środa, 7 października 2015

Rozdział 18 - Pełen słoik nutelli...

Chloe

Klub w centrum. Zgrabnie ominęłam kolejkę przed wejściem. Wystarczył perlisty uśmiech posłany ochroniarzowi. Przełknął głośno ślinę i przepuścił mnie w bramce bez mrugnięcia okiem. Wysokie szpilki na stopach. Dopasowana, zaryzykowałabym nawet stwierdzeniem obcisła sukienka i piersi unoszone przez koronkowy stanik. Czułam się piękna, pewna siebie, gotowa na szaloną zabawę i podryw stulecia. Nogi podrygiwały mi do tańca od pierwszych sekund w klubie. Kolorowe światła biegały po ścianach i twarzach upojonych alkoholem imprezowiczów. Basowe brzmienia nieznacznie trzęsły parkietem. Coś, co lubię.
Taneczny krokiem podeszłam do baru. Akurat zwolniło się jedno wysokie krzesło. Zsunęłam torebkę z ramienia, usiadłam i położyłam ją na kolanach. Barman jak na zawołanie pojawił się przede mną, po przeciwnej stronie blatu. Dobrze ubrany, przystojny, a do tego woń męskich perfum biła od niego z odległości kilku metrów. Posłał mi śnieżnobiały uśmiech. Dokończył polerowanie szklanki. Postawił ją pod barem, a białą ścierkę przewiesił przez prawe ramię. Nie oderwał ode mnie wzroku. Wpadłam mu w oko. Był kilka lat starszy, ale i ja w makijażu i prowokacyjnych ubraniach nie uchodziłam za małolatę. Korzystałam z tego teraz, korzystałam w szkole. Nazwijcie mnie dziwką, ale dzięki temu znikomym kosztem przeszłam z klasy do klasy z piątką z literatury. W samolubnym świecie samolubni wygrywają.
-Co taka piękna dziewczyna robi tu sama? - Barman oparł się dłońmi o blat. Mankiety w białej koszuli były podwinięte, a nadgarstek ozdabiał zegarek na skórzanym pasku.
-Czy ten tekst nie był modny dziesięć lat temu? - westchnęłam z zażenowaniem. - Jeśli chcesz mnie poderwać, wysil się na coś bardziej oryginalnego. Tanie teksty na mnie nie działają.
Mężczyzna przypatrywał mi się kilka chwil. Spuścił głowę. Myśląc, wypolerował kolejną szklankę. Postawił ją przed poprzednią. Twarz rozjaśniła mu się w uśmiechu. Wpadł na nowy pomysł i był gotów go wykorzystać.
-Bolało? - spytał. Śnieżnobiałe zęby błysnęły w uśmiechu. 
-Gdy jako anioł spadłam z nieba? Odrobinę, da się wytrzymać. - Machnęłam z rozbawieniem ręką przy uchu. - Kolejny raz brak oryginalności. Wysil się bardziej - zachichotałam, zawijając na palcu kosmyk rozjaśnionych włosów
-No dobra, nie doceniasz moich nieudolnych prób bycia romantycznym, poznasz moją prawdziwą twarz. - Nachylił się nad ladą i musnął opuszką kciuka moją kość policzkową. - Bzykasz się, czy trzeba z tobą chodzić, maleńka?
Parsknęłam śmiechem. Kąciki moich ust rozciągały się od ucha do ucha. Prawdziwy facet. Pieprzył romantyczne gadki, by w ostateczności zaatakować wulgarnym wyznaniem.
-Jak facet ma czym. - Wzruszyłam niedbale ramionami. Patrzyłam mu w oczy. Były duże, czarne jak dwa węgielki, okalane gęstymi rzęsami. Prawdziwy przystojniak z ostro zarysowaną szczęką i pełnymi wargami. Na pewno dobrze całował. - Ale najpierw musisz mnie upić.
Spodobała mu się moja odpowiedź. Zachichotał pod nosem i przygryzł skrawek wargi. Wziął jedną z czystych szklanek i postawił przede mną na blacie. 
-Więc czego się pani napije? Byle by było mocne. Kończę zmianę za godzinkę, a od klubu do mojego mieszkania jest tylko pięć minut drogi przez park. 
-Napalony drań. - Musnęłam paznokciem jego podbródek. Zaciągnęłam się zapachem perfum. Pachniał elegancko jak ci wszyscy prawnicy, biznesmeni, dla których zadbany wygląd jest połową drogi do sukcesu. - Nie spytasz mnie nawet o dowód?
-Wierzę, że jesteś pełnoletnia.
-Ta wiara cię kiedyś zawiedzie. Nie mam nawet osiemnastki. - Wyrzuciłam w powietrze ręce. Zaskoczenie rozchodziło się powoli po twarzy mężczyzny. - Mam siedemnaście, skończone. 
-Jesteś dziesięć lat młodsza - zatkało go. Potarł pięścią usta, ale zaraz znów się uśmiechnął. - To mnie podnieca.
Napełnił szklankę wódką i sokiem wiśniowym w odpowiednich proporcjach. Patrzyłam mu na ręce. Wolałam mieć wszystko pod kontrolą. Nigdy nie wiadomo, co przyjdzie do głowy barmanowi. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby przez moją nieuwagę dosypał mi czegoś do drinka. Posmakowałam pierwszy łyk. Przebiegłam językiem po wargach i uniosłam w górę kciuki.
-Zasmakowało mi aż za bardzo. Upijesz mnie szybciej, niż myślisz.
-Na to podświadomie liczę. Jesteś piękna, młoda, urocza i...
-Przestań, bo mnie mdli od tych twoich komplementów. Nie działają. Wolę bezpośredniość zamiast wyszukanych, romantycznych cytatów z internetu. 
-Te teksty na podryw wyczytałem akurat z książki. - Z zaciekawieniem uniosłam brwi. Mężczyzna odkaszlnął i kontynuował. - Dostałem od przyjaciela książkę najgorszych i jednocześnie najskuteczniejszych tekstów na podryw. Według statystyk leci na nie 95% panienek. Mieścisz się w pozostałych pięciu.
-A wiesz, co mówią moje statystyki? - Założyłam prawą nogę na lewą. Moje łydki wyglądały zgrabniej, a przytulone do siebie uda smuklej. - Za wysokie progi na twoje nogi. Te 95% panienek chce przypodobać się komukolwiek, pozostałe pięć mierzy wysoko i przed nikim się nie płaszczy. Księżniczki nie pochylają głów, żeby im korony nie spadły. Ja mierzę nawet ponad własne siły.
-Pochwal się swoimi zdobyczami w ciągu tych siedemnastu lat. Jeśli zdołasz mnie czymś zaskoczyć, przymknę się i oszczędzę ci dalszych tekstów na podryw. Umowa stoi? - wyciągnął do mnie otwartą dłoń. Uścisnęłam ją delikatnie. Chciałam ją poczuć. Męską, dużą, szorstką i ciepłą.
-Umowa stoi - przytaknęłam. Teraz się chłopiec zdziwi. - Pierwszy był przyjaciel, dwa lata starszy, nic szczególnego. Na drugi ogień padł nauczyciel literatury. Dwadzieścia lat starszy. Brał mnie na biurku w klasie. - Szczęka barmana opadła. Wygrałam przed zadaniem ostatecznego ciosu. - A teraz moim celem jest ksiądz prawiczek i jestem naprawdę blisko dobrania się do jego bokserek. Przyznaj, że w takim wypadku faceci z klubu nie mają u mnie większych szans.
Barman, którego nie zdążyłam jeszcze spytać o imię, złapał się za głowę. Z gracją upiłam kolejne dwa łyki alkoholu przez różową słomkę. A może była fioletowa, tylko przemierzające klub światła zmieniały jej odcień. Zaskoczenie jego uchylonych ust i rozszerzonych oczu wprawiało mnie w satysfakcję. Starałam się w każdym zdaniu dodawać tajemniczy cień rozsiewający wokół mnie aurę niedostępnej, skrytej. Za taką też uchodziłam. Flirtowałam w najlepsze, bawiłam się, podrywałam, ale nigdy nie dałam się dotknąć i zabrać w ustronne miejsce na uboczu. W wieku siedemnastu lat dwóch zaliczonych facetów mi wystarczy. Do ich grona dołączy jeszcze tylko jeden. Ten, z którego powodu sączyłam alkohol przez słomkę i rozciągałam usta w sztucznym oddechu. Życie z myślą, że druga osoba odpycha nas wbrew własnej woli, nie jest przyjemna. A świat jest piękny i trzeba korzystać z każdego aspektu.
Po czterech drinkach barman zaprosił mnie na parkiet. Miał na imię Harry. Swojego imienia nie zdradziłam mu po pierwszym pytaniu. Zgadywał je przez pięć minut, aż w końcu po wielu nieudanych próbach natrafił przypadkiem na właściwe. Stwierdził, że jestem jedną z najbardziej denerwujących dziewczyn, jakie poznał w swojej karierze barmana, ale jednocześnie podniecała go myśl, że ma przed sobą tak niedostępną małolatę. Pod koniec zmiany sam strzelił kielicha i poprowadził mnie na wolne miejsce na parkiecie.
-Podoba mi się twoja sukienka - wyszeptał mi do ucha. Ścisnął moje biodra w żelaznym uścisku dłoni i przyciągnął do swojego ciała. Pewny, zdecydowany. Podobał mi się.
-Sukienka czy jej długość? - Oparłam głowę na jego ramieniu i starałam się przekrzyczeć muzykę.
-Jeśli mam być szczery, najbardziej dekolt. Masz ładne piersi.
-Pamiętaj, że rozmawiasz z siedemnastolatką - zachichotałam, niezaprzeczalnie wstawiona. W końcu leciał drink za drinkiem. Straciłam rachubę.
-Pośladki też masz kuszące. 
-I nadal pozostaję siedemnastolatką - denerwowałam go umyślnie, kołysząc się razem z rytmem wolnej ballady. Głośniki drżały przy basowych szarpaniach gitarowych strun. Oddawałam się melodii i słowom. Harry cicho śpiewał przy moim uchu, zmieniając słowa na odpowiednie do sytuacji. Zamiast o miłości, zaśpiewał o seksie. Zamiast o kochających ustach, zaśpiewał o kształtnych piersiach. Rozbawił mnie do łez.
-Mogę cię obdarzyć jeszcze jednym komplementem, tym razem takim z głębi serca? - spytał, a ja zainteresowana skinęłam głową. - Rozmawia mi się z tobą tak lekko i swobodnie, że najchętniej zamiast na wspólne szaleństwa w sypialni umówiłbym się z tobą na randkę, ale jesteś za młoda, dziecinko.
-Wy, faceci, jesteście dla mnie najbardziej niezrozumiałymi istotami na świecie. Mój wiek nie przeszkadzałby ci, żeby mnie przelecieć, ale nie ma mowy o wielkiej miłości z dziewczyną dziesięć lat młodszą, tak? Pomyśl o tym inaczej. Za dwadzieścia lat, podczas małżeństwa z długoletnim stażem, ty miałbyś czterdzieści siedem lat i przeżywałbyś kryzys wieku średniego. Szukałbyś młodej dupy na boku i kupiłbyś sobie motor, żeby wyrywać panienki. Koniecznie taki, którego silnik narobiłby masę szumu. A mając żonę dziesięć lat młodszą, załóżmy mnie, nie musiałbyś zdradzać, bo byłyby spore szanse, że wciąż byłabym piękna i zgrabna. Same plusy, nie sądzisz?
-Pomyślę nad tym, kiedy dojrzeję do małżeństwa - zaśmiał się, łapiąc moje dłonie. 
Rytm kolejnej piosenki był znacznie wolniejszy. Przywarłam do torsu mężczyzny. Objął mnie opiekuńczo. Pomimo alkoholu we krwi i procentów, które jeszcze połknę, czułam się przy nim bezpiecznie. Nie był typem człowieka, który upije kobietę, potem zwiąże sznurem i zamknie na cztery spusty w piwnicy. Zaufałam mu po tych nieudolnych, choć w końcowym efekcie skutecznych próbach podrywu i ciepłym spojrzeniu. Dobrze mu z oczu patrzyło.
Piosenka za piosenką. Drink za drinkiem. W końcu pierwszy pocałunek, ale całkowity brak motyli w brzuchu. Żadnego ognia, żadnego wybuchu, żadnej namiętności z mojej strony. To nie to. Kolana uginały się po centymetrze z każdym kieliszkiem. Wypadłam z rytmu. Nie panowałam nad tym. Na koniec zmiany Harry'ego musiał przytrzymywać mnie i pilnować, bym w szpilkach nie połamała nóg. Obraz przed oczyma rozmazywał się. Atakowałam jego usta jak żądna seksu dziwka. Mam za swoje.


Justin

Spacer nocą. Nowe inspiracje. Nowe natchnienia. Nowa odmiana wrażliwości. Pusta alejka w parku i jedynie odgłos moich kroków mieszany z wiatrem wśród koron wieloletnich drzew. Pełnia księżyca. Pochłonął mnie piękny, błyszczący punkt na niebie. Uśmiechałem się do okrągłego księżyca. Jakbym liczył, że odpowie uśmiechem. Potrząsnąłem głową i ruszyłem dalej. Dłonie, chociaż skryte w kieszeniach, marzły nocnym chłodem. Kaptur ciepłej bluzy na głowie grzał uszy najbardziej wrażliwe na mróz. Bezchmurne niebo i miliony gwiazd. Kiedyś chciałem zliczyć wszystkie. Poddałem się po pierwszej setce. Nie dam rady zliczyć nieskończoności, bez względu na to, jak bardzo bym chciał. Chciałbym wiele rzeczy, ale mogę jedynie niewielką część. Pogodziłem się z tym. Od tamtej pory, patrząc w niebo, nie próbowałem już zsumować błyszczących punktów w oddali.
Nie mogłem spać. Po godzinie przewracania się z boku na bok, odrzuciłem na bok rozgrzaną kołdrę, wstałem, założyłem pierwsze ubrania i wyszedłem, zamykając za sobą drzwi. Cicho, cichuteńko. Myśli nie doznały odpoczynku. Pędziły, prześcigały się i każda próbowała się przebić. Każda próbowała być tą pierwszą, tą najważniejszą. Starały się o moje względy. Którejkolwiek bym nie wybrał, myślałem o Chloe. Bez przerwy, nieustannie. Jakbym poza nią nie miał zmartwień i problemów. W zasadzie przyznajmy sobie szczerze - ona była moim największym utrapieniem. Spędzała mi sen z powiek. Ale na myśl o niej moje serce biło szybciej, a usta same układały się w uśmiechu. Miała to coś, czego poszukiwałem  przez lata. Coś, czego potrzebowałem od lat.
Kilka dni przy niej. Z każdym coraz bliżej. Nawiedzały mnie myśli, których wstydziłem się powtórzyć. Spotykałem je nawet w snach, gdy zmęczony całym dniem liczyłem na chwilę odpoczynku. Stwierdzenie, że czułem się obco i nieswojo, byłoby ogromnym niedopowiedzeniem. Przez strach przed nieznanym uczuciem odepchnąłem ją, kazałem odejść, skłamałem, że chwile z nią nie miały dla mnie znaczenia. Nigdy tak bardzo nie kłamałem. Gdybym nie był takim tchórzem, nie wypuściłbym jej z uścisku. Od zmroku po świt tuliłbym ją w ramionach i czułbym się szczęśliwy. O wszystko prosiłem Boga w modlitwie. Teraz nie wypadało mi prosić o odwagę. Odwaga była prostą drogą do grzechu. Na końcu drogi czekała Chloe, piękna jak nigdy i jednocześnie jak zawsze. Uśmiechnąłem się pod nosem i pozwoliłem powiekom opaść. Jej drobna sylwetka stanęła mi przed oczyma. Delektowałem się jej pięknem przez sekundę, dwie, może dziesięć. A gdy otworzyłem oczy, Chloe nie była jedynie zjawą w moim sercu. Chichotała głośno, potykała się o własne stopy, a obcy mężczyzna przytrzymywał jej upojone alkoholem ciało. 
-Boże kochany, wiedziałem, że z ciebie nie można spuścić wzroku nawet na moment, dzieciaku.
Krew się we mnie zagotowała. Obcy mężczyzna dotykał ją, a ja jedynie patrzyłem, jak być może marnuje sobie życie. Najgorsze obrazy stanęły mi przed oczyma. Seks, później ciąża, samotne wychowywanie dziecka i nieprzespane noce. Mocno potrząsnąłem głową. Powoli wpadam w paranoję. 
-Hej, zostaw ją! - krzyknąłem już z oddali. Nie zdążyli odejść. Chloe stawiała średnio trzy kroki w ciągu minuty. Dogoniłbym ich, czołgając się po alejce. - Powiedziałem, zostaw ją.
-Kim ty w ogóle jesteś, koleś? - rzucił mężczyzna, również podpity. Trzymał Chloe stanowczo. Nie chciał stracić zabawki.
-Kimś, kto z miejsca może zadzwonić do jej rodziców.
Chloe oderwała policzek od torsu nowopoznanego przyjaciela. Wzrok miała zamglony. Spojrzała na mnie nieprzytomnie. Uśmiechnęła się od ucha do ucha. Nieznany mężczyzna natychmiast poszedł w zapomnienie. Chloe padła mi w ramiona i obsypała mój policzek serią pocałunków. 
-Justin, jak ja się cieszę, że cię widzę - zaćwierkała radośnie. Pijana była jeszcze słodsza. Ten jeden pocałunek to znak, którego potrzebowałem. - A ty, Harry, możesz już iść. Było miło, ale na tym nasz wieczór się kończy. Pa. - Posłała mu gorącego buziaka.
Mężczyzna przeklął pod nosem i machnął ręką, również pijany. Chloe zrobiła mu nadzieję, a teraz ją odebrała. Potykając się o własne stopy, odszedł w przeciwnym kierunku i już po chwili zniknął w mroku nocy. Spojrzałem na Chloe z góry. Nadal tuliła się do mojego torsu, nuciła pod nosem i bawiła się moim uchem. Nie powinienem pozwalać jej na dotyk, na bliskość, ale jej dłonie odbierały mi zmysły. Mogłem oszukiwać Chloe, ale nie samego siebie. Niezaprzeczalnie coś do niej czuję.
-Co ty z sobą robisz, dzieciaku? - pogłaskałem ją po policzkach, włosy założyłem za małe uszy. - Prześpisz się z przypadkowym chłopakiem, zajdziesz tak młodo w ciążę i zmarnujesz sobie życie.
-O mnie się nie martw - zaśmiała się nieprzytomnie. - Biorę tabletki. Brzuszek mi nie grozi.
-Ale choroby weneryczne tak.
-Och, przestań. Trujesz jak moja matka. Jestem młoda, chcę się bawić. A przede wszystkim chcę zapomnieć o pewnym facecie, na którym mi zależy. Idiota pobawił się mną przez jedną noc, zrobił mi nadzieje, że będę mogła zakochać się w nim do szaleństwa, a rano stwierdził, że to wszystko było jedną wielką pomyłką. Mam przeczucie, że wiesz, o kim mówię.
Przetarłem dłońmi twarz. Poczułem wyrzuty sumienia. Podmuch wiatru rozwiał moje myśli i znów miałem pustkę w głowie. Pierwszy raz w życiu kogoś skrzywdziłem.
-Naprawdę piłaś przeze mnie? - spytałem niepewnie. Najchętniej nie usłyszałbym odpowiedzi, ale Chloe natychmiast przytaknęła. Patrząc mi w oczy, nie mrugnęła ani razu. Kolejny ucisk w żołądku i kolejna fala wyrzutów sumienia.
-Piłam, bo chciałam. Ty odpowiadasz za ilość wódki. Ciesz się, że nie musisz oddawać mi kasy za każdego drinka. Ze swoją nauczycielską pensją nie wyszedłbyś na tym dobrze. Czasem warto zbajerować barmana. Przynajmniej alkohol jest darmowy.
-Nie do końca darmowy - wtrąciłem pospiesznie. Wziąłem Chloe pod ramię i razem ruszyliśmy wgłąb parku. - Zapłaciłabyś za niego tyłkiem - dodałem niechętnie. Na moje nieszczęście nie minąłem się z prawdą.
-Ale nie zapłaciłam, bo cudownym zbiegiem okoliczności pojawił się mój anioł stróż i uratował mnie przed przygodnym seksem z obcym facetem. Dziękuję, kochany. Jestem teraz biedniejsza o jedno doświadczenie seksualne. Może ty mnie o nie wzbogacisz? - Uniosła wysoko wyregulowane brwi, mały nosek zmarszczyła. - Ach, byłabym zapomniała. Ty boisz się nawet dotknąć kobietę. 
Z pokorą znosiłem jej skargi, zażalenia i złości. Najważniejsze było dla mnie, że udało mi się przepędzić jej przyjaciela od siedmiu boleści. Podtrzymywałem Chloe, uważałem na każdy jej krok. Spojrzałem na jej szpilki. Ponad dziesięć centymetrów. Nie postawiłbym na trzeźwo nawet kroku, a ona, choć z trudem, utrzymywała się na nogach w takim stanie. Miała dziewczyna wprawę. Mknęła w szpilkach każdego dnia. Na trawie stawianie każdego kroku było dla niej znacznie cięższe. Z moich ust uciekł chichot.
-I z czego się śmiejesz, idioto? - warknęła pod nosem. Chciała wydostać ramię z mojego uścisku, lecz ani myślałem ją puścić. Spotkałaby się z ziemią szybciej, niż mogłaby przypuszczać. - W ogóle dokąd mnie prowadzisz? Muszę iść do domu. Puść mnie, bo zacznę krzyczeć. Doskonale wiesz, że jestem do tego zdolna.
-Krzycz, Chloe - odparłem spokojnie. - Tu i tak nikogo nie ma. I nie wydaje mi się, żebyś w takim stanie chciała wrócić do domu. Rodzice uziemiliby cię do trzydziestki. Idziemy do mnie. Mam małe mieszkanie w centrum. Dojdziesz do siebie i rano wrócisz do domu.
Szliśmy dalej, pośród starych drzew. Korony pochylały się przy każdym mocniejszym podmuchu. Stukot szpilek blondynki milkł na piaszczystym podłożu. Noc głucha. Noc oświetlona tylko kilkoma latarniami. Noc tajemnicza. Mógłbym ominąć Chloe szerokim łukiem. Ale coś kazało mi zaopiekować się nią. Dziś nie jak dziewczyną, a jak wychowanką, za którą jestem odpowiedzialny. 
-Prześpisz się ze mną? - spytała niespodziewanie. Odkaszlnąłem nerwowo i podrapałem kark. Tak mocno, że z pewnością zostały niechciane, czerwone pręgi. 
-Co ty wygadujesz, Chloe? Mam nadzieję, że szybko wytrzeźwiejesz, bo nie wytrzymam długo z tobą pijaną. 
-Nie wytrzymasz dłużej, niespodziewanie pęknie ci pasek w spodniach i zaatakujesz mnie jak wygłodniałe zwierzę. - Wykonała szybki obrót wokół własnej osi, jakby tańczyła. Cudem nie wylądowała na trawie na pośladkach po utracie równowagi. Wpadła w moje ramiona z zadartą w górę głową. Miała takie piękne oczy. I usta. Pełne, podkolorowane mieniącym się błyszczykiem. 
Przychodzi w życiu chwila, w której jesteś gotów rzucić wszystko, by choć przez ułamek sekundy być przy tej jednej, jedynej osobie. Miewałem takie momenty zbyt często. Za każdym razem, gdy mój wzrok krzyżował się z jej na dłużej niż dwie sekundy.
-Po prostu chodźmy - westchnąłem głęboko. To spojrzenie powodowało dreszcze, uginało kolana i przyspieszało bicie serca dwukrotnie. - Zrobiło się naprawdę zimno. 
Przez resztę drogi Chloe wspierała się na moim ramieniu, ale szła całkiem prosto. Nieźle sobie radziła. Może chłód zamroził w niej ułamek promila. Może zdążyła w nieznacznej części wytrzeźwieć. W każdym razie odpuściła sobie rozmowę. Śpiewała pod nosem. A kiedy próbowałem dowiedzieć się, jaki jest tytuł nuconej melodii, odwracała głowę i śpiewała głośniej. Zdałem sobie sprawę, że zwalniamy, kiedy od drzwi jednej kamienicy do drzwi następnej szliśmy przynajmniej minutę. Przeliczyłem się, mówiąc, że Chloe udało się w nieznacznym stopniu wytrzeźwieć. Była tak samo pijana. Dodatkowo na każdym kroku próbowała wyrwać ramię z uścisku. Twierdziła, że doskonale da sobie radę sama. Tak więc puściłem ją na moment, by przekonała się, że natychmiast bezwładnie poleci na mur kamienicy. Spojrzała na mnie i wydęła wargi. Przyznała mi rację i w dalszej drodze pozwoliła mi prowadzić się pod ramię. Alkohol osłabił jej upór.
-Ile masz łóżek w mieszkaniu? - spytała na skrzyżowaniu 7th Street z Bleecker Street. Światła nie działały, zostały wyłączone po dziesiątej. Ruchu nie było. Przeszliśmy przez oświetlone latarnią przejście dla pieszych.
-Jedno - odparłem cicho. Do tej pory nie miało to dla mnie większego znaczenia. Teraz tworzył się problem. - Prześpię się na kanapie. Jedną noc przeżyję.
-Dziękuję za poświęcenie - zironizowała. Powróciła stara, zarozumiała Chloe, która odzywała się w nastolatce regularnie co kilka minut.
-Chcę, żebyś się wyspała. Honorowo oddaję ci obie połowy łóżka. Powinnaś się cieszyć. Równie dobrze to ty mogłabyś spać na kanapie i przez kolejne dwa dni narzekać nie tylko na ból głowy, ale również pleców.
-Księżniczki nie sypiają na kanapie, nikt ci o tym nie powiedział?
-A o czym przez cały czas mówię? - mruknąłem rozbawiony. Sprzeczki z pijaną Chloe były całkiem zabawne. - Z grzeczności oddaję ci swoje łóżko, żeby księżniczka nie musiała spać na kanapie lub na dywanie. Nie jesteś mi wdzięczna, słonko?
-Dlaczego mówisz do mnie słonko? W tej chwili nie jestem słonkiem, tylko burzową, rozgniewaną chmurką.
Postawiła dwa pochyłe kroki. Jej kostka skręciła się boleśnie. Chloe pisnęła i gwałtownie ściągnęła ze stóp szpilki, kopiąc je pod sam krawężnik. Z trudem powstrzymywałem śmiech. Nigdy nie miałem do czynienia z tak uroczą osobą.
-Daleko mamy jeszcze do twojego mieszkania? - Niespodziewanie zatrzymała się na środku ulicy. Wiatr zawiał jeden z suchych liści prosto w jej twarz. Chloe wypluła ogonek liścia i z zamachem rzuciła torebkę na chodnik.
-Dwie przecznice i jesteśmy na miejscu - odparłem rozbawiony. Obserwowałem jej poczynania z litością i rozczuleniem.
-Ćwiczysz czasem? - Obie brwi dziewczyny utworzyły łuki w dole czoła. Uniosła je podejrzliwie.
-Zdarza się, nie zaprzeczę. Jednak nadal nie rozumiem, do czego te pytania prowadzą.
Chloe uśmiechnęła się od ucha do ucha. Z gracją, jakby nie wlała w siebie kropli alkoholu, schyliła się i podniosła szpilki, a torebkę ponownie przewiesiła przez ramię. Knuła spisek przeciwko mnie. Mogłem bronić się jedynie podejrzliwym spojrzeniem.
-Zanieś mnie - postanowiła tonem nieznoszącym sprzeciwu. - No już, po coś masz te mięśnie. Rączka pod kolanka i rączka pod plecki. Potem podnosisz i niesiesz jak księżniczkę, o której przed momentem wspomniałeś, do łóżka. - Wystukiwała stopą rytm na betonie, ale nie słyszałem taktu, ponieważ uderzała o asfalt bosą stopą.
-Bozia nóżki dała? Korzystaj z nich, burzowa, rozgniewana chmurko.
-Nie bądź taki do przodu, bo cię z tyłu zabraknie, cwaniaczku amerykański. A teraz hop, bierz mnie na rączki i zanieś do domu, jestem zmęczona, dodatkowo głodna. Mam nadzieję, że masz jakieś ciastka, najlepiej czekoladowe, ale herbatnikami również nie pogardzę. Albo czekoladę. Gorzką. Albo z truskawkami. - Zmarszczyła nos, a po chwili wyrzuciła w górę prawą rękę. - Najlepiej herbatniki czekoladowe oblane toffi. Wtedy cię pokocham.
-Jesteś wariatką, Chloe. - Musnąłem przelotnie jej czoło. W następnej sekundzie poderwałem jej stopy z ziemi, ułożyłem ciało w ramionach, zbliżyłem do torsu. - Obawiam się, że znajdziesz u mnie jedynie żelki z kwaśną posypką. Ewentualnie słoik nutelli.
-Pełen?
-Po brzegi - przytaknąłem, dotykając czołem jej czoła. Bliskość, bliskość, ta cholerna bliskość.
-Dobrze. A teraz ruszaj, rumaku. Po północy znów zmienię się w Kopciuszka.
-Jako Kopciuszek będziesz równie piękna - szepnąłem zawstydzony. - Ale nie miałbym nic przeciwko, gdybyśmy w końcu doszli.
-Ja też nie miałabym nic przeciwko, gdybyśmy razem doszli - posłała mi najszerszy uśmiech. Mogłem zobaczyć niemal wszystkie proste zęby. Nawet ósemki.
-Do domu - dokończyłem z niesmakiem. - Nie miałbym nic przeciwko, gdybyśmy w końcu doszli do domu.
-Jak tam sobie chcesz. - Wzruszyła beznamiętnie ramionami. Wyczuwam w powietrzu kolejnego focha.
Dotarliśmy - w zasadzie tylko ja dotarłem - pod drzwi mieszkania w jednej z kamienic na końcu ulicy, w pobliżu drugiego parku. Doniosłem Chloe z łatwością. Podśpiewywała przez całą drogę, ale ze mną nie zamieniła już słowa. Poprosiłem, by stanęła na wycieraczce o własnych siłach, ale ona jedynie mocniej chwyciła się mojego karku. Cóż mogłem poradzić? Zacząłem szperać w kieszeni w poszukiwaniu klucza. Ale cóż to! Trzymając w kieszeni tylko jedną rękę, nagle poczułem ruch w drugiej. Chloe z przygryzioną wargę zanurzyła dłoń w lewej kieszeni. Głęboko. Dotknęła go przez jeansy. Chłód nocy zastąpiła fala gorąca. Dosięgnęła metalowy klucz, przekręciła go w zamku. Zeskoczyła z moich ramion tuż za progiem.
-To teraz przekonamy się, co nasz ksiądz ukrywa w domu. Pornosy, najnowszy numer Playboy'a, a może dziecko?
Chloe przechadzała się na bosaka po panelach. Zaglądała w każdy kąt. Przeszła dookoła stołu, muskając wnętrzem dłoni każde z krzeseł. Zajrzała do niedużej sypialni z szeroko otwartym oknem. Zawsze panował w niej chłód, który tłumiłem ciepłą, puchową kołdrą. Obejrzała szafę i wnętrze łazienki. Wszystko z wnikliwością prywatnego detektywa. Gdybym miał coś do ukrycia, zacząłbym się obawiać. Ale że miałem czyste sumienie, pozwoliłem jej zajrzeć do każdej szuflady. Nawet tej z bokserkami.
-Po mojej obserwacji muszę stwierdzić - wstrzymała oddech, a po chwili wypuściła go ze świstem - że masz jakąś babkę na boku. Tu jest zbyt czysto jak na mieszkanie samotnego faceta. Wyprałeś nawet skarpetki. Wierz mi, to się rzadko zdarza. - Na koniec przejechała palcem po wysoko umieszczonej półce. Strzepała z opuszka kurz. - W porządku, ta odrobina kurzu na szafce rozwiała moje podejrzenia. Masz szczęście. A tymczasem idę zapolować na nutellę.
Zniknęła za drzwiami kuchni, kołysząc ponętnie biodrami. Wszedłem za nią po kilkunastu sekundach, podczas których zdejmowałem bluzę i adidasy. Chloe siedziała na blacie, w dłoni trzymała słoik nutelli, machała delikatnie smukłymi nogami. Była w trakcie odkręcania plastikowej nakrętki.
-Wiesz, dlaczego facet z nutellą to skarb? - spytała, pochłonięta rozbieraniem słoika z niepotrzebnych warstw zabezpieczających czekoladę przed spragnionymi ustami. Uniosłem zaciekawiony brwi. - Potrafi zrobić kobiecie dobrze, nawet jej nie dotykając.
-Zastanawiam się, czy twoje porównania bardziej mnie odrzucają, czy mi się podobają.
Chloe z uśmiechem dziecka rozpakowującego prezent spod choinki zanurzyła wskazujący palec w słoiku z czekoladą po same kostki. Potem oblizała go ponętnie. Nie pozostawiła na skórze grama nutelli. Powtórzyła kilka razy, aż w końcu, gdy w słoiku pozostała tylko połowa, spojrzała na mnie niewinnie.
-Może się poczęstujesz, zanim zjem wszystko? Nie chcę, żebyś później płakał, że zjadłam ci całą nutellę.
Już sięgałem po małą łyżeczkę do pierwszej z góry szuflady, kiedy nagle Chloe ujęła delikatnie mój podbródek między czyste palce i odwróciła moją głowę w swoją stronę. Polizała wargi koniuszkiem języka. W jednym kąciku zostawiła odrobinę nutelli. Jak oczarowany zbliżyłem się do niej. Podparłem się dłońmi o kuchenny blat. Musnąłem krótko kącik ust Chloe. Posmakowałem słodkiej nutelli z jeszcze słodszych warg. Zanim się odsunąłem, zamknąłem oczy i policzyłem w myślach do dziesięciu. Zażenowany własnym zachowaniem zrobiłem krok w tył, potem odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z kuchni. Cholerna nutella. A może cholerne hormony.
-Chcesz wziąć prysznic teraz czy rano, gdy nie zabijesz się na śliskich kafelkach? - rzuciłem z sypialni, poprawiając kołdrę na łóżku.
Chloe natychmiast pojawiła się u mojego boku. Rozmasowała spięte ramiona, na obu mięśniach złożyła mokre, ciepłe, leniwe pocałunki. Zaczęła rozpinać zamek po boku sukienki. Zatrzymałem ją, gdy rozsunęła zapięcie do żeber.
-Co robisz, syrenko?
Chloe uśmiechnęła się zadziornie.
-Więc jeszcze pamiętasz moją niecodzienną ksywkę?
-Oczywiście. - Potrząsnąłem głową. - W końcu sam ją wymyśliłem. A teraz odpowiedz mi na pytanie. Co robisz?
-Rozbieram się? - odparła, zawieszając głos. - Chyba nie myślisz, że będę spała w obcisłej sukience. To potwornie niewygodne. Pożyczysz mi jakąś koszulkę?
Ze spuszczoną głową otworzyłem drzwi starej, drewnianej szafy sięgającej rozmiarem sufitu. Idealną koszulkę znalazłem na pierwszej półce. Granatowa, z krótkim rękawem, sięgnie Chloe do połowy ud. Odwróciłem się, by podać dziewczynie prowizoryczną piżamę. Sukienka pozostała na podłodze przy szafce nocnej. Chloe siedziała na łóżku w samej bieliźnie. Pospiesznie rzuciłem ubranie i odwróciłem wzrok. Stukałem stopą w podłogę. Kolejny raz odliczyłem w myślach do dziesięciu. Chichot Chloe dał mi do zrozumienia, że już dawno przebrana wskoczyła pod kołdrę i opatuliła się nią po samą szyję.
-Pachnie tu tobą - westchnęła rozmarzona. Zaciągnęła się zapachem poduszki, do której przytuliła policzek. Przez chwilę wstrzymywała powietrze w płucach. Wypuściła je, gdy musiała zaczerpnąć kolejną dawkę. - Taki męski, zdecydowany zapach. Uwielbiam go. - Objęła poduszkę ramionami jak przedszkolak misia. - Chodź tu do mnie. Chcę, żebyś opowiedział mi bajkę. Opowiesz mi bajkę, prawda? Opowiesz?
Tylko człowiek bez serca i wrażliwości nie rozczuliłby się przy takim aniołku.
-Opowiem, kochanie, opowiem. 
Usiadłem na skraju łóżka. Chloe natychmiast położyła głowę na moich kolanach. Rozmyślając nad rozpoczęciem bajki, głaskałem jej włosy. Miękkie, jasne pasma przepływały przez moje palce jak fale w oceanie. Chloe oddychała równo, miarowo. Z początku myślałem, że zasnęła, ale jej otwarte oczy wpatrzone były we mnie jak w obrazek.
-Dobrze więc - odkaszlnąłem i rozpocząłem opowieść. - Pewnego dnia jedna chmurka zobaczyła drugą chmurkę. Poznała ją, zbliżyła się w bezkresie nieba. Miała tylko jeden problem. Należała do innego gatunku chmurek niż ta druga. Pierwsza była chmurką deszczową, druga jasnym obłoczkiem błąkającym się po niebie w parze ze słońcem. Deszczowa chmurka była bardzo smutna, ponieważ nie mogła pojawiać się na niebie wtedy, kiedy obłoczek. Ale nie poddawała się. Wiedziała, że nie może zbliżyć się do obłoczka, a mimo to ulegała pokusom. Wpływała na niebo w nieodpowiednich chwilach, żeby tylko zobaczyć obłoczek. Obłok również nie dawał za wygraną. Nie odpuszczał. Aż pewnego dnia zmienił się w burzową chmurkę, by móc płynąć po niebie razem z deszczową chmurką. Od tamtej pory byli nierozłączni. Przyjaźń, silne uczucie. Chmurka buntowniczka postawiła wszystko na jedną kartę, by móc być blisko drugiej chmurki. Postąpiła wbrew zasadom, zgodnie z własnym chmurkowym serduszkiem. I pomimo konsekwencji nigdy nie wątpiła, że postąpiła słusznie, bo przy drugiej chmurce czuła się... szczęśliwa.
Zastygłem w miejscu. Wpatrzony we wzór na pościeli, przerwałem przeczesywanie włosów Chloe. W sercu działo się coś dziwnego. Biło szybciej, ale momentami miałem wrażenie, jakby w ogóle przestało bić. Zatrzymało się, by zrobić mi na złość i otworzyć oczy. Bajkę opowiadało ono, serce. Nie ja.
-Podoba mi się ta historia - szepnęła nieprzytomnie, całując moje udo. - Była o nas?
-Tak, chmurko - odparłem półgłosem. Nachyliłem się, by posmakować zapach jej włosów. Ucałowałem jeden kosmyk. Lepszy niż nutella i herbatniki połączone ze sobą. 
-Którą chmurką byłam?
-Możesz sobie wybrać, kochanie. - Ostrożnie przełożyłem jej główkę na poduszkę i na nowo przykryłem kołdrą, którą w międzyczasie zdążyła ściągnąć z ciała do kolan.
Wstałem z łóżka. Skrzypnęło cicho, a materac uniósł się w miejscu, w którym przed momentem spoczywały moje pośladki. Ruszyłem na palcach do drzwi. Chloe zaśnie w przeciągu kilku sekund, lecz również wybudzić ją z półsnu mógł najcichszy szmer. Położyłem dłoń na chłodnej klamce. Wtedy czuły szept popieścił uszy:
-Zapomniałeś o buziaku na dobranoc. - Jej czy migotały w mroku jaśniej, niż gwiazdy na niebie.
Z nieśmiałym uśmiechem wróciłem do łóżka. Chloe opadła na plecy i położyła ręce pod głową. Pogłaskałem opuszką kciuka kość policzkową. Nachyliłem się z i z troską złożyłem długi pocałunek na środku jej czoła. 
-Śpij, słoneczko.
-Mówiłam ci przecież, jestem chmurką.
-Nie, Chloe - przerwałem jej w połowie zdania. - Dla mnie jesteś słoneczkiem. Najjaśniejszym ze wszystkich.
-Ale słońce jest tylko jedno - upierała się nadal. Wszystko, by tylko postawić mnie pod ścianą.
-Tak samo jak ty. - Ostatni raz musnąłem kciukiem czubek zmarszczonego noska. - Chmurek są tysiące. Słońce jest jedno, jedyne, niepowtarzalne i wyjątkowe.
Wyszedłem z pokoju, usiadłem na kanapie i chwyciłem słoik nutelli. To jeszcze zauroczenie czy już miłość?






~*~



Wow, ale i wyszedł długi rozdział. Jestem podekscytowana, bo wiem, co będzie dalej, a Wy nie wiecie hahahaha, przepraszam, jestem okrutna :)

Ps. Od dzisiaj mam nową obsesję - Jego brzuch...

23 komentarze:

  1. hsfxgfxh jak słodko

    OdpowiedzUsuń
  2. jego brzuch >>>>>>

    OdpowiedzUsuń
  3. No i wreszcie jest tak słodko *.* coś mi się wydaję , że on się w niej niż zakochuje a ona w nim!! Czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  4. DLACZEGO JA POCALOWAL W CZOLO???
    DLACZEGO NIE ZACZELI SIE OBMACYWAC
    I CALOWAC
    TAK
    W
    CHUJ
    NAMIETNIE???
    CO TO MA BYC
    KOCHAM TO
    ALE
    BOZE
    DLACFZEGO
    JA JUZ MIALAM PRZYGOTOWANA REKE W MAJTKACH
    A TU NAGLE NIE MA DUPCZENIA

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahahahah ja jebie komentarz nad moim nie moge hahahahha xD
    A co do rozdziału jak zwykle mega!
    A ochote na nutell narobiłaś każdwmu chyba!
    Na Justina nie musialaś bo zawsze mamy ochote xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Pięknie a ta historia o chmurkach i wogóle taki romantyczny ten rozdział :-*

    OdpowiedzUsuń
  7. Hahahhwww jesteś okrutna bo chce wiedzieć jak ta noc się skończy!!! "Mam nadzieję ze na zasnieciu tu się nie skończy (*¯︶¯*)

    OdpowiedzUsuń
  8. wow <3 kocham ich sa cudni *.* on musi sie pzelamac :) nmg sie doczekac next <3

    OdpowiedzUsuń
  9. O boże kocham tą parkę <3 Niech on się przełamie!

    OdpowiedzUsuń
  10. Super rozdział to jest moje drugie ulubione opowiadanie. No po prostu brak mi słów. Nie mogę się doczekać nexta. Życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  11. kocham twoje ff tak w chuj mocnoooo❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  12. idwalne boze czekam na kolejny, zycze weny i zapraszam do siebie
    Nicetomeetoyoubabyy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie wiem jak Ty to robisz, że każdy rozdział jest lepszy od poprzedniego *.*

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeej , kocham bardzo !!! <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Niesamowity rozdział <3
    Czekam na next :0
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  16. O mamo kocham Twoje opowiadanie! czekam na następny z niecierpliwością<3

    OdpowiedzUsuń
  17. elgaklngdlakngapiognpawognakldngkladnglakdgn

    OdpowiedzUsuń
  18. cudooowny ♥♥♥ chcę next! *,* xo

    OdpowiedzUsuń
  19. Tak, jesteś okropna. Niech w końcu zbliżą się do siebie!
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń