niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 22 - Dwie wersje wydarzeń...

Jeśli uważacie, że zasłużyło, zagłosujcie na opowiadanie Priest! :)
http://fanfictions-for-you01.blogspot.com/2015/11/blog-pazdziernik-2015.html#_=_


Rozdział z dedykacją urodzinową dla Kingi. Wiem, że miałaś urodziny w czwartek i jeszcze raz przepraszam, że nie mogłam dodać rozdziału wtedy. Wszystkiego najlepszego <3


Justin

Związek z Chloe posiadał jedną wadę - powolne popadanie w nałóg nikotynowy. Zgodnie z naszą tradycją paliłem zbyt często i w towarzystwie zbyt silnych emocji. Ale nałóg ten był zbyt przyjemny, bym chociaż próbował wyplątać się z jego sideł. Więc popadałem coraz głębiej i głębiej. W ten pełen papierosowego dymu dół pchała mnie mała dłoń Chloe. I byłem jej za to dozgonnie wdzięczny.
Wybudziłem się ze spokojnego snu na chwilę przed budzikiem, a gdy głośna melodia zajęła sypialnię, wyłączyłem ją z irytacją. Na pasku powiadomień mignęła mała koperta. Jedna nieodczytana wiadomość od tajemniczej wielbicielki. W ten sposób Chloe wpisała nazwę przy swoim numerze w liście kontaktów w moim telefonie. Stwierdziła, że jest moją cichą wielbicielką, bo chociaż wcale nie lubi siedzieć cicho, musi milczeć i pozostać w ukryciu. I tak oto zyskałem cichą wielbicielkę, która potrafiła zakraść się na palcach i niespodziewanie zaatakować. Każdy taki atak wiązał się z przyjemnością. Ona była moją największą przyjemnością zesłaną przez Boga i diabła jednocześnie. Musieli kłócić się, z pod czyjej ręki ma wyjść i w tym jednym wypadku połączyli swoje siły, by stworzyć ideał w postaci Chloe z niebiańską duszyczką i piekielnie nieczystymi myślami. Robiła mi dobrze, po prostu będąc.
Po porannym prysznicu, podczas którego nadal udało mi się powstrzymać przed pewną nieczystością, ubrałem się i zapełniłem żołądek lekkim śniadaniem popitym kawą zbożową bez cukru. Minął pamiętny weekend, więc byłem z Chloe dopiero dwa dni. W sobotę wróciliśmy wieczorem i rozmawialiśmy przez telefon do późnych godzin nocnych, dopóki nie usłyszałem w słuchawce miarowego oddechu Chloe. Uśmiechnąłem się jedynie i żałowałem, że nie śpi obok nie i nie mogę złożyć czułego pocałunku na jej policzku. W niedzielę czasu dla naszej dwójki Bóg poskąpił. Widziałem ją siedzącą w drugiej ławce w kościele. Udzielałem komunii i ona podeszła akurat do mnie. To nie był przypadek. Spojrzała na mnie tym spojrzeniem, przez które moim ciałem wstrząsały dreszcze i leniwie zamrugała. O mały włos nie ugięły się pode mną kolana, bo inaczej runąłbym na ziemię jak długi. Na miłość Boską, co ta dziewczyna ze mną robi.
Cieszyłem się z nadejścia poniedziałku. Oznaczał pierwszą lekcję z klasą Chloe. Usiądzie w pierwszej ławce i od pierwszych minut zacznie kreślić w zeszycie wzorki bez większego sensu, byle by tylko zająć czymś dłonie. Jak się zachowa? Co będzie mówić? Da radę dotrzymać tajemnicy, czy zdradzi ją choćby przypadkiem? Byłem zaniepokojony, bo doskonale znałem możliwości Chloe i jej niewyparzony język. Pełen obaw, ale też wewnętrznego podekscytowania pozmywałem naczynia po śniadaniu i wytarłem ręce w białą szmatkę, a żeby wyschła szybciej, rozwiesiłem na kaloryferze. Jak na zawołanie zaczął dzwonić telefon.
-Dzień dobry, słońce. Wyspałaś się? - spytałem z uśmiechem, nalewając z dzbanka jeszcze jedną filiżankę świeżo parzonej kawy. Zapach unosił się w całym mieszkaniu.
-Nie - odparła krótko. - Przez całą noc przytulałam poduszkę i łudziłam się, że to ty. Ale ta poduszka mnie nie dotykała, nie była tak przyjemnie ciepła i nie miała mięśni. Jednym zdaniem, przegrywała z tobą na każdej płaszczyźnie. Przy pierwszej okazji zabiorę ci poduszkę i będę przytulać się do twojej. Chociaż pachnieć będzie tobą. Zawsze to jakieś pocieszenie. 
-Śniłaś mi się dzisiaj - wtrąciłem, gdy uznałem, że skończyła. Przerwa pomiędzy jednym zdaniem a drugim nie trwałaby tak długo. - Miałaś na sobie taką letnią sukienkę w kwiatki. - Chwila przerwy na oddech i nagły huk rozległ się po drugiej stronie w słuchawce. - Chloe, co ty robisz? 
-Jak to co? - sapnęła z grymasem. Obawiam się, że huk mógł być dowodem silnego, przypadkowego uderzenia. A teraz siedzi pewnie na łóżku i masuje obolałe miejsce na ciele. - Chciałam wyciągnąć z szafy sukienkę w kwiatki, taką jak w twoim śnie. Ale mama ostatnio kupiła mi puszyste skarpetki i dzisiaj mam je na sobie po raz pierwszy. - Jeszcze nie skończyła mówić, a ja już podśmiewałem się pod nosem. - Nie masz pojęcia, jak te cholerstwa ślizgają się na panelach. 
-Więc co ucierpiało przy upadku najbardziej? 
-Pupa. Zdecydowanie pupa. Jest cała obolała. A skarpetki przeszły na czarną listę skarpetek. 
-Chloe - zawiesiłem głos. - Naprawdę stworzyłaś czarną listę skarpetek? 
-Nie rozumiem, dlaczego się dziwisz. Każdy powinien taką mieć. Wtedy wiesz, które przynoszą pecha, a które powodują szczęście. Dla porównania, w piątek miałam najszczęśliwsze skarpetki ze wszystkich i widzisz, jak dobrze na tym wyszłam? Przeżyłam najlepszą noc w swoim życiu i...
Chloe wciągnęła ze świstem powietrze. Komórkę odsunęła od ucha. Wymówiłem jej imię kilkukrotnie, ale zrezygnowałem, gdy po drugiej stronie rozległo się głośne skrzypnięcie drzwi i kilka donośnych kroków. Milczałem, bo w przeciwnym wypadku Chloe mogłaby mieć problemy. Wytężyłem słuch i pogrążony w rozmowie Chloe z matką, delektowałem się każdym dźwiękiem jej głosu. A miała niebywale dźwięczną i perlistą barwę.
-Chloe, jest siódma trzydzieści, dlaczego nie jesteś jeszcze ubrana? I w ogóle z kim rozmawiasz? Słyszałam jakieś śmiechy i chichoty. Pokaż mi telefon, Chloe. - Jej mama była naprawdę surowa i dziwi mnie, że razem z mężem nie zdołali utemperować jej charakteru.
-Nie widzę takiej potrzeby - odparła zaalarmowana. Oczyma wyobraźni widziałem, jak pani Montez wyciąga chciwą dłoń i zaciska palce na telefonie córki.
-Ale ja widzę. Czekam na telefon, Chloe. 
W słuchawce zaszumiało, usłyszałem szmer i musiałem odsunąć komórkę od ucha. Nieprzyjemne dźwięki drażniły.
-Bóg seksu? Do cholery, Chloe, kto jest zapisany w ten sposób w twoim telefonie?
Żeby zagłuszyć salwę śmiechu, przyłożyłem do twarzy poduszkę i to w nią dałem upust rozbawieniu.
-Och, to były tylko takie żarty, nie traktuj tego poważnie. - Próbowała wybrnąć z niefortunnej sytuacji, zachowując pełną powagę i profesjonalizm. Mogłaby prowadzić kursy dotyczące wybitnej umiejętności - kłamstwa. Rozkręciłaby ogólnokrajowy biznes i zarabiała fortunę.
-Chloe, pytam się, kto to jest? Czy to jakiś mężczyzna?
Już chciałem z ironią skomentować, że Chloe z pewnością zapisała w ten sposób numer koleżanki, ale w porę przypomniałem sobie, że podsłuch działa obustronnie i każde moje słowo usłyszałaby nie tylko Chloe, lecz również jej wzburzona matka. Ale Chloe jeszcze bardziej rozbawiła mnie nieoczekiwaną odpowiedzią.
-To jedna z koleżanek, wygłupiałyśmy się. Nic wielkiego. 
-Nie okłamujesz mnie, Chloe? Nie chcę, żebyś wpadła w złe towarzystwo.
-Bez obaw - uspokoiła mamę. - Lepiej trafić nie mogłam.
Jeszcze ostatnie westchnienie zalało pokój Chloe. Wspomniałem te kolorowe ściany i jej usta, które pierwszy raz pocałowały moje. Mój pierwszy prawdziwy pocałunek przeszedł do historii. Myślałem o nim bezustannie przez dwa dni i dwie noce i już wtedy doszedłem do wniosku, że nic nie przyniosło mi większej przyjemności niż ten pełen ciepła i namiętności pocałunek.
-Było blisko, ale już po krzyku. - Po usłyszeniu kolejnego szmeru w słuchawce, jego miejsce w końcu zastąpił rozradowany głos Chloe. - Moja mama tylko czasami ma takie przebłyski. Wtedy najchętniej przeczytałaby wszystkie moje smsy. Tak więc jeśli będziesz chciał uprawiać cyberseks to tylko tak, żeby moja mama nie miała do tego dostępu. A już najlepszy byłby seks telefon, ale też tylko w środku nocy. Boże, gdyby ktoś nas nagrał, nie wiem, kto miałby bardziej przesrane.
-Chloe, jeśli twoja mama stoi teraz pod drzwiami i podsłuchuje, nie wmówisz jej, że rozmawiasz z koleżanką. Albo uzna cię za lesbijkę. 
-Wtedy powiedziałabym jej prawdę.
-Jaką prawdę? - spytałem zaniepokojony.
-A taką - ściszyła głos do szeptu - że pieprzę księdza.
Nie miałem siły dłużej ją pouczać. Przytrzymując telefon ramieniem, posprzątałem po śniadaniu. Potem usiadłem na szafce w przedpokoju i wiązałem buty na równe kokardki. Tak, jak nauczyłem się w przedszkolu. Słyszałem przez telefon, jak Chloe mamrocze coś niezrozumiałego pod nosem, czasem przeklęła, a za chwilę jęknęła zgorszona.
-Nie chcę, żeby to zabrzmiało dwuznacznie, ale co ty tam robisz, Chloe?
-Gdybym mogła, powiedziałabym, że walę konia. To fajnie brzmi. - Nie sposób było nie kochać w niej tej bezpośredniości. - A tak naprawdę to chyba przytyłam. Mam problem z zapięciem sukienki.
-Podnieś ręce, wciągnij brzuch i poproś mamę, żeby ci pomogła - zaproponowałem rozbawiony. Chloe przytyła? Niemożliwe.
-Jasne, a kiedy opuszczę ręce, pęknę w szwach. Genialny pomysł. Chyba nie mogę zjeść śniadania, bo wtedy naprawdę się nie zmieszczę.
-A potem zemdlejesz mi w klasie i będę miał same problemy. Zapomnij. Zjedz śniadanie, bo inaczej sam zrobię ci kanapki i przypilnuję, żebyś zjadła.
-Jesteś gorszy niż moi rodzice. Okay, dla ciebie zjem płatki z mlekiem. Czekoladowe czy kukurydziane?
Zastanowiłem się chwilę. Czekolada rozwesela, a ja chciałem oglądać uśmiech Chloe przez cały dzień.
-Czekoladowe - odparłem pewnie. Z trudem założyłem kurtkę, w końcu wciąż trzymałem przy uchu komórkę, by słyszeć każdy oddech Chloe. Nade wszystko zamek błyskawiczny zahaczył się na jednym z guzików błękitnej koszuli. - A poza tym, dlaczego kiedy ja wychodzę z domu, ty dopiero schodzisz na śniadanie?
-Mama podwiezie mnie do szkoły - powiedziała, lecz na koniec jej głos się zawahał. - A przynajmniej taką mam nadzieję. Inaczej spóźnię się na lekcję z moim ulubionym księdzem.
-Nie możemy do tego dopuścić, zwłaszcza dzisiaj, kiedy mam do przeprowadzenia tak ciekawy i zarazem uciążliwy dla mnie temat.
-To naprawdę już dziś? - zaćwierkała z ekscytacją. Kolejne zdanie nie zostało skierowane do mnie. - MAMO, PODWIEZIESZ MNIE DO SZKOŁY? PROSZĘ! - Podejrzewam, że krzyczała ze swojego pokoju do matki, która krzątała się po kuchni. - DZIĘKUJĘ! - Ostatni krzyk i w końcu mogłem przysunąć telefon bliżej ucha. - Podwiezie mnie, będę punktualnie. - Jej głos lekko drżał. Zbiegała po schodach na parter. I wciąż ze mną rozmawiała, jakby nie bała się konsekwencji płynących z podejrzeń matki.
-Chloe, jesteś pewna, że możemy dalej rozmawiać?
-W zasadzie powinnam się rozłączyć. Inaczej opluję telefon mlekiem. Więc do zobaczenia, króliczku. 
I zakończyła połączenie, nie dając mi szansy się pożegnać. Wcale nie chodziło mi o rozmowę podczas śniadania, a w otoczeniu jej mamy, ale skoro sama wybrała ważniejszy powód, nie będę się wtrącał. Schowałem telefon do kieszeni i wyszedłem z domu. Mnie, w przeciwieństwie do Chloe, nie podwiezie do szkoły mama, a moje spóźnienie miałoby znacznie poważniejsze konsekwencje. Zamknąłem drzwi i zbiegłem po schodach. Na parterze wypadłem przed blok. Nie zdążyłem jeszcze zahamować i o mały włos nie wpadłem na kobietę niosącą torby wypchane zakupami. Z przepraszającym uśmiechem przytrzymałem jej drzwi do klatki schodowej, a później popędziłem do szkoły. Marny mój los. Opuściłem te mury kilka lat temu, a teraz każdego dnia musiałem do nich wracać. Czasem z uśmiechem, czasem bez, zależy od nastroju. Dzisiaj przyświecała mi myśl, że spotkam Chloe i może uda mi się niepostrzeżenie skraść z jej ust krótki pocałunek.
Dziedziniec przed szkołą tętnił życiem. Prowadzono zacięte rozmowy o życiu, o miłości i o seksie z uwzględnieniem uczniowskiej gwary. Czasem nie nadążałem za ich określeniami, choć sam byłem jeszcze młody. Nie wiedziałem więc, kiedy przesadzają i powinienem ich upomnieć, a kiedy nie przekraczają moralnych barier. Rękoma torowałem sobie drogę do drzwi. Świeciło słońce i większa część szkoły spędzała ostatnie minuty przed dzwonkiem na dworze. Dostać się do wnętrza szkoły wcale nie było tak łatwo. Kiedy jednak przekroczyłam próg przy ciężkich, drewnianych drzwiach, na korytarzu tłum i hałas niespodziewanie zniknął. Tylko pojedyncze osoby stały oparte o szafki. I tutaj rozmowy sprowadzały się przede wszystkim do kolejnej klasówki z matematyki czy do nieodrobionego zadania domowego. W kątach siedzieli uczniowie i spisywali ostatnie zadania, a gdy przechodziłem, chowali zeszyt kolegi w swój, jakby nie wiedzieli, że wszystko widzę i zwyczajnie przymykam oko na ich lenistwo. Gdyby trzeba było karać każdego nieuczciwego ucznia, naganę dostałby każdy, bez wyjątku, co do jednego.
Otworzyłem drzwi klasy na chwilę przed dzwonkiem, a gdy zdjąłem kurtkę, rozwiesiłem ją na krześle i położyłem na biurku notes z długopisem, głośny dźwięk zaczął zwabiać uczniów na pierwszą lekcję. Jak to możliwe, że mi nadal oczy kleiły się niemiłosiernie, a organizm domagał się jeszcze godzinki snu, podczas kiedy oni tętnili życiem jak na imprezie w nocnym klubie? Przecież nie byłem jeszcze tak stary. Odwrócony tyłem do klasy, wycierałem tablicę suchą gąbką. Ścierana kreda wzbijała się w powietrze w postaci dymu i gryzła w płucach, do których wlatywała przy każdym głębszym wdechu. Po kilku ruchach gąbką zaniosłem się głośnym kaszlem. Byłem więc zmuszony otworzyć na oścież jedno z okien. Całe szczęście powietrze było jeszcze ciepłe i nikt nie posądzi mnie o niepotrzebne hartowanie uczniów.
Nagle stukot obcasów przeszył gwar rozmów w klasie. Zapach startej kredy ustąpił miejsca słodkim perfumom. Chociaż stałem tyłem do drzwi, byłem pewien, że słońce przy jej blasku mogło się schować, bo i tak przegrałoby pojedynek i zawstydzone musiałoby odejść.
-Dzień dobry. - Ten głos. Ten, który powodował dreszcze. - Jak udał się księdzu weekend?
Odwróciłem się powoli i podszedłem do biurka. Nie mogłem pohamować ekscytacji. Była taka piękna, wyglądała jak w moim śnie. Zwiewna sukienka w kwiatki spływała po smukłej sylwetce i bynajmniej nie wyglądała tak, jakby przed kilkunastoma minutami nie mogła się w nią zmieścić. A całość podkreślały blond fale płynące po ramionach i plecach. Nie mogłem uwierzyć, że była moja. Tak prawdziwie moja, pod każdym względem.
-Bardzo przyjemnie, dziękuję, że pytasz - odparłem niepozornie i udałem, że poprawiam na biurku notes. W rzeczywistości spuściłem wzrok, by móc choć na chwilę oddać się myśli o wspólnie spędzonej nocy pod milionem gwiazd. - Tylko ten weekend mógłby trwać dłużej, nie sądzisz?
-Święte słowa! - krzyknęła rozradowana i uniosła w górę palec wskazujący, jakby chciała sprawdzić, z której strony wieje wiatr. Robiła tak zawsze, gdy była czymś niezwykle podekscytowana. Założę się, że ona również pozwoliła napłynąć wspomnieniom. - Święte słowa - powtórzyła i zajęła miejsce w pierwszej ławce po lewej stronie.
Ostatni uczeń wszedł do klasy i zamknął drzwi z ledwo słyszalnym "przepraszam za spóźnienie". Chociaż on wyglądał na zaspanego. Nie byłem sam. Odprowadziłem go wzrokiem do ławki. Leniwie wyjął zeszyt z podartą okładką i opadł na drewniane krzesło. Współczuję każdemu uczniowi, który spędza na nim osiem godzin dziennie. Przeszedłem na drugą stronę biurka, by móc oprzeć się o przednią krawędź tyłem ud. Przebiegłem wzrokiem po klasie i wyjątkowo mocno starałem się ominąć uśmiechniętą Chloe, ale czułem, jakby dziewczyna zarzuciła na mnie haczyk i przyciągała na cieniutkiej żyłce wędkarskiej -niewidocznej, ale silnej i trudnej do przerwania.
-Na tej lekcji wychowawczej mam do przeprowadzenia dość trudny dla mnie temat, ponieważ nie zgadza się z moimi poglądami - zacząłem, po części mówiąc prawdę, po części się z nią mijając, jak to zwykle w życiu bywa. Nie jesteśmy w stanie wyznać stuprocentowej prawdy. - Mianowicie, pan dyrektor kazał przeprowadzić każdemu wychowawcy rozmowę na temat zabezpieczeń. - Po klasie przebiegła fala podekscytowanych szeptów i chichotów. Ciekawe, czy zareagowaliby tak samo, gdybym poinformował o zbliżającym się konkursie z wiedzy o naszym mieście. Uchwyciłem spojrzenie Chloe. Puściła do mnie oczko i wcale nie pomogła mi się skoncentrować. Jeszcze pod koniec zeszłego tygodnia sądziłem, że przeprowadzę tę lekcję bez minimalnej wiedzy o temacie. A jednak życie lubi zaskakiwać. - A więc z całą pewnością wiecie, że drogą płciową przenoszone są liczne choroby, prawda? - Nie czekałem na odpowiedź. Była oczywista. - Ale również zabezpieczenia chronią was przed nieplanowaną ciążą, przed niespodziewanym wkroczeniem w dorosłe życie. Bo myślę, że nikt tutaj nie ma wątpliwości, że dziecko jest ogromną odpowiedzialnością.
Przerwałem zaalarmowany bladą dłonią, która powoli wzbijała się z w górę znad pierwszej ławki. Zaczęła się seria stu pytań od Chloe. Ale dzisiaj nie podejdę do nich sztywno. Dwuznaczność będzie grać w naszych słowach i przeplatać się przez nie jak piłka pomiędzy nogami zawodników na boisku.
-Proszę księdza, tak sobie myślę, co jeśli ktoś woli seks bez gumek? - Zatrzepotała rzęsami. Tak uwodzić potrafiła tylko ona.
-Widzę, że nic się nie zmieniło - skomentowałem niby znudzony, ale moje serce podskakiwało w pojedynczych chichotach. - Najwięcej pytań ma jak zwykle panna Montez. 
-Zadałam dopiero pierwsze - oburzyła się, przekładając nogę na drugą nogę. 
-Ale z pewnością nie ostatnie, mam rację? 
-Jakby mnie ksiądz znał. 
Och, znam. Znam lepiej, niż ktokolwiek w tej klasie mógłby przypuszczać. Ta myśl napawała mnie satysfakcją. W końcu najpiękniejsza dziewczyna w całej szkole (zaufajcie mi, piękniejszej nie było) należała do mnie i to ze mną chciała spędzać każdą minutę dnia. Miałem ochotę z parszywym uśmiechem powiedzieć to każdemu napotkanemu na korytarzu chłopakowi, że oto ja, ksiądz, który w piątek stracił cnotę, może poszczycić się względami u kogoś pokroju Chloe. 
-Więc jak z tym gumkami? - Głos Chloe sprowadził mnie na ziemię. No, prawie. Część mnie nadal unosiła się nad powierzchnią. - Bo wie ksiądz, ja swojego chłopaka lubię poczuć bardzo dokładnie. Ja nie lubię gumek i zdaje mi się, że on również. - Uniosła brwi, jakby oczekiwała ode mnie odpowiedzi złożonej w tej chwili, przy całej klasie. Nawet zastanawiałem się nad ukradkowym puszczeniem do niej oczka, ale to byłoby zbyt ryzykowne. 
-Chloe, nie potrzebuję szczegółów. - Bowiem znam je doskonale. Ponownie napełniłem się satysfakcją. - To już sprawa indywidualna twoja i tego chłopca. 
Chloe parsknęła głośnym śmiechem. Opadła na ławkę, odliczyła do pięciu i wyprostowała się z powagą wymalowaną na twarzy. Zwróciła na siebie uwagę znacznej części klasy i pomimo ciekawskich spojrzeń grała opanowaną. 
-Powiedział ksiądz na początku, że ten temat nie zgadza się z księdza poglądami. Dlaczego? 
Odpowiedź będzie połączeniem wartości każdego kapłana z wielkim kłamstwem własnych doświadczeń. 
-Kościół uznaje seks w małżeństwie i nie patrzy przychylnie na antykoncepcję, a głównym celem współżycia powinno być danie życie nowej istocie. Myślę, że żadne z was nie jest jeszcze w świętym związku małżeńskim i nie planuje powiększenia rodziny. 
-To dziwne - brwi Chloe zbiegły się, wargi wydęła - bo mój chłopak mówi, że jest wierzący i ja mu wierzę. Ale kiedy zaczęłam rozmowę o dzieciach, niemal uciekł z krzykiem i na koniec stwierdził, że oboje będziemy pamiętać o moich tabletkach antykoncepcyjnych. 
-Może chciał ci dać do zrozumienia, że jesteś jeszcze za młoda, by choćby rozmawiać o dzieciach? 
-Jak dla mnie chciał w ten sposób zaznaczyć, że to on jeszcze do tego nie dojrzał.
 Podeszła mnie zawodowo. Połknąłem haczyk. 
-Może oboje jesteście zbyt dziecinni i powinniście czerpać z życia jak najwięcej, dopóki wasz związek nie pociągnie za sobą konsekwencji. 
Dalsza część lekcji minęła bez skrycie prywatnych rozmów pomiędzy mną a Chloe. Patrzyłem na nią oczarowany, gdy tylko mogłem. Nie robiłem tego zbyt często, choć pokusa była ogromna. Ale również ryzyko podejrzeń utrzymywało się na wysokim poziomie. Reszta klasy włączyła się czynnie w temat i przebrnęliśmy przez to razem. Nikt nie wykazywał się taką wulgarnością, jaką posługiwała się Chloe. Tylko ona miała do tego prawo. Nic nie poradzę na to, że kochając ją jak szaleniec, zapewniłem jej ulgowe traktowanie.
Upragniony dzwonek rozbrzmiał przed dziewiątą. Wszyscy byli już spakowani i nie zważając na moje ostatnie słowa, w których przypomniałem o ubezpieczeniu i składkach klasowych, popędzili do drzwi i później na korytarz, mieszając się z uczniami, którzy w równie wielkim popłochu uciekli z innych klas. Pakowałem notes i długopis z odznaczającymi się śladami zębów na końcówce do plecaka, zapiąłem błyskawiczny zamek, a wtedy drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Z początku nie wiedziałem, czy to pod wpływem przeciągu, czy może pomogła im para rąk, ale stukot szpilek rozwiał wszelkie wątpliwości. Dwie małe dłonie zaatakowały od tyłu moją klatkę piersiową, a jeden z palców wślizgnął się w szparę pomiędzy dwoma zapiętymi guzikami. Poczułem pocałunek na prawej łopatce, później na lewej, a na koniec na karku, gdzie zaczynały się pojedyncze włoski.
-Musiałam się powstrzymywać przez całą lekcję. To nie było proste. - Zaatakowała moje usta pocałunkiem, gdy tylko obróciłem się do blondynki twarzą. Delikatnie oparłem ją na biurku i pogłębiłem pocałunek. Smakowała mocno miętową pastą do zębów. Aż chciało się namiętnie tańczyć z jej językiem. Pozwoliła mi musnąć jej szyję nie raz, nie dwa, a trzy razy. Odchyliła głowę i jęknęła. - Przypominam, że to na tym biurku brał mnie poprzedni wychowawca. 
Odskoczyłem od Chloe jak oparzony. Ona w śmiech, a mi wcale do śmiechu nie było, ale widząc jej rozbawienie, coś we mnie pękło i sam zacząłem chichotać. Choć nie ukrywam, że uporczywa wizja Chloe z nauczycielem powróciła. 
-Nie wiem, co cię tak bawi.
-Twoja mina - odparła. - Była niezwykle zabawna. Szkoda, że nie mogłeś jej zobaczyć. 
-Chyba zakradnę się w nocy do szkoły, potnę to biurko piłą na małe kawałeczki i poproszę, by wstawili tu inne.
-A nie prościej będzie niepostrzeżenie zamienić je z biurkiem z innej klasy? 
Z westchnieniem przyznałem jej rację. Jeszcze chwilę gładziłem jej policzek, dopóki komórka Chloe nie wydała charakterystycznego dźwięku informującego o nowej wiadomości. Wyjęła ją, odczytała i szybko schowała z powrotem do torebki.
-Zobaczymy się później, kochanie. - Musnęła mój policzek jedwabistymi wargami po raz ostatni i dała nura do drzwi. 
Chciałem wiedzieć, o co chodzi z niespodziewanym sms'em, ale czułym "kochanie" przekupiła moją ciekawość.

Chloe

Mike jednak nie mógł być moim przyjacielem. Gdy dostałam od niego wiadomość w klasie, przypomniałam sobie o jego istnieniu. Przez nowo nabytą miłość zupełnie o nim zapomniałam, odstawiłam na dalszy plan. Tak nie postępuje się z prawdziwymi przyjaciółmi, prawda? Najwyraźniej przez długi czas łudziłam się, że łączy nas coś więcej niż seks.
Napisał, że chciałby ze mną porozmawiać i czeka na pierwszej przerwie w toaletach na pierwszym piętrze. Moim celem była wyprawa po schodach na górę, później zakręt w prawo i kilkanaście metrów w przód. Szłam z zamiarem zakończenia tego, co było między nami. O ile w ogóle cokolwiek było. Sypialiśmy ze sobą, nic więcej. Z mojej strony nic więcej. Nie czytałam Mike'owi w myślach. Nie wiem więc, czy kiedykolwiek czuł coś więcej. Miałam szczerą nadzieję, że nie wiązał ze mną planów na przyszłość. Nigdy nie dałam mu powodu, by myślał, że jest bliższy mojemu sercu. A przynajmniej tak sądziłam.
Na piętrze ruch na korytarzu był mniejszy, lecz tłumy nadal przelewały się pośród ścian. Tu po prostu można było swobodnie oddychać. W połowie drogi pomiędzy schodami a ścianą na końcu korytarza zatrzymałam się przed drzwiami do męskiej toalety. Rozejrzałam się raz w prawo, raz w lewo, aż ze spokojnym sumieniem mogłam przekroczyć próg. Moje odbicie rozjaśniło lustra na dwóch ścianach. Drzwi szczelnie blokowały chaos panujący na korytarzu. Echem w łazience roznosiło się uderzanie kropli wody w umywalkę. Sądziłam, że dotarłam na miejsce przed Mike'iem, lecz oto nagle para dłoni pociągnęła moje biodra. Z cichym piskiem wpadłam do pierwszej kabiny i zanim otworzyłam z zdumieniu oczy, drzwi zatrzasnęły się, a zapadka blokująca opadła. Nie bałam się, bo zapach znajomych perfum nie pozwolił mi się bać. Mike zawsze używał mocnej wody po goleniu.
-Cholernie się za tobą stęskniłem, ślicznotko - mruknął przed obsypaniem mojej szyi armią mokrych pocałunków.
Nie zdążyłam nawet wypuścić długo wstrzymywanego oddechu, a dłoń Mike'a już ściskała mój pośladek, a drugą dłonią zdejmował przez głowę koszulkę.
-Mike - odezwałam się zaalarmowana. - Mike, przestań.
Nie przywykł do mojej niechęci, dlatego nawet nie zareagował. Jak grochem o ścianę. Mówię do niego, a on puszcza moje słowa mimo uszu. A może mój głos do tych uszu się nawet nie zbliżył. Spróbowałam więc raz jeszcze.
-Mike, przestań, nie chcę. Nie dociera to do ciebie? - Odepchnęłam lekko jego barki, ale potrzebowałam użycia wzmożonej siły, by cokolwiek poczuł. Przez jego częste wizyty na siłowni pozostawałam bez większych szans. - Musimy porozmawiać.
Brunet tchnął głęboko w moją szyję i odsunął się na krok z wyraźną niechęcią. Dopiero teraz zauważyłam, że traktuje mnie obrzydliwie przedmiotowo czyli tak, jak nie chciałam być nigdy przez nikogo traktowana.
-O czym chcesz rozmawiać? To nie może poczekać? - spytał zawiedziony.
-Nie, nie może poczekać. - Wzięłam głęboki oddech i zdecydowałam się jednym zdaniem przekreślić wszystko, co kiedykolwiek między nami było. - Mike, nie możemy się więcej spotykać. Ten cały nasz układ od dzisiaj jest już nieaktualny, rozumiesz? - Moje słowa chyba niekoniecznie dotarły do Mike'a, bo pod koniec jego dłonie były równie nachalne jak na początku. - Mike, nic do ciebie nie dociera? Jeśli cokolwiek między nami było, wszystko już skończone. I nie dotykaj mnie, bo zacznę krzyczeć.
Dopiero wtedy, po wyraźnej groźbie, oprzytomniał. Odsunął się, poprawił palcami włosy, a brwi zmarszczył w niedowierzaniu. Delikatnie skinęłam głową, by dodać słowom powagi. Nie będę go zwodzić. Koniec w moich ustach oznacza definitywny koniec.
-Dlaczego, co się stało? - spytał na wpół przytomny.
-Mam kogoś, Mike. Kocham go i chcę z nim być. Może nie jestem święta, ale nie mam najmniejszego zamiaru go zdradzać. Tak, Chloe Montez w końcu chce się ustatkować, o ile mogę tak to nazwać, mając siedemnaście lat. Po prostu seks bez zobowiązań i tym podobne to już przeszłość. 
Mike milczał. Zaciskał szczękę i rozluźniał ją, gdy jego zęby zaskrzypiały w zbyt mocnym uścisku. Czekałam na chociaż jedno zdanie komentarza i z każdą kolejną sekundą traciłam nadzieję, że się odezwie. Wściekłość mieszała się na jego twarzy z bólem i rozczarowaniem. Czyli jednak nie byłam mu obojętna? Co prawda kiedyś po pijaku wspomniał, że jestem dla niego kimś więcej i gdyby miał się z kimś związać, byłabym jego ideałem. Nigdy nie traktowałam tych słów poważnie, aż do dzisiaj.
-Nigdy nie pomyślałaś, że to ja chciałbym być tym kimś, co? - warknął, zgniatając w pięści czarny podkoszulek. Na ciemnym materiale nie będzie widać tylu zagnieceń, ile odbiłoby się na bieli.
-Mike, zawsze traktowałam cię jak kumpla od seksu. Nigdy nie dawałeś mi żadnego znaku, nigdy nie brałam nawet pod uwagę, że możesz czuć do mnie cokolwiek więcej niż popęd seksualny.
Mike patrzył na mnie z mordem w oczach. Byłam jedną z bliższych mu osób i nigdy nie miałam okazji zapoznać się z jego mściwą stroną, ale teraz, gdy wyfrunęłam spod jego skrzydeł, zaczęłam się obawiać. Jak to mówią, przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Nigdy nie traktowałam Mike'a jak wroga, lecz on najwyraźniej zaczął nienawiścią obdarzać mnie.
-Jeszcze mnie popamiętasz. - Szarpnął zapadką w drzwiach i pchnął lekką dyktę. Wtedy stanął jak wryty, a z jego ust uleciało krótkie - cholera. 
Wyłoniłam się zza drzwi i również przeklęłam, bardziej dosadnie. W progu stał wąsaty, brzuchaty dyrektor. Splótł ramiona na piersi, brwi zmarszczył tak, że jedna niemal dotykała drugiej. Patrzył na nas z odrazą. Chociaż dzisiaj nie miałam nic na sumieniu, rozumiałam, jak dwuznacznie musiała wyglądać nasza toaletowa schadzka. Nie wywinę się od odpowiedzialności.
-Przyłapani na gorącym uczynku - powiedział, nie kryjąc satysfakcji. Na domiar złego, Mike trzymał koszulkę w dłoni i świecił przed dyrektorem nagim torsem. - Nie będę bawił się w wymierzanie kary dla waszej dwójki. Powiedz mi, kwiatuszku - zwrócił się do mnie, stary oblech - kto jest twoim wychowawcą?
Po moim kręgosłupie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Wolałbym telefon do rodziców, niż konfrontację z Justinem. 
-Ale to nie tak, jak wygląda. - Starałam się wpłynąć na jego wybujałą wyobraźnię, choć z góry postawił mnie na przegranej pozycji.
-Nie mnie się będziesz tłumaczyć. Pytam jeszcze raz, kto jest twoim wychowawcą?
Spuściłam głowę. Wpadłam jak śliwka w kompot, choć w rzeczywistości nie zrobiłam nic złego.
-Ksiądz Bieber - odparłam półgłosem.
Dyrektor chwycił w jedną pulchną i spoconą dłoń moje ramię, drugą złapał Mike'a, któremu nie pozwolił się nawet ubrać. Wyprowadził nas na korytarz i tak, jak na pierwszym piętrze przewijali się nieliczni uczniowie, tak po zejściu na parter staliśmy się obiektem zainteresowań tłumów. Ujrzałam Justina już z oddali. Stał przy drzwiach i zamykał je błyszczącym kluczem. Zaczęłam się modlić, by uwierzył w moją wersję wydarzeń, ale im bliżej niego byliśmy, tym bardziej zżerało mnie zdenerwowanie. W dodatku dyrektor pomiatał mną jak szmacianą lalką.
-Przyłapałem tę dwójkę, jak uprawiali seks w męskiej toalecie - powiedział mężczyzna, kiedy zatrzymaliśmy się przed zdezorientowanym Justinem.
-Ale - próbowałam zabrać głos, lecz szybko mi przerwano.
-Teraz ja mówię - stłamsił mnie dyrektor. - Przyłapałem ich w jednoznacznej sytuacji w toalecie. Chloe jest księdza wychowanką i to księdzu pozostawiam wymierzenie im obojgu kary, może nawet udzielenie nagany.
Spojrzałam Justinowi w oczy. W całym moim życiu nic nie sprawiło mi tak ogromnego bólu, jak jego pełen zawodu, żalu i smutku wzrok.






~*~

Koniec niespecjalnie mi się podoba, ale piałam go w chwilach stresu, bo NIE MIAŁAM INTERNETU PRZEZ 24 GODZINY :""")

Polecam!

17 komentarzy:

  1. Dziękuję :) i genialny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. zabiłaś mnie :):):):) <3
    Zapraszam! http://time-for-us-to-become-one-jbff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. o boże nie wierze... oby Justin uwierzył Chloe...

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurwa!
    Oby justin jej uwierzył └(^o^)┘

    OdpowiedzUsuń
  5. Uuu, mam nadzieję, że Justin zrozumie zaistniala sytuację i wybaczy Chloe. Życzę weny :-*

    OdpowiedzUsuń
  6. NIEEEE! Oby Justin uwierzył Chloe... jezu! Musi jej uwierzyć :/ Oni muszą być razem i żadnego rozstania nie będzie! CZAISZ PAULA? :') Oni są tacy slodcy *-*

    Buzi

    OdpowiedzUsuń
  7. Powiem ci tak. Lepiej zamknij dom i schowaj się w szafie bo jak cię dorwę będziesz miała prze....bimbane :* Jak mogłaś!?! Było tak pięknie!!

    OdpowiedzUsuń
  8. KURWA MAC
    KURWA
    MAC
    KURWA
    JA
    PIERDOLE
    JEGO
    MAC

    nie no jak on jej nie uwierzy to zajebie Cie
    on ma jej uwierzyc, czaisz?
    obraze sie na Ciebie jesli jej nie uwierzy:))))

    OdpowiedzUsuń
  9. musi sie wyjasnic!!! i justin nie moze watpic w nia bo wie ze go kocha !!! :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Omg.. On musi dać jej to wyjaśnić.. Grrr.. Głupi dyrektor.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tylko nie drama :/ coś czuję, że złe rzeczy będą się działy ;c cudowny rozdział ♡ czekam na next ;* xo

    OdpowiedzUsuń
  12. Po części rozumiem Twój ból, nie miałam internetu dwa tygodnie (jak tu żyć? ;c). Rozdział cudowny, jak zawsze, mam nadzieję, że ksiądz Bieber (to rzeczywiście nie pasuje) uwierzy Cloe (dobrze napisałam? Hah). Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam. <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Moj Boże chce juz next. 😭 -o.

    OdpowiedzUsuń
  14. No to teraz się zacznie :D Pewnie się pokłócą , żeby mogli się pogodzić :D Albo no nie wiem , Justin jej może po prostu uwierzy że do niczego nie doszło :D W każdym bądź razie czekam na następny ! <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  15. O co ty gadasz wlasnie ze koniec jest mega!
    Juz nie moge sie doczekac następnego! Życze weny młoda!

    OdpowiedzUsuń
  16. Megaa jak zawsze , mam nadzieję , że Justin jej uwierzy . Czekam na następny .

    OdpowiedzUsuń