Chicago, zwane powszechnie wietrznym miastem, prócz niemal całkowitej destrukcji mojej pierwszej wielkiej miłości przyniosło coś jeszcze - wzmożoną ilość adoratorów. Bezsprzecznie jednym z nich był Jason, który okazał się dobrym kumplem, ale słabszym kochankiem; słabszym dla mnie, bo mimo wszystko preferuję facetów, którzy podczas seksu pamiętają, że mają pod sobą żywą, jeszcze oddychającą kobietę zamiast dmuchanej lali. Adoratorką została również Pattie, ale adoratorką w nieznacznie odmienionej tego słowa definicji. Jednak tak jak w przypadku adoratora czas spędzony ze mną był czasem lepszym, niż stanie przy garach, składanie parafki na służbowych papierach czy manicure przed obliczem brazylijskiej telenoweli. Dziś natomiast miano adoratora przyjął Drew.
Zadzwonił z rana, by oznajmić, że obudził się z głęboką potrzebą spędzenia ze mną dnia. Może to dziecinne, ale ucieszyłam się jak mało kiedy, bo jego intencja była szczera, bo nie miał na myśli żadnych podtekstów, bo byłam tak samotna, że chwyciłabym się każdej okazji, by spędzić chwilę poza sypialnią.
Piliśmy już drugą kawę w galerii w centrum, ale innej niż ta zwiedzona wraz z Pattie, bo na dworze szalał mróz i spacer nie równał się dziś z przyjemnością. Drew od pół godziny przekonywał mnie, bym spróbowała jego kawy z co prawda małym kleksem mleka, ale za to dużą porcją gęstego karmelu, a ja zapierałam się rękoma i nogami, że taki miks ma w mojej opinii zbyt wiele cukru i kalorii, by mógł być smaczny.
-Jeden łyk - poprosił. - Jeden i dam ci spokój.
Westchnęłam, ale zgodziłam się i upiłam ten symboliczny łyk z papierowego kubka Drew, w którym od dawna brakowało już plastikowej nakładki. Ale pierwszy łyk pociągnął za sobą drugi, a drugi trzeci i tak wypiłam mu całą kawę, bo w istocie była to najlepsza rzecz minionego miesiąca, jaką miałam na języku, wokół zębów i dalej w przełyku.
-Odrobina karmelu została ci, o, tutaj. - Chciał unieść serwetkę do moich ust, ale kiedy zbliżył się, opuściłam jego rękę i to było dla Drew pretekstem, by pozbawić mnie karmelu przy pomocy krótkiego buziaka złożonego w kąciku moich ust. - Niegrzeczny chłopiec.
-Sprowokowany przez niegrzeczną dziewczynkę - odpłacił się.
Później rozmowa zeszła na tematy drażliwe, poruszane niechętnie i zawarte w jednym męskim imieniu - Justin. Justin, z którym nie kontaktowałam się od całych trzech dni i którego brakowało mi bardziej, niż jakakolwiek część we mnie mogłaby przypuszczać, bo gdy mózg perswazuje sercu, że moim drugim imieniem stała się samowystarczalność, co jest absolutną bzdurą, reszta ciała słucha sygnałów narządu postawionego na szczycie hierarchii i dosłownie, i w przenośni.
-Na dobrą sprawę nie wiem, czy nadal jesteśmy razem - przyznałam smętnie.
Usiedliśmy na pustej ławce przed sklepem z akcesoriami sportowymi. Wewnątrz ojciec trzymał dziecko na siodełku stanowczo za dużego roweru, a matka niecierpliwie wystukiwała obcasem o linoleum. Pomyślałam, że gdy sama będę dorosła i gdy rzeczywiście dorobię się dzieci, nie będę wiedźmą odbierającą temu dziecku szczyptę radości. Za nami natomiast mieścił się kiosk wypchany gazetami, w którym każdy, powtarzam każdy znalazłby coś dla siebie.
-Nie czytam ci w myślach, Chloe, i naprawdę ciężko mi odgadnąć, co rozegrało się pomiędzy wami.
-Prawdę mówiąc, byłabym wdzięczna, gdybyś jednak czytał mi w myślach i nie musiałabym o tym wszystkim opowiadać. Może przedstawię ci to inaczej, na podstawie wcześniejszych doświadczeń. Przyznałam się przed Justinem, że zdradziłam go z Jasonem, a on pogłaskał mnie po główce i powiedział "tak, skarbie, wszystko będzie dobrze". No, może nie dosłownie to powiedział, ale ja tak odebrałam jego ignorancję.
-Z naszym Jasonem? - zdziwił się.
-Każda osoba, którą znam i która mieszka w Chicago dziwnym trafem ma na nazwisko Bieber. Przypadek?
-Niekoniecznie - odparł. - Ale faktycznie coś tu jest nie na miejscu. Pewnie Jason.
-Mówisz o miejscu w łóżku? Gdyby zajmował je Justin, nie byłoby miejsca dla Jasona, nie sądzisz?
Drew sądził podobnie, choć nie identycznie, ale nie podzielił się ze mną swoimi poglądami, więc wypiliśmy pozostałości mojej kawy w ciszy i skupieniu. Później powiedziałam Drew, że naprawdę nie mam już sił opowiadać o Justinie i po raz kolejny zadawać sobie istotne pytanie "czy to miłość, czy to nie miłość", na które odpowiedź jest niczym pomnożenie w pamięci trzech czterocyfrowych liczb - nieosiągalne dla zwykłego śmiertelnika.
-Gdy rzuciła mnie pierwsza dziewczyna, byłem załamany - wypalił Drew - i myślałem, że nigdy nie spotkam nikogo lepszego. Aż poznałem drugą dziewczynę, z którą rozstanie bolało jeszcze bardziej. I tak dalej, i tak dalej. - Widząc moją dezorientację, powiedział: - Nie bój się, nie zamierzam zamęczać cię genezą każdego z moich związków. Chcę tylko powiedzieć, że... - Może i chciał coś powiedzieć, ale bez wątpienia nie był przekonany, z której strony to ugryźć. - Będziesz w związku raz, potem drugi, trzeci i czwarty, ale w końcu trafisz na osobę, z którą rozstanie będzie najbardziej bolesne, bo dla jednej ze stron skończy się w trumnie. Wiesz, o czym mówię, prawda? - Skinęłam głową. Z całej trójki Drew był tym najmądrzejszym życiowo. - Jesteś bardzo młoda, obstawiam, że to twój pierwszy poważny związek, więc nie masz w tej kwestii za wiele doświadczenia, choć i tak więcej od Justina. Wiesz, ja myślę, że dla niego to był po prostu odpoczynek od monotonii.
-Chciał poruchać - stwierdziłam gorzko.
-Może to zabrzmi niestosownie, ale coś w tym jest. Być może się nawet zakochał, w końcu miłość do kobiety to piękne uczucie. Ale sobie z nim nie poradził. I ty, Chloe, też nie. Myślę, że sama doskonale o tym wiesz, mam rację?
Miał ogromnie wiele racji. Gdybyśmy mieli po rozstaniu dzielić się winą jak majątkiem, dostałabym 50% spadku, a on drugie tyle. Więc równie dobrze mogliśmy zostawić procenty i ruszyć na przód z samym bagażem doświadczeń.
-Choć na spacer - zaproponowałam.
-Na ten mróz?
-Przeżyjesz. A jeśli za bardzo się wyziębisz, zapewnię ci wieczorem przyjemne ogrzewanie.
Drew zmarszczył brew.
-Czyżby to nawiązanie do braku dojrzałości?
-Być może - odrzekłam mimochodem, ale tak, to absolutnie było nawiązaniem do braku dojrzałości.
Ruszyliśmy powoli ruchliwą odnogą galerii, śmiejąc się ze sklepowych wystaw i ludzi dokonujących zakup życia. Przynajmniej tak je wszystkie przeżywali. Bo przecież kupno ekspresu do kawy nie jest warte kłótni, a jednak pewne młode małżeństwo twierdziło inaczej. Z kolei zwykła parapetówka nie była powodem, dla którego szampan tej znanej firmy, która jednak nie była mi tak dobrze znana, miałby być koniecznością, z czym z kolei nie zgadzała się inna para w głębi marketu. Ogólnie rzecz biorąc, szłam przez galerię i dostrzegałam tyle błahych problemów, które wydały mi się zbyt śmieszne, by nazywać je problemami, a przecież moje nie były gorsze, tylko oglądane z innej perspektywy. Dziś postanowiłam - żadnych sprzeczek (o ile nie są autentycznym niezbędnikiem).
Naraz pech postanowił mi przypomnieć, że Chicago prócz tych wszystkich atutów ze wzmożoną ilością adoratorów na czele, ma również jedną zatrważającą wadę - jest miastem, które moi rodzice w delegacji odwiedzają najczęściej. Jak na przykład dzisiaj. Nie od razu wiedziałam, że kobieta, na którą wpadłam przed sklepem zoologicznym, to moja matka. Dopiero połączenie butów, perfum i tego wymownego kaszlu pozbawiło mnie złudzeń, że chociaż uciekłam z domu na odległość przeszło czterystu mil, na niektóre okoliczności jesteśmy skazani nawet na drugim końcu świata, nawet pośród jakichś dwudziestu milionów obywateli Tokio.
-Chloe? - spytała skołowana. - Co ty tutaj robisz?
-Zostałam galerianką - mruknęłam cynicznie. - Wiesz, puszczam się z nadzianymi facetami za kiecki, szpilki i kosmetyki, a to - wskazałam Drew - jest jeden z moich stałych klientów.
Mama byłaby skłonna w to uwierzyć, gdyby Drew nie powiedział:
-Mała, daj spokój, nie jesteś nawet śmieszna. - A zaraz dodał: - Poczekam przy wyjściu.
Obserwowałam, jak się oddala, utykając nieznacznie na prawą nogę, w której ścięgno nadwyrężył sobie na siłowni, i chciałam krzyknąć za nim, by za żadne skarby świata nie zostawiał mnie teraz samej. Ale mój głos sprzysiągł się z resztą ciała przeciwko mnie i nie dał oznak istnienia.
-To twój kolejny chłopak? - spytała mama, odprowadzając Drew wzrokiem, jak ja.
-Nie wydaje mi się, by cię to interesowało.
-Mylisz się - odparła krótko.
-To brat Justina, choć sama nie wiem, po co ci o tym mówię. Nie wydajesz się być osobą, którą pochłaniają najnowsze informacje dotyczące mojego życia towarzyskiego. Albo erotycznego - dodałam ciszej, jednak tak, by usłyszała i może zazdrościła, bo życie erotyczne prowadziłam niewątpliwie bardziej bogate niż ona i ojciec razem wzięci. - Albo w ogóle jakiegoś życia.
-Dlaczego się tak do mnie odnosisz? Jestem twoją matką.
-Szybko sobie o tym przypomniałaś - wytknęłam jej. - Albo raczej zmieniłaś zdanie, bo przed tygodniem dostałam od ciebie w ten oto policzek wraz z wiązanką przekleństw na nową drogę życia.
-Masz mi za złe, że nie pochwalam twojego związku z księdzem?
-Nie musisz się martwić - weszłam jej w słowo. - Ten związek wisi na ostatnim włosku i najpewniej rozsypie się jeszcze zanim wyjedziesz z Chicago. Mam ci za złe - ciągnęłam - że nie było cię przy mnie wtedy, gdy byłaś mi w jakiś sposób potrzebna. Natomiast ty nie możesz mieć pretensji do mnie, że jestem źle wychowana, jeśli to do ciebie należał obowiązek wychowania mnie. - Spotkanie z matką przywróciło we mnie tyle niechcianego sentymentu, że aby się nie rozpłakać, musiałam się ulotnić, albo zapaść piętro niżej. - Muszę już iść, spieszę się.
Ruszyłam przed siebie i przed stoiskiem ze skórzanymi torebkami i portfelami jakieś pięć metrów dalej, zatrzymał mnie jej głos, chyba ciepły, choć w istocie nie pamiętam, jak brzmi kochający, matczyny głos.
-Za dwa dni masz urodziny, Chloe. Wszystkiego najlepszego.
Nic nie powiedziałam, bo nie miałam nawet ochoty na chamskie docinki, a z kolei żeby podziękować z godnością musiałabym poddać się operacji charakteru z odsysaniem części wrodzonej godności na czele.
Brałam pod uwagę fakt, że pewnego dnia dojdzie do wspaniałomyślnego pojednania pomiędzy mną, a rodzicami. Ale nie miałam złudzeń, że trzydziesty dzień grudnia to jeszcze nie ten odpowiedni moment i po prostu ruszyłam przed siebie, a mama jak stała wtedy, tak stała również, gdy doszłam do końca odnogi galerii i ujrzałam jej odbicie w sklepowej witrynie. Zrealizowałam pierwszy punkt z listy poleceń niezależnej kobiety - nie patrz wstecz (co prawda to odnosi się głównie do facetów, ale ja pod hasło podłożyłam własną byłą matkę).
-Ma pani ochotę na trzecią tego popołudnia kawę? - Drew zaszedł mnie od tyłu z kolejnym papierowym kubkiem i plastikową nakładką na nim, gdy wyszłam przed galerię skąpaną w grudniowym słońcu.
-Czuję, że przez tę dawkę kofeiny nie zasnę dziś do późna - stwierdziłam. - Mogę zostać u ciebie?
-Czyżby to kolejne nawiązanie do braku dojrzałości?
-W niektórych sytuacjach - oznajmiłam - dojrzałość jest barierą odgradzającą od przyjemności. A przecież nie samą dojrzałością żyje człowiek.
Mrok począł zasnuwać Londyn od nieba po zatłoczone ulice, a my wybraliśmy drogę przez park, ten sam, w którym przeżyłam najpewniej ostatnie godne zapamiętania chwile w towarzystwie Justina. Tym razem pojawiły się i kaczki, które kiedyś pogryzły Justina, i były dokarmiane przez takich samych małych Justinów, którzy jednak będą mieli łatwiejsze życie uczuciowe i nie postanowią oddać połowy serca kobiecie, a połowy Bogu, który i tak tego nie doceni.
-O czym myślisz? - spytał Drew.
-Myślałam, że to kobiety pytają o to facetów.
-Aktualnie jedyną kwestią zaburzającą mój spokój jest myśl, o czym ty tak intensywnie myślisz - powtórzył.
-A ja obecnie nie myślę o niczym konkretnym. Trochę o mamie, trochę o Justinie, trochę o tej pysznej kawie, którą mi kupiłeś, a trochę o tym, że marzną mi uszy.
-Gdybyś nosiła czapkę, nie miałabyś tego problemu.
-Noszę czapkę - westchnęłam - tylko w pośpiechu zapomniałam jej z Minneapolis. Wiesz, to była nagła wyprowadzka, a taką planowałam dopiero za dwa lata.
-Chciałaś iść na studia? - spytał, wyrzucając pusty kubek do metalowego kosza przy parkowej alejce.
-Owszem. A może to moi rodzice chcieli mnie wysłać na studia? Ciężko stwierdzić.
-A czego ty byś tak naprawdę chciała?
-Czy ja wiem? - zamyśliłam się. - Z pewnością nic tak przyziemnego, co można zdobyć ciężką pracą i inteligencją.
-Więc jak chcesz zarabiać? Tyłkiem?
Zaśmiałam się, oblizując krańcem języka mleczne wąsy wokół warg.
-To byłaby praca dla mnie. Co rusz nowy facet, w porządku kasa i ten dreszczyk emocji.
-Dreszczyk emocji byłby wtedy, gdyby test ciążowy nagle pokazał ci o jedną kreskę za dużo - zażartował.
-Nie jestem fanatyczką aż tak intensywnych dreszczyków. Dzidziuś nie byłby mi na rękę. Ciążowy brzuszek też nie. W końcu niewielki odsetek facetów podnieca seks z ciężarną kobietą.
-I dzidziuś mógłby zostać uszkodzony - dołożył Drew. - A tego nikt by nie chciał.
Park ciągnął się jeszcze przez kilkanaście minut wolnym marszem, ale pokonaliśmy go w osiem, z jednej strony licząc na rozgrzanie, z drugiej zbrzydły mi drzewa, wszystkie takie smętne i bez liścia życia. Pomyślałam, że zima może zostać nazwana piękną tylko ze śniegiem i tylko wieczorem, przy zgaszonym słońcu i zapalonych latarniach. Zerknęłam na Drew, który zdawał się twierdzić inaczej. Dostrzegłam też porażające różnice pomiędzy każdym z braci i z przykrością muszę stwierdzić, że Justin miał ten rodzaj charakteru, który najmniej mi odpowiadał, ale tak jak charakter dorosłych ludzi na ogół nie ulega zmianom, tak rozpędzony samochód, który boleśnie przytulił Justina, pozbawił go piątej klepki odpowiedzialnej za cenną męską czułość.
Poprosiłam Drew, abyśmy powoli wracali, bo moje uszy na mrozie naprawdę nie czuły się najlepiej. Natychmiast zaproponował, że skoro mieszka przecznicę stąd, powinniśmy wpaść do niego. W gruncie rzeczy byłam świadoma tej propozycji już po jego porannym telefonie, ale dzielnie nie dawałam tego po sobie poznać. Uznałam, że w tej rodzinie mają skłonności do odbijania sobie dziewczyn.
Drew mieszkał w spokojnej dzielnicy odnowionych kamienic, gdzie plac zieleni przed budynkiem był zadbany, choć teraz przemarznięty. Trzypokojowe mieszkanie mieściło się na drugim piętrze trzypiętrowego budynku. Utrzymywał je z, jak sam twierdzi, całkiem porządnej pensji instruktora fitness. Prawdę powiedziawszy po tej informacji byłam jeszcze ciekawsza rzeźby jego ciała, bo niewątpliwie musiała być nie z tego świata. Pomimo budynku w starym stylu, mieszkanie wewnątrz było odnowione i przyjemne kolorystycznie. Wszystko w czerni i czerwieni: ściany, kanapy, nawet stół i krzesła wokół niego. Panował porządek, ale nie do przesady; taki, który stawia samotnego faceta w dobrym świetle, zwłaszcza gdy przyprowadza do mieszkania kobietę. Czego z kolei nie można było powiedzieć o Jasonie.
-Czego się napijesz?
-Na pewno nie kawy - zażartowałam. - Wypiłam jej dziś za wszystkie czasy.
-Jak rozumiem, w tym roku już jej nie tkniesz.
-Biorąc pod uwagę, że nowy rok zacznie się za - spojrzałam na zegarek, który dostałam pod koniec podstawówki za dobre oceny i sprawowanie, taki elegancki, z górnej półki u jubilera - za niespełna 30 godzin, tak, myślę, że w tym roku już jej nie tknę.
Drew delikatnie zdjął mi z ramion kurtkę i powiesił w szafie, zamiast na jednym z wielu wolnych wieszaków w przedpokoju, a to oznaczało, że planował zatrzymać mnie u siebie dłużej. To również przewidziałam i również nie miałam wiele przeciwko. Nie będę miała też nic przeciwko, jeśli zdejmie ze mnie sweter, spodnie i tak dalej, aż do odzieży w momencie stworzenia - braku odzieży.
-Więc może napijesz się wina? Czerwone, półsłodkie, chyba takie lubisz.
-A czy ty wiesz, że nie mam jeszcze osiemnastu lat? - Zbliżyłam się do Drew. Złapałam go za koszulkę w miejscach, gdzie naga panna zakrywała piersi. - Drew, nie jestem typem dziewczyny, którą trzeba upić, żeby spędzić z nią wspaniałą noc.
-Nie wątpię - odparł i chwycił mnie w talii.
-Więc dlaczego próbujesz mnie upić?
-Wcale nie miałem tego w planach - zaśmiał się. - Wolę kochać trzeźwe dziewczyny, niż na wpół żywe trupy.
-Kochać? - powtórzyłam zalotnie. - Skąd pewność, że pójdziemy do łóżka?
Drew pochylił się powoli, przełożył moje włosy na prawe ramię i od lewego zaczął obsypywać mój obojczyk, a później szyję muśnięciami zbyt delikatnymi, bym mogła uwierzyć, że on również nosi nazwisko Bieber. Ale w gruncie rzeczy takich pocałunków nie zapewnił mi jeszcze nikt i to okazało się kluczem do moich majtek.
-Tak tylko napomniałem.
Ale napomniał zupełnie słusznie, bo zamiast wina i dwóch kieliszków pojawił się namiętny pocałunek. Zatańczył przy moich ustach i natychmiast zawrócił mi w głowie. Zastanowiło mnie, czy gdyby był dupkiem, uległabym mu równie szybko i obawiałam się, że jego czułość przekupiła moje nastoletnie hormony, bo gdy szepnął:
-Chodźmy do sypialni, skarbie.
Byłam gotowa zaciągnąć go tam siłą, byleby przyspieszyć proces podniebnej kopulacji.
Drew zapalił w sypialni małą lampkę na szafce nocnej i zobaczyłam czarno-czerwone ściany. Łóżko miał duże, wydawało się wygodne i doskonałe do tego wszystkiego, co tliło się gdzieś w zakamarkach naszych umysłów. Rozebrał mnie powoli, dotykał jak najcenniejszy pod słońcem skarb. Ja nie miałam już tyle cierpliwości i szybko pozbawiłam go ubrań. Ciało miał jak spełnienie najskrytszych marzeń każdej amerykańskiej nastolatki. Gdyby było mnie stać, opłaciłabym go do roli mojego osobistego, dożywotniego trenera fitness, żeby chociaż wypinał się przy mnie z tymi ciężarkami i sztangami.
Wylądowaliśmy w łóżku w trakcie pocałunku. Drew niezwykle szybko uporał się z ustawieniem mnie pod wzór, by i jemu, i mi było wygodnie. Jedną cechę cała trójka braci miała wspólną - wszyscy uwielbiali dominować. Dlatego nie zdziwiło mnie, gdy Drew nie dał mi dojść do głosu, natomiast sporym zaskoczeniem okazał się sposób, w jaki wprowadził mnie do tej chwilowej krainy fantazji, bowiem w przeciwieństwie do braci wszedł we mnie powoli i niebywale delikatnie, ale dzięki temu mogłam poczuć go centymetr po centymetrze. Tak, Drew w roli osobistego trenera byłby wszystkim, czego trzeba kobiecie.
Chicago bez wątpienia wprowadziło urozmaicenie w moje życie erotyczne i każdy z poszczególnych elementów urozmaicenia dziwnym trafem nosił nazwisko Bieber. Naszła mnie paskudna myśl, że aby zaliczyć całą rodzinę, został mi jeszcze przystojny wytatuowany ojciec. Porzuciłam tę ewentualność, gdy zrozumiałam, że Drew wystarczy mi za nich wszystkich razem wziętych.
-Nie waż się przestawać - zajęczałam.
-Nie mam odwagi - odparł ciężko.
Chwycił się zagłówka i pchał biodrami z doskonałym wyczuciem, jakby siedział mi gdzieś w zakamarkach podświadomości i czytał jak z otwartej księgi, jaki ruch wykonać w następnej kolejności i przede wszystkim - z jaką siłą. Całował mnie po szyi, a ja mierzwiłam mu włosy i z trudem chwytałam powietrze. Drew jakby wiedział, że chcę zatrzymać moment tej niezwykłej przyjemności w czasoprzestrzeni. I jakoś mu się to udało. Jednak kiedy już dochodziliśmy, to jakby na krótką chwilę niebo połączyło się z ziemią i nie było między nimi żadnej dostrzegalnej różnicy.
-Wiesz, dlaczego było mi tak dobrze? - spytałam, kiedy Drew położył się obok i przyciągnął mnie ramieniem. Przez krótką chwilę poczułam się jak jego dziewczyna. Wtedy pokręcił głową. - Ty się ze mną nie pieprzyłeś. Nawet nie uprawiałeś ze mną seksu - poinformowałam go. - Ty się ze mną kochałeś.
-Ponieważ wiem - odparł, całując mnie w skroń - jak należy szanować kobiety.
-Zapomniałeś dodać, że wiesz też, jak sprawić im przyjemność odbierającą zmysły.
-Skoro tak twierdzisz - uśmiechnął się przez pocałunek. - Nie ukrywam, że podnosisz mi samoocenę.
-Nie uwierzę, że kiedykolwiek była za niska - odgryzłam się.
-Też prawda.
Leżeliśmy chwilę wtuleni, bawiłam się jego palcami i muskałam opuszki. Drew zacytował dwa wersy z wiersza, którego nigdy nie słyszałam, ale natychmiast przypadł mi do gustu, może też dlatego, że został zadedykowany wyłącznie mi. Kobieta - tak właśnie się wtedy czułam. W końcu jak kobieta. To jednak prawda, że kobiece instynkty może uruchomić i wypuścić na wolność jedynie pełnowartościowy facet, tak jak pełnię sił może uwolnić wyłącznie pełnowartościowa owsianka. Powiedziałam Drew, że porównałam go do owsianki, a on stwierdził, że smaczna owsianka musi zawierać owoce i to właśnie ja byłam tym wysokocukrowym składnikiem.
-Boże, chcę to powtórzyć - westchnęłam w końcu, atakując go.
-Kiedy? - zaśmiał się, łapiąc mnie na biodra, gdy usiadłam okrakiem na kołdrze, a on leżał pode mną, taki bezbronny.
-Teraz, zaraz, kiedykolwiek. To był chyba najlepszy seks w moim życiu.
-Nie wiem, czy podołam tak perwersyjnej małolacie - zażartował Drew, a potem zaczęłam całować go po szyi i z wiadomych przyczyn zamilkł natychmiast. On też lubił być dopieszczany. Pomyślałam, że doskonale pasowalibyśmy do siebie na dłuższą metę, gdybym rzeczywiście miała szansę do kogokolwiek pasować.
Długi i treściwy pocałunek miał zapoczątkować drugą rundę, kiedy nagle rozległo się skrzypnięcie zamka w drzwiach wejściowych, które otworzyły się, a po chwili z cichym uderzeniem powróciły do futryny.
-Drew? - krzyknął Justin.
Justin.
Choć swoją drogą będziemy mieli końcowy i ewidentny pretekst, który zakończy tę śmiesznie chorą sytuację, w której tkwimy po uszy, bo żadne z nas nie potrafi postawić końcowego kroku.
Justin szybko wszedł do sypialni, a w międzyczasie zdążyłam zakryć się kołdrą, bo najpewniej Justin nie pamięta już, jak wygląda nago jego dziewczyna. Zatrzymał się gwałtownie w progu, później uniósł dłonie do włosów, przeklął pod nosem, ale równie szybko doszedł do siebie, nie wyglądał na złego/załamanego/cokolwiek, co świadczyłoby o głębszych uczuciach względem mnie, które po tym wszystkim i tak pewnie zostałyby zagrzebane.
-Mogłem się domyślić - przemówił - że jeden brat ci nie wystarczy i postanowisz zarzucić sieć na drugiego.
-Zarzucić sieć, ładne określenie - przyznałam cynicznie.
-Zaczynam wątpić, że to dziecko jest moje. - Wtedy przypomniał mi, że w istocie nadal uważa, że zostanie tatą, a ja w całym tym zamieszaniu zapomniałam wyprowadzić go z błędu. - Kto wie, ile razy mnie zdradziłaś?
-Chloe, jesteś w ciąży? - spytał Drew niedowierzającym tonem.
-Nie - sapnęłam. - Nie jestem w żadnej ciąży. A ciebie, Justin, okłamałam, bo chciałam zobaczyć, czy jeszcze ci na mnie zależy.
Justinowi wyraźnie ulżyło, natomiast Drew nie, ponieważ przed seksem nie spytał o gumki, a ciąża byłaby jego wybawieniem. W każdym razie o nic nie pytał, a ja skupiłam się na Justinie. Mierzyliśmy się łagodnymi spojrzeniami. Nagle poczułam się zbyt nago, ale ubrania leżały aż w progu, więc z istotnych powodów nie mogłam po prostu wstać i po prostu ich podnieść. Aż nagle odezwaliśmy się równocześnie, co do ułamka sekundy:
-Powinniśmy się rozstać.
A to jak rozwód bez orzekania o winie.
jakoś mnie nie zabolał te zdrady xd
OdpowiedzUsuńChloe to zwykła kurwa
OdpowiedzUsuńDlaczego? On też nie lepszy, jakby ją naprawdę kochał zrobiłby wszystko aby nie poczuła się zraniona i nie poszła do innego. Nie mówię, że Chloe jest bez winy, bo to nieprawda, ale obrażanie tylko jej (tym bardziej wulgarnymi określeniami) jest nie na miejscu. Nie wiem czy jesteś kobietą czy mężczyzną, w każdym bądź razie, raczej na pewno nie chciałabyś/chciałbyś usłyszeć od kogoś, że jesteś zwykłą kurwą, dziwką lub pieprzonym kutasem czy innym zgorszonym epitetem etc. To jest zwyczajnie nie miłe, wręcz ohydne.
UsuńTak poza tym to, ohhh wolałabym żeby była z Justinem (niech nawzajem się przeproszą, wyjaśnią parę spraw i zaczną od nowa) lecz jeśli im nie wyjdzie, to super by było gdyby była z Drew, on nie traktuje dziewczyn jak dziwki, on je szanuje (przynajmniej z tego co piszesz Kochana Autorko :*, tak jest).
W każdym bądź razie, rozdział jest cudowny, nie mogę doczekać się następnego (w którym mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni).
#MójPierwszyKomentarzJupijajej hehehe ^-^
Kocham :*
Ana
Drew, idealnie pasuje mi do niego taki charakter, jest najlepszy <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze Justin juz do niej nie wróci, bo to typowa szmata... serio ze wszystkich opowiadań ta główna bohaterka wkurwia mnie najbardziej.
OdpowiedzUsuńPiona ��✋ Też mama nadzieję,że już nie będą razem :D Chce żeby wszyscy bracia się na nią wkurzyli. Nie miała by gdzie mieszkać i wgl �� Nie dziwi się, że jej właśnie rodzice na zwyzywali xd Tak czy siak świetnie piszesz, ale Chloe mnie denerwuje jak nikt inny ;))) Justin szczerze nic nie zrobił jak dla mnie �� Niby jakby Justin nie skrzywdzil jej to by było ok. Och proszę was! kto komu na początku odpowiadania pchala się do łóżka? Kogo była wina, że Justin wbiegł pod samochód i stracił pamięć? Kto zdradził Justina 4 razy? czyja to wina? Chloe! Wszytko Chloe więc nie wmawiajcie mi,że to Justina wina, bo was wysmieje.
UsuńDlaczego wszyscy tak bardzo nie lubią Chloe?
OdpowiedzUsuńChloe rządzi! Oboje sa winni i mam nadzieję ze bd razem bo ogarną kurwa swoję bledy!!! 😂😂
OdpowiedzUsuńA ja to tam ją nawet ubostwiam! Sama chciałabym zaliczyć cała trójkę braci bieberow, gdyby takowi istnieli <3
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie. Nie możesz tego zrobić, po tylu wspaniałych chwilach oni nie mogą się rozstać. Poprostu nie i koniec.
OdpowiedzUsuńBOZE
OdpowiedzUsuńPIERWSZY RAZ SIE CIESZE
ZE ZWIAZEK JUSTINA SIE ROZPADA XD
SERIO KURWA JAK JA NIE CIERPIE CHLOE
AAAAAAAAA
CIESZE SIE
ALE TEZ MI PRZYKRO
ALE I TAK PEWNIE DO SIEBIE WROCA
Ja poprostu uwielbiam to opowiadanie ! <3
OdpowiedzUsuńTak, ja też ją uwielbiam. Niech będzie z Drew, on idealnie do nie pasuje, bo Justin zamienił się w dupka. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńhttp://wait-for-you-1dff.blogspot.com/
http://lovme-likeyou-do-1dff.blogspot.com/
Chloe sie puszcza ale jistin zachowuje sie jak skonczony kutas...wgl mu na niej nie zalezy...jesli mezczyzna nie opiekuje sie swoja kobieta, to wkoncu zrobi to ktos inny..chloe zle robi ale wydaje mi sie ze ona jest tak naprawde slabiutka i szuka pocieszenia i otuchy w ramionach innych...
OdpowiedzUsuńWszystcy nie cierpią Chloe, a ja Ją uwielbiam, bo nadaję temu opowiadaniu inność i nie jest jak każde inne, ( choć opowiadania tej autorki i tak wyróżniają się z tłumu) w których bohaterki godzinami płaczą do poduszki i użalają się nad sobą. Chloe idzie dalej i ma gdzieś opinie innych. Wszyscy posądżają i nazywają Ją szmatą, choć tak naprawdę nie zasłużyła na to. To że bawi się życiem póki może nie oznacza, że jest dziwką czy jak to nazwali inny. Justin nie jest tu bez winny i nie mówię, że Chloe jest, ale jeśli już to trzeba patrzeć obiektywnie i oboję ponoszą taką samą ilość winy. Nie chce nikogo obrazić moją opinia, bo każdy ma swoje zdanie i każde szanuję równie mocno :)
OdpowiedzUsuń