czwartek, 12 listopada 2015

Rozdział 24 - Pierwszy raz i ostatni...

Rozdział dedykowany Pauli :D

Justin 

-Chyba nie mówicie poważnie - jęknąłem z tylnego siedzenia, kiedy Chloe przypięła mnie pasem i sama usiadła z przodu. Z jakiś względów nie chciała, żebym siedział w pobliżu Zayna. 
-Ależ dziś jestem poważna jak mało kiedy. A dla ciebie nie ma już odwrotu. Nie sądzę, żebyś znał technikę wyskakiwania z rozpędzonego samochodu.
-Poza tym zablokowałem tylne drzwi. Nie uciekniesz, nawet gdybyś chciał. - Zayn zerknął na mnie w przednim lusterku i bynajmniej nie było to spojrzenie bezinteresowne. I również wzrok, którym Chloe szturmowała Zayna pozostawiał wiele do życzenia. Czyżbym miał dzisiejszego wieczoru przywitać małą zazdrośnicę?
-Dobrze - poddałem się - ale alkoholu nawet nie powącham.
-Każdy tak mówi - parsknęła blondynka i położyła smukłe nogi zakończone szpilkami na desce.
-Nie wiesz, że dobrze bawić można się również bez alkoholu?
-Nie twierdzę, że nie. - Odwróciła głowę w moją stronę. Nie lubiła rozmawiać, nie patrząc na rozmówcę. - Chodzić też możesz bez butów, ale mimo wszystko w nich jest wygodniej.
-Od butów się nie uzależnisz - ciągnąłem, bo chociaż spotykałem się z jedną z najbardziej rozrywkowych dziewczyn, nie zdołała zmienić mnie całkowicie.
-Jak to nie? A znasz Rosalie Marks z 2A? Jest uzależniona od kupowania butów. Nawet książek nie kupiła, bo pieniądze, które dostała od matki na książki, poszły na dwie nowe pary szpilek.
-Punkt dla Chloe - skomentował Zayn. 
Chcąc, nie chcąc, musiałem przyznać mu rację. Chloe wygrywała, a mi skończyły się argumenty. Więc milczałem tak przez resztę drogi. Oni rozmawiali, a ja po pewnym czasie przestałem im się nawet przysłuchiwać. Wbiłem wzrok w świat za szybą. Liczyłem mijane drzewa na poboczu, lecz szybko straciłem rachubę. Zacząłem więc od nowa, ale po wyliczeniu dziesięciu wierzb pokręciłem głową. Co ja robię? Kto normalny liczy drzewa? To praca niemal tak żmudna, jak zliczanie gwiazd na bezchmurnym niebie albo plam przybywających na ubraniu przedszkolaka. To przez nerwy. Pierwsza w życiu impreza, na którą wcale nie chciałem iść. Nie umiałem pić, nie umiałem dobrze się bawić, a nie uśmiechało mi się przesiedzenie całego wieczoru na stołku przy barze, z jednej strony denerwując się, czy nie zostanę rozpoznany, a z drugiej obserwując, jak stado niewyżytych samców ugania się za Chloe. Za moją Chloe.
-Może jednak wrócilibyśmy do domu, co? - zaproponowałem ni stąd, ni zowąd.
-Żartujesz? Przejechaliśmy już sporą sumkę kilometrów. Jeśli mielibyśmy teraz wrócić, oddajesz mi czterokrotną wartość paliwa, doliczając do tego pięćdziesiąt dolców opłaty własnej.
To powód, dla którego ponownie zamilkłem i nie odezwałem się więcej. Następnym przystankiem były obrzeża oddalonego o pięćdziesiąt kilometrów miasteczka. Wysiadłem i rozejrzałem się pośród nieznanych kamienic. Może nie byłem królem imprez, ale to miejsce pasowało do dobrej zabawy tak, jak cmentarz do łez radości. Natomiast miny Zayna i Chloe nie pozostawiały złudzeń - trafiliśmy pod właściwy adres. Jeśli przed kilkunastoma minutami byłem skłonny wysiąść z samochodu i zabrać się z powrotem do domu na stopa, tak teraz miałem ochotę uciekać w podskokach, pozostawiając po sobie jedynie niewyraźne okrzyki.
-Czy jeśli cię zapewnię, że nie zostaniesz tam pobity, zgwałcony, czy Bóg wie co, przestaniesz tak trząść portkami? - Chloe oparła się na moim ramieniu. Wbrew pozorom nie poczułem się pewniej.
-Młoda dobrze mówi. Nie bądź babą i pokaż jaja, bo inaczej podejrzę je sam. - Po drugiej stronie oparł się o moje ramię Zayn. 
Spojrzałem na niego spode łba i szybko zamieniłem się miejscami z Chloe tak, że teraz to ona stała po środku, razem z kuzynem zanosząc się śmiechem. Nie wiem, co ich tak bawi, bo ja naprawdę byłem blisko wzięcia nóg za pas i pogalopowania do ciepłego mieszkanka, gdzie cały i bezpieczny usiadłbym przed telewizorem i obejrzał mecz na pierwszym kanale sportowym, wykazując przy tym zerowy poziom ekscytacji. Ale podkreślam - byłbym bezpieczny.
Chloe złapała mnie za rękę. Dziś nie przyniosło ukojenia. Przeszliśmy przez dziedziniec pomiędzy klatką ze ścian kamienic. Następnie weszliśmy do wnętrza jednej z nich przez otwarte, drewniane drzwi z łuszczącą się farbą, która odsłaniała surowe, lekko zbutwiałe deski. Jeśli bałem się na powietrzu, w budynku dopadała mnie panika. Przemierzyliśmy długi korytarz, w którym zapach pozostawiał wiele do życzenia. Wtedy pierwszy raz w uszach zabrzęczały basowe tony nieznanej muzyki. Od uderzeń melodii drżała podłoga. Nie byłem więc zaskoczony, że stanąwszy przy schodach prowadzących na piętro i drugich tworzących przejście do piwnicy, wybraliśmy te ostatnie. Muzyka wzbierała na sile z każdym stopniem w dół. Czekały nas jeszcze jedne drzwi, przy których jednak powitał nas ochroniarz. Zerknąłem na Chloe, by upewnić się, czy urobi mężczyznę i wmówi mu, że pełnoletnia jest już od wieków. Z całą pewnością wyglądałem bardziej niewinnie od niej. Ochroniarzowi nie zadrżała nawet ręka, gdy chwytał klamkę i otwierał przed nami drzwi nieznacznie tłumiące muzykę.
-Stado podskakujących orangutanów - skomentowałem z niesmakiem. Za drzwiami mieścił się klub, jaki do tej pory widywałem tylko w filmach. Wiecie, różnokolorowe światła, perfumy zmieszane z potem i alkohol porozlewany na parkiecie. A do tego muzyka, wrzaski, śmiechy i wszelkiego rodzaju inne odgłosy, których nie miałem okazji słyszeć w kościele.
-Ale to nie oni są nazywani przez najseksowniejszą dziewczynę, jaka istnieje, króliczkiem, nie sądzisz? - wtrącił Zayn. Ponownie zdobył nade mną przewagę. Cokolwiek bym nie powiedział, na jedno moje słowo Chloe i Zayn odpowiadali trzema. - A tak na marginesie, już niedługo sam będziesz należał do stada podskakujących orangutanów. Tylko czekać, aż wódka sponiewiera cię gorzej niż chytra żona po rozwodzie.
-Nie zamierzam pić - powtórzyłem spokojnie, ale głośniej, bo w klubie cichy głos na nic się zdawał.
-A ja nie zamierzam dzisiaj bzykać, czujesz ten sarkazm? 
-Bóg będzie o tym wszystkim pamiętał, miej tego świadomość.
-Ciebie również rozliczy na końcu twej ziemskiej wędrówki - zironizował. - Zsumuje każdy szybki i wolny numerek z Chloe i wyjdzie, że masz na sumieniu więcej niż ja.
Machnąłem tylko ręką. Może Chloe była zafascynowana Zaynem, ale mi działał na nerwy. A fakt, że to mógł być jego nieudany sposób na podryw, wcale nie pomagał.
Chloe pociągnęła mnie za rękę do baru. Nie opierałem się. Usiedliśmy na wysokich stołkach obitych na siedzeniu czerwoną skórą. Chloe odkaszlnęła i posłała szeroki uśmiech barmanowi. Albo dobrze się znali, albo potrafiła flirtować, nie flirtując. 
-Dwie kolejki, Daniel. - Więc jednak się znali.
Szatyn spojrzał na nią radośnie, ale mój widok nie wzbudził w nim entuzjazmu. Słusznie spostrzegł, że coś jest pomiędzy nami. A ja jakby na pokaz splotłem palce z palcami Chloe i przysunąłem krzesło bliżej blondynki. Niech wiedzą, że to ja jestem tym szczęściarzem. Niech wiedzą. I niech płoną zazdrością.
-Może przedstawisz mi nowego znajomego, co, Chloe? - zaproponował dość dosadnie. - Znajomego, który najwidoczniej był barierą pomiędzy mną, tobą i moim łóżkiem. 
-Wybacz, że się wtrącę - wszedłem mu w słowo - ale byłbym wdzięczny, gdybyś nie mówił w ten sposób o mojej dziewczynie. 
Czerpałem satysfakcję z faktu, że byłem wyżej niż inni faceci w klubie. Ja miałem Chloe, a oni mogli na nią wyłącznie popatrzeć.
Chloe postanowiła złagodzić napięcie pomiędzy mną a Danielem. Uniosła dłoń i powiedziała:
-Może zaczęliście znajomość od kłótni, ale ja to szybko naprawię. Justin, to mój znajomy, Daniel. Daniel, to mój chłopak, Justin. 
Chloe radośnie zeskoczyła z barowego krzesła. Stanęła za moimi plecami, objęła ramionami szyję i przytuliła się do lewego barku. Pogładziłem jej nagie udo wyłaniające się spod spódniczki.
-Nie masz szans - wymówiłem ruchem warg do stojącego za ladą barmana.
-Pierdol się - odparł w ten sam sposób.
Na tym zakończyła się nasza zażyła znajomość. Usatysfakcjonowany, nie zauważyłem nawet, że wychyliłem kieliszek wódki, dopóki pieczenie w gardle nie przebiegło z siłą rażenia równej ogniowi. A miałem przecież nie pić. Tymczasem po pierwszej kolejce byłem szybciej niż Chloe.
-Wiesz, że gdybyś miał warczeć na każdego faceta w tym klubie, który chciał pójść ze mną do łóżka, musiałbyś warczeć na co drugiego?
-Więc będę warczał, jeśli będzie trzeba - odparłem bohatersko.
Chloe wyglądała seksownie nawet przez sen. Bez znaczenia był ubiór, makijaż i wyzywające spojrzenie. Ale pijąc wódkę z małego kieliszka przekroczyła wszelkie granice. Oblizała koniuszkiem języka krańce szkła, zamoczyła go w wódce i szybko wychyliła do dna. Nawet się nie skrzywiła. Dotykała warg z przymkniętymi oczyma, delektując się gorzkawym, cierpkim smakiem. Rozmarzona, uśmiechała się nieznacznie. Nie mogłem oderwać od niej wzroku, do czasu aż ona uchyliła jedną powiekę i zachichotała.
-Kieliszek wódki jest jak kostka czekolady - stwierdziła, odstawiając szkło na blat. - Zjesz jedną, potrzebujesz kolejnej i kolejnej. Tak samo jest z wódką. Wypijesz kieliszek i czekasz na następny.
-Kto czeka, ten czeka - wtrąciłem cicho.
-Czekamy oboje. - Na tym kończąc, przywołała innego barmana i poprosiła o kolejną kolejkę, ale szybko zmieniła zdanie i zamieniła wódkę na drinki z sokiem.
-Chloe, ja nie chcę więcej pić. Nie zamierzałem nawet zaczynać.
-Wypiłeś kieliszek i nadal żyjesz, więc jeden drink nie zrobi ci różnicy. - Nie byłem przekonany, a wtedy Chloe złapała moją brodę i nie pozwoliła uciec wzrokiem. - Czy te oczy mogą kłamać? - Zatrzepotała kilka razy rzęsami. 
-Jeszcze się o tym nie przekonałem.
-I nie przekonasz się, więc teraz bierz szklaneczkę i powolutku do dna.
I tak sączyłem drinka przez czarną słomkę, przysięgając sobie i Chloe, że na tym skończę, że to ostatni i że więcej alkoholu w ustach nie poczuję.
Ale to nie była jednak prawda. Metafora Chloe sprawdziła się aż nazbyt dobrze. Po jednym chciałem kolejnego, a po drugim trzeciego. I każdy był coraz słodszy. I każdy łagodniej palił w gardle. I każdy smakował coraz lepiej. I każdy ucinał po trochu pamięci. I każdy poszerzał uśmiech. I każdy rozluźniał mięśnie. I każdy dodawał pewności. I w efekcie już po godzinie byłem kompletnie ululany.
-Kocham cię, Chloe, moje słoneczko - wybełkotałem, opierając się o jej kolana. - Kocham cię tak mocno, że zrobiłbym dla ciebie wszystko.
W amoku odepchnąłem się od baru. Krzesło wykonało obrót wokół własnej osi i zatrzymało się w tej samej pozycji. Czułem się jak beztroski dzieciak.
-Jeśli zrobiłbyś dla mnie wszystko, chodź zatańczyć, królik.
Chloe zeskoczyła ze stołka. Chwyciła moje dłonie i pociągnęła mnie na środek parkietu, na wolne miejsce pomiędzy parą całujących się lesbijek, a facetem ze słomką w ustach, który wnikliwie obserwował każdą blondynkę i tylko blondynkę. Szatynki i brunetki omijał szerokim łukiem. Chloe nie pominął. Zmarszczył brwi i bacznie się przyglądał. 
-Znajdź sobie własną dziewczynę, a nie oglądasz się za moją - wymamrotałem, już rzucając się do niego z pyskiem. 
Chloe przytrzymała moje ramiona. Z jednej strony powstrzymała mnie przed awanturą z mężczyzną, który wyraźnie nie przypadł mi do gustu, bo patrzył na Chloe jak narkoman na dawkę narkotyku. Z drugiej byłem tak pijany, że samodzielnie nie stawiałem prostych kroków, a ramiona Chloe były moim balkonikiem, z jakim zwykły przemieszczać się staruszki.
-Ty się z kimś dzisiaj pobijesz, przysięgam - westchnęła głęboko, głaszcząc mnie po policzkach. 
-Nie sądzisz, że to romantyczne? Jestem jak bohater, albo rycerz na białym koniu.
-Chyba nigdy nie zrozumiem tego rodzaju romantyzmu. Po prostu ze mną zatańcz, Justin, i wiedz, że ja nie oglądam się za innymi facetami, możesz mi zaufać.
Objąłem ją nieprzytomnie w talii, policzek przytuliłem do jej ramienia. Kołysaliśmy się w rytm spokojnej muzyki. Para zakochanych, serce przy sercu, uczucia wirowały w powietrzu razem ze smugami kolorowych świateł. Nie docierało do mnie nic z otoczenia, ale jednego byłem pewien - po alkoholu miałem ochotę wyznawać miłość Chloe regularnie co minutę. Ugryzła delikatnie skórę na mojej szyi. Podnieciłem się, zwłaszcza kiedy odwróciła się do mnie plecami, zakręciła biodrami nieduże kółko i otarła pośladkami o moje krocze. Pozwoliłem sobie na cichy jęk. A że byłem pijany, nie znałem ograniczeń. Włożyłem dłonie pod jej dopasowaną spódniczkę. Podciągałem w górę i w górę. Kiedy jeszcze przed momentem materiał sięgał płowy ud, teraz odsłaniał już niemal bieliznę. 
-Ogierze, przystopuj, bo weźmiesz mnie na środku parkietu. - Wiła się pod moimi dłońmi. Również była lekko podpita, ale wiele brakowało jej do mojego stanu.
-Nie mam nic przeciwko - wychrypiałem wprost do jej ucha. 
Jedną dłoń zatrzymałem pod spódniczką, na bieliźnie, a drugą wsunąłem pod bluzkę i uniosłem niemal do samego biustu. Dłoń pasowała do piersi nad wyraz doskonale. Chociaż Chloe chichotała i mamrotała, bym przestał, ja pod wpływem alkoholowego upojenia rozbierałem ją przy ludziach, bez skrępowania, pod wpływem impulsu.
-Justin, Justin przestań. - Dopiero gdy ugryzła lekko moje ramię, wyciągnęła moją dłoń spod, w zasadzie, majtek i poprawiła spódniczkę, nieznacznie oprzytomniałem. - Po alkoholu jesteś nieznośny.
-Nie prawda - szepnąłem smętnie. - Ja tylko chciałbym ci wsadzić.
-Justin! - pisnęła niespodziewanie i uciekła ode mnie. - Nie poznaję cię - wybuchnęła dźwięcznym śmiechem.
-Czemu mnie zostawiasz? - ciągnąłem z wydętą wargą. 
-Jesteś cholernie uroczy, kiedy jesteś pijany, ale nie da się z tobą wytrzymać. - Chwyciła moją dłoń i pociągnęła do baru. - Więc teraz usiądziesz tutaj grzecznie i może w międzyczasie odrobinę wytrzeźwiejesz. A tymczasem ja pójdę znaleźć mniej pijanego kolesia, który nie będzie starał się przelecieć mnie na środku parkietu. Buźka. - Musnęła tylko mój policzek i już skryła się pomiędzy tańczącymi.
Obróciłem się kilkukrotnie na barowym krześle. Zakręciło mi się w głowie i kiedy stołek zatrzymał się, poczułem mdłości. Postanowiłem zapić je dwoma kieliszkami wódki, które Daniel postawił przede mną z pobłażliwym uśmiechem. W takim stanie gardło nawet nie zapiekło. Wydawało mi się, że po tych kilku (może kilkunastu) kieliszkach stałem się mistrzem picia, a tymczasem miałem najsłabszą głowę ze wszystkich imprezowiczów. Gdybym tylko znał definicję kaca, powstrzymałbym się po pierwszej kolejce.
Naraz uderzyła we mnie mieszanka damskich perfum. Nigdy wcześniej nie wyczułem ich u Chloe. Nic dziwnego, bo kiedy odwróciłem się twarzą do reszty klubu, ujrzałem przed sobą dwie śliczne brunetki, trzymające w dłoniach drinki i uśmiechające się zalotnie. A przynajmniej tak mi się wydawało. W końcu ekspertem nie jestem. Jedna położyła dłoń na moim udzie, a druga zmierzwiła włosy. Poczułem się jak szczeniak pieszczony przez gładkie rączki. Brakowało tylko drapania za uszkiem.
-Cześć, przystojniaku - zaczęła ta po prawej, może trochę wyższa, a może niższa, nie wiem. Obraz rozmazywał mi się przed oczyma po dolaniu kolejnych kieliszków. 
Spojrzałem na jedną, później na drugą i z powrotem na pierwszą. Nie rozróżniałem ich. A może w rzeczywistości była tylko jedna i to moja wyobraźnia podwajała postać?
-Nie powinieneś siedzieć tutaj taki samotny, opuszczony. - Ten głos znacznie różnił się od poprzedniego. Nabrałem pewności, że są dwie.
-Wiecie - zacząłem ochryple - w zasadzie tam gdzieś jest moja dziewczyna, a ja bardzo ją kocham, bo jest taka śliczna i urocza i... - przerwałem, gdy jedna z brunetek położyła rękę na moim kroczu. Zamilkłem, jakby ktoś zakleił mi usta taśmą. Nawet wargi wciągnąłem za zęby.
-Ale zostawiła cię tutaj, zupełnie samego. To niesprawiedliwe, prawda? - mówiły do mnie jak do przedszkolaka, a i tak nie wszystko rozumiałem. Zatrzymałem się na wysokości rozwoju dwulatka.
-Tak, niesprawiedliwe - potwierdziłem. Głowa opadała mi na wszystkie strony, jakby nie przytrzymywały jej żadne kręgi.
-I musisz ją za to ukarać - podsunęła druga.
-Tak, ukarać - powtórzyłem bezmyślnie.
Nim spostrzegłem, brunetki złapały lekko moje ramiona i poprowadziły korytarzem w głąb klubu. Pierwsze drzwi prowadziły do toalety damskiej, drugie do męskiej, trzecie były zamknięte, a czwarte uchylone. Ta wyższa (teraz miałem pewność, że po prawej stała wyższa) kopnęła drzwi czubkiem czerwonej szpilki. Wprowadziły mnie do zaciemnionego pokoju. Pod jedną ze ścian stała skórzana kanapa i na tym kończyło się skromne wyposażenie wnętrza. Niższa nacisnęła przycisk przy drzwiach i nagle w jednym z rogów rozjaśniła się żarówka. Rzucała półmrok na pokój. Teraz zobaczyłem, że ściany pomalowane były na czerwono, a kanapa błyszczała kruczą czernią, zupełnie jak włosy obu dziewczyn. Pchnęły mnie na kanapę i opadłem na nią niezgrabnie pośladkami. Z pełną powagą mogłem przyznać, że nie znałem ich zamiarów i nawet się nie domyślałem. Może pogramy w karty, może zbudujemy domek z klocków, a może odmówimy różaniec.
-Więc która podoba ci się bardziej? - Obie stanęły przede mną z dłońmi zahaczonymi na biodrach.
-Chloe - wybełkotałem.
-Jaka znowu Chloe?
-No moja dziewczyna. - Język plątał mi się niemiłosiernie. - Przecież wam mówiłem. Jest taka piękna i ślicznie pachnie.
Brunetki mówiły coś o tym, że powinny upić mnie jeszcze bardziej, ale ja nie słuchałem. Podśpiewywałem pod nosem melodię jednej z przedszkolnych piosenek. To brzmiało jak kołysanka, którą śpiewałem sam sobie. Usypiałem, dopóki jedna z dziewczyn nie rozpięła kilku guzików mojej koszuli. I prawdę mówiąc usypiałbym dalej, gdyby drzwi nie otworzyły się z impetem. Anioł sfrunął z nieba i stanął w progu. Czarna spódniczka, biała bluzka, ale nie wyglądała jak przykładna uczennica na apelu podsumowującym rok szkolny. Była moją nauczycielką. Nauczycielką grzechu. Nauczyła mnie grzeszyć lepiej niż sam szatan.
-Kochanie! - krzyknąłem nieprzytomnie. - Nie wiesz nawet, jak się cieszę, że cię widzę. Właśnie opowiadałem o tobie koleżankom.
Chloe splotła ramiona na piersi i wolnym krokiem oddaliła się od drzwi. Zatrzymała się pomiędzy mną a dwoma brunetkami, z czego jedna zdążyła już rozpiąć sukienkę. A że nie było między nami dużej przestrzeni, pozwoliła sobie odepchnąć tę półnagą.
-Koleżankom, tak? - zironizowała, uderzając stopą o posadzkę. Stukot szpilek odbijał się od ścian i przeszywał grobową ciszę. 
Dwie brunetki zdążyły w międzyczasie ulotnić się z pokoju.
-Koleżankom, przysięgam - wybełkotałem. - Nawet się nie podnieciłem, zobacz, nie stanął mi, ani odrobinkę. - Chwyciłem jej dłoń i przyłożyłem do męskości. - Widzisz? Jest mięciutki. Tylko ty mi się podobasz. Tylko ty stawiasz mi namiocik w portkach. Wierzysz mi, myszko, prawda?
Chloe spojrzała na mnie pobłażliwie, ale szybko dała za wygraną. Objęła moją główkę jak mamusia synkowi i przytuliła do piersi.
-Wierzę ci, króliczku, wierzę, chociaż podejrzewam, że gdybym weszła tu parę minut później, jedna z tych lasek ujeżdżałaby cię na tej kanapie.
-Ujeżdżała? Jak konika?
-Jak konika - westchnęła głęboko, głaszcząc mnie po głowie i muskając czule płatek ucha. - Jak konika - powtórzyła. - Piłeś dzisiaj pierwszy i ostatni raz. Jesteś nie do wytrzymania, ale jakimś cudem kocham cię jeszcze mocniej, misiek. Powinnam dostać order dla najbardziej cierpliwej i wyrozumiałej dziewczyny.
Rozpoczął się mój głęboki monolog o tym, że Chloe jest najlepsza, że najpiękniejsza, że przerasta wszystkie inne o głowę. Ona tylko przytakiwała, prowadząc mnie z powrotem do baru. Ileż ta kobieta kryła w sobie cierpliwości. Inaczej zostawiłaby mnie na pastwę dwóch wielkobiustnych, nieczystych istot.
-Do trzech razy sztuka. Siadaj na tym krześle i nie ruszaj się, bardzo ładnie proszę. - Gdy ona stała nade mną i potrząsała moimi ramionami, zbliżył się Zayn. - Drogi kuzynie, jak dobrze cię widzieć. Posiedź tu z nim chociaż chwilę i przypilnuj, żeby nie dał się zaliczyć żadnej napalonej lasi. Wracam za pięć minut. PIĘĆ MINUT - powtórzyła wyraźnie, dotykając wargami moich ust. 
I zniknęła raz jeszcze. A ja, nie mając nic ciekawszego do roboty, obracałem się jak kretyn na stołku i czułem się tak wyśmienicie pusty w środku. Nie w sercu, ale w umyśle. Gdyby ktoś zapytał mnie, ile to dwa i dwa, odpowiedziałbym osiem. Uczucie nie do opisania, pełne wyzwolenia i swobody, dopóki nie przyjdzie piękna, marudząca niewiasta i nie rozpocznie wykładów umoralniających.
Nagle wybuchnąłem głośnym śmiechem, w zasadzie nie do końca uzasadnionym, ale nieopanowanym.
-A ty z czego tak ryjesz? - westchnął Zayn, poklepując mnie po plecach.
-Bo Chloe kazała mi tutaj siedzieć, a mi się chce siku i naprawdę muszę iść do łazienki. Mam takie ciężkie życie.
-Chodź, dzieciaku - Zayn złapał mnie za ramię. - Pójdziemy zrobić siusiu. 
Zanim postawiłem pierwszy koślawy krok w stronę korytarza, przyjrzałem się Zaynowi uważnie. 
-Nie masz względem mnie nieczystych zamiarów, prawda?
-Od razu cię nie zgwałcę - rzucił przelotnie. - Jeszcze dostałbyś jakiegoś ataku.
Co prawda w dojściu do łazienki poradziłbym sobie sam, ale Zayn nie odstępował mnie na krok. Zbyłem go dopiero przy drzwiach po kilkukrotnych zapewnieniach, że dam radę sam się wysikać i nie potrzebuję jego pomocy. Szarpnąłem drzwiami i znalazłem się w zaciemnionej łazience. Również czerwono-czarne ściany i kafelki podłogowe w tym samym kolorze. Zapomniałem o nieprzekręconym w zamku kluczu. Nieudolnie próbowałem podnieść upartą deskę trzy razy, aż zaczęła współpracować przy czwartym. Z westchnieniem ulgi utrafiłem wprost do muszli i spełniłem cisnącą pęcherz potrzebę. Odwracając się, omal nie dostałem zawału, gdy ujrzałem opierającego się o drzwi Zayna. Opierającego się, ale nie po tej stronie, po której powinien. Krzyknąłem, a zaraz szybko ugryzłem mankiet koszuli. To był zdecydowanie zbyt głośny krzyk.
-Powiem ci, kolego, że masz całkiem imponujący sprzęt - zagwizdał, opierając stopę o stopę.
-Nie kłam - burknąłem, myjąc ręce nad kranem, z którego leciała wyłącznie zimna woda. - Nie widziałeś.
-W lustrze odbijało się wszystko. - Skinął głową na połać szkła na ścianie. Że też wszystko dzisiaj sprzysięgło się przeciwko mnie.
-Nie mów, że podglądałeś - sapnąłem, susząc dłonie pod automatyczną suszarką. Szum zagłuszał głos, więc Zayn odpowiedział krzykiem.
-A gdyby stała przed tobą babka bez stanika, nie obejrzałbyś?
-Wystarcza mi Chloe. 
Resztę kropel wody otarłem w spodnie. Ruszyłem do drzwi chwiejnym krokiem, by zanim wróci blondynka, siedzieć na tym samym barowym krześle. Ale nagle zostałem lekko szarpnięty. Uderzyłem plecami o ścianę i jęknąłem cicho z bólu. Zostanie mi po tym siniak. Co za rodzina. Przez Zayna będę miał stłuczoną łopatkę, a Chloe drapie mnie po plecach tak, że zostają na nich czerwone pręgi. Ale nagle przestałem myśleć o wszelkich zranieniach pleców, bo pełne wargi smakujące alkoholem, papierosami i pewną niezidentyfikowaną substancją (jak się później okazało - ziołem) przywarły do moich. Zayn zaatakował mnie brutalnym pocałunkiem, a ja, choć z początku oszołomiony, po chwili odnalazłem w pocałunku przyjemność potęgowaną hektolitrami alkoholu. Zayn ugryzł moją wargę, pociągnął ją i brutalnie włożył mi język do ust. Szumiało mi w głowie i nie rozpoznawałem nawet, czy całuję chłopaka czy dziewczynę. Tylko męskie perfumy nie pozostawiały złudzeń.
Niespodziewanie Zayn szarpnął paskiem moich spodni, w mgnieniu oka rozpiął guzik i rozporek, a jego dłoń chwyciła moje przyrodzenie przez bokserki. Pisnąłem tak głośno, że nawet brunet skrzywił się, jakby ktoś zrzucił mu cegłę na stopę. Ugniatał je kilkukrotnie i, cholera, robił to całkiem sprawnie, bo krzyk zaskoczenia po chwili przerodził się w skowyt przyjemności.
Naraz drzwi otworzyły się z impetem (znów w najlepszym momencie), a w progu stanęła zszokowana Chloe. Tym razem już nawet nie uderzała stopą o kafle.
-Co tu się, do kurwy, dzieje!? - wrzasnęła, bardziej zdezorientowana niż wściekła. Zobaczyła wargi Zayna na moich i jego dłoń niemal w bokserkach. Dobrze, pierwsze wrażenie nie wyszło zbyt dobrze. Może kolejne wypadnie lepiej.
-Bo my tu właśnie tego - wyjąkałem, a że dodatkowo bełkotałem, Chloe zmarszczyła brwi, ledwie rozumiejąc pojedyncze słowa.
-Okay, na dzisiaj oboje przegięliście. 
Złapała moje prawe ucho i lewe ucho Zayna. Nie pozwoliła mi nawet zapiąć spodni, więc z bokserkami na wierzchu paradowałem w drodze przez środek klubowej sali. Otworzyła drzwi wyjściowe nogą i ciągnąc nas za te biedne uszy, jakby chciała je wyrwać (a przecież one w niczym nie zawiniły), wyrzuciła nas na klatkę schodową, a później na dziedziniec przed obskurnymi kamienicami. 
-Cholerne, niewyżyte kutasy - zaklęła, poniewierając nami jak matka synami przyłapanymi na pijackiej imprezie. - To teraz sobie porozmawiamy.







~*~


Chloe - osoba o anielskiej cierpliwości i wyrozumiałości hahaha :)
I jak Wam się podoba ululany księżulek? 

20 komentarzy:

  1. cudny!!!!! pijany ksiadz i gejowska akcja <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O bosz. Wiedziałam Zayn z czymś wyskoczy ale żeby aż tak. Masakra nie spodziewałam sie aż czegoś takiego. Ciekawe co teraz zrobi Chloe. Nie mogę sie doczekać następnego rozdziału. Życzę weny.
    JUTRO PURPOSE!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. JAK SRAM Z PIJANEGO JUSTINA HAHAHAHAHAHAH XDDD Ogólnie to kocham cisnąć beke z pijanych osób hahahah :'D Ale Justin przeszedł wszystko XD zostałby zgwalcony przed dwie laski i przez faceta :'D Ma chłop powodzenie hahahahahah... XD Podziwiam Chloe :/ Jak mój kolega się najebał na ognisku ( a omówmy się, byliśmy postrzegani przed wszystkimi jako para) i przystawiała się do niego taka laska to ojć! Widok jej włosów w mojej ręce zapamiętam do końca życia XD Dlatego Chloe.. mega podziw laska hahaha

    Buzi

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny,♥♥♥ Hahaha Zayn nieźle <33333

    OdpowiedzUsuń
  5. kurwa
    mac
    nie wiem czy sie smiac
    plakac
    czy
    sie
    sama
    zruchac
    ale spodobal mi sie moment Zayna i Justina :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Omg, niegrzeczny ksiądz Bieber i anielska Chloe, koniec najlepszy. Życzę weny :-*

    OdpowiedzUsuń
  7. Połowę rozdziału śmiałam się jak głupia! :D Zayn i Justin mmm....:D

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mam słów na ten rozdział, cały czas śmiałam się, choć na to może też mieć wpływ to, że JUTRO PURPOSE i humor mam cudowny! A tak, trochę spokojniej, to rozdział jest genialny, zresztą jak każdy i jak zawsze nie mogę doczekać się kolejnego. ;) Więcej pijanego księdza Biebera. Hahahah. XD

    OdpowiedzUsuń
  9. Pijany Justin o nie hahha XD Zyan ten jakiś zjebany downem . Czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  10. Hahqhq czyzbuy trojkacik ? Hqhahha

    nie no genialny rozdzial💜💜💜💜❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestes po prostu zajebista. Nie mam nic wiecej do dodania :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak myslalam, ze nasz maly zboczuszek Zayn poluje na peniska naszego kochanego ksiezulka, ale nie spodziewalam sie tego, ze nasz slodki i zaborczy ksiadz ulegnie mu, nawet pod wplywem ogromnej ilosci alkoholu we krwi :D na pewno jak wytrzezwije bedzie mial moralniaka. Ojjoj, nie wiem czy Bog mu wybaczy te wszystkie jego grzeszki :D
    Lepiej tego wymyslic nie moglas! Czekam na nexta, jestes niezle popieprzona. Kocham Cie za to! <3 :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten rozdział mnie rozwalił xD nie spodziewałam się tego po naszym księŻULKU ;D czekam niecierpliwie na next ♡ xo

    OdpowiedzUsuń
  14. hahahaha ale rozdział :D Super , dawno się tak nie uśmiałam :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Akcja z Justinem i Zayanem do dupy szczerze mowiac.....

    OdpowiedzUsuń
  16. To było najlepsze. Pijany ksiądz - Justin wygrał wszystko. Czekam na to co zrobi z nimi Chloe, chociaż akcja z Justin'em i Zayn'em w ogóle mi się nie podobała. Weny:)
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. O ŻESZ KURWa, nie no ja nie wierzę w to hahaha Najlepszy rozdział jaki kiedykolwiek tu dodałaś. Boże, juz dawno nie płakałam ze śmiechu a ty mnie do tego doprowadziłaś. Wiedziałam, że Zayn prędzej czy później dobierze się do biednego Jusa, aż ciekawi mnie, jak ukarze ich Chloe. Ubóstwiam tego bloga <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Jezu Chryste tylko proszę Cię o jedno nie zrób Biebera za geja xd
    Rozdział cudowny jak zawsze <3

    OdpowiedzUsuń
  19. Hej dziewczyny chciałam wam polecić na super opowiadania ,mało osób o nich wie a sa na prawdę super ;)
    http://heart-wants-tlumaczenie.blogspot.com/?m=1
    http://we-will-fight-together.blogspot.com/?m=1
    Polecam ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. O nie tylko nie to.... Justin nie może zostać gejem XDDD Ale rozdział przemega zresztą jak zawsze. Czekam baaardzo ma kolejny

    OdpowiedzUsuń