czwartek, 24 marca 2016

Rozdział 49 - Rozwód bez orzekania o winie


Drew wspaniałomyślnie postanowił się przejść, mimo że z włączeniem rundy po galerii handlowej spacerowaliśmy wspólnie przeszło cztery godziny. Ale nie kwestionowałam jego nagłej potrzeby, bo była i mi, i Justinowi wybitnie na rękę. Justin czekał w salonie, kiedy ja i Drew ubieraliśmy się za zamkniętymi drzwiami sypialni. Już po fakcie poczułam się jak małolata, którą w istocie byłam, przyłapana na pierwszym akcie miłosnym przez rodziców, takim bez skrzypiącego łóżka, z westchnieniami tłumionymi w poduszkach, przy piorunujących rockowych nutach. 

-Jeśli będziesz miała jeszcze kiedyś ochotę na szybki, albo długi numerek, masz mój numer - Drew szepnął mi na ucho i musnął je. 

Byłam wdzięczna komuś z naszej trójki, kto zamknął drzwi, bo mogłam ostatni raz wymienić się z Drew czułymi gestami, których niewątpliwie będzie mi brakować. Pocałowałam go długo i namiętnie i postarałam się, by ten pocałunek został zapamiętany, bo chociaż Drew spełniał wszelkie warunki psychofizyczne do bycia wspaniałym kochankiem i przede wszystkim moim kochankiem, wraz z początkiem roku i początkiem dorosłego życia opuszczam Chicago i nasze przyszłe spotkanie jest bardzo wątpliwe.

Później Drew wyszedł z własnego mieszkania, zostawiając nam niczym nieograniczoną prywatność i komplet kluczy na komodzie. Nie wydaje mi się, by zamienił z Justinem choć dwa słowa, bo nie słyszałam z salonu żadnych głosów. Ale nie zdziwiłabym się, gdyby Drew napomniał przelotnie o jakiś przeprosinach czy wyrazach skruchy. W każdym razie cokolwiek nie przeszłoby mu przez gardło, najpewniej wystarczy, by odkupić przed Justinem winy, bo najwyraźniej pozbył się czegoś nazywanego męską dumą i postanowił, jak Jezus chlebem, dzielić się z braćmi dziewczyną.

Zebrałam się w sobie i w końcu wyszłam z sypialni, bo przecież to na mnie czekał Justin, to ze mną chciał rozmawiać i oboje mieliśmy w planach zakończyć sprawę jak najbardziej po przyjacielsku, aby kiedyś, po latach, spotkać się na kawie i wspomnieć, jak to dobrze było nam za pierwszym razem i źle za ostatnim, i mówić o tym wszystkim ze śmiechem, i nie chować niepotrzebnej urazy.

Justin siedział na kanapie, pochylony, opierał się o kolana i majstrował stopą w skarpetce przy nodze stolika do kawy. Przysiadłam obok niego, dotykaliśmy się ramionami, i schowałam dłonie między kolana. Nie wiedziałam, co chcę mu powiedzieć i byłam przekonana, że on nie wie, co zamierza powiedzieć mi. Dlatego siedzieliśmy dłuższą chwilę w ciszy, aż w końcu wykazał się odwagą i przemówił:

-Nie chciałem, aby tak to wyszło. Nie chciałem, żebyś miała z rodzicami na pieńku, ze znajomymi na pieńku, żebyś musiała rzucić szkołę, plany, marzenia i...

Położyłam mu palec na ustach, uciszając go, bo mówił za dużo i za bardzo bez sensu.

-To nie twoja wina - powiedziałam. - Przecież mnie nie zmusiłeś, nie związałeś i nie wywiozłeś. Jeśli będę chciała, wrócę do szkoły, może nawet pogodzę się z rodzicami i ty nie stoisz za pogorszeniem naszych relacji. - Justin nie wydawał się przekonany, a przynajmniej niedostatecznie. - Ale przecież nie o tym chcemy rozmawiać, prawda?

-Prawda - przyznał. W końcu na mnie spojrzał. - Więc co się z nami stało?

-Chyba się po prostu wypaliliśmy. To, co było między nami, się wypaliło. 

-Dobrze powiedziane - uśmiechnął się. - Bardzo cię kochałem, Chloe. Przynajmniej tak mi się wydaje. I przed wypadkiem. Po wypadku...

-Po wypadku chciałeś sobie po prostu przypomnieć, jak wcześniej wyglądało twoje życie, co? Nie przypomniałeś sobie, że mnie kochasz, tylko przypomniałeś, że nie jestem płaska ani z przodu, ani z tyłu. Poruchałeś raz, a potem stwierdziłeś, że w zasadzie to ci wystarczy i w zasadzie na tym mogłaby się zakończyć nasza przygoda. - Spuścił wzrok, więc objęłam jego policzki z kilkudniowym zarostem i spojrzałam w oczy. - Chciałeś ten jeden raz poczuć się jak mężczyzna, czyżbym się myliła?

-Niestety - zaczął - chyba się jednak nie mylisz.

-Znam cię - odparłam. - I wiem też, że zawsze o dwudziestej pijesz herbatę z cytryną i łyżeczką cukru. Może dasz się skusić?

Dał się skusić, nawet wyraził aprobatę, więc minutę później w ciszy czekaliśmy, aż zagotuje się woda w elektrycznym czajniku. Justin nasypał ziół do dwóch kubków, ja zalałam wodą o stanie odrobinę poniżej wrzątku, Justin dodał cukier, ja z kolei po plastrze cytryny i wyszła nam wspólnie przyrządzona herbata, zupełnie jak za starych, jeszcze dobrych czasów. Wypiliśmy ją również w ciszy, siedząc na kuchennym blacie pełnym pełnowartościowych ziaren, jakby co najmniej Drew dokarmiał tu stado kaczek czy gęsi.

-Ja też bardzo cię kochałam - odezwałam się, gdy dotarliśmy już do salonu. Usiedliśmy na kanapie, jak poprzednio, a zegar wybił dwudziestą. - Na swój sposób już zawsze będę cię kochać, ale to nie to, co kiedyś. Teraz będziesz raczej sentymentem, którego nigdy nie zapomnę. Nie zapomina się o pierwszych wielkich miłościach, prawda?

-Chyba prawda - potwierdził. - Nie mam w tych sprawach doświadczenia.

-W miłości również go nie mam. Większe znalazłabym w łóżku - westchnęłam. - Może po prostu to nie była jeszcze pora na miłość? Przynajmniej z mojej strony. Chyba nie byłam wystarczająco dojrzała.

-Byłaś, Chloe - odparł. - Byłaś, przed wypadkiem, tak jak ja. Byliśmy przecież udaną parą. Nie kłóciliśmy się, rozumieliśmy i...

-I w łóżku było nam dobrze - wtrąciłam, bo rozmowa pożegnalna bez wzmianki o seksie to nie zerwanie.

-Seks priorytetem, co? - zażartował.

-Żebyś wiedział. Moje hormony wymagają częstych kontaktów seksualnych.

-I różnorodnych kontaktów seksualnych - wtrącił półgłosem.

Westchnęłam, bo niestety miał rację. Moje hormony wymagały regularnych, częstych i zróżnicowanych kontaktów seksualnych.

-Masz mnie za dziwkę, co? 

-W żadnym razie - zapewnił. - Jesteś po prostu rozrywkową dziewczyną i chyba to było elementem, który najbardziej nas podzielił.

-To wszystko poszło nie tak - westchnęłam głośno. Oparłam się na łokciach o kolana i ujęła mnie niesprana plama po kawie na dywanie pod szklanym stolikiem. Wyobraziłam sobie Drew przez pół dnia klęczącego ze szmatą, ocierającego z czoła pot, by w efekcie końcowym przekonać się, że do starcia tak uporczywej plamy nie wystarczy woda i zapał. - Jako że dla nas obojga była to pierwsza miłosna przygoda, powinniśmy poznawać się, chodząc na spacery po parku, oglądając razem zachody słońca i wszystkie te inne bzdury, które robią świeżo upieczeni zakochani.

-Wierzyłaś w swoją fizyczną kobiecość - powiedział - ale wątpiłaś, że możesz zdobyć faceta wrodzoną delikatnością i subtelnym wdziękiem.

-Powiedz szczerze, nigdy nie bylibyśmy razem, gdybym przez pół roku próbowała cię zdobyć zaproszeniem na kawę albo spacerem w świetle księżyca. 

-Smutne - przyznał - ale prawdziwe. Zachowałem się jak zwykły facet: poleciałem na to, co widać.

-Będę z tobą szczera: mnie też nie ujęła twoja wrodzona dobroć i szacunek do zagrożonych małych żyjątek objętych ścisłą ochroną. Jesteś obrzydliwie przystojny i masz sporo w bokserkach. Smutne - powtórzyłam - ale prawdziwe.

Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Patrzyliśmy przed siebie, wprost w płaski, wyłączony ekran telewizora, i uśmiechaliśmy się pod nosem, jakby do siebie, ale nie zupełnie, albo jakby do lustra i w ten sposób dzieliliśmy się uśmiechem, bo jednak nie było konkretnego powodu, dla którego mielibyśmy się nim wymieniać.

-Naprawdę mi się spodobałaś - powiedział, a ja usłyszałam, że nadal się uśmiecha. - Byłaś zupełnie inna niż twoje koleżanki. Taka odważna, prowokacyjna, dorosła.

-Może ciałem - wtrąciłam - ale nie duchem. 

-W każdym razie urzekła mnie twoja niecodzienna aura.

-Mnie również. W końcu ksiądz to niecodzienna zdobycz. A ksiądz i nauczyciel w jednym nie ma sobie równych - oboje się zaśmialiśmy. - A tak poważnie - wzięłam głęboki oddech - nauczyłeś mnie kochać, Justin.

-A ty zrobiłaś ze mnie faceta. 

-Więc jakby nie patrzeć, jesteśmy kwita.

Rzuciłam mu się na szyję, a że zrobiłam to wybitnie niefortunnie, Justin runął na podłokietnik, a ja na niego. Ale nie wywołało to uczucia niezręczności i wbrew pozorom sprowokowało salwę śmiechu. Nie puściłam go, tylko przytulałam jeszcze moment, sama nie wiedząc dlaczego. Aż w końcu wydusił, że brakło mu powietrza, a że nie byłam aż tak mściwą porzuconą dziewczyną, odsunęłam się.

-Wybacz mi, jeśli trochę cię przygniotłam.

-Przeżyłem - odparł, rozmasowując kark. 

-Powinnam się już zbierać. 

A Justin zaproponował:

-Odprowadzę cię, jest ciemno. Nie powinnaś sama chodzić o tej porze.

Nie powiedziałam, że jestem dorosła, nie powiedziałam, że mam prawo robić to, na co tylko mam ochotę, bo w istocie byłoby mi bardzo przyjemnie, gdyby Justin towarzyszył mi w drodze do mieszkania Jasona i gdyby dopilnował, bym chociaż trzymała prawidłowy kierunek.

Ubraliśmy się ciepło, jak wymagała końcówka grudnia, a potem wyszliśmy z domu i klucze, zgodnie z poleceniami Drew, wrzuciliśmy do skrzynki na listy. Ruszyliśmy ulicą przed siebie, nasze ramiona ocierały się, ale przez długi czas nic nie mówiliśmy. Padał śnieg i ludzie byli dziś bardziej uśmiechnięci. Jak zawsze. Tworzą postanowienie noworoczne dzień przed i rezygnują z niego dzień po, ale przez dwa dni świat oblewa świętość. 

Byliśmy parą kilka miesięcy, a nasze wspólne spacery mogłabym wyliczyć na palcach jednej ręki. Oczywiście, w roli księdza nie mogliśmy iść wspólnie na paradę równości, bo nawet ona nie akceptuje takich odmieńców. Co nie zmienia faktu, że czasem brakowało mi go tak wewnętrznie. Dopiero w Chicago odkryłam zbawienną moc wieczornych spacerów po parku. Szkoda tylko, że ich proces trwał około trzech dni.

Prawie całą drogę spędziliśmy w milczeniu i była to najbardziej komfortowa cisza obecna w moim życiu. Co jakiś czas na siebie zerkaliśmy. Czułam, że gdybyśmy zakopali wojenny topór, który pojawił się jakby z księżyca, i gdybyśmy zaczęli wszystko od początku, zakochalibyśmy się na nowo, jeszcze szybciej, jeszcze głębiej i jeszcze bardziej niebezpiecznie.

-Mam coś na twarzy? - spytał, gdy zapatrzyłam się odrobinę za długo.

-Owszem, masz - odrzekłam. - Przyszłą tęsknotę za mną.

-Flirciara - stwierdził ze śmiechem, obejmując mnie ramieniem.

Paradoksalnie pierwszy dzień od zerwania mógłby być zarówno pierwszym dniem doskonałego, kolorowego związku.

Zatrzymaliśmy się przed wieżowcem Jasona. W mało których oknach paliło się światło. Położyłam dłonie na ramionach Justina i miałam świadomość, że być może patrzę mu w oczy, w te piękne wciągające oczy po raz ostatni. Chciałam go pocałować, ale zerwaliśmy z obustronnej winy i Justin już nie był mój, więc nawet do tych ust nie miałam żadnych praw. 

Zanim zniknęłam za drzwiami, Justin powiedział:

-Oboje rozpoczynamy nowe życie, dlatego chcę przyznać się do wszystkiego przed rodzicami. Pomożesz mi, prawda?

-Przyznać się do romansu? - spytałam.

-Nie - odrzekł pewnie. - Do miłości.

Uśmiechnęłam się, wtulona w jego pierś. Zaczęłam wierzyć, że to nie przyjaźń rodzi miłość, a miłość rodzi przyjaźń.

-Oczywiście, że ci pomogę.

Najbardziej radował mnie fakt, że to jednak nie będzie ostatni dzień, w którym widzę te niebanalne oczy.




Następnego dnia w południe, bowiem był to sylwester i pod wieczór tylko niewielki odsetek ludzi będzie trzeźwych; tak trzeźwych, by można było zamienić z nimi parę poważniejszych słów. Spotkaliśmy się na wjeździe w osiedlową ulicę rodziców Justina, przywitał mnie krótkim buziakiem w policzek i było nawet lepiej niż za czasów naszego związku. Chyba mogłabym się z nim zaprzyjaźnić. Oczywiście gdybym szukała przyjaciela na pełen etat.

-Gotowa? - spytał.

-Jak nigdy. Mam tylko nadzieję, że z twoimi rodzicami pójdzie łatwiej niż z moimi.

-Nie zdziwiłbym się, gdyby ojciec był dumny, że znalazłem sobie kobietę, bo nigdy nie był przesadnie pobożny - poinformował, w co z łatwością mu uwierzyłam. Jeremy nie wydawał się wzorem cnót ludzkich. - Natomiast mama... Mama to mama, a wiesz, jakie są mamy. To one uczą paciorka w czasach przedszkolnych.

Ruszyliśmy razem w kierunku domu. Nie denerwowałam się rozmową. Denerwowałam się, że dziś pożegnamy się z Justinem i dziś rozplotą się nasze drogi. Wkrótce staliśmy już w progu, a z głębi domu dobiegały głosy mieszane z meczem w telewizji, brzdękiem talerzy i sztućców. Ścisnęłam Justina za rękę, bo jeszcze przez chwilę mnie potrzebował. Później znajdzie sobie jakąś zakonnicę i będzie żyć w erotycznej świętości przez resztę swoich dni.

-Mamo, tato? - krzyknął Justin z przedpokoju. Pojawili się natychmiast. - Chcemy z wami porozmawiać.

-My? - zdziwiła się Pattie, wycierając dłonie białą ścierką do naczyń.

-Ja i Chloe - sprostował. - To ważne.

Pattie spojrzała na męża, on z kolei na nią, ale bez słowa poprowadzili nas do stołu w salonie. Usiedli po jednej stronie, my po drugiej, a gdy powietrze zaczęła wypełniać bolesna cisza, Justin położył swoją dłoń na mojej na blacie stołu. Tak, zdecydowanie ten rozwód nam posłużył.

-Chloe wcale nie jest dziewczyną Jasona - przeszedł do rzeczy bez słownej gry wstępnej, tak na sucho i bezlitośnie.

Dostrzegłam zawód w oczach Pattie. Przykra prawda jest taka, że byłaby gotowa zapłacić mi, bylebym tylko udawała jej wyśnioną synową, taką od zakupów, kosmetyczek i wnuków.

-Jak to nie jest?

-Po prostu, nie jestem i nigdy nie byłam z Jasonem - potwierdziłam. - Zarówno jego, jak i Drew poznałam przez Justina. A Justina poznałam w bardziej osobliwych okolicznościach.

-W Minneapolis uczyłem w szkole. Byłem nauczycielem Chloe, jej wychowawcą - zająknął się - i pierwszą wielką miłością.

-Przesłyszałam się - wydukała Pattie, chwytając się za serce. Przez chwilę obawiałam się, czy powinniśmy kontynuować tę rozmowę w pełnym towarzystwie, bo nie chciałam mieć zdrowia Pattie na sumieniu, ale to przecież jak z plastrem: im szybciej oderwiesz, tym mniej zaboli.

-Nie przesłyszała się pani. Zaczęliśmy się spotykać z początkiem roku szkolnego, odliczając od tego wkład czasu, jaki włożyłam w zdobycie pani syna. - Spojrzałam na Justina. - Dzielnie się trzymał. Ale nie aż tak dzielnie, by można go nazwać niepokonanym.

Przeplataliśmy ze sobą jedną wspólną historię, inną z innych punktów widzenia, lecz taką samą, gdy w grę wchodziły uczucia. Dorastaliśmy z miłością, później wspólnie wystawiliśmy ją na próbę, następnie zatuszowaliśmy niedoskonałości, by w efekcie końcowym zgodnie przyznać, że ta przygoda ma swoje granice i dotarliśmy już do mety.

-Byliśmy w sobie bardzo zakochani. 

-Spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę.

-Sypialiśmy ze sobą - dodał Justin, a ja uścisnęłam jego dłoń w wyrazach podziwu.

-Stanowiliśmy zgraną drużynę.

Pattie spytała, czy Jason i Drew od początku o wszystkim wiedzieli. Wydawała się być zażenowana myślą, że o takich rewelacjach dowiaduje się w ostatniej kolejności.

-Niestety nic nie trwa wiecznie. Od jakiegoś czasu nie układało się między nami dobrze. Chyba oboje wierzyliśmy i pokładaliśmy w tej przeprowadzce...

-Ucieczce - poprawiłam.

-Pokładaliśmy w tej ucieczce spore nadzieje. 

-Jak się jednak okazało - ciągnęłam - zbyt wiele nas różni. Przede wszystkim podejście do życia. Jakby przedstawić to obrazowo: Justin był słońcem, a ja chmurą. On czymś trwałym, ustatkowanym i nieprzerwanym, a ja ulotnym, krótkim, raz byłam, a raz znikałam. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że przeciąganie tego w nieskończoność mija się z celem. Wczoraj się rozstaliśmy.

-I po tym wszystkim w końcu potrafimy normalnie rozmawiać - zakończył Justin, a dla mnie było jasnym, że on również spostrzegł te pozytywne zmiany w naszych relacjach. 

W salonie długi czas słychać było tyko włączony w kuchni palnik gazowy, na którym grzało się coś, co z jednej strony pięknie pachniało i potęgowało mój apetyt, a z drugiej zdecydowanie nie powinno się już gotować, bo powoli ten piękny zapach ustępował miejsca spaleniźnie. Poczułam dłoń Justina na kolanie i zanim zdążył ją stamtąd zabrać, przytrzymałam swoją. Nade wszystko przesunęłam na wewnętrzną stronę uda i tam ją zatrzymałam, a i Justin nie zdawał się być skorym do zabrania jej i gładził mnie przez jeansy, i gładził. To pozbawiło mnie złudzeń - żadne z nas nie nadaje się do bycia w stałym związku.

-Nie wiem, naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć - odezwała się Pattie. Jeremy wyglądał tak, jakby wieść o zdrowiu seksualnym Justina wywołała u niego słusznie powstrzymywaną euforię. - Ja od początku podejrzewałam, że ty, Justin, z takimi genami - spojrzała wymownie na męża i w pamięci miała bez wątpienia postępowanie dwójki pozostałych synów - nie możesz być święty i nigdy nie będziesz przykładnym księdzem. Kobieta - spojrzała na mnie - jest największą pokusą mężczyzny.

Pomyślałam, że Pattie musi być równą, ale też bardzo inteligentną babką, której byle co nie wyprowadza z równowagi, która nie daje się ponieść emocjom i która wie, że mając pod dachem trzech gagatków, czwarty nie mógł okazać się aseksualnym świętoszkiem.

-A na ciebie, Chloe - zwróciła się do mnie - nie potrafię być nawet zła, bo przez następne pół roku będę przeżywać, że jednak nie jesteś dziewczyną Jasona, jednak nie będę miała wymarzonej synowej i jednak powinnam przestać myśleć o wnukach.

-Wcale nie - uspokoiłam ją. - Może Jason nie jest dobrym kandydatem na męża czy ojca, ale Drew z kolei jest bardzo czuły, delikatny i - szybko doszłam do wniosku, że mimo wszystko nie powinnam ujawniać ekscesów łóżkowych z każdym młodym Bieberem, więc dodałam tylko: - Po prostu obstawiam, że kiedyś sprezentuje pani wnuki.

Postanowiliśmy razem z Justinem, że krótko po przewróceniu świata Pattie do góry nogami, choć jak się okazało, aż tak nie namąciliśmy w jej priorytetach, zostawimy rodziców samych, by mogli spokojnie porozmawiać i niewątpliwie zastanowić się, w jakiej pozycji może kochać się ksiądz. Słyszałam, że mimo wszystko rodziców gnębią podobne myśli. Zebraliśmy się w ciszy, jeszcze raz przeprosiłam Pattie i zapewniłam ją, że gdybym miała wybierać teściową, ona stanęłaby na pierwszym miejscu hierarchii. Aby uniknąć kolejnych pytań, wyszliśmy na podjazd i tam dokończyliśmy ubieranie.

-Więc jak? - zagaił Justin. - Pora się pożegnać.

-Niekoniecznie - odrzekłam, bo nagle poczułam, że skoro stary rok trwa jeszcze dziesięć godzin, i nasza znajomość powinna tyle trwać. - Masz jakieś plany na sylwestrowy wieczór?

-Do czego zmierzasz, Chloe?

-Najpierw mi odpowiedz: masz, czy nie masz?

-Nie mam - odparł stanowczo. Na to liczyłam.

-W takim razie przyjdź wieczorem do motelu za miastem. Spędzimy ostatnie miłe chwile, powspominamy, napijemy się szampana. - Przebiegłam palcami w górę jego piersi. - Co ty na to? Podpowiem jednak, że dla własnego dobra powinieneś się zgodzić. - Justin uśmiechnął się, a uśmiech ten był zapewnieniem, że dziś nadszedł dzień, w którym rozsądne decyzje podejmuje w rozsądnie krótkim czasie. - I jeszcze jedno - powiedziałam przed odejściem w swoim kierunku. - Wolisz czerwoną koronkę czy Kubusia Puchatka?

A on odrzekł, zakładając mi na głowę kaptur kurtki, bo temperatura spadała z minuty na minutę:

-To przecież Kubuś Puchatek strzeże księżniczkę, prawda?






~*~


Z tego miejsca, kiedy wiecie, że został nam jeszcze ostatni rozdział i epilog, zastanawia mnie Wasz pomysł na zakończenie. Podzielcie się :)

19 komentarzy:

  1. Jestem załamana, nigdy nie czytałam lepszego opowiadania...

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie rozstali się już na zawsze to takie smutne.Może Justin zrezygnuję z roli księdza i po latach on I Chloe się spotkają i zroumią,że to przezmaczenie i już zostaną na zawsze razem?!_💖💕😭

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobał mi sie ten rozdział bo Chloe pokazała się z bardzo dobrej strony,moim zdaniem Justin jak i Chloe,kochają sie tylko sami do konca tego nie rozumieją. chciałabym,żeby byli ze sobą,ale znając Ciebie Paula wymyslisz coś i bedzie wielkie bum,nikt tak na prawdę nie spodziewa się zakończenia a wiem ze Bedzie na pewno zaskakujące,trochę smutno mi sie zrobiło czytając ten rozdział bo mimo tego ze w poprzednim rozdziale obraźliwym Chloe,to wiem ze ma dobre serduszko i gdyby oboje chcieli,mogliby stworzyć na prawdę coś fajnego:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju czytając to miałam łzy w oczach,przyznam Ci szczerze że ostatnio coś nie lubiłam Chloe,ale kurcze czytając ten rozdział coś mnie ścisnęło za serce jeju płacze to było jdnejdnidje
    Puśka jesteś niesamowita ten rozdział budzi tyle emocji

    OdpowiedzUsuń
  5. nie mam pomysłu na zakończenie xd może coś sie odmieni po tej nocy ? kolezanka wyzej dobrze mysli...spotaknie po latach <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże jak oni nie będą razem to sie załamie...ale takie zakończnie ich jako przyjaciół jest na pewno dużym zaskoczeniem i czymś innym ale równie fajnym:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jaki pomysł? Ty się tu nikim nie sugeruj, sama.masz najlepsze pomysły, i wiesz co? Smutno mi, że to już prawie koniec, ale mam nadzieję, że szykujesz już coś nowego w głowie <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  8. I według mnie nawet po tym rozdziale powinien być epilog, nie byle jaki, ale zaskakujący. Niepotrzebny tu jest ostatni rozdział :D <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Znając Ciebie i Twoje historie to rozdupisz to wszystko na koniec :( szkoda bo juz dawno nie było żadnego happy endu

    OdpowiedzUsuń
  10. Chce żeby uprawiali w tym motelu " miłość " i powiedzieli sb podczas tęgi stosunku " dalej cie kocham " w tym samym czasie i zeby po prostu zaczeli związek na nowo bez kłamstw... bylo by 😂😂😍 bosko!!

    OdpowiedzUsuń
  11. OMG kocham, cudny rozdział<3
    Ja zapraszam tutaj na nowe rozdziały(nie moje, ale polecam):
    http://night-dream-jb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny! Nie mam pojecia co może być dalej... Pewnie będą się kochać...chciała bym powiedzieć ze może wpadke zalicza i zostaną rodzicami ale w to watpie...no nie wiem. Czekam na next! ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  13. Moim zdaniem, totalnie zaszaleją w Sylwestra i tym samym wrócą im dawne uczucia, a może zrodza się silniejsze, koniec końców będą razem, tak sądzę, aczkolwiek to FF jest na tyle nieprzewidywalne, że pewności mieć nie mogę. Życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  14. Upiją się, zapomną się zabezpieczyć i Pattie będzie mieć wnuka ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. No cudownie poprostu !

    OdpowiedzUsuń
  16. wez no oni muszą byc razem hahha serio, wedlug mnie wlasnie latego ze sie różnią przez to pasują :D

    OdpowiedzUsuń
  17. chyba ten rozdzial najbardziej mi sie podobal. nie ze wzgledu ze sie rozstali, tylko dlatego ze chloe byla tu slodka, dziwne. mam pytanie, bedzie moze druga czesc? to opowiadanie jest stworzone do kilku czesci

    OdpowiedzUsuń
  18. Że co? Ty tak na serio? Myślałam, że to się inaczej skończy, ale trudno. Ten rozdział był chyba najlepszy ze wszystkich...
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/
    http://loveme-likeyou-do-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń