Rozdział dedykuję Kasi z okazji urodzin, wszystkiego najlepszego <3
Chloe
Twarz miał skupioną, oczy przymrużone, wargi delikatnie rozchylone. Stał na balkonie oparty o drewnianą barierkę. Jego pośladki opinały bokserki. I tylko bokserki. Prócz tej cienkiej szmatki nie miał na ciele innego skrawka materiału. Zbliżyłam się po cichu. Koszula mężczyzny powiewała delikatnie na moim ciele. Rękawy podwinęłam do łokci. Inaczej topiłam w nich dłonie i przedramiona. Otuliłam się pachnącym materiałem. Pachnącym nim. Woń jego perfum zmieszana z zapachem skóry uginała pode mną kolana. Objęłam go w pasie od tyłu. Przytuliłam policzek do nagich, umięśnionych pleców. Mój mężczyzna. Mój ukochany.
-Przypuszczam, że pomiędzy naszą małą przygodą na wycieczce a dniem dzisiejszym, poszedłeś z jakąś panną do łóżka - wymamrotałam w jego tors, gdy odwrócił się powoli i teraz to jego plecy dotykały barierki.
-Skąd takie przypuszczenia? - zaśmiał się krótko. Wplątał palce w moje włosy i złożył pocałunek na czole.
-Palisz o niebo lepiej niż poprzednio. Gdzieś musiałeś zdobyć doświadczenie, a z tego co widzę, sięgasz po papierosa po każdym orgazmie.
Justin zaśmiał się gardłowo. Zaciągnął się perfekcyjnie i wypuścił w powietrze wąską smugę dymu. Jego pełne wargi pieściły papierosa, a ja nie mogłam się doczekać, aż będą pieścić również mnie.
-Jeden raz wystarczył, żebym się nauczył, maleńka - wychrypiał w moje czoło. Jego głos był niski i zachrypnięty. Mogłabym słuchać go godzinami, a i tak po każdym słowie przepływałby przeze mnie dreszcz.
Justin pozwolił mi dwa razy zaciągnąć się jego papierosem, a gdy wypuszczałam z ust dym, pocałował mnie krótko, lecz namiętnie. Pochłonął część dymu drażniącego gardło. Smakował również bąbelkami szampana, słodkimi ale konkretnymi. I wciąż spoglądał na mnie z góry. Oczy miał przymrużone, nie uśmiechał się. Pozbawione grymasu wargi wprawiały mnie w coraz większe oczarowanie jego seksowną, lekko umięśnioną sylwetką i kryjącą wiele tajemnic duszą.
-Powiedz coś jeszcze, proszę. Uwielbiam wsłuchiwać się w twój głos.
-Było mi z tobą cholernie dobrze, Chloe. Nadal serce bije mi jak oszalałe. Zobacz. - Ujął moją małą dłoń w swoje duże i położył na piersi w miejscu serca. Biło szybko, nieregularnie, wyraźnie. A jego tors był napięty i dodatkowo zmężniał pod dotykiem dłoni. Przebiegłam paznokciami w dół klatki piersiowej, od wytatuowanego krzyża aż po gumkę w bokserkach.
-Kocham cię, Justin - szepnęłam w jego wargi. By dosięgnąć ust, musiałam stanąć na czubkach palców.
Uśmiechnął się po raz pierwszy. Pogłaskał mnie po włosach. Był taki dojrzały i męski. Delikatny, a kiedy trzeba stanowczy. Ideał, którego poszukiwałam.
-Co ty ze mną zrobiłaś, słońce? - Gładził mój policzek i nie zdawał sobie sprawy, że każdy jego dotyk był zapisanym w głębi serca wspomnieniem. - Rozkochałaś mnie w sobie. W twoich oczach mógłbym odnajdować co rusz nowy błysk. A gdy nie ma cię obok, tęsknię za czymś więcej niż za twoim ciałem.
-Obiecaj mi, że nie rozmyślisz się teraz, gdy czuję do ciebie tak wiele.
-Nie zrobię tego, Chloe. Nie mogę sobie wybaczyć, że kiedykolwiek przeze mnie cierpiałaś - powiedział, zaciskając szczękę. - Czy jest już za późno, by powiedzieć przepraszam?
-Nigdy nie jest za późno. Ale gesty znaczą więcej niż słowa.
Poderwał z ziemi moje stopy. Posadził pośladki okryte Kubusiem Puchatkiem na drewnianej, balkonowej barierce. Stanął pomiędzy moimi nogami i delikatnie zsunął z samych barków czarną koszulę. Trzymała się na przedramionach i łokciach, ale piersi odsłaniała. Dotknął jedną z nich prawą dłonią, gdy lewą przytrzymywał pośladki. Miałam wrażenie, że dorósł i dojrzał w ciągu ostatniej godziny.
-Twoje usta są moim uzależnieniem -szepnął przed czułym pocałunkiem. Szarpnęłam delikatnie jego włosami. Każde takie muśnięcie napawało mnie pożądaniem.
-Mam wspaniały pomysł, tylko dla odważnych.
Zeskoczyłam z barierki balkonu pchnięta delikatnym powiewem wiatru. Elegancka koszula powróciła na ramiona. Nie krępowało mnie spojrzenie Justina na niemal nagim ciele, ale im dłużej nie mógł oderwać wzroku od moich piersi, tym większe odczuwałam wrażenie, że przechodząc obok łóżka, pchnie moje ciało na pościel i nie powstrzyma instynktu. Nie żebym miała coś przeciwko. Na dobrą stronę byłam przekonana, że tej nocy nie skończyliśmy jeszcze grzeszyć. Zbyt ciężka fala pożądania zalewała sypialnię.
-Gdzie mnie prowadzisz, Chloe? - spytał ze śmiechem.
Energicznie ścisnęłam w kościstych palcach jego dłoń. Schody skrzypnęły pod ciężarem naszych kroków. Nie dotrwaliśmy nawet do ostatniego stopnia. W połowie drogi Justin skradł pospieszny pocałunek z moich ust. Stary salon i postaci z obrazów na ścianach obserwowały każdy nasz ruch. Z tyloma parami oczu na plecach poczułam się niepewnie i powstrzymałam rozentuzjazmowane hormony Justina do momentu, aż wypadliśmy przez drzwi z rozbitą szybą na świeże powietrze. Podwórze oblał uwikłany w tajemnicę mrok. Niebo zasypały miliony gwiazd, a przenikliwą ciszę przeszywało cykanie świerszczy. Jak w filmie opartym na romantycznych, pełnych miłości motywach. Wpadłam jak śliwka w kompot. Zakochałam się w nim bez pamięci, do szaleństwa, do utraty tchu. W nim widziałam swoją przyszłość i cały swój świat. W chwilach w których topiłam się jak kostka lodu pod wpływem nieodgadnionego spojrzenia Justina, zapominałam, że po powrocie do miasta przybierze sutannę i na nowo wcieli się w postać księdza.
-Idziemy, kochany króliczku, nad jezioro, bo twoja - przerwałam w pół zdania. Zabrakło mi słów. - W zasadzie kim ja dla ciebie jestem?
Cisza w powietrzu wezbrała na sile, choć i przedtem uporczywe milczenie szumiało w uszach. Zatrzymałam się w pół kroku, Justin podążył za mną. Spojrzałam na szatyna nieśmiało, spod rzęs. Mój wzrok dawał mu jasno do zrozumienia, że oczekuję odpowiedzi i nie spocznę dopóki jej nie otrzymam. Interesującej, satysfakcjonującej nastoletnie serduszko.
-Więc kim ja dla ciebie jestem, Justin? - ponowiłam pytanie, gdy czas upływał, gwiazd na bezchmurnym niebie przybywało, cykanie świerszczy wzmagało się, a on w dalszym ciągu nie odezwał się słowem. - Przyjaciółką? Dziewczyną? Kochanką? A może po prostu dziewczyną, która ukradła ci cnotę?
Justin wyrzucił w zwilżoną rosą trawę niedopałek papierosa, który zgasił się po pierwszym zetknięciu z kroplami wody. Chwycił moje policzki w dłonie, potarł opuszkami kciuków powieki, które pod jego szorstkim dotykiem opadły. Zbliżył usta do moich, jakby chciał mnie pocałować i kiedy ja już uchylałam wargi, by poczuć tę słodką pieszczotę, on musnął jedynie czubek mojego nosa i zachichotał. Nadąsałam się jak mała dziewczynka, splotłam na piersi ramiona i wbiłam wzrok w biały napis na gumce jego czarnych bokserek.
-Nie znam się na tych waszych młodzieżowych określeniach. Jesteś dla mnie osobą, w której się zakochałem, dla której straciłem głowę, przy której mogę być prawdziwym sobą. Osobą, która zawstydziła mnie więcej razy, niż ktokolwiek inny. - Zachichotałam cicho, wspominając każdą z sytuacji, podczas których Justin oblewał się przy mnie rumieńcem. Nadal grałam naburmuszoną. - Nie wiem, jak mam cię nazwać, słoneczko. Przecież nie mogę mieć dziewczyny, jestem księdzem. Kochanka brzmi źle, jakbym potrzebował cię jedynie w łóżku. Wiesz, że to nie prawda.
-Więc jestem twoją przyjaciółką - skwitowałam z uśmiechem. Taka rola mi pasowała. - I taką od serca. - Musnęłam krótko jego pierś. - I taką od seksu.
-Kocham cię, wariatko - parsknął głośnym śmiechem, potargał moje włosy, które jeszcze nie wróciły do poprawnej kondycji po namiętnym stosunku. - A seks z tobą to spełnienie wszelkich marzeń.
Przytuliłam się do niego mocno, zdecydowanie. Otoczył ramionami moją talię, uniósł na moment i obrócił się dookoła. Pisnęłam mu wprost do ucha. Bycie jego przyjaciółką, taką wyjątkową, jedną i jedyną przyjaciółką, spełniało moje wszelkie oczekiwania. Mogłam go kochać i czuć miłość zwrotną. Mogłam być przy nim w granicach rozsądku i zachowywać pozory jedynie oficjalnie. I mogłam kochać się z nim jak z tym jedynym, któremu oddaję się z chęcią i świadomością, że go uszczęśliwiam. Tak więc Justin był moim partnerem. Byliśmy w stałym związku na takich samych zasadach jak wszystkie inne pary. Tylko kochaliśmy się mocniej. I nasz seks był zdecydowanie bardziej udany, chociaż do tej pory zrobiliśmy to tylko raz.
Po kilku minutach wolnego, romantycznego spaceru z uwzględnieniem splecionych dłoni i szybkich pocałunków doszliśmy na małą plażę na dnie skarpy. Dostać się na nią wcale nie było łatwo. Musieliśmy przedrzeć się przez parę kolczastych krzaków jeżyn, później przez gęste trawiaste place ziemi, a na koniec, przytrzymując się wystających z ziemi korzeni drzew, zsunąć się na sam dół skarpy. Ale było warto. Plażę oświetlał jedynie księżyc. Razem z gwiazdami odbijał się w tafli spokojnej, nienaruszonej wiatrem wody.
-Ale tu pięknie - szepnęliśmy równocześnie.
Spojrzałam na Justina speszona. Nie krępowała mnie bliskość fizyczna, ale kiedy w grę wchodziły uczucia, nie byłam już taka pewna. Do miłości nie przywykłam. Ani do odczuwania jej na własnej skórze, ani do obdarzania nią drugiego człowieka.
-Nie przyszliśmy tutaj, żeby popatrzeć na wodę - zachichotałam. - Mam ochotę popływać.
-Teraz? - zdziwił się. - Jest chłodno, woda z pewnością zamrozi ci kości, nie wiesz, co w tej wodzie pływa, a nade wszystko nie masz w czym pływać.
-Po pierwsze, nie zmrozi kości mi, tylko nam. Ryby mnie nie zjedzą. I jak to nie mam w czym pływać?
Stojąc pół kroku przed mężczyzną, rozpięłam dwa guziki koszuli, które dotychczas przytrzymywały materiał na ramionach. Zsunęłam go na piasek. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, pociągnąłem w dół gumkę majtek. I już po paru sekundach stałam przed nim nago. Znów był spięty, ale spięty inaczej niż przed paroma tygodniami. Teraz jego poddenerwowanie było ściśle związane z pragnienie. Pożądał mnie ciałem i wzrokiem.
-Chyba nie pozwolisz mi wejść do wody samej? Nie chcesz mieć mnie na sumieniu, prawda?
Justin doskonale wiedział, jak uwielbiałam prowokować. I wiedział również, że wychodzi mi to jak mało komu. Pokręcił głową, w kolejnej chwili ściągał bokserki i pozostawił je obok koszuli.
-A jak mi będzie zimno? - sapnął z wyrzutem, mocząc w chłodnej wodzie jedynie czubki palców u stóp, kiedy ja weszłam już po kolana.
-Rozgrzeję - rzuciłam wesoło i wysłałam mu w powietrzu buziaka.
Zaśmiał się gardłowo. Zacisnął zęby i wszedł do połowy łydek, by stanąć tuż za mną. Objął mnie w pasie od tyłu. Brodę oparł na kościstym ramieniu. Westchnął głośno wprost do mojego ucha. Położyłam dłonie na jego przedramionach na moim brzuchu. Ależ byłam zakochana. Uszczęśliwiało mnie nawet bezsensowne wpatrywanie się w nieznacznie falującą taflę wody. Miłość była straszna. Straszna, ale piękna. A kiedy przychodziła, strach nie słabł. Strach nie przed uczuciem, a przed jego utratą.
-Zastanawiałeś się kiedyś, czy chciałbyś mieć dzieci? - wypaliłam ni stąd, ni zowąd.
-Pozwól, że się upewnię - wymamrotał skołowany. - Bierzesz tabletki, tak?
-Tak, wariacie. Przecież nie chcę zrobić z ciebie tatuśka. Przynajmniej na razie. - Justin w odwecie ugryzł delikatnie moje ramię. - Żartowałam, nie bój się. Pytam czysto teoretycznie.
-Więc teraz może ci przypomnę, że do wczoraj żyłem z przekonaniem, że do końca życia zostanę prawiczkiem. Naprawdę sądzisz, że myślałem o dzieciach?
Justin miał rację. Momentami zapominałam, że jest księdzem i powinien prowadzić zupełnie inny tryb życia. Papierosy zastępowały mu jabłka, alkohol sok pomarańczowy, a myśli o seksie nawet do siebie nie dopuszczał. I pomyśleć, że zakochałam się w całkowitym przeciwieństwie samej siebie. Zaczynam wierzyć, że przeciwieństwa przyciągają się mocniej niż podobieństwa.
-Teraz masz chwilę na zastanowienie. Do roboty!
By dać sobie odrobinę swobody, odsunęłam jego ramiona od ciała i zanurkowałam pod taflę wody. Kiedy stałam w niej po kolana, zdawała się chłodna, lecz gdy zanurzyłam się cała, nagle stała się lodowata. Wypłynęłam na powierzchnię od stóp po głowę pokryta dreszczami.
-O Boże, przytul mnie bo zamarznę! - Rzuciłam się Justinowi na szyję. Wcale nie był zadowolony. Bronił się przed kroplami zimnej wody jak lew broniący potomstwa. W ostateczności oboje wpadliśmy do jeziora z głośnym pluskiem. Znów byłam w wodzie po czubek głowy, ale z jego ciałem u boku było znacznie cieplej. Niesłychane.
-Chloe, uduszę cię! Przez ciebie zamarznę! - krzyknął po wyłonieniu z wody głowy. Jego głos rozniósł się echem po całym jeziorze.
-Więc jak z tymi dzieciaczkami? - rzuciłam szybko, zanim padłyby kolejne oskarżenia. Wtuliłam się w jego tors i chuchałam w pierś by go ogrzać. Śmieszyła mnie jego delikatność, ale też nie chciałam, by z mojej winy nabawił się kataru.
-Chloe, mam dwadzieścia cztery lata, jestem księdzem, a miłość wyznałem ci raptem godzinę temu. Naprawdę musimy rozmawiać o dzieciach?
-Nie musimy. Chcę tylko wiedzieć, czy gdybym przez przypadek - dodałam nacisk na ostatnie słowo - zapomniała parę razy o tabletkach, nie znikniesz nagle i nie wyprzesz się odpowiedzialności.
-Chloe! Czy ty planujesz wkopać mnie w pieluchy?
-Ja? - zachichotałam. - Skądże. Zakładam tylko czysto teoretycznie. Przecież nie zamierzam chodzić teraz z brzuchem. Chcę tylko wiedzieć, jak byś się zachował.
-Jeśli wpadniesz, wtedy będziemy się martwić.
-Martwić? - wychwyciłam w plątaninie słów.
-Nie łap mnie za słówka, Chloe.
-Widzę, że masz nieco inne poglądy niż większość księży.
Justin westchnął głęboko i przeczesał palcami mokre włosy. Chyba odrobinę go zirytowałam. Mówi się trudno.
-Przedstawię ci to w inny sposób. Gdybyś pierwszemu lepszemu facetowi zaczęła mówić o dzieciach po pierwszej spędzonej nocy, uciekłby od ciebie w popłochu.
Nadąsałam się ponownie, ale tym razem nie skrzyżowałam ramion na piersi. Nie chciałam ich zasłaniać. Po co, skoro sam widok sprawiał Justinowi przyjemność?
-Ależ ty delikatny - żachnęłam pod nosem.
-Nie ma co się złościć, Chloe. Po prostu wspólnie będziemy pilnować, żebyś łykała tabletki, a żaden robaczek w twoim brzuszku nie zakwitnie.
Parsknęłam głośnym śmiechem. Tym razem mój głos rozniósł się echem po gładkiej tafli wody. Justin pogłaskał mnie czule po podbrzuszu. Oczyma wyobraźni widziałam jego dłoń niżej. Pieściłby mnie perfekcyjnie, dokładnie, poświęcając mi całą uwagę. Ale na razie był na to zbyt grzeczny. Naparłam na wargi Justina i delikatnie popchnęłam go na brzeg. Zbliżałam się, więc automatycznie wykonywał kroki w tył, ale nasze wargi nie zaznały rozłączenia. Wody było już tylko po kolana, później po kostki, aż stanęliśmy mokrymi stopami na suchym, chłodnym piasku. Justin zauważył błysk w moim oku. Posłał mi cień zadziornego uśmiechu i szepnął do ucha:
-Zmarzłem, słońce.
Pogłaskałam go po policzku przed oddaniem ponownego pocałunku na jego pulchnych, malinowych wargach. Smakowały niesamowicie, a ile przyjemności mi sprawiały. Nie do opisania.
-Od czego tu jestem? - odparłam pewna siebie.
Justin opadł lekko na sypki piasek i podparł się rękoma za sobą. Na jego ustach pogrywał uśmiech. Tanecznym krokiem zbliżyłam się do króliczka i stanęłam pomiędzy jego nogami. Z błyskiem prawdziwej kocicy w oczach pchnęłam na podłoże jego barki. Opadł miękko plecami na piasek, bym ja mogła zająć miejsce na jego udach. Łasiłam się do niego, uśmiechałam się szeroko, ukazując wszystkie zęby. Miałam na niego ogromną ochotę, zwłaszcza że jego nabrzmiała męskość jakby posyłała mi zalotne spojrzenia. Byłam uległa.
-Najbardziej romantyczne miejsce, w jakim będę uprawiać seks - mruknęłam ochoczo, oblizują wargi, dolną i górną.
-A będziemy się kochać? - udał zaskoczonego całkiem skutecznie. Miałam moment zawahania. Został pospiesznie rozwiany przez szeroki uśmiech Justina i jego dłonie, które stanowczo złapały moje biodra.
-Nie przepuszczę takiej okazji.
Przysunęłam się bliżej i uniosłam. Czułam jego członka przy samym wejściu. A ochota i pożądanie rosło. Chłód powietrza i lodowata woda nagle zaczęła wrzeć na moim rozpalonym ciele. Nade wszystko Justin ścisnął w dłoni jedną z moich piersi. Mogę umierać?
-Czekaj! - krzyknął niespodziewanie, kiedy miałam osunąć się na niego z głośnym jękiem na ustach.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Naprawdę?
-Czego chcesz? - warknęłam, pragnąc już tylko jednego. Jak na złość trzymał mnie w niepewności.
-Masz jeszcze papierosy? - spytał z zadziornym uśmiechem w prawym kąciku ust.
-Bez obaw - parsknęłam krótko. - Możemy wybzykać całą paczkę.
-I nie zostawimy nic na rano?
-Na rano - szepnęłam, zbliżając usta do jego ucha i jednocześnie powolutku pozwalając mu we mnie wejść. - Na rano mam drugą paczkę.
Nigdy nie czułam się z żadnym mężczyzną tak jak dzisiejszej nocy z Justinem. Umierałam, by odradzać się na nowo. Silniejsza, szczęśliwsza i bogatsza. Bogatsza o nowe doznania.
***
Uchyliłam obie powieki z ogromną przyjemnością, bo wiedziałam, że ujrzę pod policzkiem lekko umięśniony tors i poczuję zapach jego skóry. Przeciągnęłam się i ziewnęłam całkiem głośno. Jeśli przebudził się przede mną, moja pobudka nie umknie jego uwadze. Jak na zawołanie poczułam pośród włosów jego dłoń. Przebiegł palcami pośród falowanych kosmyków, aż dotknął głowy i złożył na jej czubku czułe muśnięcie.
-Jak się spało mojemu aniołkowi? - spytał półszeptem z ustami wśród moich włosów. Serce zabiło mi mocniej na dźwięk czułego słówka. Nikt do tej pory nie nazywał mnie aniołkiem. Nikt nie dawał mi tyle czułości, ile on przelał na mnie w ciągu jednej nocy. Potrzebowałam jej. Potrzebowałam przekonania, że znaczę dla kogoś wiele.
-Miałam kilka bardzo erotycznych snów i jak się nad tym dłużej zastanawiam, dochodzę do wniosku, że to wcale nie były sny.
-Myślę, że mieliśmy te same sny, Chloe. I tak samo podniecające.
-Więc cieszę się, że mieliśmy okazję się w nich spotkać - powiedziałam, po czym powoli wysunęłam się spod ciepłej kołdry.
Zanim jednak zdołałam postawić na drewnianych deskach podłogowych obie stopy, Justin przyciągnął mnie z powrotem do swojego ciała. Opadłam na wielką poduszkę, zatopiłam się w niej. Ciało Justina powoli wyłoniło się nade mną.
-Chciałaś uciec tak bez właściwego powitania? Stęskniłem się za tobą w ciągu tych kilku godzin snu - mruknął i skubnął delikatnie moją wargę, a potem schował twarz w zagłębieniu szyi i pocałował skórę krótko. Był zaborczy. Wiedział, że to lubię. Lubię jego stanowczą stronę. - Swoją drogą wyglądasz jak mała dziewczynka, kiedy śpisz. Brakuje ci tylko smoczka.
-Wyczuwam podtekst seksualny? - Uniosłam zadziornie jedną brew i delikatnie pogładziłam jego krocze przez bokserki.
-Podtekst? A czy ja nazywam się Chloe Montez, żeby rzucać podtekstami na prawo i lewo?
-Po tej nocy bliżej ci do Chloe niż do grzecznego księdza Biebera. Twoje nazwisko nie pasuje do tej roli. Gdybym usłyszała je przypadkiem na ulicy, w dodatku w połączeniu z imieniem, pomyślałabym, że jesteś jakimś szefem mafii, który bzyka panienki na prawo i lewo i handluje narkotykami.
-Odrobinę minęłaś się z prawdą - zażartował i kilka razy czule musnął skórę twarzy. Później pozwolił mi wstać. Ja jednak jak na złość zmieniłam zdanie i wolałam poprzytulać się jeszcze do niego przez minutkę, dwie czy dziesięć.
-Co teraz z nami będzie? - spytałam smutno. Nakreśliłam na piersi mężczyzny kilka równych serc i na środku każdego złożyłam pocałunek. Niech wie, że go kocham nie tylko słowami, ale również każdym gestem.
-Co masz na myśli, Chloe? Ja muszę wrócić do swoich obowiązków, ty również. Masz szkołę, ja pracę i posługę kapłańską. Kocham cię, ale nie możemy żyć normalnie, jak te wszystkie szczęśliwe pary z komedii romantycznych.
-Ale tutaj nasza miłość się nie kończy, prawda? - Spojrzałam na niego pełna nadziei. Może złudnej, ale silnej. - Po powrocie do miasta nie zaczniesz traktować mnie, jakby nic pomiędzy nami nie było?
-Oczywiście, że nie, Chloe. Nie przestaje się kochać z minuty na minutę. Musimy się po prostu ukrywać. Jak zbiegli więźniowie. Więźniowie uczuć. Nie mogę przed kimkolwiek pokazać, bądź chociaż powiedzieć, co do ciebie czuję. To niedozwolone, nieetyczne. Obiecuję ci, że gdy będziemy sami, nie będę miał oporów przed pokazywaniem ci miłości. Ale przy ludziach musimy zachowywać pozory. Przepraszam, Chloe. Ja również chciałbym cię mieć tylko dla siebie.
-Nie przepraszaj, przecież zdaję sobie sprawę, że nasz związek nie należy do prostych. Muszę się tobą dzielić z samy Bogiem, to trudne zadanie - zażartowałam. Mój nastrój udzielił się Justinowi. Zachichotał krótko i cicho, przytakując głową. - Ale serce nie sługa. Wybiera samo. Moje wybrało ciebie i myślę, że dokonało wyboru najlepszego z możliwych.
-Jesteś kochana - szepnął mi do ucha.
-Nie bardziej niż ty.
Jeszcze przed miesiącem mdliło mnie na dźwięk słodkiej wymiany zdań zakochanych. Teraz sama chciałabym słuchać głosu Justina godzinami, gdy nazywa mnie aniołkiem, gdy mówi, jak bardzo mnie kocha. Poglądy zmieniają się wraz z wiekiem. Idą na równi z dojrzewaniem. Ja dojrzałam dziś do miłości. W jego ramionach czułam się nie tylko bezpiecznie. Byłam doceniona, spełniona, taka, jaką zawsze chciałam się czuć.
-Chloe? - przerwał moją sielankę niepewnym głosem.
-Coś się stało? - spytałam z lekkim dystansem i z nieznanych przyczyn postanowiłam nie patrzeć mu w oczy. W jego głosie było coś, czego pomimo usilnych prób nie potrafiłam rozwikłać.
-Teraz, kiedy jesteśmy razem - zaczął poważnie. Tylko jego dłoń gładząca dół moich pleców dodawała otuchy. - Nie będziesz już sypiać z Mike'iem, prawda?
Niepotrzebnie się denerwowałam. Pytanie Justina wprawiło mnie w niemałą falę śmiechu przedzierającą się przez całe ciało. Dała upust na ustach w postaci chichotu.
-Zwariowałeś? Seks z nim nie był nawet w maleńkiej części tak podniecający jak z tobą. Poza tym, za kogo ty mnie masz? Kocham cię, jesteśmy razem pomimo całego problemu z ukrywaniem się. Nie zdradziłabym cię.
-Wolałem się upewnić, gdybym nie zaspokajał twoich potrzeb. - Wzruszył beznamiętnie ramionami, ale wyraźnie się uspokoił.
-Dobry żart - żachnęłam krótko.
Obie wskazówki zegara wiszącego na przeciwnej ścianie ponad schodami ustawiły się na godzinie dziesiątej. Dzięki Bogu była sobota. Żadne z nas nie musiało się spieszyć. Przeciągnęłam się raz jeszcze na miękkiej, pachnącej pościeli, która zeszłej nocy pochłonęła od groma wspólnych wspomnień. Stanęłam na posadzce bosymi stopami. Chłód drewna wstrząsnął nieznacznie ciałem. Pozbierałam z ziemi resztę swoich ubrań - stanik, koszulkę bez rękawów, jeansy i bluzę. Powoli założyłam na ramiona ramiączka biustonosza. Wtedy dotarło do mnie niezadowolone westchnienie Justina, który z głową podpartą na dłoniach rozłożył się na łóżku i spoglądał na mnie z zaciekawieniem.
-Już dość się naoglądałeś, króliczku.
-Czuję niedosyt.
-Bez obaw - uspokoiłam go. - Po kilku dniach spędzonych ze mną będziesz miał zupełny przesyt.
-To w ogóle możliwe?
Uśmiechnęłam się pod nosem. Justin komplementował mnie w sposób delikatny, broń Boże wulgarny. Być może właśnie tym skradł moje serce.
Zdążyłam założyć bokserkę, gdy nagle na podwórzu przed starym domem rozległy się obce głosy. Jeden kobiecy, wysoki. Drugi męski, niski i wzburzony. Serce mi stanęło, by w następnej sekundzie zabić dwukrotnie szybciej.
-Ktoś włamał się do naszego domu! - pisnęła kobieta. Po głosie mogłam poznać, że była w średnim wieku. I do potencjalnych włamywaczy z pewnością nie pałała sympatią.
-Mówiłem ci, żeby sprzedać ten dom i zabrać z niego wszystkie cenniejsze rzeczy. Mamy z nim same problemy!
Typowe małżeństwo z długoletnim stażem, którzy w każdej sytuacji znajdą powód do kłótni. Nawet niedzielny obiad może ich sprowokować.
Spojrzałam na Justina ze strachem. Ten jak na zawołanie zerwał się z łóżka i złapał w biegu jeansy. Ubierał się pospiesznie, niechlujnie, a ja stałam i obserwowałam jego nieudolne próby zapięcia rozporka i guzika równocześnie.
-Daj, ja to zrobię - szepnęłam ze śmiechem. Zapięłam jego spodnie jednym ruchem.
Małżeństwo weszło do domu. Ich kroki odznaczały się na parterowych deskach na podłodze. Pewnie kierowali się do schodów. Dzieliło ich od nas raptem kilkanaście stopni. Szybko wskoczyłam w jeansy. Bluzę wzięłam pod pachę i kiedy Justin zakładał na lekko umięśnione ramiona rękawy koszuli, pociągnęłam go za mankiet na balkon. Powstrzymując salwę śmiechu, przedarliśmy się przez drewniane barierki, ale stukot naszych kroków skierował uwagę właścicieli domu na piętro. Zmierzali na górę po schodach, a my nadal tkwiliśmy na balkonie. Cholera, z dołu balkon wydawał się bliżej. Z góry nie wyglądało to tak przychylnie. Justin przyłożył do ust palec wskazujący. Ruchem warg odliczył do trzech i po ostatniej cyfrze zamknęłam oczy i puściłam barierkę. Miałam nadzieję, że wyjdę z tego cało. Już po chwili moje kolana spotkały się z gęstą trawą przed domem. Kątem oka zauważyłam, że Justin wstał i pospiesznie otrzepał spodnie z ziemi. Rozpięta koszula odsłaniała jego tors. Nie pomagał mi się skupić.
-Biegnij za mną - wyszeptał, w jego oczach połyskiwały iskry. Adrenalina rozpaliła w nim szczęście. Promieniował radością.
-Poczekaj! - pisnęłam cicho.
Przebiegłam tuż obok niego i wpadłam przez otwarte drzwi na parter domu. Korzystając z nieobecności właścicieli w salonie, otworzyłam pierwszą po drodze szufladę i wyjęłam kartkę i długopis. Uciekłam przez wnękę w ścianie. Za plecami usłyszałam jeszcze krzyk kobiety atakujący "głupie dzieciaki" i zarzut mężczyzny, że pościel jest jeszcze ciepła. A ja zaryzykowałabym stwierdzenie, że materac nadal płonął.
Przedarliśmy się z Justinem przez kępy bujnej trawy. Niemal czułam oddech małżeństwa na plecach. Ich głosy słyszałam coraz wyraźniej. Chcieli złapać winnych. Wyszli przed dom, a ja z piskiem złapałam Justina za rękę i oboje przyspieszyliśmy. Ubawiłam się przy tym po pachy. Na ostatniej prostej wykonaliśmy ślizg i na tyłkach zjechaliśmy na samo dno dość ostrej skarpy. Wylądowaliśmy na pośladkach na tej samej plaży, na której ubiegłej nocy przeżyliśmy tyle pięknych, erotyczno-romantycznych chwil.
-Czy tylko ja mam wrażenie, że w nocy to miejsce zdawało się ładniejsze? - parsknęłam śmiechem i usiadłam blisko Justina, ramię w ramię.
-Może dlatego, że w nocy nie gonili nas żadni rozwścieczeni ludzie. - Pokręcił z niedowierzającym uśmiechem głową. Nadal serce biło mu jak oszalałe.
-Nie zrobiliśmy przecież nic złego. Jedynie uprawialiśmy seks w ich łóżku.
-Jedynie - zironizował Justin. Jego śmiech był melodią dla moich uszu. Nie sposób było powstrzymać się od pocałunku. Dlatego też skradłam szybkie muśnięcie na jego policzku. - A to za co?
-Za to, że jesteś. Tak po prostu.
I znów to samo. Na kolejne minuty zatopiłam się w jego spojrzeniu. Łagodne, ale doskonale wiedziało, czego chce.
Kiedy zagrożenie minęło, wspięliśmy się powoli po skarpie. Upewniwszy się, że obiektów zagrożenia nie ma w najbliższym otoczeniu, ruszyliśmy z powrotem wśród gęstej, wysokiej trawy. Chyba nikt jej nigdy nie przyciął, a w ciągu wielu lat słońce doszczętnie wysuszyło. Justin chciał natychmiast wracać, by nie natknąć się ponownie na małżeństwo, ale ja miałam lepszy pomysł. Ukucnęłam i nakreśliłam na ukradzionej kartce kilka koślawych słów pochyłym pismem. Kazałam Justinowi poczekać, a sama puściłam się biegiem do drzwi i położyłam na wycieraczce kartkę.
Byliśmy w pilnej potrzebie, przepraszamy.
Ps. Szampan był pyszny, a łóżko zajebiście wygodne.
Pss. Oddałabym za tę rozbitą szybę, ale chwilowo jestem spłukana.
Pędem wróciłam do Justina, a potem razem, trzymając splecione dłonie, pognaliśmy przez łąki i pola w miejsce, w którym nikt nas nigdy nie znajdzie.
~*~
Dzisiaj gala! Kto jest podekscytowany tak jak ja? Jeśli będziecie oglądać i macie ochotę pokomentować, zapraszam na swojego aska hahahaha :))
SWIETNY ROZDZIAL!!
OdpowiedzUsuńnicetomeetyoubabyy.blogspot.com
cudny rozdzial ! bd spamowac na twoim asku :*
OdpowiedzUsuńDziękuuuuuje za rodział na urodziny!! :3 Oczywiście świetny :) czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńKasia
Świetny rozdział. Nie mogę się doczekać gali i następnego rozdziału
OdpowiedzUsuńCudowny <333
OdpowiedzUsuńBoski rozdział . Po prostu brak słów . Czekam nn
OdpowiedzUsuńo kurwa hahahaahaahah
OdpowiedzUsuńZAJEBISTY
Hahaha justinek szaleje. Rozdział boski!!! Ta ich ucieczka zaj
OdpowiedzUsuń└(^o^)┘
JUSTIN SIE NAM ROZKRĘCIŁ! *-* Tak się cieszę ze wreszcie wyznali sobie miłość :D
OdpowiedzUsuńDo następnego;)
Buzi
JUSTIN MISTRZEM GALI WSZYSTKO ZEBRAL KOCHANY
OdpowiedzUsuńZajebiście piszesz , super blog, niespotykana fabuła :) Uwielbiam tego bloga .
OdpowiedzUsuńJaki cudowny rozdział, poprostu majstersztyk, nie mogę doczekać się zobaczenia ukrywających się Chloe i Justina. Życzę weny :-*
OdpowiedzUsuńNo no maleńka dałaś czadu z tym rozdziałem . Super to opowiadanie robi się coraz ciekawsze, uwielbiam je od samego początku
OdpowiedzUsuńHe he he Justin ty grzeszniku! :D rozdział hiper mega dobry :D
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuń/Wiki