sobota, 12 marca 2016

Rozdział 45 - Święta, święta i po


Pierwszy etap nowego życia ze świetlaną przyszłością nie okazał się jednak aż tak świetlany, co skutecznie ukróciło mój entuzjazm. Wyobrażałam sobie, że ja, jako największa pokrzywdzona, bo w końcu Harvard przeszedł mi koło nosa, będę dopieszczana przez wszystkich wokół, na całą masę wyszukanych sposobów. Tymczasem owszem, byłam dopieszczana niejednokrotnie i niemonotonnie, tylko nie przez tych, przez których powinnam.

Jeszcze tego samego dnia po przyjeździe, wybrałam się z Jasonem na zakupy, podczas których pełniłam rolę księżniczki, a on tragarza i taki stan rzeczy był mi wybitnie na rękę. Justin bowiem stwierdził, że dziś nie ma wolnej chwili, bo "rodzice i przeprowadzka, sama rozumiesz". Przynajmniej taką uraczył mnie wymówką.

Następnego dnia wyszłam z Drew na kawę, później do parku, skąd rozciągał się widok na porządny kawał jeziora. Siedzieliśmy na ławce, ogrzewał moje skostniałe palce w swoich dłoniach, a ja pomyślałam wtedy, czy to nie Justin powinien siedzieć tam razem ze mną i podnosić temperaturę wyziębionego ciała. Justin tym razem wymigał się sprawami kościelnymi i tym wszystkich, czego, jak sam twierdzi, nie zrozumiem. Nie wspomniałam mu, że nie jestem ograniczona umysłowo i gdyby zechciał ze mną porozmawiać, bez dwóch zdań coś bym pojęła.

Trzeciego dnia byłam z chłopakami w kinie, później na piwie, a Justin tego dnia, podobnież od świtu do zmroku, zajęty był poszukiwaniem pracy i doprawdy nie znalazł nawet dziesięciu minut, by dać buziaka swojej dziewczynie i utwierdzić ją w przekonaniu, że nie na darmo pogrzebała Harvard trzy metry pod ziemią.

Czwartego natomiast były już święta, na które przez rodziców trojga braci zostałam zaproszona w roli dziewczyny Jasona i tam Justin nie znajdzie sposobności, by zabarykadować się w pokoju pod pretekstem odmówienia różańca.

-Nie bój się - powtarzał Jason. - Nasi rodzice to w porządku ludzie, polubią cię. - A po chwili dodawał: - W zasadzie polubiliby każdego, kogo przyprowadziłbym do domu, bo od pewnego czasu mają parcie na wnuki.

Na co ja odpowiadałam:

-Wnuki to za duża poufałość. Najpierw powinniśmy zwiedzić twoje łóżko.


W pierwszy dzień świąteczny humor mi dopisywał. Ubrałam czarną, skromną sukienkę do połowy ud, z półokrągłych dekoltem i krótkim rękawem, czarne szpilki, a włosy rozpuściłam i spłynęły mi po łopatkach. Makijaż zrobiłam bardzo delikatny, z jednej strony by przypodobać się rodzicom Justina, z drugiej natomiast nowy etap w życiu oznacza również nową Chloe, a skoro stara malowała się jak dziwka spod latarni, nowa musi się tego wystrzegać.

Zaniemówiłam po wyjściu z sypialni. Jason w spodniach garnituru i białej wyprasowanej koszuli to mój typ. Odkąd z Christianem połączyło mnie coś więcej niż wspólna interpretacja dzieł Szekspira, gustuję w eleganckich facetach. Być może to było powodem, dla którego Justin wpadł mi w oko, zanim tak naprawdę mu się przyjrzałam.

-Powiem szczerze - skomentowałam - brałabym cię.

-Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś spełniła swoje groźby.

Jason miotał się przed lustrem i ewidentnie nie radził sobie z zawiązaniem krawata, a że ja zawiązałam ich kilka w swoim życiu, służyłam mu pomocą.

-Daj - powiedziałam - zanim się udusisz.

Kiedy wiązałam mu krawat pod szyją, a palcami raz po raz poprawiałam kołnierzyk, który ktoś, bo na pewno nie Jason, wyprasował w kant, on zmierzył mnie od czubka szpilki po ostatni włos na głowie i oznajmił:

-Wyglądasz prześlicznie, Chloe. 

-Miło jest usłyszeć komplement dotyczący całokształtu, a nie tylko...

-Tego, co każdy facet dostrzega w każdej młodej babce? - dokończył za mnie.

-Dobrze to ująłeś, Jason. 

-Więc powtórzę raz jeszcze: wyglądasz prześlicznie.

Wyszliśmy z domu w porze wczesnej obiadokolacji, czyli około szesnastej. Zjechaliśmy windą na parter, zaplątałam pod szyją szalik, bo na zewnątrz hulał mróz, aż pięć stopni na minusie, co oczywiście nie było erą lodowcową, ale jednak wymagało czapki, której tym razem nie założyłam. Jason otworzył przede mną drzwi swojego samochodu. Taka sama marka i model jak w przypadku samochodu Drew, z tym drobnym wyjątkiem, że czterokołowiec Jasona był czarny, a jego brata niebieski. I przypuszczam, że w samochodzie Drew znalazłabym mniej damskich fatałaszków.

-Dyktuj, co powinnam wiedzieć o waszych rodzicach - poprosiłam. 

Silnik zakaszlał na mrozie i ruszyliśmy z jedynego wolnego miejsca parkingowego.

-A więc tak - zaczął, zmieniając biegi z jedynki na dwójkę. - Mama ma na imię Pattie, ojciec Jeremy. Ojca drażni temat zakupów, bo mama swego czasu wpadła stad przedzakupoholii. Natomiast matkę irytują rozmowy o kobietach, bo tata pozwolił sobie jakiś czas temu na skok w bok i co prawda mama mu wybaczyła, ale od tamtej pory pozostaje nieufna, co swoją drogą jest jak najbardziej uzasadnione. - Milczał chwilę, a gdy poczyniłam notatki i zapamiętałam szczegółowo, żeby w rozmowie lać wodę, byle by omijać kobiety i zakupy, Jason zapytał: - Chloe, jaki masz stosunek do zdrady?

-Pod hasłem zdrada masz na myśli seks, tak? - Przytaknął. - Cóż, nie byłabym przesadnie szczęśliwa, gdyby na przykład Justin przyprawił mi rogi z jakąś cnotliwą zakonnicą, ale z kolei sama do najwierniejszych nie należę, lubię się zabawić i, choć to obrzydliwe, co teraz powiem, nie wykluczam jakiegoś szybkiego skoku w bok.

-Czyli rozumiem - podsumował - że Justin to nie szaleńcza miłość na całe życie?

-Powiem tak - zwróciłam się w jego stronę na fotelu - czuję coś do niego i on coś do mnie czuje, ale odnoszę wrażenie, że obustronnie to bardziej silne zauroczenie, niż wielkie i nieokiełznane uczucie bez granic.

Jason przyjął każdą informację bez jawnych protestów i dalej jechaliśmy w ciszy, przerywanej krótkimi komentarzami dotyczącymi puszczanych w radiu kawałków, bowiem gust Jasona ograniczał się do prymitywnego rapu, a mój odrzucał przeboje, w którym "kurwa" i "dziwka" stanowią fundament tekstu.

Utknęliśmy w korku już na drugiej przecznicy i w podsumowaniu spędziliśmy w samochodzie więcej czasu, niż mieliśmy przewidziane na dojazd. Jason zadzwonił do matki i poinformował, że on i jego kochanie, czyli ja, będziemy mieli nieznaczny poślizg czasowy. Zrobiło mi się przyjemnie ciepło na serduchu, już drugi raz dzisiaj za zasługą Jasona. Szczerze wątpię, by Justin kiedykolwiek przy kimkolwiek określił mnie mianem swojego kochania. 

Jason pokazał mi przez szybę, gdzie całą trójką chodzili do liceum, gdzie Justin wypił pierwsze wlane w niego siłą piwo i gdzie mieszkała koleżanka, która nadmiernie interesowała się nim w przedostatniej klasie. Ogólnie niejednokrotnie odnosiłam wrażenie, że przeprowadziłam się do Chicago dla niego, albo dla Drew, a Justin był tylko dodatkiem, z którym miałabym spotykać się na święta, imieniny i inne rodzinne posiedzenia, w które wkupiłabym się uśmiechem, bowiem teraz muszę wykorzystywać rodzinę innych, by samej poczuć się, jakbym w istocie jakąś miała.

-O czym myślisz? - zagaił Jason, który słusznie spostrzegł, że jestem jakaś nieobecna; zbyt nieobecna jak na magiczny okres świąt.

-O tym, że zostałam sierotą przed dwudziestką.

-Jestem święcie przekonany - odrzekł - że otrzymasz od nich telefon jeszcze przed nowym rokiem.

-Gdyby chcieli mnie zatrzymać, zrobiliby to jeszcze w Minneapolis. Dla mnie sprawy mają się następująco: rodzice zawsze marzyli o prawdziwej podróży poślubnej, w której przeszkodą był nie kto inny, tylko ja. A wiesz, ile pieniędzy zaoszczędzą, odkładając wszystko to, co wydaliby na mnie przez okres studiów, na własne plany?

-Pieprzysz, Chloe. Pieniądze nie są problemem, dla którego mieliby cię wydziedziczyć.

-Owszem, nie są - zgodziłam się. - To tylko pretekst. Problemem byłam ja.

Poprosiłam Jasona, by już tego nie kwestionował, bo on nadwyrężyłby umysł w ten spokojny świąteczny dzień powoli przechodzący w noc, a i ja nie potrzebowałam czegoś, co przyjęłoby kształt wyrazów współczucia, bo przecież jego naciągana paplanina to dla mnie tylko jeden liść na całym drzewie liści i nawet gdy spadnie, nikt nie zauważy jego braku. Analogicznie, jeśli Jason pozostawi mój wniosek bez odzewu, ja nie odczuję braku.

Stanęliśmy na półokrągłym podjeździe przed domem, pomiędzy niebieską Hondą Civic Drew, a szarą Toyotą rodziców. Otuliłam się płaszczem i szalikiem, kiedy czekaliśmy przed drzwiami na odzew ze środka. W ostatniej chwili spytałam Jasona, czy oficjalnie nadal mam 17 lat, czy podciągniemy mi wiek o cały tydzień i w świetle prawa będę już pełnoletnia, a Jason odparł, że wszystko zależy od mojego nastawienia: jeśli chcę zagrać starszą, mogę przypisać sobie nawet lat 23, tylko powinnam mieć na uwadze fakt, że w takim wypadku główna rozmowa wieczoru zostanie przeprowadzona na płaszczyźnie ja-Jason-wesele-wnuki. Postanowiłam więc zostać przy siedemnastu latach i trzystu pięćdziesięciu ośmiu dniach.

-Dzień dobry - przywitałam uprzejmie mamę chłopaków, która podczas naszych sporów stanęła w drzwiach.

Była to kobieta między czterdziestką a pięćdziesiątką z naciskiem na tę górną granicę, bo przecież Jason zbliżał się już do trzydziestki. W każdym razie o jej wieku mogłabym pisać wiersze wypełnione komplementami, bowiem nie było po niej widać żadnej zmarszczki i sama chciałabym wyglądać w jej wieku podobnie. Ubrana była w granatową sukienkę, na szyi zawieszone miała czerwone korale, a na stopach buty na obcasie, ale nie tak wysokim jak moje. Włosy miała spięte, makijaż delikatny, a uśmiech tak potwornie zaraźliwy, że nawet gdybym z niezidentyfikowanych przyczyn przepłakała ostatnie trzy noce, jej uśmiech udzieliłby się i mnie.

-Wejdźcie, kochani, wejdźcie.

Przywitałyśmy się buziakiem w policzek i przeszłam przez próg. Wewnątrz pachniało tym wszystkim, czym powinno pachnieć w święta: choinką, niewyszukanymi potrawami, ciastem i rodziną. Dom urządzony był skromnie i chyba to było powodem, dla którego poczułam się jak u siebie. Nawet meble ustawione były w podobnej kolejności: wpierw szafka na buty, później komoda, na której zawsze, ZAWSZE, odpoczywały klucze i do domu, i do samochodu, później szafka z płaskim telewizorem i w rogu barek. 

Wkrótce poznałam i ojca braci Bieberów. Nie było dla mnie zdziwieniem, że skoro spłodził trzech przystojnych synów, sam również nie będzie od nich odstawał. Zadbany, przed pięćdziesiątką, chciałoby się powiedzieć "ciacho z bitą śmietaną", gdyby nie tatuaże pozdrawiające mnie spod mankietów marynarki. Rzecz nie w tym, że ich nie lubię, tylko tatuaże odbierają facetowi słodkość, a co to za bita śmietana bez cukru? W każdym razie wpadł mi w oko.

Niedługo po tym dostrzegłam Justina i Drew wychodzących z kuchni. Kiedy Pattie, kazała mi bowiem zwracać się do siebie po imieniu, bo jak sama twierdzi, czuje się wtedy młodziej, chciała przedstawić mnie swojemu najmłodszemu synowi, temu, dla którego na dobrą sprawę w ogóle tu jestem, przerwałam jej:

-Zdążyliśmy się już poznać.

Ale Justin bynajmniej nie wyglądał tak, jakby również chciał otwarcie się do tego przyznać. Spuściłam więc głowę i cierpiałam w samotności, bo wcale nie dla niego chciałam dziś ładnie wyglądać, wcale nie chciałam, by po prostu mnie przytulił i przegonił myśl, że ja w jego domu to zbędny balast, i wcale nie zaprzepaściłam wszystkich marzeń, co do jednego, które zbite w twardą całość nie pomieściłyby się nawet w nieograniczonym worze świętego Mikołaja, dla niego.

Później wspólnie zasiedliśmy do bogato zastawionego stołu w salonie, ja z Jasonem po jednej stronie, rodzice chłopców, których doprawdy ciężko było nazwać chłopcami, bo przecież to trzy młode byki, po drugiej, a Justin i Drew przy przeciwległych szczytach stołu i jakimś sposobem Justin wylądował w najbardziej oddalonym ode mnie miejscu. Zostałam więc otoczona Jasonem i Drew, jakbym to z nimi w istocie była. Dbanie o pozory wybiło się na czołówkę priorytetów Justina; bardziej nawet na przodzie niż dbanie o mnie.

Pattie kazała mi, przynajmniej tak odebrałam jej ton nieznoszący sprzeciwu, posmakować sałatkę z kurczakiem, a później tej z serem fetą. Trafiła w dziesiątkę w moje nawyki żywieniowe. Kiedy zadbała o dopieszczenie podniebienia każdego, co nawiązuje zarazem do mojej wzmianki o pieszczeniu przez tych, przez których nie powinnam być pieszczona, dosunęła krzesło do stołu i spytała:

-Więc jak długo jesteście razem?

A ja chciałam się upewnić, czy mówi o Justinie, czy o Jasonie, bo odkąd zmieniłam miejsce zamieszkania dopadło mnie również uzasadnione poczucie zmiany partnera.

Jason splótł nasze dłonie na krawędzi stołu, uśmiechnął się do mnie i odniosłam wrażenie, że w porozumieniu z moją głęboką irytacją, którą jednak tłumiłam w zarodku, postanowił sprowokować Justina do działania. Tymczasem jego działanie ograniczyło się do pochwalenia sałatki z parmezanem i pochłonięcia trzeciej dokładki.

-Od paru tygodni - odparł Jason - ale nic nie wspominałem, żeby nie zapeszyć. A przed paroma dniami Chloe wprowadziła się do nie.

-Doskonale - ucieszyła się matka. - Mam tylko nadzieję, dziecko, że jeszcze nie wystraszył cię tym bałaganem.

-Bez obaw - zapewniłam. - Sama nie jestem pedantką.

Wtedy głos zabrał Jeremy, który skarcił Pattie:

-Jakie dziecko? Przecież to piękna, młoda kobieta. A propos, ile masz lat, Chloe?

-Osiemnaście - odparłam, popijając sałatkę kieliszkiem białego wina.

Przeszło mi przez myśl, że po raz pierwszy jestem traktowana jak pełnoprawna, dorosła kobieta, a nie jak dziecko, które po świątecznej obiadokolacji rzuci się pod choinkę i rozerwie świąteczną skarpetę, w której znajdzie nic innego, tylko parę skarpet.

-Więc rozumiem, że powoli zaczynacie planować ślub.

-Daj spokój, Pattie. Jeszcze wystraszysz dziewczynę - ponownie w słowo wszedł jej Jeremy. Zauważyłam, że pomiędzy ich przekonaniami rozciąga się przepaść. To nadzieja dla mnie i dla Justina, że nie potrzeba kompromisu, by razem jakoś żyć i to żyć już całkiem długo.

-Z całym szacunkiem - wtrąciłam - ale uważam, że jeśli dwoje ludzi darzy się miłością, niepotrzebny jest dokument, który o tym zapewnia. Więc i ślub nie powinien być priorytetem.

-A dzieci? Chyba jako młoda kobieta chcesz zostać matką.

Jason obdarzył mnie spojrzeniem zatytułowanym "a nie mówiłem" i chciał przybyć z odsieczą przed pytaniami swojej matki, ale dotknęłam jego uda i niemo zapewniłam, że odpowiem. Bo chociaż pogrzebałam starą Chloe razem z Harvardem gdzieś pomiędzy Minneapolis a Chicago, jej zaradność i umiejętność wyplątania się z sideł każdej sytuacji została. Teraz również odrzekłam:

-Oczywiście, chcę zostać matką. Ale myślę, że na takie rozmowy jest jeszcze za wcześnie. Znamy się z Jasonem zbyt krótko, by poważnie rozmawiać o dzieciach.

-Ale, jeśli dobrze zrozumiałam, w przyszłości chcesz zostać matką, tak?

-Owszem - przytaknęłam. - W przyszłości.

Rodzice chłopaków w rzeczy samej okazali się bardzo uprzejmymi i przede wszystkim ludzkimi ludźmi, o jakich w dzisiejszych czasach niełatwo. Przez pół wieczoru śmialiśmy się i żartowaliśmy, a niezliczone sałatki znikały w zatrważających ilościach. Ale przez cały czas miałam nieodparte wrażenie, że siedzi nas przy stole piątka: ja, Jason, rodzice i Drew. Justin wtapiał się w tło jako szóste koło u wozu, albo jako szósty element pięcioelementowej układanki. W każdym razie był takim psem, który koczuje pod stołem i nie udziela się nad stołem, czyli tam, gdzie rzeczywiście powinien wykazać się odrobiną własnego istnienia.

Około dwudziestej odsunął krzesło od stołu i zakomunikował:

-Przepraszam na moment.

Po czym zniknął w głębi korytarza. Odczekałam chwilę i zapytałam:

-Przepraszam, gdzie tu jest toaleta?

-Do końca korytarzem i na lewo. 

Więc ja również zwiedziłam niedługi korytarz, ale zamiast skryć się w łazience, zajrzałam do pokoju z uchylonymi drzwiami. Intuicja mnie nie zawiodła. Justin siedział na łóżku, wystukiwał sms'a, może ze świątecznymi życzeniami do starego znajomego z liceum, którego poinformował, że powrócił w rodzinne strony i znalazł chwilę, którą powinien poświęcić mnie, by spotkać się z nim; a może wysyła sms'a do kochanki, z którą planuje potajemną schadzkę w motelu za miastem.

Zapukałam cicho, by poinformować o swojej obecności. Justin powoli uniósł głowę znad telefonu, następnie dokończył wiadomość, a jego opanowanie wykluczyło udział domniemanej kochanki. Później wstał, westchnął, przeczesał palcami włosy i tym wszystkim sprawił mi przykrość, bo zdawało mi się, że jest bliski powiedzenia "to mój dom, moi rodzice i moja świąteczna atmosfera, która kończy się krok przed tobą". Zwyczajnie czułam, że niebardzo mnie tu chce i mimo wszystko byłby wdzięczny, jakbym wróciła już do siebie i doskonale wie, że w istocie nie mam dokąd wrócić.

-Stęskniłam się za tobą - powiedziałam łagodnie, złapałam jego kołnierzyk. Jason wygląda w garniturze odjazdowo, ale 'odjazdowy' to zapożyczenie z młodzieżowego słownika, do którego sam wiekiem się już nie wliczał. Natomiast Justin wyglądał męsko i to jego męskość była moim zakazanym owocem.

-Ja za tobą też, Chloe - mruknął, może bez przekonania, a może sama popadam w paranoję i na siłę robię z niego tego najgorszego.

-Nie widzę tego. Wręcz przeciwnie, odnoszę wrażenie, jakbyś owszem, nadal mnie lubił, ale równocześnie był wdzięczny, gdybym bezboleśnie wyparowała i stopiła się w jedność z powietrzem.

-Daj spokój - westchnął. - Przecież wiesz, że to nie prawda.

-Nie wiem.

-Więc teraz już wiesz.

-Nie wystarcza mi to. - Milczał, kiedy bez wątpienia nie powinien milczeć. Więc ciągnęłam: - Nie wystarczy, że powiesz mi, jak bardzo tęskniłeś. To zupełnie tak, jakbyś wyraził głęboką chęć walki z rakiem i pierdolił każdą chemioterapię.

-Nie porównuj raka do miłości.

-I jedno, i drugie zabija przeraźliwie szybko - skomentowałam.

-Zaczęłaś pisać wiersze, czy zwyczajnie coś cię ugryzło?

-Z całym szacunkiem - powiedziałam, już lekko poirytowana - ale miałabym na pisanie ich naprawdę wiele czasu, bo chociaż jestem w związku, czuję się sama. Sama jak - zastanowiłam się - jak ten palec. - Przystawiłam wskazujący pomiędzy oczy Justina.

-Przecież mieszkasz z Jasonem, widujesz się z Drew...

-A czy to ich - wtrąciłam - kocham? Czy to dla nich tu jestem? Przypominam ci, Justin, że to ty jesteś moim chłopakiem, nie któryś z twoich braci.

-A kochasz? - spytał i w pierwszym momencie nie pojęłam, skąd ta nagła odskocznia. Dopiero po chwili zrozumiałam i rozeźlona odrzekłam:

-A dajesz mi do tego jakikolwiek powód? 

-Ktoś mądry powiedział kiedyś: kocha się nie za cokolwiek, ale mimo wszystko kocha się za nic. 

-Owszem - zgodziłam się - ale to "nic" również powinno się w jakimś stopniu wyróżniać, bo za to "nic" mogę kochać połowę Chicago, która bez wątpienia znalazłaby więcej "niców", by kochać mnie.

Wtedy Justin przewrócił oczami, a to było taką iskrą, która prawie, już prawie rozpaliła ognisko. I to ognisko w środku zimy.

-Myślę - oznajmił - że zbliża ci się okres.

-A ja z kolei sądzę - wtrąciłam - że niewiele wiesz o mieszance kobiecych hormonów. Jestem zła, bo facet, którego jeszcze jakoś staram się kochać i dla którego rzuciłam wszystko - dźgnęłam go palcem w pierś - WSZYSTKO, teraz wystawia mnie do wiatru.

Ale że nadal miał w oczach coś ze zbłąkanego szczeniaka i nadal siedział w moim sercu, i nadal chciałam próbować, i nadal mnie podniecał, wkrótce pogłaskałam go po policzku i powiedziałam łagodnie:

-Nie kłóćmy się, Justin. Chcę tylko, żeby było jak kiedyś, jak przed wypadkiem. Mam po prostu wrażenie, że - zawahałam się - że nie pokochałeś mnie od nowa, tylko w rzeczy samej przypomniałeś sobie, że kiedyś być może kochałeś.

Nie odpowiedział i to wystarczyło za odpowiedź twierdzącą. Nie byłam zła. Byłam po prostu bardzo bardzo bardzo smutna.

Zbliżyłam się i pocałowałam go w usta delikatnie i czule, głęboko wierząc, że to przypomni mu porządniej, że kiedyś naprawdę mnie kochał. Odwzajemnił pocałunek równie delikatnie, dotknął mojego policzka, ale speszył się, gdy rozpięłam mu guzik koszuli. Żeby tylko go uchwycić, żeby przypadkiem się nie oddalił, przygryzłam jego wargę i odpięłam jeszcze jeden mały guzik. Pierwszy raz pieściłam go tak ostrożnie. Łagodnie złapałam go za krocze i zachęciłam:

-Zróbmy to tutaj. Spójrz, ile w tym adrenaliny.

Ale Justin złapał mnie za ramiona i mową ciała oświadczył, że nie mam co liczyć na odrobinę świadomości, że jednak jesteśmy jeszcze razem i zdążymy pójść do łóżka, zanim naprawdę się rozstaniemy. Nie to, żeby zależało mi tylko na jednym. Po prostu uważam, że seks to dość istotna sprawa w związku, gdy średnia wieku przekracza dwudziestkę.

-Przestań, Chloe.

To chyba słowa, które słyszałam najczęściej w przeciągu minionych kilku miesięcy. Nie twierdzę, że to normalne; nie w przypadku faceta w pełni sił.

-Dlaczego? Pomyślałam, że może to uratuje nasz związek.

-Moi rodzice są w pokoju obok.

-I co z tego? Masz czternaście lat, czy dwadzieścia cztery?

-Jestem księdzem - odparł dosadnie i zapiął koszulę. Szansa na szybki numerek została przekreślona.

-Nikt się nie dowie. - Pocałowałam go w szczękę.

-Nie.

-Dlaczego?

Odsunął mnie na długość rąk i warknął:

-Po prostu nie mam ochoty.

Skoro tak, postanowiłam nie płaszczyć się przed nim, jakby był nie wiadomo kim. Bo był tylko jednym z wielu, których w świecie na pęczki. Co nie zmienia jednak faktu, że Justin od jakiegoś czasu posiadał niezwykłą umiejętność zadawania mi bólu. A to traktuje mnie jak zbędnego na doczepkę, a to z kolei zaprzecza odwiecznym prawom facetów - łamie zasadę wykluczającą zdanie "nie mam ochoty" z męskiego słownika. 

-Zastanów się, czy my nadal jesteśmy razem, Justin - rzuciłam na odchodne. Później wyszłam z sypialni. Jeszcze chwilę zastanawiałam się, jak pozbyć się fizycznych skutków minionej kłótni, aż stwierdziłam, że nie mam najmniejszej ochoty na dokładkę sałatki z kurczakiem, parmezanem czy serem fetą i najchętniej poszłabym popływać w jeziorze Michigan całkiem nago.

-Coś się stało, Chloe? - spytała zatroskana Pattie.

-Przepraszam, po prostu nie najlepiej się czuję. Powinnam już wracać, ledwie trzymam się na nogach.

-Dziecko, może to ciąża? - Taki stan rzeczy odwrócił uwagę Pattie od mojego urojonego złego samopoczucia.

-Być może - odparłam mimochodem i zarazem stwierdziłam, że Pattie naprawdę, naprawdę dawno nie była w żadnej ciąży i najwyraźniej nie pamięta już, że ciążowe mdłości w 95% przypadków kończą się przed godziną dwunastą w południe i rzadko kiedy zaglądają w godziny wieczorne.

Jason pojawił się przy moim boku w przedpokoju. Zaproponował, że mnie odwiezie, ale uspokoiłam go, mówiąc, że fizycznie czuję się dobrze, tylko moje psychiczna sfera ma się nie najlepiej. 

Nie miałam bladego pojęcia, w jaki sposób dotrę do mieszkania Jasona, ponieważ 1) tak naprawdę nie wiedziałam, gdzie ono jest i 2) w pierwszy dzień świąteczny najpewniej nie jeździ żaden autobus. Pozostało mi tylko przeszukać internet, znaleźć numer jednej z korporacji taksówkarskiej i mieć nadzieję, że jakiś kierowca będzie tak miły, by podrzucić zrozpaczoną, odrzuconą kobietę do domu, który tak naprawdę nie jest jej.

Podeszłam do najbliższej przecznicy, a stamtąd dziesięć minut później zabrała mnie taksówka, cała czarna, z logo na drzwiach kierowcy i pasażera. Usiadłam z tyłu, przywitałam się niemrawo z kierowcą, ten zmierzył mnie wzrokiem i wcale się z tym nie krył, a wtedy wyobraźnia przypomniała mi o wszystkich filmach dokumentalnych, w których to policja znajdowała brutalnie zgwałcone młode kobiety w lasach na obrzeżach, w których ofiarą padała pasażerka, a oprawcą był kierowca taksówki. Przeszedł mnie dreszcz, ale nie stchórzyłam. Skoro Justin nie chciał, dam kierowcy. Może on doceni mój kobiecy wdzięk.

Wkrótce jednak przekonałam się, że nie dam kierowcy, bo jest za stary, bo nieprzyjemnie od niego pachnie i, co najważniejsze, posiadał wąsa, który od przedszkolnych lat kojarzył mi się ze złym panem krzywdzącym dzieci i kojarzy mi się z nim do dziś. Dlatego spędziłam w taksówce pół godziny ze wzrokiem wbitym w szybę i modłami wznoszonymi ku niebu, by kierowca nie sprowokował rozmowy i żebym nie musiała nawiązywać z nim jakiegokolwiek kontaktu. 

Rachunek wyniósł kilkanaście dolarów, dzięki czemu nie zbankrutowałam, ale uregulowałam dług odciągając jakiś procent z tych dwóch stów odłożonych na czarną godzinę, które muszą mi wystarczyć do ukończenia pełnoletności, kiedy to moja lokata bankowa przejdzie w moje posiadanie. Zostało mi zatem nieco ponad 180 dolarów na tydzień i przetrwam, jeśli w swej rozpaczy nie wpadnę w szał zakupów, albo szał dotyczący rekordu w pochłonięciu czekoladowych lodów. 

Dzięki Bogu Jason powierzył mi zapasowy komplet kluczy. Mogłam więc po odczekaniu swojego w windzie, zaszyć się w mieszkaniu i przeprowadzić głęboki proces myślowy dotyczący mnie, Justina i zagadki, czy między nami jest jeszcze jakaś chemia, czy może zostały już same szczątki jak po wybuchu bomby atomowej. W każdym razie nie było dobrze. Nie było nawet nieźle. Było tragicznie, bo tkwiliśmy w związku, w którym na dobrą sprawę nie było już chyba nic prócz przyzwyczajenia. Przyzwyczajenie wychodzi poza granice zbioru uczuć. 

Dziś pocieszała mnie tylko myśl, że za godzinę lub dwie do mieszkania wróci Jason, który rozumie, że Chloe Montez chce się podobać, chce być komplementowana i chce być dopieszczana, teraz już przez kogokolwiek.





~*~


Zauważyłam, że postać Chloe wywołała bardzo duże zamieszanie. Ja jej charakter wykreowałam i teraz go już nie zmienię, ale proszę, nie zrażajcie się przez to do opowiadania, bo 1) to już końcówka i 2) nie każda bohaterka ff musi być ślepo zakochana i taka sama jak poprzednia. A poza tym Justin też nie jest tu bez winy :)

17 komentarzy:

  1. Zabije Justina. Pattie jest genialna. 😍
    Kocham i czekam nn. ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Justin ty kutasie! Ohoho Chloe zdradzi Justina coś tak czuje
    Super rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Końcówka ?? :C

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny!
    Dobila mnie tylko koncówka :( muszą się w końcu ogarnąć!
    A co do Pattie too po prostu płakać mi się chce ze śmiechu :D

    OdpowiedzUsuń
  5. zawsze pisze cudny ale tym razem jest mi smutno bo justin nagle sie zmienil i ma problem :(

    OdpowiedzUsuń
  6. no i oczywiscie jak cos sie jebie to chloe musi go zdradzic, ta jej postac jest tak zalosna, ze az szkoda slow ;p

    OdpowiedzUsuń
  7. Justin ty głuptasieb! Co sie stało z tym walczącym i męskim Justinem! Który nie mógł sie oprzeć chloe!!

    Ja lubie charakter Chloe ale niw chce zeby zraziła Justina... bo kocha go i niech zrozumie ze nie moze sie oddac innemu bo ti oznacza porażkę 😢

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie! Justin też nie jest bez winy, więc odczepcie się od niej :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Szczerze? Chloe nje jest mi wgl szkoda :)) Równie dobrze zamiast czepiać się Justina mogła by siedzieć z roskraczonymi nogami i zarabiać tak bardzo potrzebne jej pieniądze. Rzuciła niby wszystko dla Justina �� O proszę was! jakby się Greyowi do łóżka nie pchala to by problemu nie było. Tak samo z Justinem. Gdyby się przed nim rozbierala to nadal by była dziwka -singielka.Tak jestem po stronie Justina totalnie xd Jakby go zdradziła z Jasonem to bym się nie zdziwiła. Typowa ona. Tak poza tym całym dziwkarstwem i czepliwoscia Chloe o coś co jest po części jej wina to ok. To jest chyba najdłuższy komentarz jaki napisałam od dłuższegoczasy. Szkoda tylko, że na taki temat ;))))

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja uwielbiam Chloe, nie jest kolejną dziewczyną z takim samym charakterem i osobowością jak w innych ff:)
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdzial :) ❤

    OdpowiedzUsuń
  11. Czekam na kolejne <3 Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Zgadzam się, że c
    Chloe jest inną niż, bohaterki większość FF i okay szanuje to, ale jeśli znowu zdradzi Justina to stanie się pełnoprawną dziwką. Justin ogarnij się chłopie. Życzę weny 😘

    OdpowiedzUsuń
  13. O TU PAULINA NAS WSZYSTKICH ZASKOCZY I OKAŻE SIĘ, ŻE TO JUSTIN ZDRADZIŁ CHLOE :') Nie dziwcie się tak, ten pisany esemes przez Biebera był podejrzany :')
    Mi się ff podoba. W końcu coś innego i bardziej realnego, bo w końcu w życiu nie jest za każdym razem, jak w bajce, nie? Paulina dobrze to wie c:
    No, ale przyznam, Justin zaczął mnie wkurzać. Niech spina dupę i leci do Chloe! Bo tak wbrew pozorom za łatwego początku dorosłego życia to ona nie miała.
    Czekam na nn, xxo.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wiem, że Chloe to Twoja bohaterka i wszystko już masz zaplanowane ale szczerze? Mam nadzieję że chociaż tutaj dasz w miarę szczęśliwe zakończenie, mam tu na myśli to że mimo przekorności losu i różnych humorków, do charakteru Chloe pasuje aby w końcu się ułożyła właśnie z Justinem. Bo na chwile obecną jest po prostu do przewidzenia to że będzie z jednym z braci Justina (być może ktoś inny) ale na pewno nie z Justinem. Przeczytałam wszystkie Twoje opowiadania i co zauważyłam to to, że jeśli dobrze pamiętam to chyba tylko jedno Twoje opowiadanie miało szczęśliwe zakończenie, a patrząc na to ile problemów miała Chloe, tu pasuje właśnie szczęśliwe zakończenie. Nie mówie o rzyganiu tęczą ale o przekorności losu, o tym że faktycznie jak ona coś postanowi to tak jest. Uwielbiam Twoje opowiadania ale niestety jest teraz do przewidzenia zakończenie owego, na pewno Justin nie będzie z Chloe, można to wywnioskować z Twojego dopisku pod rozdziałem, i zgadzam się z osobą wyżej. Justin albo znalazł inną kobietę albo nagle cudownie go oświeci że jednak woli kapłaństwo i muszą urwać kontakt, lub trzecia opcja, zrezygnuje z niej i z kapłaństwa i po prostu zacznie nowe życie sam. Co jest pewne na 90% to to że Chloe będzie z jednym z braci Justina. Kocham to opowiadanie, jest zdecydowanie najlepsze i najbardziej oryginalne, nie piszę tego komentarza jako hejt tylko wyrażam moje zranione uczucia, czuję że i tak będę płakać jak skończysz to pisać ale mam cichą nadzieję że zakończysz to w miarę dobrze, bo oni zwyczajnie do siebie pasują i nawet jak by skończyli pod mostem ale razem to było by idealnie, i wcale nie było by zbyt słodko :)

    Kocham to opowiadanie i Ciebie za pisanie tego i taka mi naszła myśl, może napisała byś 2 zakończenia? Każdy byłby zadowolony, i to też coś nietypowego, w jednym było by to co zaplanowałaś a w drugim, coś co zaspokoi wierne fanki szczęśliwych zakończeń :D

    A najlepiej to napisz drugą część Priest i wszyscy będą zadowoleni.

    Twoja wierna czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie mam za bardzo czasu, by napisać jakiś dłuższy komentarz, ale chcę, byś po prostu wiedziała, że jestem tu i czytam, i czekam na dalsze rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  16. Co to kurwa ma byc? Chloe poczekaj jeszcze troche i nie zdradzaj go! Justin ty chuju jede ogarnij kurwa dupe! Ja pierdole ale jestem wsciekla...przepraszam za te wulgaryzmy...

    OdpowiedzUsuń
  17. MasZ rację. Każda bohaterka musi być inna, bo inaczej byłoby nudno.
    Oj, czuję, że w następnym rozdziale będzie Chloe z Jasonem
    http://wait-for-yoy-1dff.blogspot.com/
    http://loveme-likeyou-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń