piątek, 20 listopada 2015

Rozdział 25 - Niekończąca się opowieść...

Chloe

Po raz pierwszy naszła mnie myśl owiana brakiem człowieczeństwa. Rozważałam wszelkie za i przeciw posadzenia Zayna i Justina na krawężniku przed klubem. Wytrzeźwieliby, zmarzli nocą, oprzytomnieli. Ale szybko uzmysłowiłam sobie, że pozostawienie ich obu w tym samym miejscu, w tym samym czasie, w tym samym stanie bytu nie wchodziło w grę. Ucierpiałabym na tym wyłącznie ja sama.
-Daj mi kluczyki, Zayn - zarządziłam i przeszperałam kieszenie kuzyna. Odnalazłam świecidełko w tylnej, na lewym pośladku. Gumowy breloczek zaplątał mi się pomiędzy palcami.
Miałam prawo jazdy od roku. Brak samochodu, który swoją drogą nie był utrapieniem, wiązał się z brakiem praktyki. Także dokument miałam, ale umiejętności niewielkie.
-Nie chcę jeszcze umrzeć - wybełkotał.
-Zapewniam cię, że zginiesz śmiercią tragiczną, jeśli jeszcze choć raz spojrzysz na mojego chłopaka. Bez skrupułów urwę ci jaja, nie żartuję.
-To musi być bolesne -przyłączył się Justin.
-Ciebie spotka to samo. I zrobię to z jeszcze większą brutalnością.
Wsiedliśmy do samochodu, ja na miejscu kierowcy, panowie na tyłach, ramię w ramię. Krew się we mnie zagotowała. Wysiadłam wprost w bijący od murów kamienic chłód i za fraki wyciągnęłam Zayna z tylnych siedzeń. By chronić swoje klejnoty, o nic nie pytał i niczym potulny baranek ze skruchą w oczach zajął miejsce pasażera.
-Chloe, maleństwo. - Justin zawiesił się od tyłu na fotelu kierowcy i musnął czubkiem nosa moją szyję, potem jeszcze raz, i jeszcze. - Chyba nie jesteś na mnie zła. Ja cię kocham - przeciągnął ostatnie ze słów, by zaraz je urwać. Jakby rozciągnął gumkę recepturkę, a ona nagle pękła.
-Ja nie jestem zła - parsknęłam. - Jestem wściekła. A wiesz, co robi się z niegrzecznymi królikami? - W przednim lusterku odbiło się stanowcze zaprzeczenie Justina. - Ja też nie wiem, ale to z pewnością nie jest nic przyjemnego.
-Ale nie zrobisz mi tego, co Zaynowi, prawda? Ja tego bardzo potrzebuję, żebyś ty mogła czuć się jak księżniczka.
Tym mnie zgasił. Kutas Zayna nie był moją drogą do szczęścia. Justina wprost przeciwnie. Dlatego jego oszczędzę. To ma być kara dla  niego, nie dla mnie.
Przekręciłam połyskujący w stacyjce kluczyk. Silnik zawarczał przyjemnie, reflektory wypuściły snop światła  wprost na ścianę kamienicy. Ruszyłam powoli, ale pewnie. Fotel kierowcy stał się miejsce wypoczynku, jak woda dla złotej rybki. Żaden z przycisków nie stanowił zagadki, drążek skrzyni biegów nie był utrapieniem. Bez komplikacji przebrnęłam przez serpentyny ślepych uliczek, aż dotarłam do drogi wylotowej i tam mogłam rozwinąć skrzydła. Alkoholu we krwi nie czułam, bo 1) wypiłam niewiele jak na swoje możliwości i niemal nic w porównaniu do Justina i 2) wzburzenie napawało trzeźwością. Pięćdziesiąt na liczniku, później sprawne przejście do setki. Wystarczająco, by zabawić się cackiem kuzyna i nie za mało, by nie ciągnąć się do domu do białego rana.
-Więc teraz mogę liczyć na jedno słowo wyjaśnienia? Twoja łapa niemalże w jego bokserkach wyglądała bynajmniej obrzydliwie. Rzygać mi się chce, gdy sobie pomyślę, że robiłeś to, co na ogół jest moją misją.
-Wyręczyłem cię, powinnaś się cieszyć, a nie naskakiwać na mnie z pyskiem - bronił się w swoim rozumowaniu. W moich oczach wyłącznie się pogrążał.
-Do cholery, Zayn, to mój chłopak! - Uderzyłam dłońmi o kierownicę.
Oboje spojrzeliśmy w lusterku na Justina zalegającego na tylnych fotelach. Leżał na plecach, zajmując wszystkie trzy miejsca, bawił się palcami i mruczał pod nosem coś wyjątkowo niezrozumiałego, co brzmiało jak wysokie, operowe tony zmieszane z zachrypniętym, gardłowym pomrukiem.
-Nie wiem do końca, jak ty go widzisz, ale dla mnie jest najsłodszą i najbardziej uroczą istotą na całym boskim świecie. A mnie to podnieca.
-Nie muszę tego wiedzieć. - Udałam odruch wymiotny.
Wahałam się przez sekundę, może dwie, w porywach do trzech. Kiedy jednak chęć wygrała z rozsądkiem, powoli popuszczałam pedał gazu, a gdy samochód osiągnął tak niewielką prędkość, bym mogła pozwolić sobie na chwilę rozproszenia, zerknęłam przez ramię. Czas przyznać rację Zaynowi - ten dorosły chłopiec był, do cholery, słodkim misiem.
Gwałtownie pokręciłam głową. Nadepnęłam pedał gazu i całą naszą trójkę wbiło w fotele. Porządne przyspieszenie.
-To nie ma nic do rzeczy - żachnęłam się. - I nie mówię tylko do Zayna, Justin.
Obudził się, trans został przerwany, a jego świadomość sprowadzona na ziemię, wprost do pięcioosobowego samochodu marki BMW w kolorze czarnym, z małą rysą na drzwiach kierowcy. Wyprostował się z uśmiechem. Temu rodzajowi uśmiechu nadałam wyjątkową nazwę  - nieprzytomny uśmiech pijanego księdza, który uczestniczył w gejowskiej scysji w męskiej toalecie w nocnym klubie o godzinie drugiej. Nazwa może i długa, ale za to w pełni oddająca zarówno powagę, jak i komizm sytuacji. Justin wychylił się i musnął płatek mojego ucha. Cholera, ależ ja go kocham. I nie zmienią tego żadne pijackie wybryki.
-Kiedy dojedziemy do domku? - mlasnął mi do ucha, aż podskoczyłam na siedzeniu. - Nudzi mi się.
-To zdejmij ubrania i ich pilnuj - westchnął ironicznie Zayn i nie przypuszczał nawet, że w sekundę później Justin zacznie rozpinać koszulę. - Nie, jednak przestań. - Spojrzał na mnie wymownie. - Czy on nie jest najsłodszym stworzeniem na świecie? Nie mów, że nie, bo i tak ci nie uwierzę.
-Okay, jest przesłodki, ale to nie upoważnia cię, do wpychania mu rąk w bokserki.
-Podobało mu się. - Wzruszył ramionami.
-Jeszcze słowo - sapnęłam. - Jeszcze jedno słowo, a przywalę twoim autkiem w drzewo i będziesz płakał bardziej niż po urwanym fiucie.
I tak zamilkł. Już nawet na mnie nie zerkał, bo zdawał sobie sprawę, że w moich rękach (dosłownie i w przenośni) znajdują się dwie najważniejsze dla niego rzeczy. Radio było wyłączone. Nie potrzebowaliśmy go. Justin robił za orkiestrę na tylnych siedzeniach. Leżał, śpiewał, czasem mamrotał, a przy tym bębnił dłońmi o kolana, jakby rytmicznie uderzał w bębny. Już miałam nadzieję, że dotrzemy do domu bez większych przerw i komplikacji. Wtedy Justin rozwiał moje nadzieje. 
-Muszę siku - jęknął z tyłów samochodu. 
Oboje z Zaynem jakbyśmy na to czekali, bo w tej samej chwili wypuściliśmy pełne zirytowania westchnienie. Pełen pęcherz Justina wiązał się z postojem, postój z wizytą na stacji benzynowej, a wizyta na stacji z pilnowaniem go na każdym kroku.
-Przecież sikałeś kilkanaście minut temu - wymamrotał Zayn, któremu najwyraźniej również nie był na rękę postój niespełna godzinę od domu.
-Chyba za dużo wypiłem - zachichotał Justin, a ja i brunet jak na zawołanie spojrzeliśmy na niego po słowie "chyba". Bo w tym zdaniu słowo "chyba" pasowało tak jak trzeźwość. Innymi słowy wcale.
-Wytrzymasz - rzucił Zayn. Kręcił się na fotelu i nieustannie zerkał w przednie lusterko takim wzrokiem, jakiego pożąda połowa nastolatek. Pieprzony zboczeniec.
-Drodzy przyjaciele - Justin rozpoczął oficjalnie i oparł się o fotele, jakby obejmował z sympatią nasze barki. - Radzę się zatrzymać. W przeciwnym wypadku w ciągu najbliższych pięciu minut zrobię w majtki.
Postój na poboczu odpadał. Dwupasmówka miała to do siebie, że sikanie pod drzewem nie wchodziło w grę. Drzew bowiem na jezdni nie było, a ze zjazdem z autostrady było więcej problemów niż ze zboczeniem z drogi na stację. Przejechałam jeszcze sto metrów, aż na wysokości znaku z trasą zjazdu zaczęłam zwalniać, by utrafić w przejazd pomiędzy dwoma barierkami ochronnymi. Stacja typowa, z neonowym szyldem ponad dystrybutorami. Korzystając z okazji, zatrzymałam się przy jednym. Wskazówka zapełniająca bak stopniowo opadała. 
-Ty zatankuj - poleciłam Zaynowi - a ja zaprowadzę naszego dzieciaka do łazienki.
Justin wytoczył się z samochodu i zanosząc się śmiechem, na kolanach zszedł z opustoszałego pasa jezdni. Wybiegłam zaraz za nim, po zgaszeniu silnika. Justin niknący pośród bezkresnej ciemności jest niczym wiatr huczący w polu - wszyscy dostrzegli skutki jego przejścia, ale nikt nie był w stanie schwytać. Złapałam go przy krawężniku, uniosłam ostrożnie za ramiona i otrzepałam mu kolana. Wczułam się w rolę matki odprowadzającej niesfornego nastolatka do łóżka. Czy to nie on powinien opiekować się mną? Byłam tą słabszą, młodszą, bardziej kruchą. I dzisiaj - mniej pijaną.
-Dlaczego idziesz ze mną? - zachichotał. - Poradzę sobie sam.
-Mam co do tego spore wątpliwości, królik.
-Czyli pomożesz mi sikać?
-Nazwijmy to inaczej - odkaszlnęłam, by nie parsknąć śmiechem, kiedy Justin potknął się o ledwie wystający z jezdni krawężnik. - Przypilnuję, żeby żaden pedał nie nauczył cię grzeszyć bardziej, niż ja to robię.
Czujnik w drzwiach odnotował naszą obecność. Szklane płyty ogrodzone metalowymi ramami rozsunęły się. Zapach samochodowych spalin zmieszał się z wonią kawy z automatu, ale zapach nie był taki, jaki spotyka się w domach o poranku. Do tego na stacji dołączały płyny do spryskiwaczy i silnikowe oleje. Z moją pomocą Justin zniknął w bocznym korytarzu. Szarpnął drzwiami łazienki. Otwarte. Znikał za progiem jak przepływająca zjawa. W ostatnim momencie postawiłam stopę pomiędzy drzwiami i futryną. Nawet na minutę nie spuszczę z niego wzroku. Nie popełnię drugi raz tego samego błędu.
-Pani do kogo? - Nieprzytomnie wyszczerzył rząd białych zębów. - I w ogóle kim pani jest?
-Twoim aniołem stróżem - odparłam  lekceważąco, przewracając oczyma. - Aniołem stróżem, który rozszerzył zakres obowiązków do pomocy przy sikaniu. Specjalna oferta ważna tylko dziś. 
-W takim razie zapraszam do świątyni dumania. Wstęp wolny przez najbliższą godzinę.
Spojrzałam na Justina pobłażliwie, bo chociaż inteligencji mu dziś zabrakło, uroczy był jak nigdy dotąd. Oczka mu błyszczały, nosek marszczył łagodnie. Cały był jak kostka czekolady - słodka z wierzchu i kryjąca niezapomniany smak nadzienia wewnątrz.
-Chloe, ja mam ochotę - sapnął, przywierając plecami do ściany. Brwi niemal złączył, dłońmi ścisnął policzki. Mim w ludzkiej, pięknej skórze, który zmieniał nastroje, jak mu zagrali.
-Ochotę na co? - westchnęłam i przekręciłam zapadkę w drzwiach. Żaden Zayn więcej nie zaatakuje mojego bezbronnego królika. 
-Na seks, Chloe, na seks - wyznał z trudem i złapał się za głowę w geście podobnym do nastolatek z amerykańskich komedii na wieść o nieoczekiwanej ciąży. - Dasz buziaka?
-Śmierdzisz wódką - skomentowałam.
-I tak wiem, że ci to nie przeszkadza. Teraz daj całusa, szybciutko.
Uległam mu, nie pierwszy i nie ostatni raz. Musnęłam jego usta namiętnie, choć krótko. Na więcej nie zasłużył. Nie w tym stanie. Bo teraz poszedłby do łóżka z każdym, nawet z Zaynem, do cholery. Odkąd związałam się z Justinem, samą siebie zaczęłam traktować z szacunkiem. Ja uczyłam go grzeszyć, on odciągał mnie od grzechu. Dzisiaj nasze role odwróciły się. 
Ale on podchwycił impuls. Dotknął moje biodro, zaraz po tym piersi i pocałował w czoło. Zatrzymałam jego dłonie, zanim brak odmowy odebrałby jako zgodę.
-Justin, po prostu się wysikaj i wróćmy w końcu do domu. Ta noc ciągnie się w nieskończoność. 
-Wiesz, nagle mi się odechciało. 
Rozszarpałabym go, gdyby nie był moim najukochańszym słoneczkiem i gdyby mój uśmiech nie był bezpośrednim wynikiem jego działań.
Pociągnęłam go za pasek w spodniach do muszli i przed ubikacją odpięłam szlufkę. Traciłam cierpliwość. Zwolniłam resztę zapięć, guzik i rozporek, i opuściłam spodnie do kolan.
-Dalej radź sobie sam, sikać umiesz nawet po pijaku i nie potrzebujesz przy tym pomocy.
-Tylko się odwróć - mruknął, zerkając na mnie, a za moment na gumkę w bokserkach, którą ściskał w dłoniach. - No już, inaczej nie zacznę sikać. - Z westchnieniem podążyłam za jego poleceniem. - I nie podglądaj.
-Przecież już go widziałam. Mały Justin nie jest dla mnie tajemnicą.
Łazienkę przeszył dźwięk kropli wpadających to toalety. Mało brakowało, bym parsknęła śmiechem. Do czego to doszło.
-Jerry - zagłuszył strumień moczu. To obrzydliwe.
-Co ty tam mruczysz? - Obejrzałam się przez ramię, ale Justin natychmiast kopnął mnie w kostkę, więc wróciłam do wypatrywania zadrapań na drzwiach.
-Mów mu Jerry. Nazywa się Jerry.
-Dobrze - parsknęłam cicho - więc teraz niech Jerry zajmie się sikaniem, żebyśmy W KOŃCU MOGLI WRÓCIĆ DO DOMU. 
Jeszcze przez chwilę Justin podśpiewywał pod nosem. Chlupot w muszli nie ustawał. Cała ta sytuacja zaczęła robić się coraz bardziej komiczna. Im dłużej sikał, tym głośniej i odważniej śpiewał, a wtedy ja zanosiłam się spazmatycznym śmiechem. Pod koniec (poznałam to po ostatnich upadających kroplach) kucałam i trzymałam się przez śmiech za brzuch. Dźwięk zapinania spodni, później upuszczenie deski i głośne spłukanie wody. Po tym nastąpiła cisza.
Wstałam, a kolana skrzypnęły mi boleśnie jak stare, nienaoliwione drzwi. Rozmasowałam je kilkoma okrężnymi ruchami dłoni. Justin siedział w nieznacznym rozkroku na desce toaletowej, palce zatopił we włosach, pochylał się nad kolanami. Kosmyki miał zmierzwione, koszulę lekko pogniecioną, a ideałem, których podobno nie ma (błąd!), był nadal. Czekałam, czekałam i jeszcze raz czekałam, aż wstanie i razem wrócimy do samochodu bez większych przeszkód (najgroźniejszą mogły okazać się krawężniki). Nie podnosił się, aż zaczęłam się o niego martwić, bo głowę wciąż miał spuszczoną, a wzrok utkwiony w łączeniu pomiędzy dwoma beżowymi kaflami na posadzce. Fuga była nierówno rozłożona i gdzieniegdzie wchodziła na ceramiczną nawierzchnię.
-Hej, misiu, co się dzieje? - spytałam z troską. Nadal nie dał znaku życia. Odkąd opadł na deskę, słyszałam tylko świszczący oddech i nie byłam przekonana, czy należał do Justina, czy może do mnie.
-Bo ty mnie już nie kochasz, Chloe - wymamrotał drżącym głosem. Po alkoholu był bardziej niestabilny emocjonalnie niż kobieta w zaawansowanej ciąży. - Ja to wiem, nie kochasz mnie już. A ja bym dla ciebie gwiazdkę z nieba zerwał. A nawet dwie, albo trzy. 
-Justin, co ty mówisz - westchnęłam rozczulona. Ukucnęłam pomiędzy jego nogami, by móc oprzeć się stabilnie na jego kolanach. Zanurkowałam i dotknęłam czołem jego czoła. Uniosłam nasze głowy i wtedy spojrzałam mu w oczy pierwszy raz od rozpoczęcia sikania (pomińmy beznadziejne brzmienie tego stwierdzenia). - Kocham cię najmocniej na świecie. Po prostu nie czułam większej potrzeby, by przypominać ci o tym o drugiej w nocy na jakiejś zapyziałej stacji benzynowej, w dodatku w męskiej toalecie. Ja wyznaję ci miłość, gdy jesteśmy sami, w otoczeniu romantycznej atmosfery.
-Tutaj jesteśmy sami.
-Ale zdecydowanie nie jest romantycznie. Twoje siuśki nie pachną różami. 
-A czym?
-Strzelam, że wódką, misiu. 
-Czyli mnie kochasz? - odetchnął głęboko, z wyraźną ulgą.
-Ciebie nie da się nie kochać. Choćbym nie wiem, jak się starała, z każdym dniem będę zakochiwać się w tobie coraz mocniej. Nie wyobrażam sobie życia z kimś innym. Raz w życiu spotyka się takiego milusiego króliczka, z puszystym ogonkiem i futerkiem.
Justin spojrzał na mnie spod byka. Zmarszczył brwi jeszcze mocniej. Teraz autentycznie utworzyły linię ciągłą, lekko pofalowaną.
-Sugerujesz, że mam puszysty, czyli duży tyłek? - Chwiejnym krokiem podszedł do lustra, obejrzał się z każdej strony i położył dłonie na pośladkach, ale szybko zmieniłam je ze swoimi.
-Boże, coś ty znowu wymyślił - wypuściłam zirytowane westchnienie. - Masz małą pupkę, dzieciaku. A teraz chodźmy już. Tylko proszę cię z całego serca, postaraj się nie złamać ręki, nogi, czegokolwiek. Błagam cię o to jak zdesperowana kobieta mężczyznę.
-Widzisz, a kiedy chciałem, ty nie chciałaś. Teraz nic u mnie nie wskórasz.
-Ty już lepiej nic nie mów, Justin. Po prostu stąd chodźmy.
Opierał się o moje barki, jego ciężar wbijał mnie w ziemię. Nogi dziarsko trzymały się proste, bo gdyby one pozwoliły sobie na ugięcie, oboje runęlibyśmy na ziemię jak domek z kart po powiewie leniwego wietrzyku. Przekręciłam zapadkę w drzwiach. Wyszliśmy na niedługi korytarz na tyłach stacji, gdzie ledwie docierała radiowa muzyka. Na pierwszej prostej brak krawężników. Tylko równo wyłożone płytki i ta sama rdzawa fuga pomiędzy nimi. Justin wyszedł z korytarza cało, jedynie mnie pobolewał bark. Lepsze to niż jedna z jego złamanych kończyn, które dzisiaj plątały się jak kabel ładowarki, albo jak słuchawki, które niedbale wepchnięto do kieszeni (chyba każdy zna ten problem).
Przy kasie stał Zayn. Machnął ręką i miałam szczerą nadzieję, że to coś ważnego. Najwyraźniej nie miał zamiaru odejść od lady, dopóki nie podejdę.
-Misiu, spójrz na mnie. - Ścisnęłam policzki Justina. Wzrok mu się rozjeżdżał, lecz w ostateczności utrzymał go przez parę sekund w jednym punkcie (ma moim nosie). - Pójdę teraz na moment do Zayna. Usiądź na krześle i poczekaj minutkę, tylko błagam, nigdzie nie odchodź.
Przed dojściem do kasy obejrzałam się przez ramię koło trzech razów. Miałam nieodparte wrażenie, że Justin przysporzy nam jeszcze kłopotów. Mimo obaw odeszłam do Zayna i oparłam się o jego ramię.
-O co chodzi? - spytałam pospiesznie, niecierpliwiłam się. - Wiesz, że wolałabym nie zostawiać go teraz samego.
-Pan chciał zadać ci pytanie, a właściwie udzielić reprymendy.
Zayn się śmiał, a kiedy on zanosił się śmiechem, moje nerwy zostają przeważnie naderwane.
-Więc słucham. Co jest tak ważnego, bym musiała wysłuchiwać tego o drugiej w nocy?
Młody chłopak za ladą speszył się na dźwięk mojego głosu. Wzrokiem uciekał na paragon wystający z kasy fiskalnej, dłońmi wygładzał koszulkę polo z niewyprasowanym kołnierzykiem i z logo stacji na piersi. 
-Chociaż nie jest to zaznaczone w regulaminie, uprawianie seksu w toalecie jest zabronione. - Sprzedawca zachowywał się tak, jakby pierwszy raz w życiu nazwał rzeczy po imieniu. Oboje z Zaynem kopaliśmy się nawzajem po kostkach i w ten sposób udało nam się powstrzymać salwy śmiechu.
-Nie wiem, co uroiłeś sobie w główce, ale muszę cię zawieść. Nie było żadnego seksu. 
-Z całym szacunkiem, ale sikanie nie trwa pięciu minut.
-Seks również - odparłam ze sztucznym uśmiechem. - Może pewnego dnia jakaś panna cię tego nauczy. A poza tym, czy wyobrażasz sobie, że miałabym się pieprzyć w tej toalecie z tak pijanym facetem jak on? - Chłopak rzucił wzrokiem na drzwi, razem z Zaynem odwróciliśmy się do wyjścia. Powiało pustką i ciszą. Żadnego szmeru, żadnych pomruków i przede wszystkim żadnego Justina. - Mój Boże, gdzie on znowu polazł - jęknęłam.
-W jego stanie nie odszedł daleko i może nie dał się jeszcze potrącić. Inaczej znajdziesz swojego królika w stanie, w którym bardziej nadawałby się na pasztet.
-Kochany jesteś - parsknęłam - i zawsze wiesz, jak pocieszyć.
Reprymenda od kierownika zmiany (pozwolę sobie zaznaczyć, że był na stacji jedynym pracownikiem) przebiegła obok moich uszu i szybko zaginęła. Razem z Zaynem wypadliśmy przed niewielkie budynek z kasą, paroma produktami dla głodnych podróżnych i toaletami. Noc była chłodna i rześka, ale nie lodowata, jak na październik przystało. Gęsia skórka rozbiegła się po ciele i wystarczyło potrzeć dłońmi ramiona, by skóra szybko o niej zapomniała. Justina nie było ani w samochodzie, ani przed. Nie kręcił się również przy żadnym z dystrybutorów i nie podpierał frontowej ściany.
-Przecież nie mógł się ulotnić - jęknęłam w panice. - Nie jest cholernym powietrzem.
Naraz głośny pisk. Pisk Justina. Ewidentnie dochodził zza budynku. Ruszyłam na tyły z zaciśniętymi pięściami, bo choć jego krzyk był pełen desperacji, po sekundzie zastąpił go chichot. Zayn ruszył za mną. Boczna ściana ciągnęła się w nieskończoność, ale nagle skończyła się ostrym zakrętem i oto wyłonił się Justin w otoczeniu trzech młodych kobiet. Specyficznych kobiet. Kobiet w wysokich szpilkach i mocnym makijażu. Kobiet w skąpych szmatkach, nie ubraniach. Kobiet trudzących się jednym z najstarszych zawodów świata. I one dotykały mojego misia, który czerwienił się jak jego bokserki (w nietypowych okolicznościach miałam szansę poznać ich barwę).
-Trzymaj mnie, Zayn, bo mnie krew zaleje - wymamrotałam i nie zdając sobie z tego sprawy, ścisnęłam koszulę bruneta w dłoni. Odrobinę ulżyło.
Pijany ksiądz po gejowskiej aferze w toalecie w nocnym klubie wdał się w odważną pogawędkę z prostytutkami. Ta noc nie może być bardziej popieprzona.
-Łapy precz od mojego królika - zażądałam głośno. Podeszłam, stawiając mocne, stanowcze kroki na chodniku. Wepchnęłam się pomiędzy Justina i te podłe uwodzicielki, jakbym chciała ochronić go własnym ciałem przed klątwą, którą były gotowe rzucić.
-Laska, nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi.
-Mnie, w przeciwieństwie do was, nie ma co zaszkodzić - odparłam złośliwie. - A on jest dla was zbyt niewinny, znajdźcie sobie innego. Na przykład jego. - Spojrzałam wymownie na Zayna. Nowe koleżanki Justina również. Oczy im się rozświetliły, a w majtkach powstał kisiel.
-Wybaczcie, drogie panie, ale ja gustuję w kutasach. I w ten sposób Justin stał się ofiarą każdego z nas.
-Boże, po prostu wróćmy w końcu do domu, zanim Justin zaginie, zostanie potrącony przez samochód czy zgwałcony. Z jego dzisiejszym szczęściem jest duże prawdopodobieństwo, że w tę bezchmurną noc trafi w niego cholerny piorun.
Złapałam Justina i już wcale nie delikatnie pociągnęłam do samochodu. Minęliśmy tę samą dłużącą się, boczną ścianę. Wrzuciłam go na tylne siedzenia, bo straciłam już cierpliwość, straciłam chęci i chciałam po prostu wrócić do domu (swoją drogą nie wiem, ile razy w przeciągu ostatnich kilkunastu minut wypowiedziałam to zdanie, ale niczego nie chciałam tak, jak tego). Zayn zajął swoje miejsce, ja również. Odpaliłam silnik i włączyłam się do ruchu na autostradzie. Co jakiś czas przemknęły pojedyncze osobówki i nic poza tym. Prowadziłam jeden z nielicznych pojazdów na dwupasmówce łączącej dwa sąsiednie miasta, oddzielone drogą ekspresową i paroma mniejszymi miasteczkami.
Sunęliśmy równo po asfalcie, nikt nic nie mówił. Tylko koła wydawały szum, który uspokajał. A ja świętego spokoju potrzebowałam teraz bardziej niż trzeźwego Justina. Po dziesięciu kilometrach nerwy opadły mi na tyle, że zdecydowałam się nawet włączyć radio. Już wyciągałam rękę, już chwytałam pokrętło, gdy nagle wyobrażenie kojącej melodii zakłócił pomruk Justina.
-Wiecie, ja chyba znów muszę siku.
Zahamowałam tak gwałtownie, że Zayn, który nie był przypięty pasem, niespodziewanie poleciał do przodu. Szybka reakcja pozwoliła mu podeprzeć się o schowek i nie rozbić nosa na tapicerce.
-Ty nas kiedyś, do cholery, pozabijasz! - krzyknął oszołomiony. - Jestem za tym, żeby kobietom odebrać i w przyszłości nie dawać prawa jazdy!
Ale zignorowałam go. Odpięłam pas i pozostawiając samochód na biegu, przedarłam się z fotela kierowcy na tył, gdzie Justin rozmasowywał czoło, którym uderzył o zagłówek w fotelu Zayna. Spojrzał na mnie zaskoczony, gdy podnosiłam z wycieraczki szmatkę upapraną smarem. Rozłożyłam, wyprostowałam rogi. Usiadłam na udach Justina okrakiem. On chętny, uśmiechał się od ucha do ucha. I wtedy zawiązałam mu brudną szmatkę dookoła ust, na koniec zaplątując mocno z tyłu głowy. Szybko wróciłam na fotel kierowcy, zapięłam pas i ruszyłam pełną parą.
-W dupie mam twój pęcherz, twoje siki i wszystko co związane z kolejnym postojem. Chcę w końcu wrócić do domu! - krzyknęłam i jeszcze przyspieszyłam, teraz już zdecydowanie przekraczając granicę setki.
-Justin, jesteś księdzem - wymamrotał Zayn, mocno chwytając się uchwytu w drzwiach - więc lepiej zacznij się modlić, BO TWOJA DZIEWCZYNA NAS ZARAZ POZABIJA!
Nie utraciłam panowanie nad kierownicą, sunęłam po równym asfalcie i dzięki temu niespełna czterdzieści minut później wjeżdżałam w osiedlową uliczkę, o tej porze bez żywego ducha. Zaparkowałam na podjeździe przed domem, zgasiłam silnik i światła. 
-Marsz do domu. Prosto do domu. Jeśli którykolwiek z was postawi chociaż jeden krok na drodze, która nie prowadzi do drzwi, zmorduję was.
Opuściłam samochód i udałam się w samotną wędrówkę do progu. Nie czekałam na żadnego. Miałam ich po dzisiejszej nocy po uszy. Zrzuciłam szpilki w przedpokoju. W drodze na schodach zdejmowałam bluzkę i rozpinałam zamek błyskawiczny w spódniczce, a gdy zniknęłam za drzwiami sypialni, rozebrałam się do bielizny i wskoczyłam pod kołdrę. Chciałam krzyknąć w poduszkę, ale na pisk było już za późno. Słyszałam śmiechy chłopców z dołu. Jeden został na parterze, a drugi wspinał się po schodach, ciężko i ospale. Justin.
-Puk, puk, księżniczko. Mogę? - Uchylił drzwi, zza których wyłoniła się tylko uśmiechnięta twarz, poszarzała przez alkohol.
-No możesz, przecież cię nie wyrzucę - westchnęłam.
Justin wszedł do sypialni i rozpiął sprawnie koszulę. Może powoli trzeźwiał, a może guziki w materiale nie były wyzwaniem. Spoglądałam na niego z policzkiem przytulonym do poduszki. Zanim zdjął koszulę, poderwałam się z łóżka i przemyłam w łazience twarz. Resztę toalety zaliczę rankiem, kiedy Justin będzie leczył kaca.
-Spodnie też zdejmij - mruknęłam, nadal poddenerwowana. - Będzie ci wygodniej.
Skryłam się z powrotem pod kołdrą. Justin odpiął pasek, guzik i rozporek. Spodnie ściągnął do kostek i kopnął je pod szafę. Wskoczył do łóżka i przeturlał się blisko mnie. Byłam zmęczona niekończącą się nocą, kiedy pijany Justin wpadł na absurdalny pomysł. Zaczął łaskotać moją talię i brzuch, później całować ramiona, a gdy uległam i opadłam na plecy, pocałował mnie głęboko, ciepło i namiętnie. To ten rodzaj pocałunków, które przedłużałabym dzień po końcu świata. Ale nagle Justin przeniósł usta na szyję, później na dekolt. Kiedy ja odbierałam od niego nieoczekiwaną przyjemność, on odpiął mój stanik i zsunął go z pościeli. Opadł na panele. 
-Justin, co ty robisz? - szepnęłam zaskoczona, mój głos drżał, bo nie spodziewał się tak odważnego ruchu.
-Zayn udzielił mi kilku wskazówek - zamruczał cichutko. - Wiem, co zrobić, żebyś przestała się gniewać.
Nie powstrzymywałam go, gdy całował mój brzuch, a później uda. O nic nie pytał. Nie pytał, a działał. Zsunął moją bieliznę, kawałek koronki przerzucił przez łóżko, by wylądowała obok stanika. Pierwszy raz się bałam, ale nie Justina i nie tego, co chciał zrobić, tylko jego niebywałej śmiałości. Ale nie przerywałam, czekałam i drżałam pod jego dotykiem. Ostrożnie rozsunął moje nogi i zniżył się. Poczułam na kobiecości gorący oddech. Powieki mi opadły, a dłonie ścisnęły prześcieradło. Poczułam pierwszy pocałunek, zaraz po tym drugi i trzeci. Jego język musnął mój czuły punkt. Uleciał ze mnie niespodziewany jęk. Prześcieradło zamknięte w dłoniach nie wystarczyło. Między palcami lepiej pasowały jego włosy, które zmierzwiłam kilkukrotnie, z każdym liźnięciem lub pocałunkiem. Oddychałam szybciej, głos zamierał mi w gardle, a ciało drżało i drętwiało naprzemiennie. Spojrzałam w dół i choć do pokoju wpadał tylko niewielki snop światła przez uchylone drzwi, ujrzałam ten najbardziej erotyczny obrazek - Justin całujący łagodnie miejsce pomiędzy moimi nogami i co parę muśnięć spoglądający na moją odprężoną twarz. Nie miał doświadczenia, a zadowalał mnie jak nikt. Wszystko brał na intuicję. I dzięki temu był wyjątkowy.
-Justin, jeszcze moment - wyjęczałam z trudem. Obie pięści zacisnęłam pośród bałaganu jego brązowych włosów. Zassał mnie delikatnie i czułam, jak się uśmiechał. Nie miałam więcej czasu na rozmyślenia, bo wtedy dogoniło mnie odprężenie i błogie rozluźnienie. Dochodząc, opadłam ciężko na poduszki i wciągnęłam powietrze przez zaciśnięte zęby. Chwyciłam pierwszą z brzegu poduszkę i przycisnęłam do twarzy. Justin pocałował mnie po raz ostatni, później pogładził podbrzusze i okrył kołdrą.
Dochodziłam do siebie przez minutę, może dwie. Nadal dryfowałam pośród chmur i na ziemię ściągała mnie wyłącznie cisza. Swoim wyjątkowym zachowaniem rozbudził moją fantazję i kiedy unormowałam oddech i odsunęłam od twarzy poduszkę, miałam ochotę zgrzeszyć.
-Misiu? - zaczęłam słodko. - Może mogłabym ci się jakoś odwdzięczyć i...
Ale nie dokończyłam. Kiedy ja miałam ochotę na seks, on chrapał radośnie, przytulony do jednego z rogów kołdry. Moje urocze maleństwo.








~*~


Muszę Was przeprosić, bo końcówkę pisałam na szybko, ponieważ muszę już wychodzić i jednocześnie musiałam dodać rozdział :)
Ps. W przyszłym rozdziale pojawi się KTOŚ ^^

18 komentarzy:

  1. Huhu nieźle !!

    Laska to było dobre caly czas mialam Mega beke , jesteś zajebista: *

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisty rozdział jak zawsze :)) jestem ciekawa kto się pojawi Mike? A może tata Chloe ^.^

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo! *-* Rozdział mega śmieszny hahaha, kilka razy oplułam ekran także tego XDD Jestem ciekawa kto będzie tym KTOSIEM... :')

    Buzi

    OdpowiedzUsuń
  4. jaki ktos ?! nie denerwuj mnie xd pijany ksiadz krolik <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, takiego zakończenia się nie spodziewałam. Życzę weny :-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział . Czekam nn❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział zresztą jak każdy. Nieźle się uśmiałam. Ciekawe kto jest tym KIMŚ kto ma się pojawić haha. Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  8. boże kocham to tak bardzo XD

    OdpowiedzUsuń
  9. kocham. KOCHAM to ff!!! i chyba każdemu facetowi po alkoholu włącza się "bo ty mnie nie kochasz już, a ja dla ciebie wszystko zrobie", mój to samo ma! :D świetny rozdział, czekam na kolejny Kochana!

    @szkitek

    OdpowiedzUsuń
  10. Super rozdział! *-* Justin jest zajebisty hihi :D ^^ czekam nn:*

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowny rozdział nie mogę się doczekać następnego !!! :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Najzabawniejszy rozdział, jaki udało mi się przeczytać w ciągu ostatnich miesięcy hahaha Prostytutki jeszcze, no nie wierzę, ten to ma szczęście. Kochany ksiądz <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Mega rozdzial :))) poproszę kolejny i to szybciutko !!!

    OdpowiedzUsuń
  14. No no i to się nazywa najebana osoba xd
    Bardzo ciekawy i śmieszny rozdział oby tak dalej i jeszcze wątek erotyczny po prostu cudo <3
    -Ronni

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie jestem pewna czy to na końcu zrobiłby to na trzeźwo ale rozdział jest super jak zwykle CHCE JUZ NASTEPNY

    OdpowiedzUsuń