Jason wrócił godzinę później, kiedy siedziałam przebrana w spodnie dresowe i białą bokserkę na kanapie, popijając gorącą herbatę z cukrem i cytryną z wielkiego kubka; większego niemal dwukrotnie niż każdy standardowy. Tego wieczora zwykłe zioła działały jak alkohol, a Jason wydał mi się w garniturze nawet bardziej przystojny niż Justin. Nie omieszkałam mu tego powiedzieć. Przebrał się w dresy i zupełny brak koszulki, co równało się z odsłoniętym torsem, a ten z kolei aktywował we mnie naturę dziwki. Dotknęłam wyrzeźbionych mięśni brzucha i skomplementowałam:
-Dobrze ci na wpół nago.
-Powiedziałbym o tobie to samo - odparł - gdybym miał okazję.
-Może będziesz miał. - Uświadomiłam sobie, że flirtuję z Jasonem, ale uświadomiłam sobie również, że w tym flircie nie staram się dostatecznie.
Jason w międzyczasie zrobił sobie kubek herbaty, tak samo duży jak ten mój, bo przecież i tak wszystkie były jego, ta kanapa była jego, mieszkanie było jego i nawet do powietrza w tym mieszkaniu nie miałam praktycznie żadnego prawa. Gdy wrócił z kuchni z czarnym kubkiem, ogrzewał nim dłonie i siorbnął pierwszy łyk, spytał:
-Co tak naprawdę wydarzyło się między tobą a Justinem? Bo to z nim rozmawiałaś, mam rację?
-Szkoda gadać - westchnęłam, a potem wznieśliśmy toast herbatą za nikogo konkretnego; po prostu, by żyło się lepiej. - Chciałam z nim porozmawiać, gdy nadarzyła się okazja. Sam wiesz, przemówić mu do rozsądku, by się w końcu określił, czy on chce ze mną być, czy na tym kończy się nasza przygoda. Zaproponowałam mu seks, szybki numerek na pojednanie, a on stwierdził, że nie ma ochoty. Nie twierdzę, że każdemu facetowi musi stać na zawołanie, ale na miłość boską, nie kochaliśmy się z Justinem od tygodnia. Jestem młoda, mam swoje potrzeby, chcę się bawić, korzystać z tego, że nie wyglądam jeszcze jak prehistoryczny dinozaur. Jestem zwyczajnie zmęczona postawą Justina. Skąd mam wiedzieć, czy następnym razem nie zachce mu się dopiero za miesiąc, dwa, czy za pół roku. Ja nie zamierzam tyle czekać. Nie umiem. - Nade wszystko oblałam się herbatą i zanim kontynuowałam wywody dotyczące niezdecydowania Justina, musiałam się przebrać. Los chciał, że padło na bokserkę z jeszcze większym dekoltem i Jason z jakiś względów nie słuchał mnie już tak uważnie, jak z początku. - Nie myśl sobie, że dla mnie związek to tylko seks, ale...
-Ale niewątpliwie jest jednym z najważniejszych elementów, też tak twierdzę - dokończył za mnie i pomógł mi wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
-W ogóle to przepraszam, że zadręczam cię naszymi problemami, ale nie mam z kim o tym rozmawiać, a ty wydajesz się bezstronnym obserwatorem.
-I ten obserwator uważa, że wina leży po tamtej stronie, bo niedopieszczona kobieta to wstyd i hańba dla faceta, a w szczególności dla faceta o nazwisku Bieber - oznajmił radośnie. - I nie przepraszaj mnie, Chloe. Słuchanie o waszych łóżkowych rozterkach jest całkiem przyjemne.
-Przyjemne? - Uniosłam prawą brew. - Twierdzisz, że nasze problemy są dla ciebie przyjemne?
-Miałem na myśli podniecające - poprawił się. - I nie wasze problemy, a słuchanie, jak mówisz o swoich potrzebach.
Jason pił herbatę i pił i wcale nie przeszkadzał mu fakt, że w kubku już dawno nie było herbaty. Patrzył przy tym na mnie bezustannie i gdy w końcu połknął cytrynę, zdał sobie sprawę, że kubek jest pusty.
-Zastanawiam się - oznajmiłam - czy rozpraszają cię moje potrzeby, czy może urok osobisty?
-Atuty kobiecości, Chloe. Atuty kobiecości.
-Czyli rzęsy, dziurki w nosie, zmarszczki na czole, podbródek i...
-I te dwie perełki - spojrzał wymownie w mój biust - które uśmiechały się do mnie przez pół wieczoru.
Powód rozproszenia Jasona był już jasny. Poziom desperacji jeszcze nie. Natomiast moja desperacja osiągnęła szczyt. Zdesperowana kobieta to zła kobieta, a zła kobieta to taka, która dysponując każdym możliwym środkiem pozbędzie się nadmiaru rozdrażnienia.
-Powiedz mi, Jason - zbliżyłam się i położyłam mu dłoń na udzie - ile byłbyś gotów poświęcić dla kobiety?
-Zależy jakiej kobiety.
-Na przykład takiej jak ja. - Zbliżyłam się jeszcze.
-Dla kobiety takiej jak ty jestem gotów zaryzykować nawet dobre stosunki z bratem.
W tej samej chwili naparł na mnie i już całowaliśmy się namiętnie na kanapie, ale nie mogliśmy się zdecydować, na czyją stronę opaść, czyli czy ja powinnam być na górze, czy on. Aż Jason poinformował:
-Wybacz, Chloe, ale przywykłem do dominacji.
Więc kontynuowaliśmy szybki pocałunek, gdy ja spoczywałam na kanapie, a on napierał na mnie, wbijał się przyrodzeniem pomiędzy moje nogi i bynajmniej nie robił tego nieumyślnie. Przygryzał moją wargę, później ja jego, było mi coraz lepiej i lepiej, bo Jason całował rozkoszniej niż Justin i nie bał się, że czegoś mogę sobie nie życzyć. Bo w istocie życzyłam sobie wszystkiego, czemu chciał mnie dziś poddać. Nawet bolesnym erotycznym torturom.
Zastanowiło mnie, czego tak naprawdę oczekuję. Czy pragnę się jedynie zemścić na Justinie i pokazać, że jeśli zdecydował się już związać z dziewczyną mojego pokroju, oczekuję od niego czegoś więcej niż wyrazu nieposkromionej świętości. Czy może zwyczajnie moje potrzeby zagłuszyły głos rozsądku. Doszłam do wniosku, że głos rozsądku już dawno przestał istnieć, i miłość powoli wygasa, a potrzeby jak były, tak są i będą.
-Nie myśl sobie, że chodzę do łóżka z każdym przypadkowym facetem.
-A ilu ich do tej pory było?
-Tylko czterech - przysięgłam. - Christian, później Mike, Justin i Dave.
-I każdy był zachcianką?
-Nie. Zachcianką był Mike, Dave i ty będziesz kolejną. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
Jason uśmiechnął się i powiedział:
-Podoba mi się bycie zachcianką pięknych kobiet.
A ja odparłam:
-Jak sądzę, ty nie jesteś w stanie zliczyć, ile kobiet stało się twoją zachcianką.
Ponownie mnie pocałował, teraz mocniej i jakby z większą świadomością, że lada moment staniemy się swoimi wzajemnymi zachciankami - on moją trzecią, a ja jego trzydziestą trzecią, może czterdziestą trzecią, a może stałam w tym szeregu jeszcze dalej, ale z jakiś względów mi to nie przeszkadzało. To niepokojące, ale chciałam być jedną z wielu zachcianek, którą być może z czasem zapomni. Ta myśl kazała mi się postarać, by mnie jednak nie zapomniał.
Na kanapie wprawdzie nie mieliśmy za dużo miejsca, ale byliśmy zbyt spragnieni, by przenieść się do sypialni. Rozebraliśmy się z koszulek, więc tak naprawdę napracował się jedynie Jason, bo przecież sam jej nie miał. Zdjął mi stanik i wyznał, że marzył o tym, odkąd zobaczył mnie po raz pierwszy, a ja z łatwością mu w to uwierzyłam, bo rzeczywiście patrzył na mnie jak na smakowity kąsek. Wkrótce obcałował moje piersi z każdej strony, a niedługo po tym nie mieliśmy już dresów, które wyglądały prawie tak samo, przy czym moje były o kilka rozmiarów mniejsze. Jason miał na sobie czerwone bokserki. Jakby wiedział, że to mój ulubiony kolor i że preferuję go w okolicach tych męskich stref. Ale wkrótce nie miał już czerwonych bokserek. Nie miał żadnych.
-Gumki? - spytał rozpalony.
-Ależ skąd. Gumki to zbrodnia przeciwko przyjemności.
Pochwycił moje nadgarstki i wbił je w zagłówek obity osobną tapicerką, bowiem cała kanapa była szara i tylko te zagłówki posiadała czarne, co tworzyło absolutnie doskonały efekt wizualny. Klęknął w rozkroku pomiędzy moimi nogami, chwycił się za przyrodzenie, odpowiednio je ustawił, a potem wszedł we mnie i z początku ta kraina fantazji była z lekka bolesna, mimo że Jason zadbał o uprzednie dopieszczenie mnie i odpowiedni poziom nawilżenia. Spostrzegł, że sprawił mi ból, więc odczekał chwilę z szybko wypuszczanym oddechem, a potem rozpoczęliśmy erotyczną współpracę.
Oplotłam go nogami w pasie, wyrażając tym samym bezsporną zgodę na jego mocne, gwałtowne, rzekłabym brutalne pchnięcia, na które byłam przygotowana jeszcze zanim cokolwiek między nami zaszło. Podczas tej niedługiej przygody dowiedziałam się, że Jason nade wszystko lubi, gdy całuje się go za prawym uchem. Chyba doznał dwóch orgazmów: jednego razem ze mną, a drugiego właśnie przez to ucho. W każdym razie, gdy na mnie opadł już po wszystkim, stwierdził, że podczas seksu ze mną spalił więcej kalorii, niż spaliłby po całym dniu wylewania potu na siłowni.
-Rżnąłeś mnie jak dziwkę, Jason - skomentowałam i przeciągnęłam się na kanapie, a Jason założył bokserki.
-Wybacz, Chloe. To taka trauma, odkąd jedna z moich byłych dziewczyn oznajmiła, że byłem względem niej zbyt delikatny.
-Ty delikatny? - zdziwiłam się. - Niemożliwe.
Później i ja się ubrałam, bo już po wszystkim było mi niezręcznie oblegać salon zupełnie nago. Przyłapałam Jasona na tym, że przypatruje mi się na każdy z możliwych sposobów, ale co się dziwić - w końcu przed chwilą uprawialiśmy seks. Najgorsza była świadomość, że nie ubyło mi w mojej kobiecej godności i nie ubyło mi na szali szacunku do samej siebie, bo żyłam z przekonaniem, że skoro zawsze dostaję to, czego chcę, mogę również robić rzeczy, na które mam ochotę w danej chwili bez późniejszych wyrzutów sumienia. Mój słownik nie zawierał podobnego wyrażenia, bo co to są wyrzuty sumienia? Żal za swoje występki, a jeśli ja robiłam tylko to, czego w istocie chciałam, rozdwojeniem jaźni byłby późniejszy żal za grzechy.
-Powiesz o tym Justinowi? - spytał Jason, kiedy pożegnałam go już całusem z zamiarem zaszycia się w tymczasowej przechowalni.
-Tak - odparłam. - Chyba tak. Ja nie umiem kłamać. Poza tym nie chcę go oszukiwać.
-A możesz szczerze odpowiedzieć mi na jedno pytanie? - Przytaknęłam natychmiast. - Kochasz go jeszcze?
Wbrew pozorom odpowiedź na to pytanie nie była zwykłą odpowiedzią, bo na zwykłe pytania przeważnie wystarczy: tak lub nie. A to pytanie wymagało czegoś więcej niż zaprzeczenia lub potwierdzenia.
-Nie powiem ci, że go kocham - odrzekłam z jakimś nieokiełznanym kamieniem w sercu. - Ale nie powiem też, że go nie kocham.
Następnego dnia dostałam niespodziewany telefon od Justina, kiedy wylegiwałam się w łóżku, obserwowałam obłoki hasające po niebie, słońce, które wznosiło się i wznosiło, a później powoli opadało, słuchając najnowszych kawałków, których premiery umknęły mi ze względu na całe to miłosne zamieszanie, i myśląc, w jakie słowa ubrać rzeczywisty fakt zdrady, by wziąć winę na siebie, ale też wskazać bezsprzecznie, że nie jestem jedyną winowajczynią.
-Może miałabyś ochotę i czas na spacer dzisiaj, pod wieczór?
-Będziemy oglądać zachód słońca czy wschód księżyca?
-Zaczniemy od zachodu i skończymy na wschodzie.
-Wolałabym - oznajmiłam - zacząć od zachodu, przebrnąć przez wschód, dotrwać do kolejnego zachodu, a zakończyć na porannym wschodzie słońca.
-Zawsze oczekujesz niemożliwego - skomentował, co wybitnie nie przypadło mi do gustu.
-Czyżbyś twierdził, że niemożliwy jest jutrzejszy wschód słońca? Nie widzę tu bowiem żadnych innych niemożliwości.
-Najwidoczniej możliwość to bardzo subiektywne określenie, Chloe. - Przez chwilę na linii panowała cisza, podczas której zastanawiałam się, czy nie odłożyć słuchawki, ale zanim podjęłam decyzję, Justin spytał: - Więc jak? Widzimy się o osiemnastej?
-Gdzie?
-W parku wschodnim - odrzekł.
-Przypominam, że mieszkam w Chicago od czterech dni i doprawdy nie znam położenia parku wschodniego prócz tego, że pewnie leży na wschodzie.
-Tu się mylisz. To najbardziej wysunięty na zachód plac zieleni - poinformował. - W takim razie będę czekał pod blokiem. O osiemnastej. Nie spóźnij się.
Chciałam spytać, czy naprawdę taka ze mnie spóźnialska, że aż nie mógł się powstrzymać od końcowej wzmianki. Ale doszłam do wniosku, że Justin będąc moim półrocznym nauczycielem, poznał mnie od najgorszej strony pod względem punktualności, bo kiedy przychodziłam do szkoły średnio cztery razy w tygodniu, przynajmniej podczas trzech spóźniałam się na pierwsze lekcje i przynajmniej dwukrotnie pierwsza lekcja była lekcją z Justinem.
Zrobiłam delikatny makijaż, ubrałam gruby sweter w renifery, pasujący jeszcze do powoli upływającego ostatniego dnia świąt. Przećwiczyłam przed lustrem kilka wariantów przemowy, włącznie z minami i doborem słów. Wpierw powtórzyłam reakcję, w razie gdyby Justin uniósł się gniewem. Nie zakładałam opcji, że zacznie płakać, więc tę pominęłam. Na koniec przypomniałam sobie, jak skończyło się ostatnie wyjawienie zdrady, a przypomnę, że Justin wziął wtedy udział w starciu tytanów i przyjął lewy sierpowy rozpędzonego samochodu, i w efekcie końcowym doszłam do wniosku, że może bezpieczniej byłoby nic nie mówić.
-Idę się spotkać z Justinem - oznajmiłam po wejściu do kuchni, gdzie Jason robił sobie śniadanie, bowiem jego nawyki żywieniowe zezwalały na obecność dżemu dopiero po siedemnastej, a z kolei do dwunastej w grę wchodziła wyłącznie jajecznica/jajka na twardo/jajka na miękko/jajka sadzone, w każdym razie coś, co zawiera w sobie żółtko i ścięte białko. Ugryzłam jego bułkę z jagodową konfiturą i oblizałam ze smakiem usta. - Gdybym była prostytutką, puszczałabym się za twoje kanapki.
-A że nie jesteś prostytutką, puszczasz się i bez kanapek - odparł, ale zaraz szybko odnalazł swój błąd i dodał: - Cholera, przepraszam, to nie tak miało zabrzmieć.
-Luz - mruknęłam. - Gra słówek to ludzka specjalność.
Wyszłam z mieszkania o 17:59, żeby przypadkiem Justin nie zarzucił mi minutowego spóźnienia, a z doświadczenia wiem, że jego wrodzony profesjonalizm jest do tego zdolny. Siedział na murku w czapce, kapturze, owinięty szalikiem, na dłoniach miał rękawiczki, a i tak skrył ręce w kieszeniach. Zaszłam go od tyłu i zasłoniłam oczy, szepcząc:
-Zgadnij kto.
-Obstawiam że ta, która jest wyjątkowo pazerna na wschody i zachody, czy to księżyca, czy to słońca.
-Podaj imię. Inaczej uznam, że masz jakąś dupę na boku.
To z kolei pokazało mi, że, jak słusznie wspomniałam Jasonowi, gra słówek to ludzka specjalność i sama nie błysnęłam inteligencją, bo przecież w przeciągu najbliższej godziny zamierzałam wyznać Justinowi, że wczorajszego wieczoru to ja wyłowiłam dupę na boku.
Ruszyliśmy brzegiem jeziora, ale to ja kroczyłam bliżej krawędzi, ponieważ Justin zwykł ulegać w moim towarzystwie wypadkom. Trzymaliśmy się za ręce i wszystko wydawało się być takie, jak przedtem. Ale nie było i oboje nie mieliśmy co do tego wątpliwości. Justin tak naprawdę mógł nawet nie pamiętać, jak to było między nami przed wypadkiem. Nie przypomniał sobie bowiem wszystkiego. Nie przypomniał sobie, że nie lubię, gdy mi się odmawia. Nie przypomniał sobie, że jestem przekupna i wystarczy mi słoik nutelli. Nie przypomniał sobie, że lubię się kochać często i niestety nie zawsze interesuje mnie, czy on lubuje się w tym samym.
-Pamiętasz - spytałam - jak któregoś razu w środku nocy zadzwoniłam do ciebie i rozmawialiśmy godzinami, a później byliśmy w szkole oboje nieprzytomni?
-Pamiętam - przytaknął krótko. Ale coś mi mówiło, że jednak nie pamiętał.
-A pamiętasz, jak uciekaliśmy przed właścicielami tego domu na polanie, wiesz, tego pamiętnego, a później kochaliśmy się na plaży i przez połowę drogi powrotnej narzekałeś, że masz piasek w bokserkach?
-Pamiętam. - Uśmiechnął się. Ale tego również nie pamiętał. Zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy w istocie przypomniał sobie cokolwiek, czy odezwał się w nim facet bez koloratki, który chciał po prostu zaliczyć. Może stąd ta bezuczuciowość.
-A pamiętasz - kontynuowałam, bo chyba sama miałam ochotę, choćby jednostronnie, powspominać czasy, w których byłam szczęśliwa i zakochana - pamiętasz, jak wdarłeś się nocą do mojego pokoju i wtedy pierwszy raz mnie pocałowałeś? Podobało ci się, choć próbowałeś mi wmówić, że jest inaczej.
Wydał coś na kształt pomruku i to powstrzymało nie od wywlekania dalszych wspomnień. Zrobiło mi się przykro, że do naszych najpiękniejszych wspomnień na dobrą sprawę mam dostęp wyłącznie ja, a w Justinie gdzieś zaginęły.
Weszliśmy do parku, ale nie tego wschodniego na zachodzie, tylko do jakiegoś, który był po drodze i który był za mały, by mieć swoją nazwę. Dreptaliśmy powoli każdą alejką, a na dworze panował zmrok, dzięki czemu Justin nie musiał kryć swojego kościelnego pochodzenia, bo w tych egipskich ciemnościach nawet ja mogłabym go nie rozpoznać. Nadal trzymał moją dłoń, ale robił to chyba tylko z przyzwyczajenia, albo dlatego, że naoglądał się brazylijskich telenoweli, w których tak właśnie chodzą na spacery pary uważane za wielce zakochane. Ale mimo że trzymał mnie za rękę, wydawał mi się bardzo bardzo bardzo odległy, jakbyśmy stali po dwóch stronach parku, krzyczeli do siebie i w odwecie słyszeli tylko co trzecie, czasem co piąte słowo.
-Może masz ochotę na kawę? - zaproponował. - W kawiarni na rogu robią najlepszą. Lepszą, niż kiedykolwiek piłaś.
-Skoro tak mówisz. - Uśmiechnęłam się.
Justin zaprowadził mnie do niedużej kawiarenki na skrzyżowaniu dwóch mało ruchliwych ulic. W środku panował półmrok, dwie pary siedziały przy odległych stolikach, członkowie jednej rozmawiali uśmiechnięci, a drudzy zdawali się trzymać za ręce i tylko trzymać za ręce, jakby to oznaczało więcej, niż jakakolwiek rozmowa. Zaproponowałam Justinowi, żebyśmy wzięli kawę na wynos, bo coś mi mówiło, że jako trzecia para zupełnie nie pasujemy do dwóch pozostałych.
-Pamiętasz, jaką piję? - spytałam, gdy Justin zamawiał.
Zastanowił się chwilę.
-Duże latte z dodatkowym mlekiem i odrobiną cynamonu - wyrecytował, czym niewątpliwie mnie zadziwił. Chociaż mimo wszystko wolałabym, by pamiętał nasze nocne rozmowy pod wspólnym księżycem, niż dodatki do kawy.
Z papierowymi kubkami, szczelnie zamkniętymi od góry białą plastikową nakładką, ogrzewaliśmy sobie dłonie w drodze do kolejnego parku. Podobno w nim Justin nauczył się jeździć na rowerze i podobno tam ugryzła go pierwsza kaczka, której jako dzieciak próbował wyjąć z dziobka kromkę chleba. Pomyślałam, że nasza obecna relacja jest na etapie wstępu do związku normalnej pary, która zaczyna od kawy i parku, zamiast od striptizu w klasie i nachalnego pozyskiwania względów.
Usiedliśmy na ławce na przeciwko niedużego stawu. Kaczek w nim jednak nie było. Z nieba zaczęły uciekać płatki śniegu, a kiedy co rusz jeden wtapiał się w moje włosy, Justin ujmował go delikatnie i kładł sobie na kolanie, gdzie rozpuszczał się i moczył mu spodnie. Chciało mi się płakać na samą myśl, że gdybyśmy podtrzymali to, co mamy teraz, mogłabym zakochać się w nim od nowa i od nowa tak mocno.
-Wolę cię taką - przyznał nieśmiało.
-Co masz na myśli?
-Wolę cię taką wyciszoną i spokojną, jak dziś, nie jak wczoraj.
-Czyli wolisz mnie taką, jaką naprawdę nie jestem - odparłam przez ściśnięte gardło.
-Więc dlaczego dziś udajesz? - Nie od razu zrozumiałam, więc wytłumaczył: - Dlaczego dziś udajesz kogoś, kim podobnież nie jesteś?
-Sama nie wiem. Ale to oblicze nie jest moim codziennym. - Justin milczał i ja początkowo milczałam, kiedy do głowy wpadło mi istotnie ważne pytanie. - A ty?
-Co ja?
-Ty dziś udajesz, czy taki jesteś na co dzień?
-A czym wczorajszy Justin różnił się od dzisiejszego?
Uśmiechnęłam się smutno.
-Wczorajszy nie miał za grosz uczuć. Dzisiejszy ma.
-Bo wczorajsza Chloe nie miała uczuć, a dzisiejsza ma - odrzekł spokojnie.
-Przecież chciałam się z tobą kochać - przypomniałam mu. - Nadal twierdzisz, że wczoraj miałeś do czynienia z bezuczuciową Chloe?
A on odpowiedział z równym smutkiem, który pojawił się w moim poprzednim uśmiechu:
-Z całym szacunkiem, Chloe, ale traktujesz seks machinalnie, nie uczuciowo.
Później w ciszy obserwowaliśmy spadające gwiazdy. Zerknęłam na Justina, a ten miał zamknięte oczy i zgodnie ze swoim zwyczajem wymyślał marzenie, które i tak pewnie nigdy się nie ziści. Pomyślałam, że chciałabym stanowić jakąś część jego marzenia. Ale potem, gdy sama pomyślałam własne na widok kolejnej spadającej gwiazdy, zabrakło w nim miejsca dla Justina. Nie mogłam więc wymagać od kogoś tego, czego sama nie mogę mu dać.
Uznałam, że to najlepszy moment na przyznanie się do winy. Do winy, nie do błędu, bo byłam za mało dojrzała, by doszukać się błędu.
-Justin, zdradziłam cię - powiedziałam wprost. Uświadomiłam sobie, że pogrzebałam piękny romantyczny moment. Pogrzebałam go żywcem, bo pozbawiłam życia, kiedy jeszcze trwał. - Wczoraj.
-Słucham? - uniósł się.
-Przespałam się wczoraj z Jasonem.
Justin chwilę nic nie mówił. Wstał z ławki i przemierzał parkową alejkę wszerz, ale nie zamierzał pokonać jej długości i odejść.
-Naprawdę musiałaś to zrobić z moim bratem? Z większą łatwością przyjąłbym do wiadomości kogokolwiek innego. Kogokolwiek, Chloe. Z wyjątkiem osoby, którą znam od pierwszego dnia życia i która jeszcze nigdy na dobrą sprawę mnie nie zawiodła. Bo ty zawiodłaś, Chloe.
-Wiem - przyznałam cicho. Z jakiś względów nie byłam nawet zaskoczona jego łagodnym głosem, brakiem frustracji, ogólnie brakiem jakiegokolwiek dowodu, który potwierdziłby, że przed minutą przyznałam się do zdrady, a nie do przesolenia zupy.
-Nie mogę się na ciebie gniewać - oznajmił, a to z kolei wprowadziło mnie w stan pewnego rodzaju niepewności. - Nie mogę się gniewać, dopóki ty sama nie zobaczysz, że źle zrobiłaś. A wiesz, skąd to wiem? - Potrząsnęłam głową. - Nie przeprosiłaś mnie. Przyznałaś się do zdrady, ale mnie nie przeprosiłaś. Wiesz, dlaczego? - Zdawało mi się, że Justin zna mnie lepiej, niż ja samą siebie. - Ponieważ wiesz, że 'przepraszam' oznacza: żałuję i więcej tego nie zrobię.
Justin wybaczył mi zdradę bez większego zająknięcia, a wtedy wstałam z ławki i przytuliłam się do niego. Trwaliśmy w takim uścisku długie minuty, zapewne spadło wiele kolejnych gwiazd niespełniających życzenia, zapewne również przeszło w okolicy wiele par, które pamiętają jeszcze definicję miłości. A my staliśmy, przytulaliśmy się i w tym uścisku, ni to czułym, ni to drętwym, zamknięte było całe nasze życie miłosne i erotyczne zarazem.
Przyznanie się do zdrady było swego rodzaju próbą. Za pierwszym razem Justin zwyzywał mnie, dał się potrącić, bym później mogła stoczyć walkę i heroicznie ją wygrać, a wszystko to, bo mnie po prostu kochał. Justin, który bez mrugnięcia okiem wybacza mi zdradę z jego własnym bratem to Justin, który kocha mnie inaczej, a jego miłość przypomina miłość Boga, który kocha wszystkich ludzi. Analogicznie, byłam przez Justina kochana tak, jak pani, która przyrządziła nam przepyszną kawę; jak mechanik samochodowy, który wymienił żarówki w Hondzie Jasona; jak ten bogaty prawnik, który siedzi teraz z nosem w papierach i zastanawia się, czy kiedyś jakaś gwiazda spadnie dla niego.
Przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam. Po prostu chciałam być kochana tak odrobinę, tak przez kogokolwiek, tak, by nikt nie oczekiwał ode mnie miłości zwrotnej.
~*~
Jeśli mogę Was o coś prosić, to proszę o jedno - zostało już tak niewiele do końca, więc wytrzymajcie nie do ostatniego rozdziału, ale do samego epilogu, bo wszystko nie zostało jeszcze powiedziane :)
nie podoba mi sie on!
OdpowiedzUsuńChce zeby byki szczęśliwi razem!
OdpowiedzUsuńA nie ze Justin kocha ją jak no miłość boga do ludzi 😒
Chloe obudź sie, kochasz go zrozum to mała dziwko💋😂😂
A ty justin pomyśl też czasami kutaskiem 😁😂😂😂
Mam wrażenie, że słowa "przepraszam znaczy żałuję i już więcej tego nie zrobię" Są ci ostatnio bliskie, a przynajmniej twoim bohaterom, ale.tp piękne, bo uswiadomilas mi jedna ważna rzecz, dałaś mi pewnego rodzaju motto życiowe, i za to cie kocham, że nie piszesz bezsensownego, opowiadania o wielce zakochanej dziewczynie, ale poruszasz bardzo życiowe tematy i w bardzo taki autentyczny sposób je przedstawiasz, czym trafiasz do czytelnika i jesteś w stanie pokazać mu jakieś wartości, a nie idiotyczna fabułę, bo swoją drogą, twoje opowiadania są przemyślane i widac, że charakter bohaterów kreujesz przez cały czas :********
OdpowiedzUsuńNo i super
OdpowiedzUsuńOmg xd
OdpowiedzUsuńKurka, błagam powiedz,że to dobrze skończysz :)
OdpowiedzUsuńChloe jak to ona, skoczyła w bok, ale kurczę Justin tak spokojnie na to zareagował? On jeszcze coś do niej czuję, czy tylko tak sobie wmawia?
Mimo wszystko mam nadzieję,że jest jeszcze między nimi ta iskra miłości, którą odnajdą w sobie w kolejnych rozdziałach :)
Czekam na następny :*
Ktoś wyżej napisał, że poruszasz życiowe tematy - zgadzam się z tym. Może nie jest to codzienność, że nastolatka spotyka się z księdzem, ale w tym opowiadaniu dostrzegam swego rodzaju ukryty przekaz, ale zamierzam czytać do końca i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały ;-). Naprawdę masz talent. Nie przestawaj pisać bo jesteś świetna. :) Pozdrawiam. http://glamlipstick.blogspot.com
OdpowiedzUsuń😰😰😰😰😰😰😰
OdpowiedzUsuńnienawidze w chloe tego ze jest bezuczuciowa. nienawidze chloe.
OdpowiedzUsuńJak sobie czytam niektóre komentarze to mam ochotę skrytykować większość, bo błagam ,,nienawidze w chloe tego ze jest bezuczuciowa. nienawidze chloe."(ps. tyle błędów ughh ><) Sertio? To tak jakby powiedzieć ,,nienawidzę wegetarianów bo tak.(pss. kropka nienawiści xD) To jest po prostu bezsensowne, irytujące i tak dalej i tym podobne i tak dalej... (psss. celowo napisałam 2x ,,i tak dalej" xd) (pssss. robię mega dużo ps'ów i mam to w dupie (psssss. bez przeproszenia hehe HEHE CHECHE) Naprawdę i powtórzę to po raz któryś możliwe, że 10 w myślach lub 20 lub 45 lub 73 ale bez znaczenia, no więc kontynuując Naprawdę irytujące NA MAKSA IRYTUJĄCE i wgl denerwujące komentarze dziesięciolatków (pomińmy fakt, że jestem od nich starsza o 3 lata, lecz sądzę, a wręcz zaryzykuję stwierdzeniem mam pewność, że mam dużo większy zasób wiedzy od przeciętnej trzynastolatki) (jeśli wcześniej nie napisałam o swojej płci to teraz przestała być zagadką OMG JESTEM DZIEWCZYNĄ! :O) Dobra skoro już udało mi się rozpisać na temat komentarzy (choć mogłabym to jeszcze jakiś czas pociągnąć xD) (a wgl to wiem, że ,,ps" pisze się na sam koniec, ale ja mam wyjątkowe prawo dane mi przez samego prezydenta Europy pisania w środku komentarza hehe, zazdro co? B)) No to teraz mogę ci napisać coś o opowiadaniu i naprawdę mam nadzieję, że jako autorka znalazłabyś chwilę na przeczytanie mojego wyjątkowo długiego komentarza :) Co do opowiadania nie mam żadnych przeciwskazań. Totalnie trafiłaś w mój gust i CUDOWNA WIADOMOŚĆ nie robisz błędów i kocham Cię (dobra na serio to tylko twoje opowiadania) za to, ale nie tylko, na przykład twoje opowiadania są w 100% oryginalne i nie są o 1D lub 5SOS których mam na pęczki i irytują mnie w co drugim opowiadaniu które czytam A WŁAŚNIE! Wspominałam, że to nie pierwsze twoje opowiadanie które czytam? Nie? No, więc wspominam jak wspomniałam trafiłaś w mój gust idealnie i twoje pióro zdecydowanie zostanie w mojej pamięci gdy już przeczytam wszystkie SKOŃCZONE twoje opowiadania. (no wybacz, ale nienawidzę tej niepewności typu ,,Osz fuck! Ciekawe co będzie dalej!!!) I mam szczerą nadzieję, że w dalszych losach bohaterów Chloe będzie w związku z Jasonem i oni będą się kochali podczas kiedy ona się już odkocha w Justinie (A właśnie! Nie mogłam przeboleć gdy w third time lucky Justin pod koniec wyjechał i zostawił Chanel na rzecz Cindy ehh.. :/) a on akurat przypomni sobie o wszyściusieńkich razem przeżytych chwilach razem z Chloe i będzie ją kochał na nowo, ale będzie okropnie zrozpaczony bo Chloe już nie będzie go chciała i takie zakończenie w 100% mnie będzie satysfakcjonowało, ale wiem, że pewnie nie zrobisz mi tej przyjemności i skończy się inaczej :( a dokładniej W Chloe i Justinie na nowo zaiskrzy i będą się kochali, no ale cóż :( szkoda na przyszłość może uda ci się zrobić mi tą przyjemność i zrobisz zakończenie z jakiego będę chciała wiercić się po łóżku i piszcześć ,,aaa jakie to zajebiste!!!" (zdażyło mi się już nie raz przy twoim piórze hehe xd) No i ten komentarz nie miał być tak długi,na początku to chciałam tylko zhejtować komentarze xD no, ale tak jakoś wyszło, ale nawet pomimo to mam szczerą nadzieję, że przeczytasz i odpowiesz na moje wypociny w postaci komentarza :)
OdpowiedzUsuń