Justin
Skórzana tapicerka miała wiele zalet. Wyglądała elegancko i dawała poczucie bogatego wnętrza. Latem bił od niej przyjemny w dotyku chłód. Odporna na przetarcia. A ponad to wszelkie zabrudzenia znikały w mgnieniu oka po zwilżeniu mokrą ścierką. Ale była jednym z najmniej wygodnych materiałów dla obolałych pleców. Po całej nocy spędzonej na skórzanej kanapie, rano ledwie byłem w stanie zwlec ciężkie zwłoki na panele z jasnego drewna. Bolało mnie wszystko. Od nóg, przez plecy, po samą głowę. Cóż za poświęcenie.
Stanąłem w bokserkach przed lustrem. Rozmasowałem uda i spięte barki. Na lustrze zauważyłem niedużą smugę. Natychmiast energicznie chwyciłem rękaw najbliższej bluzy i skrawkiem wypolerowałem szybę. Lubiłem porządek. Nie do przesady, ale lubiłem. Postanowiłem sprawdzić, jak ma się Chloe, czy w ogóle żyje po wczorajszej pijackiej przygodzie. Zawczasu przygotowałem listek tabletek przeciwbólowych i butelkę schłodzonej wody. Zapukałem cicho w drzwi sypialni. Brak odzewu. Wszedłem więc powoli. Jakież było moje zdziwienie, gdy zastałem rozsunięte zasłony, otwarte na oścież okno i równo pościelone łóżko. Moje brwi wystrzeliły ku niebu. Gdzie się podziewa moja zguba?
-Chloe? - spytałem głośno.
Odpowiedział mi szmer dochodzący z łazienki w przedpokoju i radosny głos:
-Tu jestem! Zaraz wychodzę. Możesz mi zrobić śniadanie. Pamiętaj, żeby pomidora nie solić, a herbaty nie słodzić.
Z westchnieniem pokręciłem głową. To ja zamartwiam się, w jakim stanie zastanę Chloe o poranku, a ona tryska energią i czuje się lepiej niż ja, przy czym ja nie wypiłem ani kropli, a jej osiągnięcia były liczone w litrach. Niebywałe.
Opadłem na kanapę. Ta sama skórzana, niegrzeszącą wygodą tapicerka. Jęknąłem. Ciało przeszedł ból promieniujący od pleców. Nie spieszyło mi się przesadnie z przygotowaniem Chloe śniadania. Nie wstawiłem nawet wody na herbatę. Wpierw wymagam wyjaśnień. Należą mi się za nastawianie karku za wybryki Chloe.
Zamek w drzwiach łazienki szczęknął. Światło zgasło. Bose stopy stanęły na jasnych panelach. Nagie łydki, również nagie uda. Dopiero pod samymi pośladkami rozpoczynał się biały ręcznik i kończył się tuż nad biustem, założony za drugi kraniec "na zakładkę". Mokre pasma włosów spływały po jej ramionach, delikatnie falowane. Wystarczył jeden bardziej gwałtowny ruch, by ręcznik zsunął się po jej piersiach i odsłonił to, co najbardziej pożądane.
-Dzień dobry. - Uśmiechnęła się promiennie. Trzymała ręcznik trzema palcami. - Nie sądziłam, że już wstaniesz. Dlatego pozwoliłam sobie wziąć szybki prysznic. Ciesz się, że nie wyszłam z łazienki nago. Myślałam, że śpisz! Swoją drogą, słodko chrapiesz. Uśmiechałeś się przez sen. Przyznaj się, co ci się śniło?
Słowa Chloe zlewały się w jedną, różną intonacyjnie melodię. Słyszałem dźwięk głosu, ale nie rozdzielałem wyrazów i sylab. Widziałem ją. Jej ciało przyćmiło głos. Nie mrugnąłem, odkąd wyszła z łazienki. Mój wzrok nie chciał, nie mógł wręcz przegapić najmniejszego grymasu jej postaci, wyprostowanej sylwetki. Byłem oczarowany.
-Słuchasz mnie w ogóle? - Chloe pomachała mi dłonią przed twarzą. Jej piękne nogi były niemal przed moimi oczyma. Chciałem dotknąć gładkie, muśnięte słońcem udo, pocałować je.
-Chloe - odkaszlnąłem nerwowo. - Mogłabyś się ubrać? Rozpraszasz nie - wymamrotałem na jednym tchu i wcale nie poczułem się lżej. Ona nadal stała krok przede mną. Czułem jej słodkawy zapach.
Dotknęła moich włosów, zmierzwiła je i zachichotała.
-Jesteś taki uroczy, Justin. Aż chce mi się śmiać.
-Cały czas się śmiejesz, Chloe. Nieprzerwanie.
-Fakt. - Uniosła w górę wskazujący palec i znów wybuchnęła dźwięcznym śmiechem. - Więc teraz ty zrób śniadanie, a ja pójdę się ubrać. Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli pożyczę twoje ubrania, prawda?
Machnąłem tylko ręką. Byle by jak najszybciej przyodziała mniej skromny kawałek materiału. A jednocześnie byłem ciekaw Chloe w moich dresach luźnych w kroku i dużej koszulce.
Wstałem z twardej kanapy. Gdybym musiał poświęcić się w podobny sposób jeszcze raz, spędzę noc na dywanie. Napełniłem elektryczny czajnik wodą, włączyłem do prądu. Zaczął szumieć po upływie minuty. W międzyczasie przekroiłem bułki nożem i ułożyłem równo na talerzu. Dokładnie umyłem pomidora. Chloe wspomniała o nim jeszcze zza drzwi łazienki. Pokroiłem w równe plastry. Tak samo jak żółty ser. Paczuszkę herbaty zalałem gorącą wodą. Odczekałem chwilę po zagotowaniu. Nie powinno się bowiem zalewać ziół wrzątkiem. Wymieszałem i pominąłem łyżeczkę cukru, jak prosiła Chloe.
Wpadła do salonu po dwóch kolejnych minutach. Ubrana w dresy i luźny biały T-shirt. Taka naturalna. I piękna. Przepiękna. Maleńka gwiazda na bezkresie nieba, ale świecąca najjaśniej. Świecąca dla mnie. Oparłem się o blat dołem pleców i przez moment przyglądałem się blondynce wnikliwie. Przestałem, gdy uchwyciła moje spojrzenie. Onieśmielała mnie.
-Główka nie boli? - Uniosłem jedną brew. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać.
-A czemu miałaby boleć?
-Żartujesz ze mnie, Chloe? Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej widziałem tak pijaną osobę, jaką ty byłaś wczoraj. Ledwie trzymałaś się na nogach, a bez mojej pomocy leciałaś na ziemię jak długa.
-Tak, tak, dziękuję za pomoc i za nocleg.
-Nie o to mi chodzi - westchnąłem. Z całych sił starałem się nie grać roli surowego ojca, lecz po głębszym zastanowieniu uznałem, że do mnie również należy wychowywanie Chloe i wskazywanie jej właściwych dróg. Wyraz "wychowawca" nie bierze się w końcu z powietrza. - Jakim cudem tryskasz energią i czujesz się tak dobrze? Wlałaś w siebie tyle, że niemal traciłaś przytomność.
-Może nadal jestem pijana, dlatego nie odczuwam kaca. A może jestem na to odporna. Twarda babka ze mnie. - Z chichotem uderzyła moje ramię. Nie zrobiła tego delikatnie. Musiałem rozmasować mięsień, który rozluźniłem nie w porę. - Co my tu mamy - zaśpiewała pod nosem, otwierając na oścież lodówkę. Wyjęła karton mleka. Przeszukała wszystkie szafki - pod blatem i nad blatem. Znalazła płatki kukurydziane. Nasypała niedużą górkę do kolorowej, plastikowej miski i zalała zimnym mlekiem. Z impetem włożyła do miski łyżkę. Kilka kropel mleka rozlała przy tym na blat.
Spojrzałem z lekko uchylonymi ustami na przekrojone bułki, pokrojone pomidory i ser, a także na kubek pełen zaparzonej herbaty. Później wzrok przyciągnęła Chloe. Usiadła na blacie i napełniała policzki rozmiękłymi w mleku płatkami. Znów wróciłem do bułek. I po co ja tak się staram? Ale wtedy Chloe odłożyła pustą już miskę do zlewu i usiadła na krześle przed talerzem z pszenną bułką. Posmarowała wnętrze masłem, przykryła plastrem sera i pomidora. Jak zapowiedziała wcześniej, nie posoliła go. Nie mogło się jednak obejść bez pieprzu. Ponownie przeszukała wszystkie szafki i odnalazła przyprawę dopiero w ostatniej szufladzie. Pochłonęła ze smakiem dwie bułki. Na koniec oblizała usta i spojrzała na mnie niewinnie. Nie mogłem wyjść z szoku. A może z podziwu. Sam nie wiem.
-Nie patrz tak na mnie. Po prostu mam apetyt.
-A może to ciąża? - Uniosłem podejrzliwie jedną brew.
-A może apetyt? Nie wszystko jest ciążą, Justin. A dla twojej wiadomości, parę dni temu miałam okres. Mówię to, bo myślę, że może cię zainteresować.
Odkąd Chloe weszła do kuchni, nie poruszyłem się, nie odsunąłem od blatu. I prawdę powiedziawszy sam nie wiedziałem, dlaczego. Blondynka umyła przybrudzone naczynia, później osuszyła je białą, złożoną w kostkę ścierką.
-Wybacz, że to powiem, ale teraz to ty mnie rozpraszasz. Ubierz się, szybciutko. Stanie przed niegrzeczną nastolatką w samych bokserkach nie jest wskazane księdzu. Jeszcze byś mnie podniecił. To u was chyba zabronione, mam rację?
Zignorowałem jej kąśliwą uwagę. Ale świadomość, że podobam się Chloe, wprawiała mnie w prawdziwą euforię.
-Jeśli się nie mylę, masz z moją klasą pierwszą lekcję. Pospiesz się. Jest wpół do ósmej.
Zadziwiała mnie jej bezpośredniość. Budzi się w obcym mieszkaniu, nie żąda wyjaśnień i tymi wyjaśnieniami nie raczy również podzielić się ze mną. Jakby wszystko było na właściwym miejscu. A przecież nie było.
-Chloe, możesz być choć przez chwilę poważna? Upiłaś się tak, jak nie wypada nawet osobie dorosłej, a ty masz dopiero siedemnaście lat. Ponad to niemal wydarłem cię z łap jakiegoś mężczyzny.
-A był chociaż przystojny? - przerwała mi w połowie zdania.
-Chloe! Zrozum, gdyby mnie tam nie było zupełnie przez przypadek, obudziłabyś się dzisiaj nie w moim łóżku, cała i bezpieczna, tylko w jego mieszkaniu. Nie wiesz, co mógłby z tobą zrobić. Zachowałaś się bardzo nieodpowiedzialnie.
-Oczekuję klapsa silną, męską dłonią - zachichotała głośno, zarzucając długimi włosami. - Który pośladek nastawić?
-Chloe, to nie jest śmieszne.
-Ależ jest. Bardzo śmieszne. Robisz z igły widły. Zupełnie niepotrzebnie. Jestem dużą dziewczynką.
-Ale to nie upoważnia cię, by sypiać z kim popadnie.
-Dzisiaj w nocy spałam jedynie z twoją kołdrą i pachnącą poduszką. Nie szukaj problemu tam, gdzie go nie ma. - Chloe zaczęła szperać w szafce z butami w przedpokoju. Znalazła najmniejszą, za małą już na mnie parę adidasów i wsunęła na stopy. Rzeczywiście. Szpilki niekoniecznie pasują do luźnych dresów. - Widzimy się w szkole, ptysiu. - Musnęła mój policzek i wybiegła z mieszkania.
Nie zdążyłem pisnąć słówka. Zupełnie mnie zignorowała. Potraktowała jak powietrze. I nade wszystko nazwała ptysiem. Jestem aż taki słodki? Facet nie powinien być słodki. Ksiądz również. Zwłaszcza w oczach tak pięknej dziewczyny, jaką była Chloe. Przestałem być głodny. Wypiłem tylko szklankę soku pomarańczowego. Przepłukałem szkło pod strumieniem wody, wytarłem i schowałem do szafki nad głową. Spojrzałem na zegarek. Chloe miała rację. Powinienem jak najszybciej ubrać się i wyjść do szkoły. Nie patrzyłem nawet, jakie ubrania wyjmuję z szafy. Wciąż zaskoczony byłem reakcją Chloe, jej energią, chaotycznym podejściem do życia.
Wyszedłem z domu po uprzednim skorzystaniu z toalety. Dzień był słoneczny, niebo bezchmurne. Wiał lekki wiatr i chłodził skórę. Porozrzucał moje włosy w każdą z czterech stron świata. Dziesięć minut i byłem pod szkołą. Uczniowie siedzieli na schodach przed dziedzińcem i przy wielkich drzwiach budynku. Dwójka nastolatek popalała papierosy w kącie.
-Zgaście te okropności, proszę. To wam jedynie szkodzi - zwróciłem się do nich potulnie.
Dziewczyny przyjrzały mi się uważnie, jedna oblała się nawet rumieńcem. Zgasiły papierosy na kamiennej ścianie budynku i zniknęły za rogiem, chichocząc pod nosem.
Wszedłem do szkoły równo z dzwonkiem. Nie zdążyłbym dotrzeć do pokoju nauczycielskiego i wrócić do klasy, dlatego od razu przeszedłem do końca korytarza i na lewo, gdzie znajdowała się klasa. Otworzyłem drzwi kluczem, który poprzedniego popołudnia zapomniałem zostawić w sekretariacie. Przewiesiłem kurtkę przez oparcie krzesła. Wtedy spojrzałem na biurko. Na TO biurko. Biurko, na którym poprzedni wychowawca zabawiał się z Chloe. Z moją Chloe. Miała rację. To jedno biurko będzie mnie prześladować.
-Dzień dobry, proszę księdza. - Uczniowie zaczęli wchodzić do klasy, ale to jej głos rozbrzmiał w uszach. - Jak się spało?
Odwróciłem się twarzą do wychowanków. Chloe usiadła w pierwszej ławce. Moje dresy i koszulka leżała na niej naprawdę dobrze. Uśmiechała się szeroko i podśpiewywała pod nosem, a jej entuzjazm udzielał się również pozostałym uczniom.
-Dziękuję, że pytasz. - Dałem się wplątać w jej grę. - Jak się spało? Powiem ci, Chloe, że mało wygodnie. Musiałem spędzić noc na kanapie.
-Żona wyrzuciła księdza z łóżka? A może nastoletnia kochanka?
Krótko odwzajemniłem przesłodzony uśmiech i odparłem:
-Raczej niesubordynowany dzieciak, który wymaga całodobowej opieki.
-Doprawdy? - Wysoko uniosła brew. - Więc ksiądz dorabia sobie jako tatuś na zamówienie?
-Można tak to nazwać.
Pierwsza lekcja charakteryzowała się jednym - uczniowie schodzili się nawet przez pierwsze piętnaście minut. Miałem więc mniej czasu na przeprowadzenie tematu. Otworzyłem dziennik na TYM biurku i wziąłem długopis z TEGO biurka. Wpadam w paranoję. Myśl o Chloe w intymnej sytuacji z nauczycielem literatury nie dawała mi spokoju. Sprawdziłem obecność, spisałem datę. Szmer w klasie ucichł, gdy wstałem z krzesła i oparłem się o biurko. TO biurko.
-Zacznijmy dzisiaj od czegoś przyjemnego. Niech każdy z was zastanowi się nad ulubionym miejscem, w którym byliście, do którego lubicie wracać, które skłania was do przemyśleń, refleksji - zamilkłem na kilka chwil. Dałem im czas do namysłu. Niektórzy niewzruszeni moimi słowami nadal szeptali we wspólnej ławce. Inni kreślili nierówne kształty ołówkiem w zeszycie. Tylko nieliczna grupa przymknęła powieki i podeszła do zadania na poważnie. - Może ktoś chciałby podzielić się swoim miejscem? Opisać emocje, jakie wywołuje?
Nieśmiała dłoń Chloe górowała nad jej głową. Dziewczyna zgłosiła się i czekała, aż skinę w jej stronę. Dałem jej sygnał. Odkaszlnęła i odezwała się cicho:
-Mam jedno takie miejsce - zaczęła. Splątała palce na blacie ławki. Odłożyła długopis do małego piórnika. - Kawałek za miastem. Drogą wylotową na północ. Na dziesiątym kilometrze jest zjazd z głównej na drogę szutrową w prawo. Po chwili polana zmienia się w las. Droga prowadzi pomiędzy drzewami, starymi sosnami. Jest znacznie ciemniej. Na drogę padają tylko nieliczne promienie słońca. Idąc drogą przez kolejne dwadzieścia minut, rozpościera się przed nami polana z niedużym jeziorem po środku. Zawsze siadam na jednym krańcu, na skarpie. Myślę, obserwując dom po przeciwnej stronie jeziora. Od miesięcy stoi opuszczony, ale nie zaniedbany. Nieduży, choć piękny. I gdy tak siedzę i myślę, mam wrażenie, że jestem niepokonana i mogę wszystko. Cisza, spokój i czyste piękno.
Patrzyła na mnie nieprzerwanie. W trakcie monologu wszystko wokół Chloe zaczęło powoli zanikać. Ona pozostała w centrum, a wokół niej jedynie czerń i nieskończona pustka. Mówiła do mnie, z przesłaniem. Jezioro na polanie. Las. Nieliczne promienie słoneczne. Romantyczna aura. Chloe skończyła mówić. W klasie panowała cisza. Nie mrugnąłem ani razu. Milczenie przerwała spadająca z ławki butelka. Uderzyła o podłoże i narobiła niemałego huku. Otrząsnąłem się. Pokręciłem głową, wziąłem głęboki oddech. Kilka wydechów i doszedłem do siebie. Posłałem Chloe uśmiech.
-Bardzo dobrze - skomentowałem krótko. Kolejnych słów nie było. Jakby ich zabrakło. Jakbym je zgubił.
***
Słońce chyliło się za horyzont. Nastał piątkowy wieczór. Niebo nie było już błękitne ani nie pokrył go granat. Teraz lśniło czerwienią zachodu przebijającego się przez nieliczne obłoki. Powietrze pachniało lasem iglastym i pobliskim jeziorem. Droga była prosta, jedynie momentami brała zakręty szerokim łukiem. Jedynym dźwiękiem był cichy szum igieł na czubkach sosen. Magia otoczyła mnie zewsząd i pchała w przód. Musiałem tu przyjechać. W miejsce, o którym tak pięknie mówiła Chloe. Musiałem je zobaczyć i na własne oczy przekonać się, że oddaje urok słów. Główną drogą dotarłem do zjazdu, o którym wspomniała Chloe. Szutrową drogą podążałem już piętnaście minut. Dlatego na polanę dotarłem pod wieczór. Im bardziej zagłębiałem się w las, tym mniej widziałem. Tylko ta zatrważająca czerwień nieba.
Drzewa zaczęły się przerzedzać. Szutrową drogę, która swoją drogą porastała mchem, teraz pokryła warstwa soczystej, świeżej trawy. Kroki tłumiła zieleń. Ostatni promień słońca oślepił mnie na moment. Przysłoniłem oczy dłonią. Trafiłem bezbłędnie. Ogromna polana, jezioro po środku i stary dom na przeciwległym brzegu. A na skarpie ona. Chloe. Jeansy wysmuklały jej nogi. Zarzuciła na siebie rozpinaną bluzę i kaptur, spod którego spływały pasma włosów. Stopy miała bose. Buty postawiła na pobliskim kawałku ziemi bez trawy. Krzyżowała łydki nad urwiskiem i podziwiała zachód słońca unoszący się nad domem po przeciwległej stronie jeziora. Podświadomie wiedziałem, że ją tu spotkam. Jakbym czuł jej obecność. Jakby jej serce było nadajnikiem, a moje radarem. Czułem ją, gdziekolwiek by nie była.
-Miałaś rację - powiedziałem cicho, by jej nie wystraszyć. Chloe odwróciła gwałtownie głowę. Kosmyk włosów zahaczył się na jej nieznacznie zadartym nosku. - Tu jest naprawdę pięknie.
-Wiem. Inaczej bym tu nie przychodziła. - Poklepała miejsce obok siebie.
Usiadłem więc i wbiłem wzrok w dach domu, gdzie kończyły się korony drzew i zaczynał obłok rozświetlony czerwienią. Miałem obok siebie inną Chloe. Nie tą, którą grała na co dzień. Teraz była prawdziwą sobą. Bez żadnej maski. Bez grama makijażu. Delikatna, spokojna, naturalna. Prawdziwą twarz zwykła ujawniać jedynie we własnym towarzystwie. A dziś poznałem ją również ja. Ta Chloe nie była zdolna do wulgarności. Ta była moim ideałem. Anioł bez skrzydeł.
-Wiedziałam, że tu przyjdziesz. Jeśli mi nie wierzysz, tu mam dowód. - Położyła na moich kolanach małą paczkę. Uniosłem jedną brew i po przelotnym zerknięciu na Chloe, zagłębiłem dłoń w reklamówce. Moje dresy i koszulka. - Butów ci nie oddam. Na ciebie z pewnością są za małe, a mi się spodobały.
Zaśmiałem się pod nosem. Włożyłem ubrania z powrotem do reklamówki i odłożyłem ją na trampki Chloe nieopodal. Dziewczyna bez słowa chwyciła moją dłoń, objęła ją swoimi i położyła na kolanie. Nie spojrzała na mnie. Ja również nie obdarzyłem jej spojrzeniem. Zachód słońca był punktem, który pochłonął nas oboje. Uczucie rosło. Wzrastały też emocje. Chloe delikatnie oparła głowę na moim ramieniu. Nie zdjęła z głowy kaptura. Mimo to mogłem zaciągnąć się zapachem jej włosów. Mój skarb, który do tej pory nie wie, że jest moim skarbem.
-Pierwszy raz oglądam z jakimkolwiek facetem zachód słońca - szepnęła półgłosem. Z jej ust uleciało westchnienie. Godzinami przesiadywała tu sama. Dopiero teraz odnalazła dosłowne oparcie.
-Mogę powiedzieć to samo.
Chloe spojrzała na mnie z rozbawieniem, ale jej oczka tryskały życzliwością.
-Właśnie nazwałeś mnie facetem - zachichotała, przytulając policzek do mojego rękawa.
-Wiesz, o co mi chodziło, Chloe. - Przewróciłem oczyma. Delikatnie uszczypnąłem jej udo. Blondynka pisnęła i podskoczyła niespodziewanie.
-Tak to ja się nie bawię - odparła naburmuszona, ale gdy tylko zacząłem naśladować jej miny, wybuchnęła dźwięcznym śmiechem.
-Byłaś kiedyś w tym domu? - Skinąłem w stronę drewnianego budynku na drugim brzegu.
-Nigdy. Ale chcę tam wejść. I wejdę szybciej, niż myślę.
Chloe opadła plecami na trawę. Widziałem ją niewyraźnie. Było bowiem coraz ciemniej. Coraz bardziej tajemniczo. Mrok od zawsze kojarzył mi się z ukrytą tajemnicą. Teraz mrok pozwolił wzniecił we mnie odwagę. Pogładziłem policzek blondynki. Uśmiechnęła się delikatnie, nie odsłaniając śnieżnobiałych zębów. Zmierzwiła moje włosy. Chciałem, by był bliżej. Pozwoliłem więc, by jej dłoń spoczęła na moim karku. Nachylałem się powoli, choć pewien tego, co chcę zrobić. Chciałem ją pocałować. Bardziej niż kiedykolwiek. I kiedy moje wargi dotknęły jej, zatonąłem w morzu przyjemności płynącym z jej ust. Całowała delikatnie, a ja równie delikatnie odwzajemniałem muśnięcia. Przeżyłem pierwszy pocałunek z prawdziwą Chloe - subtelną i uroczą dziewczynką. Był lepszy niż wszystkie poprzednie razem wzięte. Zakochałem się w jej ustach. I w oczach, które spoglądały na mnie nieśmiało.
-Dlaczego tu jest tak cicho? - spytałem półszeptem, podpierając się dłońmi. Źdźbła trawy wbiły się w moje dłonie, ale nie czułem ich. Prócz dłoni Chloe na karku wszystko było mi obce.
-To cisza przed burzą, Justin. - Mrugnęła ospale trzy razy. - Cisza przed burzą.
~*~
Skomentuję rozdziała jednym zdaniem, tak, jak nazwała to Chloe - cisza przed burzą :)
o moj boze jaki slodki rozdzial
OdpowiedzUsuń<3333
OdpowiedzUsuńo boze
OdpowiedzUsuńjaki cudowny
slodki
jeju aw
i ogolnie
agjdbkjgbskjfdgbksjgbs
wreszcie znow sa tak blisko
jezu po co ty opisujesz tak dokladnie rzeczy ktore są kompletnie nie istotne
OdpowiedzUsuńboze wreszcie ja pocalowal, i tak nadal potrzebuje w tym ff ostrego seksu ahhahhahaha
OdpowiedzUsuńboze tak !!! niech sie ogarnie wreszcie i zrozumie pewne rzeczy :)
OdpowiedzUsuńmam nadzieje ze ta cisza przed burza nie zniszczy ich relacji tylko troche namiesza i nikt sie w nia nie wtraci tylko bd pomiedzy nimi <3
O jejciu, końcówka taka piękna. Życzę weny :-*
OdpowiedzUsuńCzekam na moment w którym Justin sie przełamie *_*
OdpowiedzUsuńCudooi *-*
OdpowiedzUsuńWiadomo ze boski!!! Hahaa uwielbiam twój styl i jestem mega ciekawa bo tajemniczo cos ♡◇♥♤♠♤★★♀◀▶♂
OdpowiedzUsuńjezu uwielbiam!!!
OdpowiedzUsuńAwww najlepszy *.*
OdpowiedzUsuńŚwietny*.* czekam nn
OdpowiedzUsuńJaka cisza przed burzą co? O CO CHODZI? Kiedy oni zrobią TO? Liczyłam ze nastąpi to już w tym rozdziale a tu dupa :( Ile można czekać co? ;/ Lubie taką Chloe.. jest kochana *-*
OdpowiedzUsuńBuzi
Jak ja ich kocham takich spokojnych, moi cudowni <3 Tylko... Co to za cisza przed burzą?
OdpowiedzUsuńChyba wiem co się stanie. A przynajmniej tak mi się wydaje ze wiem haha. Super rozdział I nie mogę się doczekać następnego.
OdpowiedzUsuńChloe jest tak MEGAAA pozywtywną osobą <3
OdpowiedzUsuńSuper rozdział i już z niecierpliwością czekam na kolejny :D
Czyżbym właśnie przeczuwała co się stanie ? :P Zobaczymy ... ;)
Pozdrawiam gorąco :*
A w międzyczasie zapraszam na rozdział 17 „You are my poison,Justin”. :D
Niesamowity <3 kooooocham :*
OdpowiedzUsuń/Wiki
Oho oho dzieje sie :D super rozdział xD pewnie bedzie burza i oni wejdą razem RAZEM do tego domku xD
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa jak zakończysz to opowiadanie ;)happy end czy dramat :P rozdział świetny zreszta jak wszystkie Twoje ;) czekam na kolejny :P :*
OdpowiedzUsuńooooo kurde już nie mogę się doczekać kolejnego ! Mam wybujałą wyobraźnie więc mogę miec dziewne myśłi
OdpowiedzUsuńno teraz to się boję xD lubię burzę, ale czy ta również mi się spodoba? ;x czekam niecierpliwie na next ^^ xo
OdpowiedzUsuńnie moge sie doczekac aaaaa!❤️
OdpowiedzUsuńNa pewno stanie się coś pomiędzy nimi. Jestem przekonana do tego i chyba wiesz co mam na myśli xoxo
OdpowiedzUsuńhttp://wait-for-you-1dff.blogspot.com/
Czytalam ten rozdzial z zapartym tchem i jak wszystkie bardzo mi sie podoba. Niedlugo bede na bierzaco. Ciekawa jestem jaka burze masz na mysli. Mam nadzieje, ze nikt ich nie przylapie, ale pewnie wczesniej czy pozniej ktos sie zorientuje, skoro i tak Chloe chwali sie tym obcym ludziom. W sumie na razie tylko barman wie, ale dziewczyna wie czego chce. To pierwszy rozdział w którym przestała mnie denerwować. Mam nadzieje, że zostanie taka prawdziwa już do końca, bo zaczynam ją lubić. Nie zepsuj tego hah xD Cudowny, naprawde. Tylko gdzieś tam dużo powtórzeń słowa "droga" ale kto by sie tym przejmował. Wiedziałam, że to bedzie dobre. Nie zawiodłaś mnie. Trzymaj się, jesteś wielka!
OdpowiedzUsuńhttp://bieber-touch-angel.blogspot.com