sobota, 26 marca 2016

Rozdział 50 - Jak pierwszy raz, musi być, musi trwać


Pokój na jedenastym piętrze motelu za miastem został zarezerwowany. Apartament dla nowożeńców, z sercem z płatków róż na satynowej pościeli, z butelką szampana chłodzonego w metalowym wiaderku pełnym kostek lodu. Zapalona jedynie mała lampka nocna z abażurem tłumiącym światło. Zasłony rozsunięte, zapierający dech w piersi widok na Chicago w noc sylwestrową. W powietrzu rozpylony zapach świeżych kwiatów i gumy balonowej, co może nie było przesadnie zmysłowe, ale za to koszmarnie słodkie. I przede wszystkim ja, w koronkowej bieliźnie i zwiewnym szlafroku, z ponętnie rozpuszczonymi włosami spływającymi w dół piersi i po łopatkach, gotowa na bardzo bardzo bardzo niegrzeczne rzeczy.

Przebiegłam przez wargi krwistoczerwoną szminką po raz ostatni. Końcowy efekt w lustrzanym odbiciu sprawił, że omal nie ugięły się pode mną nogi. Ale postanowiłam, że teraz będę trzymać się dzielnie, by uginanie (i rozkładanie) nóg zostawić w ramach wisienki na torcie. Chwilę obserwowałam pierwsze fajerwerki na horyzoncie, a podczas kiedy wskazówka zegara zbliżała się do godziny dwudziestej drugiej, pozwoliłam sobie na nutę sentymentu, która boleśnie uświadomiła mnie, że dziś umyka ostatni dzień dawnego życia, a od jutra zaczynam życie prawdziwie na własną rękę, bez Justinów, bez Jasonów, bez Drew'ów, bez nikogo, kto w swej dobroci przygarnąłbym mnie pomiędzy własne cztery ściany.

Punkt dwudziesta druga rozległo się ciche pukanie do hotelowych drzwi. Nie otworzyłam od razu, żeby nie pomyślał, że koczowałam przy drzwiach, choć w istocie to robiłam. Policzyłam swobodnie do ośmiu i dopiero wtedy pociągnęłam za klamkę. Stał tam, tuż za progiem, w koszuli z rozpiętymi dwoma górnymi guzikami, z marynarką przewieszoną przez ramię, z perfekcją na twarzy ozdobionej kilkudniowym zarostem. Był idealny. Oczywiście wizualnie. Pomyślałam, że to przykre, że świat traci tak przystojnych facetów, wysyłając ich na służbę Bogu, bo geny Justina bez wątpienia stworzyłyby doskonałe wizualnie dziecko. 

Uśmiechnął się i chciał wejść do pokoju, ale położyłam mu dłoń na piersi i zagrodziłam drogę. 

-Najpierw powinniśmy ustalić kilka formalności - oznajmiłam poważnie. - Powtarzaj za mną formułkę: ja, Justin Bieber, uroczyście oświadczam, że przekraczając próg tego pokoju, zapominam, że jestem księdzem i daję się ponieść pełni seksualnych emocji oraz wyrażam zgodę, by Chloe Montez sponiewierała mnie w każdy z erotycznych sposobów.

Przewrócił oczami, ale wkrótce powiedział:

-Ja, Justin Bieber, uroczyście oświadczam, że przekraczając próg tego pokoju, zapominam, że jestem księdzem i daję się ponieść pełni seksualnych emocji oraz wyrażam zgodę, by Chloe Montez sponiewierała mnie w każdy z erotycznych sposobów.

-Słowo się rzekło - oznajmiłam, a po tym wciągnęłam go za kołnierzyk koszuli do pokoju.

Pocałował mnie bardzo gorliwie i bez zahamowań, jak nakazywała treść ustnej umowy zawartej w progu. Spowolniłam jego zapędy, proponując:

-Może wpierw napijemy się szampana? W końcu mamy sylwestra.

Justin, jak na porządnego faceta z krwi i kości przystało, precyzyjnie otworzył butelkę szampana. To nasz drugi raz, gdy wspólnie pijemy. Za pierwszym razem przed miesiącami i teraz, za ostatnim razem. Pomyślałam, że jak jeszcze kiedyś się zakocham, nie dopuszczę, byśmy kiedykolwiek wypili szampana, bo zdawał się doskonale kończyć związki, ale i rozpoczynać nowe życiowe etapy. Justin usiadł na pościeli i przyciągnął mnie na swoje kolano. Popijaliśmy szampana z wysokich, błyszczących samą nowością kieliszków, i przypatrywaliśmy się widokom za szybą, zupełnie nic nie mówiąc. 

-Powiedz, Justin - jednak długo nie potrafiłam wytrzymać w ciszy - czy czegoś mi brakuje?

-Jako kobiecie?

-Tak.

-Niczego, Chloe. I nie brakuje ci również niczego do szczęścia faceta. No, może tylko odrobiny wierności.

-Znając życie, następnym razem trafię na takiego, który zmasakruje mi twarz za samo wspomnienie byłego.

-Byłbym spokojniejszy, gdybyś jednak bardziej rozsądnie dobierała sobie przyszłych facetów.

-Nie zamierzam się przywiązywać.

-Nigdy? - spytał zaniepokojony. - Miałem nadzieję, że kiedyś ochrzczę twojego dzidziusia.

-Jeśli wpadnę, owszem. W przeciwnym wypadku zacznę szukać cię dopiero w przyszłej dekadzie. 

Justin odstawił swój kieliszek i pogłaskał mnie po policzku, a później poczułam słodki, naznaczony ostatnią lampką szampana pocałunek. Wsunął język pomiędzy moje wargi i tam prędko odszukał mój, by poczuć go jak za tym pierwszym pamiętnym razem. Dziś był bardziej wprawiony, bo jednak relacja ze mną pozwoliła mu podnieść poziom wykształcenia seksualnego. To jedna z rzeczy, którą zawdzięcza naszemu związkowi. Tak jak wiele innych: pierwszy pocałunek, pierwszy seks, pierwszy orgazm i pierwsza malinka na szyi; pierwszy początek, pierwsza zdrada i pierwsze rozstanie. Wbrew pozorom wcale nie nauczyłam się mniej. Po prostu on czytał naszą historię poprawnie, a ja czasem wspak.

-Na dziś przygotowałam coś specjalnego - szepnęłam w jego wargi.

Wstałam z lewego kolana Justina i ostawiłam nasze kieliszki na wąski parapet przed przeszkloną ścianą. Podeszłam do swojej torebki i nakazałam Justinowi zamknięcie oczu, a że jeszcze przed progiem ustnie zadeklarował się, że dzisiejszego wieczoru wykona każde moje polecenie, na dobrą sprawę nie miał przesadnie dużego wyboru. Wkrótce wróciłam do łóżka. W pierwszej kolejności zawiązałam Justinowi oczy przepaską, a następnie pchnęłam go na pościel i usiadłam ostrożnie na jego kroczu. 

-Nie wierć się, a nie stanie ci się krzywda - zapewniłam. - No, chyba że miałbyś na tę krzywdę ochotę.

Jednym krawatem ukradzionym Justinowi związałam mu nadgarstki, a drugim przywiązałam je do zagłówka łóżka na tyle mocno, by mieć pewność, że jeśli nie wstąpi w niego nieokiełznany potwór, nie wyrwie się z moich sideł. 

-Podobno kiedy człowiek traci dostęp do kilku zmysłów, inne się wyostrzają - oznajmiłam. - Przekonajmy się.

Powoli odpinałam mu koszulę, a Justin ewidentnie miał pewne zastrzeżenia dotyczące zawiązanych rąk i oczu. Pocałowałam jego tors, później przebiegłam po nim językiem i zatrzymałam się na krzyżu wytatuowanym na piersi. To doprawdy strzał w dziesiątkę. Połączenie wiary i seksu (oczywiście w oczach napalonej samicy). Jego brzuch był niewątpliwie moim ulubionym pośród wszystkich brzuchów jakie kiedykolwiek miałam okazję dotykać/oglądać/o jakich miałam sposobność marzyć. I to jemu poświęciłam dobre pięć minut na całowanie, lizanie, pieszczenie i rozsyłanie pozytywnych bodźców pośród reszty samotnych wysp: do ręki, do nogi i w końcowym efekcie do krocza.

-Przeczuwam, że szykujesz dla mnie coś, co mogłoby być definicją ciężkiego grzechu.

Na moment podniosłam opaskę z jego zamglonych oczu i szepnęłam:

-Nie bój się. Dziś nie mam w planach morderstwa. 

A on odrzekł:

-Mam wrażenie, że ta przyjemność jednak zdoła mnie uśmiercić.

Rozpięłam mu spodnie, z niczym się jednak nie spiesząc. Przecież mieliśmy dla siebie całą piękną, ostatnią, bezchmurną i mroźną grudniową noc. Powoli zsunęła w dół ud jego spodnie. Jego nogi też uwielbiałam, zwłaszcza umięśnione, ale nie do przesady, uda. Choć nie mógł mnie teraz zobaczyć, pozbyłam się satynowego szlafroka. Następnie przełożyłam włosy na jedno ramię, nachyliłam się i musnęłam jego przyrodzenie, na razie przez bokserki, koniecznie czerwone, bo mimo wszystko zapamiętał, że to dodaje dziesięć punktów do poziomu mojego podniecenia. Czułam, jak rósł mi w dłoni, kiedy uciskałam go i regularnie całowałam. Aż sama przestałam mieć ochotę na tak powolne tortury i ściągnęłam z niego bokserki, które obiecałam sobie zostawić na wieczną pamiątkę, zanim by się w nie spuścił.

Przed wzięciem go do ust, Justin jęknął:

-I ty twierdzisz, że nie masz w planach mojego zabójstwa.

Uciszyłam go skutecznie, kiedy przebiegłam zaciśniętą dłonią od główki po podstawę. Chciał odchylić głowę w rozkoszy, ale nie pozwoliła mu na to poduszka, więc wbił ją kością potyliczną w materac tak mocno, że przez chwilę widziałam tylko jego podbródek. Obsypałam pocałunkami wąski pasek włosków biegnący w dół od pępka, przecinający podniecającą linię V w połowie. Rozchyliłam mu mocniej koszulę, by widzieć źródełko rozkoszy w postaci jego piersi. Całość potęgował łańcuszek z krzyżykiem na szyi. Podobali mi się faceci z takim łańcuszkiem, choć ze świętością nie miałam nic wspólnego. Justin na dobrą sprawę również.

-Jesteś taki seksowny - wymamrotałam. Pomyślałam, że to pierwszy raz, gdy mogłabym dojść od samego patrzenia. I przez to patrzenie zapomniałam, że jestem w trakcie erotycznych tortur, a Justin długo tak nie wytrzyma. 

Raz jeszcze ujęłam go w dłoń i najpierw pocałowałam główkę fiuta z każdej strony, by po chwili brać go coraz głębiej do ust. Gwoli ścisłości, nie obciągnęłabym pierwszemu przypadkowemu facetowi. Ale Justin nie był przypadkowym facetem. Był moją pierwszą wielką miłością, która bezpowrotnie nie umrze nigdy. I obciąganie jemu sprawiało mi niebywale wielką przyjemność.

Odrobinę żałowałam, że Justin nie może zobaczyć, jak znika w moich ustach, a później pojawia się, prosząc o kolejne zaginięcie. Ale mając na uwadze fakt, że widząc tylko wewnętrzny materiał czarnej opaski, poczuje się jakby szybował w miejscu, któremu nawet niebo nie sięga do pięt, byłam gotowa przyjąć na klatę to wybitne poświęcenie.

-Chloe, szybciej - wydyszał.

Pomyślałam, że mogłam zawiązać mu również usta, ale szybko doszłam do wniosku, że nie jestem takim potworem, a jego nieprzyzwoite jęki odkręcają strumień w mojej księżniczce.

Niedługo po tym doszedł w moich ustach, a przekraczając granicę szczytu, szarpał się jak zwierzę i wbrew moim wcześniejszym nadziejom rozerwał oba krawaty i błyskawicznie ściągnął z oczu opaskę. Krwiożerczo przystojna bestia zerwała się ze smyczy i była żądna ofiar. 

-Chcę ciebie, Chloe - wysapał. - Całą ciebie. 

Przyciągnął mnie przy pomocy jednego stanowczego uścisku w talii i wkrótce opadłam na pościel, na te przerwane krawaty, na opaskę na oczy, która niedługo po tym spłynęła po kołdrze na podłogę. Szarpnęłam jego koszulą, więc ona również wycierała kurze pod łóżkiem. Justin podczas paru zbliżeń ze mną nauczył się dość sprawnie odpinać stanik. I zdejmować majtki. I dlatego zanim się obejrzałam, leżałam już naga, rozpalona i bez wątpienia spragniona jak jeszcze nigdy. Pomyślałam, że dobrze byłoby nagrać film z dzisiejszego spotkania, żebym miała co oglądać podczas samotnych wieczorów, ale podejrzewam, że w takim stanie ani Justin nie wypuściłby mnie z łóżka choć na chwilę, ani ja nie odnalazłabym szlaku poza pościel.

-Moment - zakomunikował niespodziewanie. - Ja zdeklarowałem się słownie, ale czy Chloe Montez również wyraża własną wolę na erotyczne tortury?

-Nie wyraża zgody - oznajmiłam - by ich nie było.

Przyparł mnie do łóżka, nie dbał o to, by wygląd kołdry miał cokolwiek wspólnego z estetyką. Wtedy nastąpił odpowiedni czas na wspomniane rozkładanie nóg, z zachłanną pomocą Justina. Nie zdążyłam nawet mrugnąć, a już czułam go w sobie całego, tak głęboko, jak nie był jeszcze nigdy i jak już nigdy nie będzie. Jego zgrzane ciało ocierało się o moje i jednocześnie również je rozgrzewało. Stanowczo trzymał moje nadgarstki przy zagłówku łóżka i choć kilka razy spróbowałam nimi szarpnąć, by przejąć choć szczyptę inicjatywy, jego uścisk był silniejszy niż jakieś tam krawaty lub niż jakaś tam wątła Chloe. 

-Gdyby ktoś nas teraz przyłapał - jęknął, pchając biodrami mocniej i mocniej - powiemy, że dałaś mi jakieś prochy, dobrze?

-Nie ma tak dobrze, kochaniutki. Nie przyłożę ręki do zakrycia twojej otoczki ogiera. Nie ukryjesz przed nikim, że jesteś po prostu bardzo bardzo bardzo niegrzecznym chłopcem. Takie są fakty, skarbie. - Pogładziłam go po policzku i pocałowałam szaleńczo zachłannie. - Smakujesz jak moja ulubiona mieszanka. 

-Jak szampan i guma do żucia?

-Nie - zaprzeczyłam. - Jak ty sam.

Kochaliśmy się w nieprzerwanie szybkim tempie. Justin znalazł doskonały sposób na zabawę moimi piersiami, a mi przyjemność sprawiało plątanie supłów na jego włosach. Ot, taka rozrywka dla dopieszczanej kobiety. Ale wkrótce stwierdziłam, że Justin już zbyt długo bawi się w faceta, którego jedynym hormonem jest potrzeba dominacji. A że niegdyś rozumieliśmy się bez słów i tej umiejętności nie utraciliśmy, w porywach wzajemnego porozumienia przewróciłam Justina na plecy i dalszą podróż w stronę gwiazd kontynuowałam na górnej pozycji, a on pode mną, bez przesadnej euforii na myśl, że to dziewczyna przejęła inicjatywę.

Unosiłam się i opadałam, unosiłam się i opadałam, unosiłam się i... Dopóki Justin nie zdecydował, że wystarczy, gdy będę uniesiona i to on popracuje biodrami, malując na moich udach siniaki po opuszkach palców. Tę rozkosz czułam WSZĘDZIE, pisane wielkimi literami. W podbrzuszu, w udach, w opuszkach palców i nawet w samym centrum mózgu. Pomyślałam, że jakby nie patrzeć i pozostawić z dala całą otoczkę zerwania, to mój najlepszy sylwester: spędzony w doborowym towarzystwie na robieniu rzeczy, których jestem autentyczną fanatyczką.

-Podczas kilku miesięcy naszego związku nie zrobiliśmy czegoś bardzo ważnego - zakomunikowałam.

-Czego?

-Nie nazywałam cię w łóżku tatusiem, tatusiu.

Zęby Justina błysnęły w uśmiechu, a on sam odrzekł:

-Zawsze możemy to zmienić.

Ale na jakiekolwiek zmiany było już za późno, ponieważ wkrótce po tym oboje doszliśmy, pozwalając się o tym przekonać przynajmniej trzem piętrom wzwyż i w dół. Ale mieliśmy sylwestra i niewątpliwie nie byliśmy jedynymi hotelowymi gośćmi, którzy dadzą dziś głośny popis swojego uniesienia. Dlatego też nie byliśmy przesadnie skrępowani (lekcja dla Chloe: sprawdzić, co oznacza sformułowanie "skrępowanie") i nie zamykaliśmy odgłosów w sobie, ewentualnie w czterech hotelowych, pachnących jeszcze świeżą farbą ścianach. 

Chwilę zajął Justinowi powrót do umiarkowanej prędkości wypuszczania oddechów. Ja w tym czasie okryłam się satynowym szlafrokiem, dolałam nam obojgu szampana i stanęłam przy przeszklonej ścianie, czekając, aż w moich dłoniach zostanie tylko jeden kieliszek, a drugim raczy poczęstować się Justin. Wkrótce do mnie dołączył, po tym jak założył te wspaniałe, czerwone bokserki, w których jego pupilek wyglądał jeszcze groźniej niż w bokserkach oznaczonych czernią, bielą albo błękitem, i po opłukaniu twarzy chłodną wodą w hotelowej łazience. Wypił pół kieliszka duszkiem i natychmiast poprosił o dolewkę. 

Nauczyłam go kochać psychicznie, kochać się fizycznie, być trochę mniej grzecznym, niż przewiduje ustawa, i pić. Osobiście uważam, że na tej płaszczyźnie odniosłam bezwarunkowy sukces.

-Zapowiada się piękna noc - oznajmiłam, patrząc w gwiazdy i strzegący je księżyc.

-Niewątpliwie taka właśnie jest. - Uśmiechnął się zza kryształowego szkła.

-Jeśli dodałbyś, że tylko i wyłącznie dlatego, że spędziłeś ją ze mną, chyba rozważyłabym opcję ponownego zakochania się w tobie - zażartowałam, choć oboje doskonale wiedzieliśmy, że ten rodzaj humoru w istocie żartem nie był. 

-W takim razie dalszą część zachowam dla siebie - zaśmiał się pod nosem. - Co nie zmienia faktu, że mamy naprawdę piękną noc. Spójrz - wskazał niebo - widać stąd chyba każdą gwiazdę.

Chciałam powiedzieć, że on przez dłuższy czas był taką moją najjaśniej świecącą gwiazdeczką, ale uzmysłowiłam sobie, że tego rodzaju komplementy przeważnie padają z męskich ust. Więc tylko podążyłam za jego dłonią i wpiłam się spojrzeniem w sam środek nieba, które tak naprawdę nie ma żadnego środka, nie ma też ograniczeń i nie ma krańców.

-Pamiętam naszą rozmowę, kiedy oboje staliśmy nocą na balkonie, a jednak nie byliśmy obok siebie. Zastanawialiśmy się wtedy, czy...

-Czy księżyc z twojego balkonu wygląda tak jak z mojego, pamiętam - przyznałam, a kolejny łyk szampana zniknął w moich ustach. - To była niewątpliwie moja najdłuższa rozmowa telefoniczna. 

-I najlepsza? - spytał z nadzieją.

-Bez dwóch zdań. 

-Co planujesz? Zostajesz w Chicago, czy...

-Wyruszam w wymarzoną podróż najpierw po Stanach, później po całej Ameryce i kto wie, gdzie poniesie mnie dalej. A jak u ciebie?

-Chcę stąd wyjechać.

-Z Chicago?

-Ze Stanów - przyznał, co nie powiem, mocno mnie zdziwiło. - Może do Włoch, żeby rozpocząć to powołanie od zera, bo ostatnio mocno się pogubiłem.

Pozostawiłam to bez odzewu, bo w istocie nie wiedziałam, czym rozsądnym odpowiedzieć.

Justin podszedł do mnie, złapał moje dłonie i trzymając nasze palce splecione w okolicach kości biodrowych, pocałował mnie delikatnie, trącając nosem mój nos. Dzisiaj był moim księciem; takim, który widzi we mnie księżniczkę i tak też mnie traktuje - jak księżniczkę potrzebującą księcia. Po chwili głaskał dużą dłonią, która zawsze była jedną z moich ulubionych części Justina, mój policzek. Czasem zastanawiałam się, skąd w dłoniach Justina ta męska szorstkość, ale doszłam do wniosku, że nie ma co analizować jej pochodzenia, trzeba korzystać. Kontrast między ciałem a ciałem to klucz do osiągnięcia skrajnej przyjemności.

Wkrótce wróciliśmy do łóżka i bynajmniej nie po to, by napawać się miękkością materaca. Zgodnie stwierdziliśmy, że to ostatnia noc, więc ostatni moment do wykorzystania siebie wzajemnie w dopuszczalnych granicach normy. Szybko zaczęliśmy się kochać raz jeszcze i tym razem przez cały długi moment zbliżenia byłam na dole, bo kochaliśmy się znacznie delikatniej, z jakimiś głębszymi uczuciami, których pochodzenia wolałam nie roztrząsać; tak, jak robią to zakochani: wcale nie głośno, wcale nie mocno, wcale bez podartych poduszek i połamanego łóżka, za to spokojnie, delikatnie, z pasją i oddaniem, jakby przyjemność partnera stanęła w tej chwili na szczytowej pozycji i od niej zależy samozadowolenie.

W podsumowaniu, oboje dochodziliśmy po cztery razy. Justin: za pomocą moich ust, moich rąk i dwa razy przy użyciu całego mojego ciała. Ja: raz przy pomocy jego ust, raz przy pomocy palców i był to element, który udało mi się pokochać na nowo, i dwukrotnie za zgodnym porozumieniem jego ciała. Skończyliśmy dopiero na przełomie nowego roku, gdy niebo zalał blask fajerwerków. 

-Przegapiliśmy noworoczne odliczanie - zaśmiałam się, gdy Justin zsuwał się ze mnie na wolne miejsce po zewnętrznej stronie łóżka. Pamiętał.

-Spędziliśmy je znacznie przyjemniej niż: dziesięć, dziewięć, osiem, siedem i tak dalej. Było coś w stylu: och, jak mi dobrze, Justin, proszę, szybciej, mocniej, nie przestawaj. Prawie jak cała noworoczna wyliczanka.

-Jesteś uroczy, kiedy stajesz się zboczony.

-Nie jestem zboczony. Ja tylko cię przedrzeźniam.

-Prawda jest taka, że zrobiłabym ci dobrze samymi tymi jękami.

-Punkt dla ciebie.

-Ponad to podszkoliłeś się w robieniu minetki.

-Sporo trenowałem.

-Jak?

Uśmiechnął się i szepnął:

-Jadłem danonki bez łyżeczki.

Justin przykrył nas kołdrą po pas. Położyłam się na jego piersi, z nogami wplątanymi pomiędzy jego nogi. Mieliśmy z łóżka doskonały widok na nocne Chicago, pełne kolorowych rozbłysków, zwłaszcza kiedy Justin zgasił jedyne światło w pokoju. Chcąc poczuć się jak za pierwszym razem z Justinem, naprawdę tak się poczułam, co oznacza, że wykonałam, lub że wykonaliśmy tę szlachetną misję ponadprzeciętnie. Przez długi czas słychać było tylko wystrzały fajerwerków na zmianę z biciem jego serca, które miałam tuż pod uchem. Chyba mogłam nazwać się osobą szczęśliwą. W zamęt wpędziła mnie tylko myśl, czy aby to moje szczęście nie ma bezpośredniego związku z jego obecnością.

-Wypadałoby powiedzieć "kocham cię", co? - zaśmiał się Justin, całując mnie w czubek głowy. - Twoje włosy znów pachną wiśniami - dodał.

-Atmosfera niezaprzeczalnie do tego pasuje - przyznałam. - Trochę mi smutno, że nasza przygoda już się kończy, ale dobrze wiem, że tak będzie lepiej dla nas obojga. 

-Posiadanie cię na własność, albo przynajmniej prawie na własność - zażartował, nawiązując do moich ilu?, chyba pięciu zdrad, przy czym nie wszystkie zaliczały się do grona tych typowych - było prawdziwym zaszczytem, Chloe. Wierz mi, gdybyś była odrobinę bardziej dostępna, byłabyś rozrywana przez facetów. W zasadzie będąc taką niedostępną również jesteś.

-Skąd te wnioski?

-Słyszałem, jak rozmawiali o tobie choćby nauczyciele w liceum. Męska część nauczycieli, rzecz jasna. Oni też nie są święci. A jednak spośród wszystkich wybrałaś mnie. Szkoda, że nie potrafiłem tego docenić.

-Doceniłeś, Justin - odparłam. - Doceniłeś na swój własny sposób. Po prostu nie mogłam się pogodzić, że wiecznie byłam tą drugą, a pierwsze miejsce zgarniała mi sprzed nosa twoja wiara. Ale powinnam być na to gotowa. W końcu związałam się z księdzem, prawda?

-Oboje źle to rozegraliśmy. Jakbyśmy mając pod nosem całą drużynę, próbowali wbić piłkę do bramki w pojedynkę.

-Lepiej bym tego nie określiła. - Pocałowałam oba jego sutki.

Już teraz wiedziałam, że zabraknie mi jednego - jego silnych ramion w trakcie uścisku. Bo prawda jest taka, że nawet największy samotnik z wyboru potrzebuje czasem kogoś, kto przytuli, pogłaszcze po głowie i pocałuje w skroń. Justin spisywał się w tej roli bardziej niż doskonale. Był marzeniem, był młodzieńczą ciekawością, był miłością - był.

-Naprawdę bardzo cię kochałam, Justin - oznajmiłam. - Nie chcę, żebyś kiedykolwiek pomyślał inaczej. 

-Nie pomyślę - odrzekł. - Doskonale o tym wiem. Myślę po prostu, że jednak przeciwieństwa nie przyciągają się tak dobrze, jak głosi przysłowie. 

-Z tym się zgodzę. Jesteśmy jak ketchup i bita śmietana. 

-Doskonała mieszanka, by nabawić się poważnego rozwolnienia.

Zanieśliśmy się cichym śmiechem, a później przez długi czas w milczeniu patrzyliśmy sobie w oczy, głęboko, głębiej niż kiedykolwiek. Nawet w tych znacznych ciemnościach było w jego spojrzeniu parę nowości, których nie dostrzegłam wcześniej. Pomyślałam, że albo niedokładnie go oglądałam, albo po prostu w ostatnim dniu pozwolił poznać się od deski do deski.

Byliśmy już krótko przed zaśnięciem, nam obojgu kleiły się oczy, a oddech zaczynał się wyrównywać. Wtuleni, w pewnym sensie splątani, jakbyśmy wciąż byli jednością. Aż naraz Justin powiedział:

-Byłbym zapomniał, wszystkiego najlepszego, słońce. - Uśmiechnęłam się w jego pierś. Pamiętał. Oczywiście, że pamiętał. - Ale prezent dostaniesz dopiero nad ranem. 

Co prawda sądziłam, że życie zapoznało mnie już z każdym swoim aspektem i nie czeka na mnie więcej niespodzianek. A jednak wkrótce miałam się przekonać, że żyłam w sporym błędzie.





~*~

Wesołych świąt! ♥
Przed nami jeszcze tylko epilog :)
ask.fm/Paulaaa962

18 komentarzy:

  1. Jejku popłakałam się ;(
    Tak cholernie mi szkoda,że muszą się rozejść teraz, kiedy według mnie najlepiej się dogadują.
    A może to jednak nie będzie ich koniec? Intryguje mnie ta niespodzianka od Justina i jestem mega ciekawa co to może być. Może coś, co ich na nowo połączy? Mama taką nadzieję :)
    Rozdział cudowny :) (Chciałabym napisać,że czekam na następny, ale kurczę nie chcę, żeby to był już koniec tego ff, naprawdę zżyłam się z bohaterami i z ich historią i przyznam,że będzie mi tego wszystkiego brakować.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wesołych kochanie <3 rozdział cudowny jak zawsze !

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham!!❤❤ czemu tak szybko sie konczy?:((

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny 😍😍 jesteś najlepsza! Ahhh nie moge uwierzyć że to koniec :( to była cudowna podróż skarbie 😍😍


    Dziękuję ci 😘

    OdpowiedzUsuń
  5. to fanfiction zasluguje na 2czesc. odpowiedz czy bedzie kolejna czesc, blagam

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja się pytam co to za niespodzianka!? Ale trochę się jej obawiam.

    Wesołych świat <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Najlepszy rozdział ! Nie chce tego epilogu już !:(

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny!
    Tylko szkodzą ze został,tylko epitlog :((

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże chyba się ZESRAM jesli w końcu sie zlitujesz i zakonczysz to opowiadanie dobrze, pokocham Cie na nowo ❤

    OdpowiedzUsuń
  10. MUSI BYC 2 CZĘŚĆ ZAPLACE CI

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja chyba wiem, jaki to prezent <3 a przynajmniej mam nadzieję, że się nie mylę, byłoby pięknie :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Kocham to! Płacze! :cc aaa czekam na nn! ;'Ccc piszesz switnie i wbrew pozorom kocham Chloe XD

    OdpowiedzUsuń
  13. Popłakałam się :'( może niech się nie rozchodzą albo napisz drugą część żeby do siebie wrócili (: cokolwiek tylko niech będą razem (: błagam napisz drugą część ❤ to jest za świetne żeby już się kończyć, nie przeżyje tego (:

    OdpowiedzUsuń
  14. Co to za niespodzianka ?!?! Życzę weny 😘

    OdpowiedzUsuń
  15. O Boże cudowny. Pisz szybko epilog, bo nie mogę doczekać się co to za niespodzianka :*
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/
    http://lovme-likeyou-do-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Kocham to po prostu😍 czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  17. Chce już epilog:(( skończ to dobrze błagam

    OdpowiedzUsuń