego, że się " dziwczy " ( hehe kreatywna ja :") a oan się zarzeka i uważa, że absolutnie i jeszcze ją szanować. Ughhhh po prostu takie coś mnie wku**ia.

    OdpowiedzUsuń